Darth Slotharius słuchał uważnie starego sitha ostrożnie stąpając w te i z powrotem po pomieszczeniu. Wydawał się być bardziej pochłonięty gapieniem się na swoje stopy niż słuchaniem lorda. Istniało ryzyko że mrocznemu nie spodoba się sposób w jaki zachowywał się Derya ale ten jakoś nie mógł się uspokoić. Brak pełnej sprawności fizycznej irytował go do tego stopnia że wszystko inne, nawet rozłam w zakonie wydawało mu się błahostką...
- Czeka mnie duuużo ćwiczeń - Pomyślał i z rezygnacją oparł się o ścianę. W końcu spojrzał na Dartha Weirdensa ale w jego oczach nie dostrzegł gniewu. Stary sith musiał być rzeczywiście wyjątkowo cierpliwy...
- Nigdy nie wątpiłem w potęgę Annihiousa - Odezwał się tym razem na głos Slotharius - Jednak nigdy też nie zyskał on mojego poparcia... Zresztą pozostała dwójka też nie. Moim mistrzem był Lord Tearus i kiedy przysięgałem mu wierność nie miałem pojęcia o istnieniu pozostałych mrocznych lordów. Po jego śmierci nie wypowiedziałem co prawda swojego posłuszeństwa ale też nie przejmowałem się za bardzo służbą zakonowi. Annihious to głupiec. Jest potężny i posiada wiedzę ale mimo wszystko jest głupcem... Valkiriana i Golan-Thek nie są wcale lepsi. Nigdy nie przysięgłbym wierności żadnemu z nich nawet... tym bardziej pod przymusem - Wyrzucił z siebie Derya obawiając się trochę jak na jego słowa zareaguje Weirdens. Zerkając niepewnym wzrokiem na starego sitha kontynuował.
- Lordzie... Valkiriana i Golan-Thek są uwięzieni. Jeżeli zatem mam wybierać między Tobą a Bezimiennym... Masz moją wierność. Jeżeli jednak stając po twojej stronie staję się poplecznikiem Valkiriany czy Golan-Theka... Po prostu pozwól mi odejść. - Ostatnie słowa wypowiedział spokojnie mimo obawy jaka go wypełniała. Nie znał planów starego sitha i nie wiedział czy ten po rozłamie opowiada się, za którymś z członków triumwiratu. Jednego natomiast był pewien - Stary Mroczny Lord Sith bez problemu mógłby sam sięgnąć po władzę i tylko jego Darth Slotharius mógłby teraz poprzeć...