West zupełnie nie rozumiał całego zdarzenia. Indianin raczej nie powiedział nic odkrywczego. Raczej nikt nie zapuszczał się przez dzikie prerie w celach podróżniczych. Nie po to tworzono trakty czy też żelazną kolej oraz drogi. Tutaj buszowali jedynie bandyci, poszukiwacze złota bądź stróże prawa chcący w końcu dopaść Mad Joe'a.
Rick zaczął zastanawiać się czy czasem ich czerwonoskóry rozmówca nie jest pod wpływem jakiś roślinnych środków odurzających. Wtedy zapewne rozpocząłby jakiś szaleńczy taniec wokół ogniska bądź rzucił się z bronią na "blade twarze". Istniała też możliwość, że razem z McGingersem i wcześniej z Goodem ulegli jakiejś zbiorowej halucynacji, której powodem mogły być jakieś składniki w wodzie wziętej do bukłaków na podróż.
Jedyną niejasnością, jeżeli chodzi o słowa, były trzy ostatnie wyraz powiedziane przez Indianina. Richard West nie do końca rozumiał do czego miały się odnieść. Jeżeli do tego, że ktoś zginie w konfrontacji między nimi a bandą Joe, była to kolejna oczywistość, chyba że Indianinowi chodziło o coś innego.
- O co w tym wszystkim chodzi..? - mruknął mężczyzna ni to do siebie, ni do McGingersa.