Imię postaci: Lyos Aktar
Rasa: Cerean
Profesja: Mechanik
Wiek: 26 lat
Wygląd:
Lyos jest dobrze zbudowanym Cereaninem, na czubku głowy widnieje krótka siwa kitka, która podkreśla jego męstwo i płeć. W okolicach lewego oka widnieje dość długie znamię.
Usposobienie:
Lyos jest osobą, którą cechuje dobroć i współczucie. Potrafi godzinami rozmyślać nad wieloma rzeczami jak i medytować w spokoju na łonie natury. Cereanin jest szczery i hojny. Od dziecka był obowiązkowy i ostrożny. Cecha, z którą nie potrafi się uporać i walczy z nią dzień w dzień to dociekliwość, mimo to stojąc nieopodal Cereanin'a łatwo wyczuć bijącą od niego aurę dobra.
Historia:
Na planecie zwanej Cerea, zawitał kolejny spokojny poranek. Ptaki powoli budziły się ze snu, promienie słońca otulały mieszkańców miasta, a lekki wiatr nadawał roślinności ruchu. Nieopodal małego miasteczka mieszkał młody Cereanin, mający marzenia i pomysły na prawdziwe życie. Każdego dnia budził się z myślą, która trapiła go od wielu lat. Mianowicie \"Brak wolności, swobody i pogody ducha.\" Rodzice nie pozwalali mu opuszczać ojczystej planety z nie wiadomego powodu. Ten nie chciał im robić przykrości, ani przeciwstawiać się. Przynajmniej przez pewien okres, gdy nie będzie pełnoletni.
Chłopiec dniami przesiadywał przy lądowiskach i wypatrywał latających wahadłowców oraz innych statków. Zazdrościł swoim rówieśnikom, którzy zachwalali się cały czas, gdzie oni nie byli i czego oni nie widzieli, nie wiedząc jak bardzo to rani małego Cereanina. Pewnego razu, gdy chłopiec samotnie siedział na lądowisku zauważył lądujący wahadłowiec, z którego wyszedł człowiek mający na sobie szatę, której wcześniej Cereanin nigdy nie widział. Miał pewne domysły, kim może być ta postać, już kiedyś widział tak ubranego człowieka, lecz nie był w stanie przypomnieć sobie gdzie.
Kilka lat później, gdy Lyos od jakiegoś czasu pracował z ojcem jako mechanik. Wiele osób mówiło, że dobrze mu idzie praca przy maszynach, lecz on tylko przytakiwał i dziękował. W końcu co to za przyjemność pracować przy czymś, nie mogąc tym nawet nigdzie wyruszyć. Zawsze ojciec wsiadał i testował naprawiony sprzęt, nigdy Cereanin nie wiedział dlaczego rodzice nie pozwalali mu wsiadać do statku, lecz nadszedł czas, kiedy Lyos miał już tego serdecznie dość. Poprosił rodziców, aby znaleźli dla niego czas i wieczorem przyszli mu coś wytłumaczyć.
Nastał wieczór, rodzice usiedli na werandzie z synem i zaczęli rozmowę, lecz nieopodal od nich, zakapturzona osoba wędrowała w stronę miasteczka. Akurat przechodząc usłyszała rozmowę jaką prowadzili rodzice z synem.
- Matko, Ojcze proszę was o szczerość przy tej rozmowie. <Powiedział pewny siebie Lyos>
- Dobrze, tylko powiedz nam o co Ci chodzi i co takiego ważnego masz z nami do omówienia?<Zapytała, podejrzliwie matka>
- Powiedzcie mi dlaczego odkąd jestem na tym świecie, ani razu nie pozwoliliście mi wsiąść do wahadłowca, dlaczego zabraliście mi całe moje dzieciństwo, gdy inni cały czas latali i zwiedzali świat! <Zmartwiony odparł>
- Wiedzieliśmy, że kiedyś musi nadejść taki dzień, w którym dowiesz się wiele o swojej przeszłości. <Odpowiedział zasmucony Ojciec>
- O jakiej przeszłości, co przede mną ukrywacie?<Zdezorientowany młodzieniec zapytał>
- Kiedyś wraz z twoją matką, lecieliśmy po niezbędne części do naprawy pewnego wahadłowca. Naglę zauważyliśmy szczątki statków, wiedzieliśmy, że zaszło tutaj coś strasznego. Gdy tylko zobaczyliśmy kawałek statku, który miał namalowany symbol wahadłowca szpitalnego... <Nie dokończył zdania>
- I co to ma wspólnego ze mną?! <Poddenerwowany Lyos zapytał>
- Wtedy zauważyliśmy, małą kapsułę która leciała bez celu. Była ona w bardzo dobrym stanie i zabraliśmy ją do statku. Gdy tylko matka weszła pokład niżej sprawdzić co w niej jest, okazało się że niemowlę. To byłeś ty synku. <Odparł ojciec mający łzy w oczach>
- Co!? Tyle czasu i nic mi nie powiedzieliście, to nie jest możliwe!<Zdenerwowany wstał i uderzył w stół>
Gdy chłopiec pobudzony emocjami uderzył w stół, ten połamał się na części, co było nieprawdopodobne. Tylko dobrze zbudowany Cereanin był w stanie zniszczyć taki stół, a co dopiero 16 letni młodzieniec.
Zdziwiona oraz wystraszona matka dokończyła.
- To nie tak, chcieliśmy Ci powiedzieć, lecz byłeś i nadal jesteś na to za młody. Z resztą jak wiesz nasza rasa odróżnia się od innych. My pamiętamy wszystko z dzieciństwa, dlatego jeśli do tej pory nic sobie nie przypominałeś, to tym bardziej nie chcieliśmy, abyś wsiadał do statków, ponieważ to wywołałoby u ciebie wspomnienia. Nie chcieliśmy psuć Ci dzieciństwa synku!<Rozpłakana matka odparła>
- Wszystko zepsuliście, rozumiecie wszystko! <Zdenerwowany pobiegł w stronę miasta>
Zakapturzony mężczyzna wszystkiemu się przyjrzał i sam był zdziwiony co do sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. Był pewien, że coś w tym chłopcu jest innego. Coś co różni go od innych rówieśników, miał podejrzenia, że jest w nim moc, która właśnie się ujawnia, lecz to za mało by być tego pewnym. Dlatego ruszył szybko za młodzieńcem.
Lyos udał się w stronę wzgórza, z którego widoczny był piękny krajobraz okolicznych miejsc. Zawsze gdy miał jakiś problem, bądź coś go raniło, udawał się w to miejsce i rozmyślał nad wszystkim. Szum trawy, powiew wiatru i śpiew ptaków, pozwalały mu oczyścić swój umysł. Tym razem było tak samo. Był to późny wieczór, w okolicy nie było zbyt bezpiecznie. Niestety młodzieniec był tak zaślepiony złością i gniewem, które mieszały mu w głowie, że nie zwracał nawet na to uwagi. Gdy dotarł na sam szczyt, jak zwykle usiadł przy samym skrawku skarpy i czekał, aż emocje przeminą. Naglę w gąszczach usłyszał szelest i odgłosy kilku osób. Wystraszony Lyos wstał i zaczął nieustannie głośno pytać:
- Halo, jest tam ktoś!?
- Jeśli ktoś robi sobie żarty, to nie jest odpowiedni moment.
Naglę poczuł silny ból w okolicach tylnej części głowy. Upadł na ziemię, lecz o dziwo nie zemdlał. Wtedy zauważył, że stoi nad nim kilka dziwnie ubranych osób, które wyglądały jak najemnicy, mówiły w nieznanym mu języku. Wtedy zakapturzona postać, która podążała za młodzieńcem chwyciła za miecz świetlny i zrobiła krok ku złoczyńcom, lecz po chwili wszyscy ludzie otaczający leżącego Cereanina odlecieli od niego na około dziesięć metrów. Zdziwiony, zakapturzony mężczyzna podbiegł do Lyos'a i pomógł mu wstać, lecz ten będący w szoku zaczął się wyrywać myśląc, że jest to jeden z najemników:
- Spokojnie chłopcze, już po wszystkim, nie jestem jednym z nich. <Powiedział zakapturzony mężczyzna>
- Kim jesteś i czego chcesz!? <Zapytał poobijany Lyos>
- Moje imię nie ma tu większego znaczenia, dlatego ja zadam to pytanie, jak się zwiesz młodzieńcze? <Zapytał, zdejmując kaptur>
- Jestem Lyos, z resztą nawet nie wiem czy to jest moje prawdziwe imię. <Przypomniał sobie rozmowę z rodzicami>
- Powiedz mi jak to zrobiłeś? <Rycerz Jedi spogląda na nieprzytomnych mężczyzn>
- Nie wiem, jeden z nich chciał mnie uderzyć, wtedy zasłoniłem rękami twarz i poczułem powiew wiatru, zrobiło się cicho, a oni już leżeli. <Odpowiedział wystraszony młodzieniec>
- Niestety słyszałem twoją rozmowę z rodziną, bardzo Ci współczuję. <Odparł Szermierz>
- Czy ty jesteś Jedi? <Zapytał Lyos spoglądając na miecz świetlny Keldora>
- Tak, pochodzę z Yavin IV. - <Uśmiechnął się Invereus, po czym zasłonił miecz świetlny szatą>
- Pozwól mi ruszyć z tobą, nie mogę tutaj zostać, nie wrócę do swego domu mimo wszystko. <Zaczął prosić młodzieniec>
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, lecz nie wróżę Ci tutaj świetlanej przyszłości, a nie możesz zmarnować swojego przeznaczenia chłopcze. Także, podążaj za mną i bądź czujny, nie wiadomo co w tym lesie jeszcze może czyhać. <Zdezorientowany odpowiedział>
- Dziękuję, to chyba jedyna szczęśliwa rzecz, która spotkała mnie dotychczas. <Powiedział chłopiec ruszając za Keldorem>
Autor: Lyos aka Nar-Dali-Odo