Dwie sylwetki po woli zeszły po drabinie. Kolejne, mocno przerdzewiałe szczeble mocno skrzypiały pod naciskiem ich malutkich stóp. Szerokie kanały, wybudowane jako konstrukcja okrągłej rury, rozciągały się na wiele, wiele kilometrów wgłąb. W oddali tylko ciemność, gdzieniegdzie rozwiewana przez migoczące światło lamp wyrastających ze stropu. Z każdym kolejnym krokiem odór szamba, zgnilizny i ubóstwa zdawał się przenikać i zasłaniać zmysły. Jeśli ktoś nie był przyzwyczajony do takiego zapachu to z pewnością zwymiotowałby tutaj nie raz. Środkiem podłoża płynął cuchnący, mętny strumień, gdzieniegdzie zalewający "chodniczek" i wąskie przejścia, które go okalały.
Darren szedł do przodu. W zasadzie nie można powiedzieć, że się bał - jedyne co teraz czuł to nieprzyjemny zapach, który wręcz przyprawiał go o mdłości. Szybko zatkał nos i zacisnął usta, by niezbyt przyjemnie pachnące powietrze nie dostawało się do jego płuc takimi masami. Młody kolejny raz zdał sobie sprawę, że na Kiffex miał luksusowe życie w porównaniu do tego, co dzieje się teraz. Surowy trening ojca tylko sprzyjał jego rozwojowi; miał pod dostatkiem jedzenia, wygodne łóżko i zapewnioną edukację. Nie musiał każdego dnia walczyć o przetrwanie. Stały dach nad głową był jednak największym komfortem, którego nie mógł doświadczyć od momentu opuszczenia rodzinnej planety.
Jego tułaczka od początku była pasmem porażek. Gdy leciał na Nar Shaddaa, gnieździł się przez kilka dni w niewygodnym, plastalowym pojemniku tylko po to, by na miejscu jakimś cudem uciec swoim przewoźnikom. Szczęście w nieszczęściu. Kolejny tydzień błąkania się po ulicach i walki o przetrwanie nauczyły dzieciaka, że najlepiej polegać tylko na sobie. Błędne przekonania zostały wyprowadzone na równię dopiero, gdy gang grubasa zaczepił dzieciaka. Z opresji uratowali go gangsterzy, którzy chcieli uczynić z niego swojego sługusa. Darren nie zamierzał być czyimś niewolnikiem, toteż musiał po raz kolejny uciekać, a kara za nie wykonanie zlecenia musiała spaść na grubego, który pewnikiem już nie żyje. Selzen nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia - dzieciak dostał to, na co zasłużył pakując się w szemrane towarzystwo... Zresztą, nie tylko on znalazł sobie takich znajomych. Kilka dni później Darren był już na Coruscant, gdzie odnalazł albo raczej został odnaleziony przez młodą Alicię. Splot wydarzeń sprawił, że musieli teraz współpracować, a co gorsza - trafili z deszczu pod rynnę. Nie dość, że są poszukiwani przez policję i jakiś gang, to uciekając trafili do śmierdzących i ciemnych kanałów, w których kto wie, co może ich spotkać.
Historia Darrena jak dotąd wydawała się jakby groteskowa, jednak do tej pory oprócz uciążliwego pecha, przy każdej sytuacji miał ogromne szczęście. Niby trafił na Nar Shaddaa, gdzie miał zostać wykorzystany bądź nawet zabity przez gangsterów, z drugiej strony los pozwolił mu stamtąd czmychnąć. Z jednej strony został prawie zabity przez Grubasa, z drugiej strony udało mu się go pokonać. Z jednej strony jest ścigany, z drugiej jak na razie udaje mu się uciekać. Młodzian nie mógł liczyć na nic więcej jak na to, że dziwne szczęście będzie się go trzymało dalej. Trzeba było dorzucić jednak coś od siebie, a nie ślepo wierzyć, że przeznaczenie po raz kolejny wyciągnie mu pomocną dłoń. Nastała chwila oddechu - może niezbyt świeżego, jednak bardziej spokojnego niż do tej pory. Sytuacja ani miejsce nie były zbyt komfortowe, jednak lepsze to, niż spędzenie reszty swoich dni w areszcie. Chyba nastała odpowiednia chwila, by uzyskać kilka odpowiedzi na pytania i poznać swojego wspólnika...
- Jakie plany na najbliższą przyszłość? Chyba nie zamierzamy tutaj nocować... - zagadnął cichaczem. Chociaż Darren tego nie okazywał to jednak bardzo, bardzo cenił sobie Gersenównę. Jej odwaga pozwoliła im wybrnąć z tarapatów. Mimo, iż otrzymała ranę to nie dawała po sobie znać, jak bardzo jest ona bolesna. Zachowała zimną krew i potrafiła walczyć o swoje. Była w stanie zemścić się. Okazała w pełni wojowniczą postawę, dlatego właśnie Selzen bardzo sobie cenił jej towarzystwo. Przypominała mu ona bardzo jego ojca - była stanowcza, chłodna i nie prawiła komplementów.
- Jesteś wojownikiem... - powiedział Darren po chwili ciszy ni stąd, ni zowąd. Być może te słowa mogły zaskoczyć Alis, bądź być dla niej całkiem niezrozumiałe, jednak był to jeden z najwyższych komplementów, jakie mógł jej wypowiedzieć młody ośmiolatek.
Darren szedł do przodu. W zasadzie nie można powiedzieć, że się bał - jedyne co teraz czuł to nieprzyjemny zapach, który wręcz przyprawiał go o mdłości. Szybko zatkał nos i zacisnął usta, by niezbyt przyjemnie pachnące powietrze nie dostawało się do jego płuc takimi masami. Młody kolejny raz zdał sobie sprawę, że na Kiffex miał luksusowe życie w porównaniu do tego, co dzieje się teraz. Surowy trening ojca tylko sprzyjał jego rozwojowi; miał pod dostatkiem jedzenia, wygodne łóżko i zapewnioną edukację. Nie musiał każdego dnia walczyć o przetrwanie. Stały dach nad głową był jednak największym komfortem, którego nie mógł doświadczyć od momentu opuszczenia rodzinnej planety.
Jego tułaczka od początku była pasmem porażek. Gdy leciał na Nar Shaddaa, gnieździł się przez kilka dni w niewygodnym, plastalowym pojemniku tylko po to, by na miejscu jakimś cudem uciec swoim przewoźnikom. Szczęście w nieszczęściu. Kolejny tydzień błąkania się po ulicach i walki o przetrwanie nauczyły dzieciaka, że najlepiej polegać tylko na sobie. Błędne przekonania zostały wyprowadzone na równię dopiero, gdy gang grubasa zaczepił dzieciaka. Z opresji uratowali go gangsterzy, którzy chcieli uczynić z niego swojego sługusa. Darren nie zamierzał być czyimś niewolnikiem, toteż musiał po raz kolejny uciekać, a kara za nie wykonanie zlecenia musiała spaść na grubego, który pewnikiem już nie żyje. Selzen nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia - dzieciak dostał to, na co zasłużył pakując się w szemrane towarzystwo... Zresztą, nie tylko on znalazł sobie takich znajomych. Kilka dni później Darren był już na Coruscant, gdzie odnalazł albo raczej został odnaleziony przez młodą Alicię. Splot wydarzeń sprawił, że musieli teraz współpracować, a co gorsza - trafili z deszczu pod rynnę. Nie dość, że są poszukiwani przez policję i jakiś gang, to uciekając trafili do śmierdzących i ciemnych kanałów, w których kto wie, co może ich spotkać.
Historia Darrena jak dotąd wydawała się jakby groteskowa, jednak do tej pory oprócz uciążliwego pecha, przy każdej sytuacji miał ogromne szczęście. Niby trafił na Nar Shaddaa, gdzie miał zostać wykorzystany bądź nawet zabity przez gangsterów, z drugiej strony los pozwolił mu stamtąd czmychnąć. Z jednej strony został prawie zabity przez Grubasa, z drugiej strony udało mu się go pokonać. Z jednej strony jest ścigany, z drugiej jak na razie udaje mu się uciekać. Młodzian nie mógł liczyć na nic więcej jak na to, że dziwne szczęście będzie się go trzymało dalej. Trzeba było dorzucić jednak coś od siebie, a nie ślepo wierzyć, że przeznaczenie po raz kolejny wyciągnie mu pomocną dłoń. Nastała chwila oddechu - może niezbyt świeżego, jednak bardziej spokojnego niż do tej pory. Sytuacja ani miejsce nie były zbyt komfortowe, jednak lepsze to, niż spędzenie reszty swoich dni w areszcie. Chyba nastała odpowiednia chwila, by uzyskać kilka odpowiedzi na pytania i poznać swojego wspólnika...
- Jakie plany na najbliższą przyszłość? Chyba nie zamierzamy tutaj nocować... - zagadnął cichaczem. Chociaż Darren tego nie okazywał to jednak bardzo, bardzo cenił sobie Gersenównę. Jej odwaga pozwoliła im wybrnąć z tarapatów. Mimo, iż otrzymała ranę to nie dawała po sobie znać, jak bardzo jest ona bolesna. Zachowała zimną krew i potrafiła walczyć o swoje. Była w stanie zemścić się. Okazała w pełni wojowniczą postawę, dlatego właśnie Selzen bardzo sobie cenił jej towarzystwo. Przypominała mu ona bardzo jego ojca - była stanowcza, chłodna i nie prawiła komplementów.
- Jesteś wojownikiem... - powiedział Darren po chwili ciszy ni stąd, ni zowąd. Być może te słowa mogły zaskoczyć Alis, bądź być dla niej całkiem niezrozumiałe, jednak był to jeden z najwyższych komplementów, jakie mógł jej wypowiedzieć młody ośmiolatek.