Korr odsłuchał wiadomość z niemałym szokiem, jego życie zdawało się być huśtawką sukcesów i porażek. Jednakże w tym szaleństwie jest metoda. Zleceniodawcy zalecili tylko nie wpaść w ręce wroga. Obecne priorytety Kel Dora uległy zmianie, nie miał pojęcia co należy zrobić. Stał jeszcze jakiś czas osłupiały przed wejściem do kantyny, wreszcie otrząsnął się z szoku i wszedł do środka, praktycznie pusto, nie licząc gości, którzy wynajęli pokoje. Korr minął barmana i uzbrojony w kartę dostępu skierował się do własnej kwatery.
Drzwi ustąpiły pod wpływem paska magnetycznego i tak szybko jak się otworzyły, tak samo szybko zamknęły. Qultist upadł od razu na łóżko, jego głowa wypełniona była różnymi myślami, nie wiedział dokąd teraz iść, co zrobić, jak się zachować. Był na obcej planecie pełnej sithów. Imperium rozpoczęło atak na jego jedyny dom. Amulet z łusek znalazł się teraz w jego dłoni choć z szyi nie zszedł to oglądał go. Jakby nie mając w co wlepić wzroku. Teoretycznie Agent Republiki, a jednak łowca głów pozbawiony zajęcia, jego celu. Kel Dor wstał po chwili rozmyślań i rozpoczął przygotowania do wylotu, dopiero w statku planował głębsze przemyślenia.
Teraz jednak spojrzał raz jeszcze w nocne niebo, gdzieś tam w oddali walczyli przeciwko Imperium, a on tutaj daleko. Korr westchnął głęboko i znów legł na łóżku, nie pozostało mu nic innego jak oczekiwać na nadchodzący dzień...
Dzień, który wstał dość leniwie i spokojnie, Kel Dor otworzył oczy i zebrał się z łóżka. Płaszcz zarzucił na siebie i schwycił swój miecz. Oręż znalazł swoje miejsce przy pasie. Qultist wziąłwszy głęboki oddech opuścił pomieszczenie i udał się korytarzem do barmana.
Wewnątrz części wspólnej kantyny kosmitę przywitały istoty wszelkiej maści od Ludzi, przez Rodian, aż po Shistavanian. Na myśl o Psach Korr wzdrygnął się, jeden z nich omal nie zakończył jego życia. Tymczasem choć pora była dość wczesna, barman na klientów nie mógł narzekać, zamówień miał więcej. Łowca głów oczekiwał w spokoju na swoją kolej, gdy wreszcie głos starszego mężczyzny przemówił.
- Coś podać? - Zapytał całkiem spokojnie. Wycierając kolejny z kieliszków brudną szmatą.
- Nie... Chciałem się wymeldować. - To mówiąc Kel Dor podał kartę dostępu, po czym skierował się do wyjścia. Barman nawet nie zdążył zapytać jaki jest powód jego nagłej zmiany decyzji, skoro jednak zapłacił z góry, nie jego problemem jest klient, który nie domaga się pieniędzy.
Okute buty stukały o posadzkę knajpy, mijał różne istoty, lecz nie zwracał na nie uwagi. Jego celem był freighter, którym tu przyleciał. Planowany kurs? Jeszcze nie zdecydował się na nic tak na prawdę.
Spokojnie, lecz dość prędko Kel Dor zbliżył się do swojego statku. Po drodze zatrzymała go jeszcze kontrola. Po rozmowie i okazaniu trzydniowego ID puścili go wolno. Całe szczęście dziś młody łowca nie miał większych problemów i choć jeszcze nie podjął decyzji, już stał przy nim oczekując na otwarcie luku.
Drzwi ustąpiły pod wpływem paska magnetycznego i tak szybko jak się otworzyły, tak samo szybko zamknęły. Qultist upadł od razu na łóżko, jego głowa wypełniona była różnymi myślami, nie wiedział dokąd teraz iść, co zrobić, jak się zachować. Był na obcej planecie pełnej sithów. Imperium rozpoczęło atak na jego jedyny dom. Amulet z łusek znalazł się teraz w jego dłoni choć z szyi nie zszedł to oglądał go. Jakby nie mając w co wlepić wzroku. Teoretycznie Agent Republiki, a jednak łowca głów pozbawiony zajęcia, jego celu. Kel Dor wstał po chwili rozmyślań i rozpoczął przygotowania do wylotu, dopiero w statku planował głębsze przemyślenia.
Teraz jednak spojrzał raz jeszcze w nocne niebo, gdzieś tam w oddali walczyli przeciwko Imperium, a on tutaj daleko. Korr westchnął głęboko i znów legł na łóżku, nie pozostało mu nic innego jak oczekiwać na nadchodzący dzień...
Dzień, który wstał dość leniwie i spokojnie, Kel Dor otworzył oczy i zebrał się z łóżka. Płaszcz zarzucił na siebie i schwycił swój miecz. Oręż znalazł swoje miejsce przy pasie. Qultist wziąłwszy głęboki oddech opuścił pomieszczenie i udał się korytarzem do barmana.
Wewnątrz części wspólnej kantyny kosmitę przywitały istoty wszelkiej maści od Ludzi, przez Rodian, aż po Shistavanian. Na myśl o Psach Korr wzdrygnął się, jeden z nich omal nie zakończył jego życia. Tymczasem choć pora była dość wczesna, barman na klientów nie mógł narzekać, zamówień miał więcej. Łowca głów oczekiwał w spokoju na swoją kolej, gdy wreszcie głos starszego mężczyzny przemówił.
- Coś podać? - Zapytał całkiem spokojnie. Wycierając kolejny z kieliszków brudną szmatą.
- Nie... Chciałem się wymeldować. - To mówiąc Kel Dor podał kartę dostępu, po czym skierował się do wyjścia. Barman nawet nie zdążył zapytać jaki jest powód jego nagłej zmiany decyzji, skoro jednak zapłacił z góry, nie jego problemem jest klient, który nie domaga się pieniędzy.
Okute buty stukały o posadzkę knajpy, mijał różne istoty, lecz nie zwracał na nie uwagi. Jego celem był freighter, którym tu przyleciał. Planowany kurs? Jeszcze nie zdecydował się na nic tak na prawdę.
Spokojnie, lecz dość prędko Kel Dor zbliżył się do swojego statku. Po drodze zatrzymała go jeszcze kontrola. Po rozmowie i okazaniu trzydniowego ID puścili go wolno. Całe szczęście dziś młody łowca nie miał większych problemów i choć jeszcze nie podjął decyzji, już stał przy nim oczekując na otwarcie luku.