Content

Coruscant

[Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Image

[Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Mistrz Gry » 26 Sie 2012, o 00:42

Scena pierwsza:

Opowieść o poszukiwaniu celu



Pixies, Where is my Mind napisał(a):
With your feet in the air
and your head on the ground
Try this trick and spin it, yeah
Your head will collapse
But theres nothing in it




Tau Altair Lakon, infant Fondoru i były subadministrator tamtejszej stoczni przenosi się z: [Coruscant] Miasto



Kontemplację widoku Świątyni Jedi przerwał Tau znajomy Verpin. Stoczniowiec nie zwracał zbytnio czasu na upływ czasu, ale jeśli obcemu udałoby się wykonać jakiekolwiek z jego poleceń w tak, wydawałoby się, krótkim czasie, stanowiłoby to na pewno dużo plus dla jego osoby. Konsjerż oczekiwał przez chwilę stał w drzwiach, czekając na reakcję dziwnego człowieka. Gdy świecące na niebiesko oczy nie zwróciły się w jego stronę przez kilka minut, postanowił się odezwać. Nie chciał tracić względów swojego najlepszego klienta i miał nadzieję, że taki okres oczekiwania wystarczy.
- Panie Lakon - zaczął niepewnie. - Udało mi się zakupić statek w niesamowitej ofercie. Jest to zmodyfikowany jacht SoroSuub Luxury 5000, posiada na pokładzie kasyno, łaźnię, salę balową, bibliotekę, pięć luksusowych sypialni, dwie łazienki i siłownię. Komputer statku posiada specjalny mózg, dzięki któremu można bezpiecznie i bezproblemowo kierować nim w pojedynkę - wszystko to wyczytywał z małego cyfronotesu, który trzymał w ręce. - Sprzedawca wystawił do na aukcję za milion trzysta tysięcy kredytów, ale po dołożeniu kolejnych dwustu tysięcy udało się przekonać go, że jest pan idealnym nabywcą. Zakupił pan także najnowszego droida, zeszłoroczny model, ale tegoroczny ma podobno zasadniczą wadę oprogramowania. Dopiszę to do pańskiego rachunku. Statek znajdzie się w naszym prywatnym doku jutro o 1100, wszelkie kody dostępu otrzyma pan na swój komunikator, a także będzie mógł je pan odebrać na miejscu. Droid dostępny będzie już dziś wieczorem.
- Dodatkowo w recepcji znajdują się osoby, oczekujące spotkania z panem. Jedną z nich jest jakaś para, kobieta i mężczyzna, wyglądają na Arkanian. Nie chcieli podać swoich pełnych godności, stwierdzili, że wystarczy panu nazwisko Nóbes. Wyglądają na kogoś, kto pana zna, szczególnie kobieta. Wyczułem to, gdy zadawała pytania o pana, na które oczywiście nikt nie udzielił jej odpowiedzi. Drugą osobą, która przybyła zupełnie przed chwilą jest Okuv Drakkainen. Podaje się za właściciela firmy, którą zainteresowały pana ruchy na giełdzie. Jego wizytówka jest wyjątkowo trudna do zweryfikowania, wydaje się być czysta, choć nie wygląda mi on na tego, za którego się podaje. Może pan zrozumie go lepiej.
- Ostatnie dwie sprawy. Jeden z moich ludzi przysłał raport, iż jest na tropie zamówionej przez pana energetycznej tarczy. Zajmie mu to jeden, góra dwa dni, ale powinien dostarczyć towar w tym czasie. Przyjechała także zamówiona przez pana grawilimuzyna. Gdzie powinniśmy odstawić zamówionego droida?
W końcu Verpin skończył swój wywód, dalej czekając na reakcję stoczniowca. Dla konsjerża całym wszechświatem wydawało się teraz dwoje niebieskich, świecących przygaszonym światłem oczu. Powrót do wielkiego świata znanej galaktyki od razu rzucał Tau w wir wrażeń i decyzji.
Zapowiadał się wspaniały pobyt na Coruscant.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Tzim A'Utapau » 26 Sie 2012, o 02:22

- Półtora miliona kredytów? - Tau miał twarz jak z kamienia. Za tyle można było kupić dosłownie dziesięć dobrych statków. - To zdecydowanie za drogo...
Podszedł do konsjerża i uśmiechnął się pod szlacheckim nosem przypominającym kokpit promy Lambda.
- Świetny wybór. Muszę mieć ten statek. Jak ci w ogóle na imię?
Nie poczekał na odpowiedź. Krzątał się po pokoju, wprowadzał dane do swojego unikatowego datapada. Przebrał się w strój półformalny.
- Naprawdę spisałeś się znakomicie. Później załaduję poprawki, które będę chciał wprowadzić. Przede wszystkim żadnego sterowania głosem. Nie cierpię, gdy pokładowa sztuczna inteligencja mówi. Zarejestruj jacht pod nazwą Męczennik 1. Dopilnuj, by miał męskie oprogramowanie. Załatw też dobrą ochronę w doku. Droid na pokład, ale najpierw tutaj. Chcę go zobaczyć. Wyczyśćcie mu pamięć. Z resztą zamówień mogę poczekać. Dobra robota.
Tau kiwał głową, choć wydawał się to robić tylko z wymuszonej grzeczności. Taki już był tryb jego wychowania. Nie mógł okazywać prawdziwego uznania, nawet jeśli, jak w tym przypadku, naprawdę był zadowolony z rezultatu. Udawał więc, że udaje pochwałę. A Verpinowi wypadało udawać, że udawania nie widzi. A raczej... że widzi tylko jedno udawanie. Protokoły były skomplikowane.
Co teraz? Ach, goście. Pracował z Arkanianami. Ale nie miał pamięci do nazwisk, ani nawet do twarzy. Kimkolwiek byli, najwyraźniej kierowała nimi jakaś prywata.
- Z Arkanianami spotkam się na recepcji, po drodze do grawilimuzyny. Rozumiem, że normalnie przeszli procedury bezpieczeństwa pięćsetki? Trzymamy się na przyszłość zasady, że nie wpuszczamy tu obcych. Nie znam żadnego Okuva. Skontaktuję się z nim przez Holonet, dopilnuj by na wizytówce był adres łącza. Jeśli bardzo mu zależy na czasie, może nagrać wiadomość. Odbiorę ją na moim datapadzie.
Lakon wystawił się całej galaktyce wizytą na Coruscant. Ale nie był głupi. I, jeśli miał być szczery wobec samego siebie, bez Faye nie czuł się już bezpieczny. Do tej pory zawsze ktoś o niego dbał. Musiał wypracować w sobie choć szczątkowy instynkt samozachowawczy, skoro miał się usamodzielnić. Literalnie pod oknem byli Jedi, a Lakonowie nadal nie wycofali nagrody. Skoro Arkanianie zdążyli się zorientować, że Infant Fondoru jest w Republice 500, tym bardziej mogli ci, którzy chcieli stoczniowca dorwać. O ile te dwie grupy nie były w istocie jedną...
- Masz wolne. Jadę do opery.
Zawahał się w momencie, gdy spostrzegł, iż nie ma przy udzie blastera. Nie mógł biegać z bronią po ulicy. Wzbudzałby podejrzenia. Do większości miejsc pewnie by go nawet nie wpuszczono.
O co chodzi, Tau? Większość życia chodziłeś bez miotacza. Co się zmieniło?
Może ta zabawka Liusanny wcale nie była taka głupia? Lakon przypiął do pasa świetlny miecz swej byłej mentorki, pas zakrył luźnym skrawkiem szaty stylizowanej na Środkową Rubież. Z tym, nawet wykrytym, mógł uchodzić za ekscentryka. Albo miłośnika Jedi.
Wychodząc nie był nadal pewny, czy Verpin w końcu mu się przedstawił.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Mistrz Gry » 28 Sie 2012, o 13:09

Jazda turbowindą przeciągała się w nieskończoność. Tau przyglądał się ofercie dodatkowych atrakcji hotelu, która wyświetlana była na minimalistycznym ekranie, umieszczonym w bogato zdobionej ścianie. Mógł mieć, czego tylko by zapragnął. Znów był panem galaktyki na swój własny, mocno egoistyczny sposób. Jednak tym razem galaktyka pukała do jego drzwi o wiele głośniej i mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Z cichym szumem drzwi otworzyły się i służący wypuścił infanta na zewnątrz. Do stoczniowca podszedł szybko wystrojony w barwy hotelu Kel Dor i złożył głęboki ukłon.
- Proszę za mną, infancie - rzekł niskim głosem, po czym poprowadził Lakona w stronę recepcji. Ogromna sala była prawie tak pusta, jak poprzednim razem, gdy Tau wchodził do hotelu. Tym razem przy drzwiach od biura administratora stała jednak para blisko ludzkich istot, które gdy tylko go ujrzały, ruszył w jego kierunku. Mężczyzna był ubrany w długie, wygodne szaty, ubiór praktyczny i elegancki. Trudno było wręcz powiedzieć, na której z tych dwóch rzeczy bardziej zależało właścicielowi. Tak jak jego partnerka, oczy zasłonięte miał ciemnymi okularami, doskonale dobranymi do kompozycji.
Kobieta natomiast... Tau poczuł dziwne uczucie, gdy tylko przyjrzał jej się bardziej. Miała na sobie ubiór podobny jak jej towarzysz, jednak był on odpowiednio przystosowany do jej ciała. Altair nie potrafił powiedzieć właściwie, jaką sylwetkę ma kobieta, gdyż materiał przy każdym kroku przyciągał spojrzenie w inne miejsce. Bez wątpienia była to droga szata, dostosowana dla koneserów, którzy chcą działać na uważnych odbiorców. Właściwie tylko na nich, co od razu pochlebiło młodemu infantowi. Praktyczność i niespotykana elegancja w jednej, niesamowitej formie.
Para podeszła do niego w odpowiednim porządku, mężczyzna przodem, kobieta trzy kroki za nim, pokazując swojej miejsce w związku. Niezbyt głęboki ukłon Arkanianina wskazywał mógł powiedzieć Tau, iż nie uważa się on za dużo niższego rangą niż stoczniowiec. Lub po prostu miał go obrazić. Partnerka obcego zachowała się zupełnie inaczej. Stanąwszy przed młodzieńcem, sięgnęła ręką do włosów, co najwyraźniej zadziałało na mechanizm jej okularów. Szła odsłoniły zupełnie białe oczy, które wydawały się być dwiema supernowymi w najsilniejszej fazie wybuchu. To była biel siły i energii. Kobieta choć wyższa prawie o głowę od Lakona, skłoniła się tak głęboko, iż Tau mógł zobaczyć prawie kołnierz jej szaty. To była dziwna para.
- Infancie, - zwrócił się do młodzieńca mężczyzna. - nazywam się Tertor Gano Nóbes, a to moja małżonka, Labdii Anne Kąz Oria tegoż samego nazwiska - kobieta wykonała kolejny ukłon, choć tym razem o wiele mniej oficjalny. Arkanianin tymczasem ściszył znacząco głos. - Mamy ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, potrzebujemy jednak jakiegoś ustronnego miejsca. Jesteś w niebezpieczeństwie, a my chcemy pomóc.
Kobieta uśmiechnęła się lekko do Nobila, gdy znów dotknęła ręką włosów i okulary zasłoniły jej niesamowite oczy. To była dziwna para.


Otia Finn i Ozzie przenoszą się z [Coruscant]Biblioteka Republiki

Inna niesamowita para poruszała się jedną z ulic Coruscant, poszukując celu, odpowiedzi i jakiegoś śmigacza, który akurat można by rozebrać. Właściwie nie musiał to być nawet śmigacz, Ozzie'mu starczył by nawet stary droid astronawigacyjny czy kilka puszek po mocnym alkoholu. Chodziło głównie o metal, nie o wielkość. Mały Jawa razem ze swoją towarzyszką rasy Omwati szedł przez mało zaludnioną część średnich poziomów miasta. Choć nie wiedzieli za bardzo gdzie iść, w tym momencie jedno wydawało się być jasne.
Powinni byli iść jak najszybciej z miejsca, w które przygnał ich złośliwy los.
- Masz piątaka? - rzucił do Otii jakiś Bothanin, którzy przed chwilą zaszedł jej drogę. Był dobry w swoim fachu. Stanął przed kobietą tak, że nie mogła wyminąć bez zauważania. Z jednej jego strony znajdował się śmietnik, który stary obcy prawie zahaczał łokciem. Z drugiej przechodziła akurat grupa tragarzy, niosących jakieś ciężkie pudła. Pozlepiane futro Bothanina wydawało się zajmować całe możliwe przejście.
Dopiero po chwili Bothanin zobaczył towarzysza swojej ofiary. Zdziwienie, które pojawiło się na jego twarzy, wyglądało niesamowicie komicznie. Najwyraźniej po raz pierwszy osoba, którą prosił o drobniaki miała wynajętego ochroniarza z potężnej rasy Jawów.
- Kolega może dorzucić jakąś puszkę czy procesor - dorzucił żart do poprzedniego pytania. Widać, że starał się nie tracić werwy stojąc naprzeciwko najdziwniejszej pary, jaką zobaczył podczas swojego długiego życia pomiędzy rynsztokami Coruscant.
Ostatnio edytowany przez Jack Welles, 14 Wrz 2012, o 11:20, edytowano w sumie 1 raz
Powód: zlokalizowałem miejsce gdzie Otia i Ozzie byli wcześniej ;)
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Tzim A'Utapau » 13 Wrz 2012, o 11:18

Infant nie przyglądał się obcym. Spoglądał w bok, wykazywał zainteresowanie wobec własnych paznokci, dopiero po jakimś czasie jego wzrok zatrzymał się dokładnie na twarzach obojga nieznajomych.
Oto dwie zupełnie nieznane mu osoby ostrzegały go przed bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem. Gdyby był nad Fondorem, kazałby ich po prostu wyprowadzić i na pożegnanie dać kupon na terapię detoksową na Duro.
Ale nie był nad Fondorem. Był na Coruscant. Zupełnie sam.
W najgorszym wypadku byli jakimiś maniakami, mścicielami szukającymi sprawiedliwości na producentach broni. Tau miał już do czynienia z rodzinami osób, które zginęły za sprawą wyrobów (najlepszej jakości w Galaktyce!) z fabryk i stoczni Lakonów.
W mniej gorszym razie byli klasycznymi porywaczami. W nieco lepszym Łowcami Nagród skuszonymi wynagrodzeniem od rodu, a w najlepszym z możliwych faktycznie chcieli mu pomóc, ale mieli w tym własny interes.
Same ciekawe perspektywy.
Tau skupił się na kobiecie. Miał słabość do Arkanian. Nie chodziło tylko o to, że uważał ich za atrakcyjnych podług samych gatunkowych predyspozycji, choć o to też. Arkanianie wydawali mu się estetyczni. Ale poza tym cenił ich zdolności, zwłaszcza w branży, w której spędził całe nieomal życie.
- Niebezpieczeństwo? - młody arystokrata zadał pytanie z silnie akcentowaną drwiną. Zobaczył jednak, że obcy zachowali powagę. - Wy nie żartujecie, co? Dobrze, porozmawiajmy.
Ustronne miejsce? Przecież recepcja była prawie pusta. Blok 500 co prawda, jak każde skupisko ważnych osobistości, był nafaszerowany podsłuchami, ale były to podsłuchy głównie CSF. Skoro groziło mu niebezpieczeństwo, służby Coruscant w pobliżu byłyby na rękę.
- Zapraszam do grawilimuzyny. Powinna tam być butelka dobrego szampana. A jeśli jej nie ma, to i tak będzie wesoło, bo ktoś straci pracę. Możecie mi towarzyszyć w drodze do opery. Zainteresowaliście mnie.

***


- Wiecie - mówił po drodze na lądowisko dla repulsorowców - wyglądacie jak szpiedzy przemysłowi. Widziałem dziesiątki przemysłowych szpiegów. Powinniście pomyśleć nad bardziej stonowanymi strojami. Labdii, myślałaś kiedyś o echańskich jedwabiach? W bieli byłoby ci do twarzy.
Nobil nie uznawał żadnych "pań" ani "panów", ani nawet innych tytułów, dopóki jego rozmówca nie stał w społecznej drabinie co najmniej na równym mu szczeblu (i były ku temu jawne przesłanki). Lub nie miał interesu w ich uznawaniu. Tym razem nie miał. To Arkanianie czegoś od niego chcieli.

***


Etykieta to silne więzy. Miliony istot na nią narzekały. Nieliczni umieli z niej zrobić narzędzie. Tau oszacował liczbę kroków dzielącą go od pojazdu i we właściwym momencie zszedł z własnego toru. Tertor Gano Nóbes musiał przez to zwolnić i tym sposobem jego małżonka znalazła się najbliżej limuzyny. Tau dał znak szoferowi, by nie wysiadał i osobiście otworzył Arkaniance drzwi. Wsiadł jako drugi.
I zamknął drzwi.
- Wygląda na to - powiedział z autentycznym zakłopotaniem - że nie ma tu dość miejsca by zapewnić trzem osobom dość komfortu. Przyślę po ciebie drugą limuzynę, Tertorze.
Jesli Arkanianin miał zamiar protestować, to i tak nie zdążył tego zrobić. Kierowca dostał znak i ruszył ku podniebnym ulicom Coruscant.
Tau wyjął rzeczonego szampana, nalał dla Labdii, nalał sobie.
I spoważniał, całkowicie wyzbył się widocznego przed parunastoma sekundami luzu. Zarzucił rękę na oparcie fotela.
- Przyznasz, Labdii, bo mogę ci mówić Labdii? No więc przyznasz, że to dość nielogiczne, by ostrzegać kogoś przed zagrożeniem, a następnie oczekiwać, że ostrzeżony zostanie sam na sam z dwojgiem obcych. Mam nadzieję, że lubisz calamariańskie opery?
Lakon upił szampana. Zorientował się, że popełnił gafę - nie wzniósł toastu. Przed drugim zamoczeniem ust pozwolił sobie stuknąć kieliszek Arkanianki.
- Tertor to naprawdę twój mąż? Wyglądacie raczej jak rodzeństwo.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Jack Welles » 14 Wrz 2012, o 14:43

Jedno można powiedzieć śmiało o Ozziem - miał chłopak talent do wpadania w tarapaty. Szczęśliwie na posterunku stała zawsze Otia i nawet jak mały Jawa wlazł do śmieciarki, zwabiony powgniataną kopułką astrodroida, to zdołała go wyciągnąć nim śmieciarz włączył zgniatanie. To jednak i tak był pikuś, jeśli weźmie się pod uwagę incydent z droidem policyjnym w roli głównej...
Ponadto Ozzie jest urodzonym pacyfistą w stylu, że raczej ubije interes niż kogoś. Najciekawsze jest również to, że w sumie pieniądze nie są dla niego jakimś celem. On rozmontowuje różne urządzenia i sprzedaje je na części, by mieć pieniądze, za które będzie mógł kupić lepsze narzędzia do rozmontowywania urządzeń - w skrócie można powiedzieć, że Ozzie był ćpunem.
To, że Bothanin zaszedł im drogę, doszło do niego w momencie gdy wpadł na Otię. Był bowiem całkowicie zaprzątnięty przelatującą nad nimi taksówką. W myślach wręcz już szacował ile dostałby za jej repulsory. Gdy w końcu się ogarnął i doszło do niego co powiedział Bothanin to przez dłuższą chwilę niezbyt rozumiał o co mu chodzi: wszak to on powinien dać piątaka za puszkę i jakiś procesor. To co następnie zrobił, można było tłumaczyć tym, że Ozzie nigdy nie poznał pojęcia żebraka. Był typem handlowca i nie uznawał dawania czegoś za darmo. Dlatego też Bothanin był dla niego złodziejem, który chce ich okraść i było trzeba go odgonić.Błyskawicznym ruchem wyciągnął z rękawa własnej konstrukcji poskramiacz droidów. Była to piętnastocentymetrowa pałka, wyglądem przypominająca elektrycznego pastucha. W sumie zasada działania tego przedmioty była identyczna do niego, choć służyła do kierowania droidami bez wszczepionych jeszcze ograniczników. Na jej końcu znajdował się szpikulec, który po wciśnięciu spustu, był ujściem prądu o regulowanym napięciu. Generalnie nie była to potężna broń, choć przy ustawieniu maksymalnego napięcia mogła nawet poprzepalać parę obwodów astrodroida, a co dopiero z istotą żywą. Powracając jednak do poczynań Ozziego. Wyciągnął poskramiacz droidów i nie wiele myśląc wbił w nogę Bothanina, wciskając spust. Nie dawał żadnych znaków, że zamierza to zrobić, nie groził, nie straszył - po prostu to zrobił, bo sądził, że tak należy.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Oto'reekh » 14 Wrz 2012, o 15:31

Finn gdy tylko zobaczyła, że Bothanin drży w elektrycznych konwulsjach, cofnęła się dwa kroki,wyciągnęła z kabury biodrowej pistolet, przyjmując prawidłową pozycję strzelecką i wymierzyła w nieszczęsną ofiarę. Natychmiast szybko się rozejrzała w poszukiwaniu innych zagrożeń. Ta reakcja zaskoczyła ją sama, a jednocześnie przestraszyła, była jakby automatyczna, wyuczona. Z tego co potrafiła sobie przypomnieć nie była żołnierzem, ale najwyraźniej musiała przejść jakieś przeszkolenie...
Nieco przytomniejąc, spojrzała na Ozziego i jego elektryczną dzidę lub czymkolwiek był ten elektryczny pastuch.
- Coś ty u licha najlepszego zrobił? - zapytała nieco podniesionym głosem. - Ten Bothanin pytał czy mamy jakieś pieniądze do pożyczenia. Nie wygląda na złodzieja... - dodała nie opuszczając wymierzonej broni.
- Jak przestanie drżeć, sprawdź czy nie miał przy sobie broni, może jednak miałeś rację... - dodała nieco potulniej.
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Mistrz Gry » 17 Wrz 2012, o 22:18

Arkanianka nie miała zamiaru grac w jego grę, nie była też przewidywalna. Gdy zostawił jej męża na lądowisku, uśmiechnęła się tylko i ujęła szampana. Nie sprawiała wrażenia wytrąconej z równowagi. Właściwie to cały czas analizowała wszystko i myślała trzeźwo, skoro nie zapomniała, jak jej gospodarz, o podstawowych zasadach etykiety. Gdy infant wyciągnął kieliszek w toaście, stuknęła naczyniem i dopiero wtedy skosztowała trunku.
- Najwyraźniej znasz się na ludziach o wiele mniej, niż zwykle sądzisz - powiedziała kilka dłuższych chwil po jego pytaniu. Elegancko wysączyła kolejny łyk trunku, po czym kontynuowała. - Jesteś w niebezpieczeństwie, bo w ogóle wiesz o wiele mniej, niż ci się wydaje. Pewnie nawet nie słyszałeś o czymś takim, jak oficjalne nagrody wystawiane za pewne osoby? O tym akurat powinieneś słyszeć i postanowiłam cię uświadomić. Masz to w gratisie, Tau.
Zwróciła się do niego po imieniu dość lekceważącym tonem, po czym podała mu elektronotes z wyświetloną jakąś stroną. Na jego ekranie widniało coś, co nazwane było Zleceniem numer 39, a zaczynało się od w miarę ciekawego tytułu. Potem zresztą było już tylko coraz bardziej interesująco. Gdy Tau doszedł do części, której podtytuł brzmiał Opis, Labdii postanowiła odezwać się po raz kolejny:
- Jak więc widzisz, twoje dość mało rozsądne działanie na Coruscant mogło ściągnąć na twój kark wiele zaciekawiony spojrzeń. Muszę też wspomnieć, że większość z nich nie jest tak przychylna jak moje i mojego męża. Inaczej mówią, drogi Tau, możesz stać się celem ataku ze...
W tym momencie grawilimuzyną zatrzęsło na boki. Pewne słowa mają dar bycia wypowiedzianymi w najmniej odpowiednim momencie i z takich właśnie składało się ostatnie zdanie wypowiedziane przez panią Nóbes, zanim gwałtownie jej przerwano. Tau Altair Lakon mógł i stał się celem ataku z nieznanej strony.

Ozzie i Otia stali trzęsącym się jeszcze Bothaninem, lub tym, co z niego zostało, przypatrując się z zaciekawieniem dziwnemu obcemu. Jeśli ich podejrzenia okazałyby się prawdziwe, ich podróż stałaby się o wiele bardziej niebezpieczna. W końcu mężczyznę opuścił zupełnie ładunek, którym potraktował go jego malutki adwersarz, więc Jawa zabrał się do przeszukiwań. Niestety już po chwili mógł uznać się za wielce zawiedzionego. Nie dość, że nie udało mu się znaleźć złomu, ani żadnych przydatnych części w kieszeniach obcego, to jeszcze nie znalazł także śladu broni i tym podobnych rzeczy.
Dwójka przyjaciół wyglądała w tym momencie wyjątkowo niesamowicie, gdy stali nad ciałem żebraka, uzbrojeni w dość dziwaczne jak na to miejsce bronie - poskramiacz droidów i wojskowy pistolet. Musiało to wzbudzić zaciekawienie przechodniów i już ktoś zaczął krzyczeć. Nim którekolwiek z dwójki podejrzanych zdążyło ruszyć powieką, już całą ulica chciała wezwać na miejsce zdarzenia służby policji. Nim jednak udało się to zrobić, nadleciało kolejne ciekawe wydarzenie. Tau Altair Lakon przyleciał do opery. Takiej własnej, w której właśnie został pierwszy aktorem.
Jego limuzyna uderzyła o ziemię z przeraźliwym zgrzytem i przejechała kilkadziesiąt metrów szorując po betonie. Gdy wrak się zatrzymał, ze środka rozległ się dźwięk gwałtownych uderzeń, po czym nagle z zawiasów wypadły drzwi pojazdu. Pojawiła się w nich wysoka kobieta w poszarpanych sztach, która rozejrzała się uważnie po okolicy. Po chwili wróciła do środka, tym razem ciągnąc za sobą ciało jakiegoś młodego człowieka. Ozzy zdążył zauważyć tylko, że osoba ta miała szeroko otwarte oczy, spoglądające w kierunku, jaki akurat przybrała jego bezwładna głowa. Najwyraźniej nie tylko on i Otia mieli tego dnia kłopoty ze zwłokami.

Spokojny lot do opery szybko przemienił się w koszmar po pierwszym szarpnięciu grawilimuzyny. Oboje pasażerów usłyszało głos kierowcy, zawiadamiający ich o sytuacji.
- Ktoś nas ściga. Podleciał z góry i zaczął spychać nas repulsorami w dół, nawołując do lądowania. Cholera wie, kto to jest, ale możecie mi zabrać moją limuzynę, jeśli to jest policja. Udało mi się im uciec do bocznych uliczek, ale nie wiem... - Pojazdem szarpnęło mocno na lewo, przerzucając Labdię pod same drzwi.
- Cholera, nie mają zbyt pokojowych zamiarów. Chcą nas zepchnąć siłą. Spróbuję im uciec! - Następna zmiana położenia grawilimuzyny odbyła się już o wiele bardziej płynnie. Widocznie kierowca odzyskał panowanie nad swym pojazdem i zaczął spełniać swoją obietnicę. Tymczasem Nóbes zaczęła rozglądać się uważnie ze swojego miejsca przy szybie. Z niepokojem obserwowała sytuację, co jakiś czas patrząc na swój cyfronotes. Nim Tau zdążył spytać się o cokolwiek, grawilimuzyną szarpnęło kolejny raz. Ten raz trwał przez następne kilkadziesiąt sekund, lecz infant Fondoru już po kilku pierwszy uderzył głową mocno w twardą część luksusowego wnętrza pojazdu...
Następną sceną, którą pamiętał, był widok Labdii. Pochylała się nad nim dość dziwnie, zważając na to, że przed chwilą siedział jeszcze na swojej kanapie. Dopiero po kilku chwilach uświadomił sobie, że kobieta uderza go po twarzy i coś do niego mówi.
- ... yjesz... ni... zara.. ędzie... ... ... oli? Da... ...adę?
W ogóle cały świat wydawał się być tak rozmyty, jakby oglądał go przez brudną szybę. Gdy otworzył oczy po raz kolejny, czuł wielkie cierpienie. Ból ten przesuwał się, jakby sam Tau ruszał się gdzieś, choć przecież tak nie było. Nad jego głową pojawiły się ponure budynki Coruscant, którego jeszcze nie znał. Zobaczył spoconą twarz Ladbii.
Najwyraźniej zmęczyła się czymś w drodze do opery. Labdii Anne Kąz Oria Nóbes... To nazwisko, te imiona. One coś mówiły młodemu Lakonowi. A może mówiły do niego. Zobaczył, że jego towarzyszka odwróciła się i usłyszał jej głos wyraźniej.
- ... utaj! Ma... ...ego!

- Chodźcie tutaj! Mam rannego! - krzyczała dziwnie ubrana kobieta. Na opustoszałej w kilka chwil ulicy Otia i jej towarzysz byli jedynymi obecnymi w zasięgu wzroku. Niestety.
Pech nie opuszczał dziwnej pary, teraz mieli problem nie z jednym ciałem, a z dwoma.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Tzim A'Utapau » 17 Wrz 2012, o 23:30

Tau wysłuchiwał reprymendy Arkanianki z rosnącym podnieceniem. Była trochę jak starsza siostra, której nigdy nie miał. Szkoda, najwyraźniej naprawdę była szlachcianką. W innym wypadku zrobiłby z niej cud-Naboo-miód asystentkę.
- To doprawdy urocze z twojej strony. Widzisz, rzecz w tym, że wiedziałem o tym zleceniu. Chcę wreszcie zamknąć tę sprawę ze śledztwem. I daj spokój, jestem sporo wart, ale żywy. Niby co się może mi stać?
Nim wypowiedział ostatnie słowo, szampan oblał sufit grawilimuzyny. Pojazd spadł.

***


- Wykrakałaś, pateesa!
Lakon obrócił głowę z niewidzącymi oczyma ku ratującej go kobiecie. Twarz natychmiast mu posrebrzała, błony mrużne zachowały się tak, jak były genetycznie zaprogramowane - przysłoniły źrenice przed urazami.
Tau chciał powiedzieć, że nie lubi, kiedy się go dotyka bez pozwolenia. Ale uznał, że ciągnąca go za ramiona Arkanianka mogłaby się zniechęcić, gdyby to zrobił. Jako kierownik stoczni nauczył się, że pozytywne motywowanie pracowników polega czasami na braku dyscyplinarnych pouczeń.
- A ciebie zwalniam - wskazał bezwładnie ręką w stronę kierowcy grawilimuzyny. Był w zbytnim szoku, by skojarzyć, że ten najprawdopodobniej nie żyje.
Na poły usiadł, na poły klęknął, złapał Labdii za jej drogie szaty, zostawiając na nich ślady krwi. Labdii Anne Kąz Oria Nóbes. Skąd on to znał?
- Nie czuję ręki - stwierdził na głos i podsunął pod arystokratyczny nos lewą dłoń. Była przebita na wylot przez szkło. Gdy zaliczyli awaryjne lądowanie, Tau ścisnął kieliszek z szampanem. Zasilany adrenaliną wyjął tkwiący w dłoni szpikulec, poruszył palcami na próbę. Nie najgorzej. Za parę godzin będzie na chodzie.
- Co powiesz na kąpiel, Labdii? Ty, ja i romantyczny pojemnik Bacta?
I zemdlał.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Jack Welles » 17 Wrz 2012, o 23:49

Ozzie był szczerze zawiedziony tym, że nie znalazł przy Bothaninie niczego co mógł sobie przywłaszczyć. Nie czuł się również tak jakby popełnił jakieś przestępstwo - wszak pochodził z Tatooine, z planety która rządziła się zupełnie innymi prawami niż stolica Nowej Republiki. W dodatku nie odczuwał jakiejś urazy do porażonego obcego: było całkiem pewne, że jeśli by teraz wstał, mały Jawa chętnie by z nim pohandlował. Wszak biznes to biznes i nie ma w nim miejsca na osobiste urazy czy zbędne emocje.
Długo jednak mały poszukiwacz złomu nad tym nie kontemplował. Wszak na scenie pojawiło się coś całkiem bardziej ciekawego niż na pół przysmażony kawałek kudłatego mięsa - prawie nowa limuzyna, która najprawdopodobniej zaraz straci właściciela.
- UTINI! - krzyknął i pomimo swoich krótkich nóżek, najprawdopodobniej pobił rekord w bieganiu na 100 metrów na Coruscant. Jego celem była limuzyna i tylko ona w tym momencie się dla niego liczyła. Arkanianka i jej niezbyt żywo wyglądający towarzysz byli dla niego niczym więcej, jak drobną niedogodnością, która lada chwila powinna wyparować. Wyminął ich więc zręcznie i bezceremonialnie wlazł na maskę limuzyny. Chciał bowiem dostać się jak najszybciej do komutatora, który powinien pójść za całkiem niezłą sumkę, oraz bulgutatora podpowietrznego , który mógłby mu się przydać w przyszłości do naprawy piaskoczołgu. Niech tylko chłopaki zobaczą co zdobyłem - przemknęło mu przez myśli, gdy walczył z opornym zatrzaskiem maski.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Coruscant] Opowieść o poszukiwaniu celu

Postprzez Oto'reekh » 22 Wrz 2012, o 19:59

Finn była przekonana, że wpadli w poważne kłopoty i to w samej galaktycznej stolicy jednak nie miała pojęcia, że kłopoty dopiero na nią spadną i to dosłownie. Spektakularny upadek pojazdu oglądała z rozwartymi ustami, dłoń z bronią samoistnie opadła, a do głowy wdarł się strach, że limuzyna wpadnie prosto na nią. Następne wydarzenia przebiegały szybko i z zadumy wyrwał ją dopiero głos kobiety wzywającą ją o pomoc.
- Ozzie! - krzyknęła w stronę małego przyjaciela, który zupełnie zignorował wołania o pomoc, chciała coś zrobić, ale doszła do wniosku, że na nic się to nie zda. W końcu sam dojdzie do wniosku, że nie da rady przenieść ze sobą całego silnika.
Schowała broń do kabury i ruszyła w stronę kobiety, która klęczała nad rannym, który coś mruczał i stracił przytomność. Oboje wyglądali na bogatych, choć do tego nie trzeba było detektywa, wystarczyło zobaczyć jakim pojazdem się poruszali.
-Na ratunek elicie, pożałuję tego... - pomyślała
- Co z nim? -zapytała pochylając się nad rannym - Mogę jakoś pomóc?- dorzuciła.
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40


Wróć do Coruscant

cron