Grupa Sithów niemal bezszelestnie maszerowała jeszcze niezbyt gęstym lasem. Jednak po kilkuset metrach, gdzie nie dotarły jeszcze ekipy karczujące otoczenie Świątyni, dżungla była co raz gęściejsza. Darth Starrius bez słowa prowadził drużynę, marząc o tym, by jak najszybciej wrócić na Korriban i nie wysłuchiwać rozkazów starego Weirdensa. Kilkanaście minut później dotarli na skraj polany.
- Głupotą byłoby byśmy przemaszerowali przez środek tego miejsca. Jedna grupa pójdzie w prawo i obejdzie to cholerstwo... - rzekł Twi'lek wskazując Aviena, Yarina i Marcusa, a następnie dodał - a moi przyjaciele ruszą lewo. Bądźcie czujni, nie mam zamiaru potem składać raportu, że któryś z was posłużył jako jadło dla kryształowych węży.
Chwilę później odwrócił się i pomaszerował w swoją stronę, a tuż za nim kroczyło pięć identycznych postaci...
- No cóż, jego towarzystwo nie jest zbyt miłe. - rzekł niemal wesoło Lowland - Ruszajmy, polana jest rozległa więc trochę nam zejdzie obejście jej dookoła.