Naa'en Kerdo oraz Kapitan Antros przenoszą się z: [Coruscant] MiastoMinął jeden dzień. Słońce leniwie wychylało się zza ogromnych wieżowców i drapaczy chmur, którymi wręcz otoczone było Centrum Rekrutacyjne. Pomimo stosunkowo wczesnej pory, na korytarzach budynku panował dość spory ruch. Którego Naa'en Kerdo zdecydowanie wolał uniknąć. Ubranie, które podarował mu Lan Antros, było na niego nieco za duże - kapitan nie wiedział jednak o tym, że bliżej Naa'enowi było do szkieletu niż do człowieka... Jedynym dobrze pasującym elementem tego zwykłego ubioru były wygodne, skórzane buty, których głośny tupot wybijał się znacznie ponad inne.
- Chyba ze mnie kpisz... - zrzędził Naa'en Kerdo, obok Antrosa przemierzając korytarze Centrum Rekrutacyjnego. - Testy sprawnościowe! Dobry żart. Kiedy ja ledwo blaster w dłoniach utrzymam!
- Nie martw się. - odparł mu kapitan, uśmiechając się wesoło, acz nieco złośliwie. - Będzie dobrze.
Naa'en prychnął głośno, omiatając wzrokiem sufit. Powoli wracał do siebie... przynajmniej pod względem psychicznym, bo fizycznie jego skóra wciąż ciasno opinała się na świeżo zrośniętych kościach. Jedynie twarz pozostała mu taka jak dawniej. Testy sprawnościowe... Ha.
O ile kiedyś nawet w najśmielszych snach nie myślał o współpracy z Republiką, teraz była to całkiem miła perspektywa. Spotkało go ogromne szczęście, i miał tego świadomość. Byłby głupcem, gdyby tego nie wykorzystał. Był zadowolony, choć nie bardzo wyobrażał sobie siebie jako pilota Republiki w X-Wingu. Wiele słyszał o tym sławnym myśliwcu oraz o jego niezawodności... Jedynym dla niego mankamentem było to, że mało w nim było miejsca na jakiekolwiek modyfikacje - a Naa'en znał siebie aż zbyt dobrze, by wiedzieć, że z pewnością nie zostawi statku w stanie takim, jakim go otrzyma...
Powrócił na ziemię dopiero w chwili, gdy w zasięgu wzroku pojawiły się drzwi opatrzone znakiem "Testy sprawnościowe". Przygotowywał się na najgorsze...
- Będziesz musiał tu chwilkę zaczekać. - wyrwał go z zadumy głos Lana Antrosa. - Muszę coś załatwić. - po tych słowach zniknął wewnątrz pomieszczenia, zostawiając Kerdo samego na opustoszałym korytarzu...
Pożegnawszy się z nim skierował się do windy i opuścił budynek. Zastanawiał się czy dobrze robi przyjmując kogoś takiego do swojej załogi, ale miał dziwne wrażenie, że się nie zawiedzie na tym człowieku...