1. Nazwa Postaci: Vaurag (dawniej Sotherius Krell)
2. Rasa: Człowiek urodzony na Coruscant
3. Profesja: Wojownik Sithów
4. Data Urodzenia: 5 ABY
5. Usposobienie:
Łatwo poddaje się emocjom i wpada w szał, a kiedy to się stanie, biada jego wrogom. Przyjaciołom zresztą też jeżeli wejdą mu w drogę. Szał niszczenia, który go opanowuje jest nie do stłumienia. Dopiero gdy zostaje sam - pośród trupów swych przeciwników - na polu walki, czuje się spełniony. Lecz nawet wtedy jego emocje nie gasną, karmi nimi Ciemną Stronę, podtrzymuje w sobie pasję, która gotowa jest wybuchnąć w każdym momencie.
6. Wygląd:
Wysoki, atletycznie zbudowany, silnie umięśniony. Ma długie, spływające na ramiona kruczoczarne włosy, kozią bródkę oraz rzadko spotykany, czerwony kolor tęczówek. Kolejnym charakterystycznym wyglądu młodzieńca elementem jest długa, szpetna blizna biegnąca tuż poniżej oczu przez całą szerokość jego twarzy. Jego twarz zdobi lekko haczykowaty nos i niezmiennie wyniosły wyraz twarzy. Zmienia się on jedynie na czas walki, gdy wojownika ogarnia szał, który przeobraża jego oblicze w przepełnioną szaleństwem i rządzą zadawania bólu maskę. Zwykle nosi na sobie czarną zbroję z durastali. Na zbroję zarzuca równie czarny płaszcz zaś u boku zwisają dwie rękojeści mieczy świetlnych. Jedną standardową i drugą krótszą, by ułatwić walkę dwiema broniami.
U pasa zwisa również maska, którą – nauczony doświadczeniem – zakłada na twarz w czasie pojedynku z osobnikiem dzierżącym miecz świetlny. Maskę tę podobno wykonano z beskaru (wedle słów sprzedawcy. Maska nie posiada żadnych zdobień, jest nieskazitelnie czarna z czerwonym wizjerem.
7. Umiejętności:
- Walka mieczem świetlnym – już za czasów szkolenia u Jedi, Sotherius nauczył się podstaw dwóch stylów walki, standardowego Shii-Cho oraz akrobatycznego Ataru; po wydaleniu z Zakonu z powodu nazbyt częstych napadów agresji oraz wielokrotnego (i niejednokrotnie celowego) okaleczania swoich sparing partnerów i dołączenia do Sithów dołączył do tego jeszcze jeden styl, umożliwiający walkę dwoma mieczami Niman. Marzeniem młodego Sitha stało się zostać Mistrzem Broni.
Style Walki:
Shii-Cho
Ataru
Niman
- Fotograficzna pamięć – zapamiętuje każdy szczegół, twarz, tytuł książki, które zobaczy
- Podstawy programowania i łamania zabezpieczeń – może do systemów Klanu Bankowego czy głównego systemu Nowej Republiki się nie włamie, ale potrafi poradzić sobie z zamkiem w drzwiach czy z zaprogramowaniem małego robota.
- Pilotowanie małych myśliwców – i znów, nie da rady pilotować Star Destroyera, ale z myśliwcami sobie poradzi.
- Wrażliwość na Moc
Opanowane techniki mocy:
• Pchnięcie Mocą
• Telekineza
• Duszenie Mocą
• Rzut Mieczem Świetlnym
• Krzyk Mocy
8.Ekwipunek:
- Dwa miecze świetlne
- Durastalowa zbroja
- Maska (podobno wykonana z beskaru)
- Czarny płaszcz
- Podręczny pakiet medyczny
- Cyfronotes
- Komunikator
- Około 1000 kredytów oszczędności
9. Środki komunikacji:
Myśliwiec CloakShape, który Vaurag kupił na Nar Shadda. Został ulepszony względem wersji podstawowej. (Między innymi posiada hipernapęd). Posiada standardowe uzbrojenie, tj. 2 sprzężone działka laserowe i 2 wyrzutnie rakiet.
10. Historia:
Ogólne fakty:
Już jako małe dziecko przejawiał zdolności władania nad Mocą a jego rodzina nie ukrywała tego faktu. Gdy tylko stało się to możliwe, został wysłany do akademii Jedi na Yavinie IV, by zostać wyszkolonym na obrońcę galaktyki.
Sotherius narodził się na Coruscant jako członek stosunkowo zamożnej rodziny Krellów. O jego przeszłości nie można zbyt wiele powiedzieć. Starannie zatarł wszystkie ślady swego pochodzenia. Pewnego dnia, już po wydaleniu go z akademii Jedi, całą jego rodzinę, wraz ze służbą znaleziono martwą w mieszkaniu. Na ich ciałach nie było widocznych śladów, które sugerowałyby co przyczynę ich śmierci. Odnotowano jedynie fakt, że wszystkie konta rodziny zostały opróżnione.
Krótki pobyt w Akademii Jedi [14-20 ABY]
U młodego Krella stwierdzono potencjał i natychmiast rozpoczęto szkolenie, najpierw uczył się razem z resztą młodych studentów, trenował walkę mieczem treningowym. Gdy po trzech latach nauki udało mu się skonstruować własny miecz świetlny przydzielono mu Mistrza.
Od tego zaczęły się kłopoty, zadufany w sobie, od zawsze rozpieszczany młodzian zaczął okazywać pychę i pogardę dla słabszych od siebie. Pierwsze incydenty w sparingach nie owocowały karami, jedynie upomnieniami w stylu „nadmierne poddawanie się agresji” i inne teksty Jedi. W 17 ABY, młody Sotherius opanował w zadowalającym stopniu styl Shii-Cho, od zawsze fascynowała go przede wszystkim walka mieczami świetlnymi, było to jego pasją. Każda sekwencja, którą pokazywał mu Mistrz, była przez niego przyswajana w ciągu kilku godzin praktyki, nie ważne jak bardzo skomplikowana by nie była. Wtedy zrodziło się jego marzenie, zapragnął zostać Mistrzem Broni, człowiekiem, który opanuje walkę wszystkimi stylami. Od razu po opanowaniu jednego przystąpił do nauki nowego - Ataru. Jednakże ledwo opanował podstawy, miał miejsce incydent, który zaważył na jego przyszłych losach.
Incydent ten miał miejsce w czasie sparingu, w którym mierzył się z innym studentem – Twi’lekiem. Jego sparingpartner ponad wszystko stawiał spokój i opanowanie, był on uznawany za jednego z najlepszych w całej akademii. Walka była niezwykle długa, zazwyczaj Sotherius pokonywał przeciwnika w kilka minut, teraz jednak walka trwała już ponad pół godziny i ani trochę nie zbliżyła się do rozstrzygnięcia. Przyszły Sith coraz bardziej wściekły zauważył, że jego przeciwnik bawi się z nim, robi z tego widowisko, by utemperować człowieka uznawanego za najlepszego wśród uczniów szermierza. Z trudem zachowywał spokój.
Od blisko pięciu minut nie padł żaden cios, uczniowie, którzy zbierali się w coraz większej ilości wokół walczących obserwowali jak dwaj walczący mierzą się wzrokiem i okrążają się czekając na ruch przeciwnika. Co chwilkę naciskali również mocą na swe tarcze, które każdy wojownik podnosi przed stanięciem do pojedynku. Słowem – po pierwszej fazie walki, szybkich wymianach ciosów sprawdzających wytrzymałość i skuteczność obrony przeciwnika, przyszła pora na zastanowienie i dokładne zaplanowanie kolejnego ruchu. Sotherius postanowił zmienić taktykę. Przez chwilę stał i chłonął potęgę Mocy, lekko zaprawioną nienawiścią i gniewem, co mogło być sutkiem niezwykle długiej – jak na Krella – walki. Jednakże nawet tak niewielka część wystarczyła. Potężne pchnięcie mocy przebiło się przez obronę Twi’leka i wytrąciło mu miecz treningowy z rąk, jednakże to nie był koniec walki. W powietrzu leciał zapalony miecz świetlny, wyciągnięty zza pazuchy, nie miecz treningowy, a prawdziwa, kolumna energii zdolna przebić niemal każdy materiał. Przeciwnik Krella wciąż próbujący złapać równowagę, nie miał szans uniknąć ostrza. Niebieska kolumna energii miecza gładko przecięło jego szyję.
Sotherius nie czuł wyrzutów sumienia, zabił innego z uczniów, zabił, ponieważ tego chciał. Po raz pierwszy poczuł co jest jego przeznaczeniem – nieustanna walka, zadawanie śmierci i bólu. Zrozumiał też, że jego przyszłość nie wiąże się z Zakonem Jedi. Tak też było, jeszcze tego samego dnia został wydalony, a statek miał zabrać go (razem z eskortą złożoną z dwóch Rycerzy Jedi, która miała na celu opanowanie możliwych wybuchów) na Coruscant w celu poddania go psychologicznej opiece. Miał tam nauczyć się panowania nad wybuchami gniewu.
Zakłócony lot i początki nauki u Sithów [20 ABY]
Statek, który miał zabrać młodzieńca na Corrie nigdy nie osiągnął celu. Tuż przed skokiem w nadprzestrzeń zaatakował ich niewysyłający kodu transpondera frachtowiec YT-1930. Zanim pilot promu Akademii zdążył zareagować, laserowe błyskawice wrogiej jednostki unieruchomiły jego silniki. Po kilku minutach rozległ się szczęk cumowania. Na pokład wdarła się dwójka istot z wściekłością na twarzy i mieczami o krwistoczerwonych ostrzach w rękach – Sithowie. Rycerze Jedi natychmiast dobyli broni i zaczęli bronić się przed atakami. Jednak całkowicie zapomnieli o młodym Sotheriusie, któremu już dawno (w kilka miesięcy po ukończeniu pierwszego) udało się skonstruować i ukryć wśród swych rzeczy, które na szczęście wolno mu było zabrać z akademii, drugi miecz, który miał mu kiedyś posłużyć do walki dwoma mieczami. Zajęci odpieraniem ataków, ze strony groźniejszych – jak się zdawało – przeciwników, nie zwracali uwagi na młodego człowieka, który w tym ataku upatrzył swoją szansę na ucieczkę i kontynuację nauki tajników Mocy.
Szybko wydobywszy rękojeść z fałd szaty zapalił fioletowe ostrze i skupiając cały swój gniew w jednym ciosie, uderzył przez plecy bliższego Jedi, który nie miał szans na uniknięcie takiego ataku. Po chwili dwaj Sithowie i młody Sotherius, z wyłączonymi już mieczami, byli jedynymi żywymi istotami na statku. Gdyby nie fakt, że pomógł im walce młodzian zginąłby niechybnie. Bez słowa dwójka Sithów – Mistrz i uczeń, starszy człowiek i Zabrak – spojrzała na byłego Jedi i kiwnęła głowami.
- Verr’sak, zabierz chłopaka na nasz statek i przygotuj go do odlotu. Wracamy na Korriban. – powiedział człowiek. – ja w tym czasie przeszukam ten statek w poszukiwaniu informacji.
- Tak jest mistrzu – odpowiedział mu Zabrak o czerwonej barwie skóry. Skinął na Sotheriusa i ruszył w kierunku śluzy, tam znów skinął głową nakazując chłopcu, by szedł pierwszy. W chwili gdy chłopak szedł przez śluzę w kierunku YT, Sith obejrzał się i - upewniwszy się, że mistrz siedzi w kokpicie, całkowicie pochłonięty kopiowaniem danych – szybkim ruchem wyjął zza pazuchy kilka detonatorów termicznych, włączył zapalnik czasowy i ruszył przez śluzę śladem chłopaka.
Sotheriusa tknęło nagłe przeczucie czy też – jakby to określili Mistrzowie w Akademii – poczuł zakłócenia w Mocy, od razu ruszył do sterowni. Gdy Verr’sak wkraczał na pokład frachtowca, ten był już gotów do odlotu. Od razu zamknął gródź, zostawiwszy śluzę otwartą, bo Mistrz gdyby usłyszał trzask z zamykania na pewno zorientowałby się co się święci i szybko uciekł z tego „tonącego okrętu”. Wszedłszy do kokpitu Zabrak spojrzał na młodego Krella i zrozumiał, że nie mylił się, ten człowiek nada się idealnie, kolejny wybór Verr’saka okazał się trafnym. Spojrzał na cyferki na ręcznym detonatorze (nigdy nie można było być niczego zanadto pewnym). Jego byłemu mentorowi zostało marne 30 standardowych sekund życia. Zdalnie zamknął śluzę i oddalił „Zemstę” od statku, który za kilka chwil miał stać się grobowcem mistrza Sithów. Z lubością spoglądał to na iluminator, to na czas na zmieniające się cyferki na wyświetlaczu. Wreszcie, gdy czas dobiegł końca, a przestrzeń kosmiczną rozświetlił ,wybuch na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Zapamiętaj to, w ten sposób i ty kiedyś pozbędziesz się mnie. Tak Sithowie wzmacniają swój zakon, słaby musi zginąć z ręki silnego, uczeń musi wyeliminować swojego mistrza, gdy ten nie będzie już w stanie nic mu przekazać. To może nie było moje wymarzone „przejęcie schedy”, zawsze chciałem przebić jego ciało moim mieczem, lecz dzisiaj wyczułem intencje starucha. Tak jak ja, poczuł emanującą z twego ciała potęgę i nienawiść, zrozumiał, że możesz stać się silniejszy ode mnie i zapragnął mnie „wymienić”. Ja jednak zrobiłem to pierwszy. Teraz zapomnij o tym, kim byłeś, z tą chwilą narodziłeś się na nowo, wybierz imię, pod którym będziesz teraz znany. Będzie to znak, że twoje dawne życie przeminęło. Klęknij i powiedz mi swe nowe miano.
- Vaurag. – bez zastanowienia powiedział młody uczeń Sithów, nawet przez chwilę w jego umyśle nie zagościła myśl o odrzuceniu tej „propozycji”.
- Powstań więc Vauragu, uczniu Verr’saka. Teraz nauczę, cię wszystkiego o byciu Sithem.
Nauka u boku Verr’saka [20-25 ABY]
O tym okresie nie można zbyt wiele powiedzieć, tak jak i o dzieciństwie Vauraga. Verr’sak, zabiwszy swego mistrza stał się renegatem. Przedłożył doktrynę Bane’a nad obecnie panującą doktrynę Triumwiratu. Mistrz i uczeń ciągle podróżowali po galaktyce w poszukiwaniu artefaktów dawnych Sithów. Wiadomym jest jednak, że to w tym okresie przybył na Coruscant i wymordował swoją rodzinę oraz, że kształcenie przyszłego Sitha odbywało się na piaszczystej planecie Tatooine, zdala od wścibskich oczu Jedi i pachołków Triumwiratu.
Śmierć Verr’saka. Pojedynek. [26 ABY]
Wreszcie nadszedł z dawna wyczekiwany przez Vauraga moment… Mistrz przekazał mu wszystko to, co sam wiedział o Ciemnej Stronie. Nie był mu już do niczego przydatny. Nadszedł czas, by upomnieć się o należne mu miejsce. Nadszedł czas by samemu stać się Mistrzem. Lecz nie może się to stać w tej osadzie, gdzie otaczało ich tylu ludzi. Pustynia Tatooine nadawała się doskonale. Problemem pozostawało zwabienie tam Verr’saka.
Nie mniej jednak, trzeba było spróbować.
Szczęście uśmiechnęło się jednak do młodego Sitha. Następnego dnia Verr’sak postanowił ruszyć w dalszą drogę przez Morze Wydm. Na samą myśl o przeszyciu ciała Zabraka klingami dwóch mieczy świetlnych, Vaurag poczuł narastające w jego sercu emocje. Natychmiast zaczął nimi karmić Ciemną Stronę.
Kilka godzin później dwoje wędrowców odzianych w czarne szaty wkroczyło do przepastnej doliny, w której walały się olbrzymie kości. Tak, to było idealne miejsce na pojedynek dwójki Sithów. Szybkim, zdecydowanym ruchem młodzieniec odpiął klamrę płaszcza i zrzucił go na ziemię. Pod płaszczem ubrany był w czarną durastalową zbroję. U pasa błyszczały rękojeści jego mieczy świetlnych. Nie musiał się odzywać. Verr’sak wiedział co za chwilę nastąpi. To było nieuniknione, wiedział o tym od chwili, gdy wkroczyli do doliny. Podobnie jak Vaurag, on też zrzucił płaszcz i nie marnując czasu przywołał rękojeść swego miecza do ręki. Nie bawił się w odpinanie go od pasa tak jak Sotherius. Postanowił jednak się odezwać:
- A więc wreszcie się na to zdecydowałeś. Czekałem na ten moment. Nie zawiodłeś moich oczekiwań.
Nie rozbrzmiało jeszcze ostatnie słowo a Zabrak skoczył na Vauraga z zapalonym mieczu o dwóch ostrzach. Nie nosił na sobie ciężkiego pancerza jak jego uczeń, czyniło go to szybszym, jednakże wiedział, że młodzieniec potrafi doskonale zrównoważyć swą siłą spadek szybkości powodowany ciężarem zbroi. Tym razem jednak został zaskoczony. Sotherius również wyskoczył w powietrze i zapalił ostrze swego miecza. Jednak druga rękojeść nadal tkwiła za jego pasem. A więc nie będzie walczył w stylu Niman… to zaskoczyło Zabraka, założył bowiem, że jego uczeń będzie walczył stylem, który – ze względu na wykorzystanie dwóch ostrzy – da mu przewagę. Tylko zręczność uratowała Verr’saka przed utratą głowy w pierwszych sekundach starcia. Po wylądowaniu rozpoznał styl w którym walczył jego przeciwnik - Ataru. Chcąc zyskać sobie chwilę czasu na przemyślenie strategii posłał w stronę swego ucznia błyskawicę mocy. Vaurag jednak przewidział to, odpowiednio nastawił miecz i przyjął na niego całe uderzenie. Klinga rozbłysła wchłaniając ładunek po czym wróciła do normalnej postaci. Zabrakowi nie dane było zbyt długo myśleć. Młodzieniec znów skoczył w jego kierunku nie dając mu szans na opracowanie strategii. Ich miecze spotykały się raz po raz. Powietrze doliny rozbrzmiewało pomrukiem kling przerywanym raz po raz przez dźwięki wyładowań, gdy klingi się spotykały. Po chwili Verr’sek znowu został zaskoczony. Młody Sith cały czas walcząc jedną ręką uwolnił drugą z rękawicy i… wypuścił błyskawicę mocy w kierunku swego mentora. Ten nie zdążył nic zrobić, jego miecz był zablokowany przez miecz rywala, a atak niemalże nie do przewidzenia – Vaurag nigdy wcześniej nie korzystał z tej techniki Mocy. Mistrz Sithów niemalże stracił przytomność od potęgi, która przeszyła jego ciało. Zamknął oczy w oczekiwaniu na cios, który zakończyłby jego życie, ten jednak nie nadszedł. W powietrzu unosił się swąd przypalonego ciała.
Otworzywszy oczy Verr’sek ujrzał, że nie on jeden upadł porażony potęgą tego wyładowania. Mimo zdjęcia opancerzonej rękawicy, błyskawica poraziła też Sotheriusa, który stał obok, lekko zamroczony, ze zgaszonym mieczem w ręce. Ale jego trafił ledwie ułamek mocy, jaka przepłynęła przez ciało Zabraka. To on został przysmażony. Teraz boleśnie odczuwał skutki tych poparzeń. Z trudem podniósł się i podniósłszy miecz zapalił go, okazało się, że prąd przepływający przez jego ciało uszkodził też jego miecz. Jedno z ostrzy zgasło. „A więc moje szanse zmalały o połowę.” - pomyślał. W czasie, gdy on powoli odzyskiwał kontrolę nad swym ciałem i przygotowywał się do ostatecznego starcia, Vaurag z widocznym trudem podszedł do leżącej na ziemi rękawicy i założył ją. Teraz jednak młodzian musiał uznać, że wystarczy tej zabawy. Sięgnął lewą ręką do pasa i odpiął od niego rękojeść shoto. Niespiesznie nacisnął włączniki na obu rękojeściach. Wytrysnęły z nich dwie kolumny energii – czerwona i fioletowa. Uznał, że czas zakończyć ten pojedynek.
Mimo iż był na straconej pozycji Verr’sek nie miał zamiaru poddawać się bez walki. Wyciągnął przed siebie obie dłonie i zebrawszy całą swoją potęgę wypuścił błyskawicę w przeciwnika. Ten ze stoickim spokojem skrzyżował ostrza mieczy i pozwolił by przyjęły całą siłę uderzenia. Kolumny energii zadrgały, jednak po chwili wróciły do normy. Twarz młodszego Sitha wykrzywił pogardliwy uśmiech.
- Czy to wszystko, na co cię stać? – w jego głosie słychać było pogardę i niechęć do tego, kto przez ostatnie pięć lat był jego mentorem. – Teraz ja ci pokażę co potrafię.
Zabrak ledwo zdążył się zasłonić klingą swojego uszkodzonego miecza. Z okaleczonym ciałem nie był w stanie uskoczyć. Mógł tylko stać i odwlekać nieuniknioną śmierć. Wiedział, że umrze. Postanowił jednak pozostawić po sobie ślad, który będzie codziennie przypominał jego uczniowi o stoczonej walce. Gdy Sotherius przymierzał się do ostatniego ataku, Verr’sek zebrał resztkę swych sił i skoczył… Prosto na miecze przeciwnika. Jednakże jego atak odniósł zamierzony skutek. Zaskoczył Vauraga, który co prawda zadał śmiertelną ranę, a także odciął lewą rękę swego mistrza ale nie pozbawił go życia od razu. Ten zaśmiał mu się w twarz i wyprowadził cięcie – prosto w twarz młodzieńca. Zgodnie z przewidywaniami śmiertelnie rannego, młodzieniec wykonał instynktowny niemalże unik, nie uratowało go to jednakże całkowicie. Jego twarz od tamtej pory miała zdobić długa blizna, biegnąca przez całą szerokość jego twarzy tuż pod oczami. Wśród wydm rozległy się dwa głosy. Jeden wydawał z siebie wrzask bólu, drugi zaś przerażający śmiech.
Ból niemalże pozbawił Vauraga przytomności. Zdążył jedynie podczołgać się do swego płaszcza. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnął pakiet medyczny, który zawsze ze sobą nosi i wydobywszy z niego dwie igły z środkiem uśmierzającym wbił sobie igły w ciało i wstrzyknął substancję, niemalże od razu poczuł ulgę. Nie ocaliło go to jednak przed utratą przytomności.
Gdy się przebudził, był wieczór. Rozejrzał się po okolicy, z ulgą stwierdził, że jest sam. Spojrzał na zwłoki swego byłego mentora leżące kilkanaście metrów dalej i roześmiał się. Teraz to on miał prawo nosić tytuł mistrza, stać się Darthem Vauragiem, lecz zadał sobie pytanie, czy było to właściwe? Nie opanował wszystkich technik walki mieczem świetlnym, nie osiągnął swojego ostatecznego celu. Nie był więc jeszcze godny przyjąć tytułu Dartha… Na razie pozostanie Vauragiem. Tak, to było dobre imię.
Ale to nie czas na takie rozważania, trzeba odlecieć z tej planety, poszukać kogoś, kto będzie stanowił godne wyzwanie dla młodzieńca. Ostatnia taka osoba, która żyła na Korribanie leżała martwa u jego stóp. Jednakże, teraz w galaktyce aż roi się od Jedi... może któryś z nich będzie godnym wyzwaniem dla Vauraga, na pewno będzie stanowił dobry obiekt treningowy.
Kilka minut później był gotowy do wyruszenia. Nie miał zamiaru zakopywać zwłok swego mistrza, uznał, że ktoś, kto przegrał, nie zasługuje na pochówek. Nie omieszkał jednakże przeszukać jego płaszcza i kieszeni. Zabrał wszystko co przedstawiało jakąś wartość. Przede wszystkim były to kody dostępu do starego YT-1930, który pozostał ukryty w jednej z nielicznych osad na planecie. Znalazło się tam także kilkaset kredytów, no i oczywiście uszkodzony miecz świetlny. Zebrawszy to wszystko, Vaurag zarzucił na plecy swój płaszcz i ruszył w drogę.
Po dotarciu do osady, w której ukryty był stary frachtowiec natychmiast otworzył właz i włączył diagnostykę systemów. Wszystko było w normie, był gotowy do lotu. Tylko gdzie polecieć, oto jest pytanie. Zastanowił się chwilę i postanowił. Musi się pozbyć tego frachtowca i zdobyć coś mniejszego, bardziej mobilnego, coś co jedna osoba może bez trudu pilotować. Ustawił kurs na Nar Shadda, tam zdoła sprzedać YT-1930 i kupić jakiś myśliwiec.
Doleciawszy na Nar Shadda Vaurag dosyć szybko, zgodnie z oczekiwaniami, pozbył się frachtowca swojego mistrza. Po dołożeniu do uzyskanych ze sprzedaży kilku tysięcy kredytów pochodzących z „dziedzictwa” rodziny Krellów, na jego miejsce kupił myśliwiec typu CloakShape i doposażył go w hipernapęd oraz kilka innych usprawnień. Postanowił też zatroszczyć się o maskę, która miała ukryć jego twarz i chronić ją podczas walki. Dosyć szybko znalazł całkiem znośnie wyglądającą maskę. Czarną, z czerwonym wizjerem, rzekomo wykonaną z mandaloriańskiego żelaza (przez co cena była tak wysoka, że po zakupie młodzieńcowi została w kieszeni jedynie garść kredytów).
Teraz wreszcie był gotowy by ruszyć na poszukiwanie godnego przeciwnika i doskonalenie się w walce mieczem świetlnym.