Tau przenosi się z [Dathomira] Blue milk run 2: mit, magia i fakt1
Megabloki Coruscant stanowiły, jakkolwiek banalnie to nie brzmi, widok niepowtarzalny i onieśmielający każdego, kto się na trzech zerach nie urodził. Tau był w stolicy tylko kilkukrotnie. Najpierw jako dziecko, raz jako turysta, później wyłącznie w sprawach biznesowych. Po latach doszedł do wniosku, że Coruscant, choć dynamiczne, żywe i kwitnące na swój szklano-metalowy sposób, tak naprawdę w ogóle się nie zmienia. Nieważne czy było to Imperialne Centrum czy siedziba nowego Senatu - Potrójne Zero było, jest i będzie zawsze tym samym - cudem Galaktyki.
Większość osób czuła się zagubiona wobec ogromu drapaczy chmur, świadomości dziesiątek kilometrów ciągnących się w dół miasta i kolejnych setek poskręcanych tuneli, kanałów i systemów wentylacyjnych. Ale nie młody Lakon. Doskonale wiedział, po co przybył na 000.
Orientacja na Coruscant była prawdziwą sztuką, zarezerwowaną dla nielicznych. Tau do nich nie należał, więc musiał polegać na lepiej przystosowanych. Szczęściem tych na planecie nie brakowało. Wystarczyło podyktować odpowiednią cenę. Tau był ciekawy, ile może kosztować dobry przewodnik. Wielce się zdziwił.
Wylądował w zabytkowej części miasta, na Starym Galaktycznym Targu. Choć pojawił się znikąd, nie wzbudził sensacji. Coruscant było przyzwyczajone do dziwnych wydarzeń.
- Masz piątaka? - stary Bothanin o pozlepianej w kołtuny sierści wyciągnął przed siebie dłoń z połamanymi, brudnymi pazurami. Tau spojrzał na niego z zaciekawieniem. Rzadko miał do czynienia z
tą klasą społeczną. - Pytałem, panie spadający z nieba, czy masz piątaka?
- Jasne.
Sędziwy Bothanin przyjął chip, jednak Lakon nie zobaczył w jego oczach tego, czego się spodziewał - chciwości. Zobaczył jedynie wdzięczność.
- Musiałeś mocno dostać w głowę - stwierdził żebrak. - Masz za sobą ciężki dzień, co?
Tau spojrzał po sobie. Istotnie nie wyglądał najlepiej. Ubranie miał zakrwawione, podarte i nadpalone. We włosach tkwiły mu liście z dathomirańskiej dżungli.
- Coś w tym guście.
- Co ci się stało w oczy? Bierzesz jakieś świństwo, że tak świecą? Posłuchaj rady kogoś starszego. Nie bierz tych gówien. Lepiej sobie wypić, niż pakować się w przyprawę albo igły śmierci. Ojciec zawsze mi tak powtarzał. Trzymam się tego i jeszcze żyję. Wielu moich znajomych zeszło przez używki.
- Będę pamiętał. Co jest z moimi oczami? - zaciekawił się infant Fondoru.
- Wyglądają jak dwa tunele nadprzestrzenne. I taki mają kolor.
Pewnie efekt Nieskończonych Wrót, pomyślał Tau.
- Jak masz na imię?
- Borsk. W naszym języku to znaczy "Dumny". Wszyscy mówią na mnie Borsk, bo wyglądam jak Borsk Fey'lya. No wiesz, taki bothański polityk. Całkiem sławny. Spójrz na mój profil. Widzisz?
- Faktycznie, wyglądasz jak Borsk.
- A na ciebie jak wołają?
- Tau Altair Lakon. Bo wyglądam jak Tau Altair Lakon. Taki...
Tau urwał. Właściwie kim dla galaktyki teraz był Tau Altair Lakon?
***
- No więc? - Bothanin postanowił eskortować młodzieńca do najbliższego punktu, który mógł uchodzić za bezpieczny. - Dorwała cię dzieciarnia z niższych poziomów? Oni cię tak urządzili?
- Masz na myśli słynne gangi?
- Jakie tam gangi. - Borsk splunął. Tau zauważył, że robi to siarczyście i z dużą wprawą. - Połowa tych całych gangów to po prostu gówniarzeria. Banda patologicznych szczeniaków. Czasami zapuszczają się wyżej i dla zabawy łapią takich jak ja. Mój najlepszy przyjaciel wypuścił uszami mózg, gdy go katowali elektropałkami.
- To okropne - przyznał Nobil. - Nowa Republika nic nie robi z tego typu bandami?
- Nowa Republika! - Borsk splunął po raz drugi. Jeszcze siarczyściej. - Siedzę na tej planecie od pięćdziesięciu lat. I wiesz co ci powiem? Tylko Imperium trzymało gangi za mordy.
- Dziwne słowa, jak na Bothanina.
- Gdyby Imperium zniosło niewolnictwo i dało sobie spokój z tym pieprzeniem o Wysokiej Kulturze Ludzi, byłoby lepszym państwem niż Stara Republika i Nowa razem wzięte. Mówię ci, na Coruscant tylko raz był porządek. Chciałbym, żeby Imperium tu wróciło.
Tau spojrzał na żebraka krytycznie.
- Jeśli czegoś się ostatnio nauczyłem, to tego, że lepiej uważać, czego sobie życzymy, Borsku wyglądający jak Borsk Fey'lya.
***
- To by było na tyle. Stąd masz windę, na nadpoziomie piętnastym powinien być transport.
- Dziękuję. Zobaczymy się ponownie - zapewnił Tau. - Mogę ci dużo zaoferować. Wiesz, dzięki takim jak ty, galaktyka jest lepszym miejscem.
- Dobry z ciebie dzieciak - odpowiedział Borsk. Widać było, że wcale nie wierzy w obietnicę. Zbyt wiele rozczarowań oglądał, by liczyć w życiu na cokolwiek. - Uważaj na siebie. I zrób coś z tymi oczami.
Grawitaksówką dostał się do Dystryktu Biznesowego. Stamtąd przesiadł się do coruscańskiego metra. Było to wielkie przeżycie dla Lakona. Nigdy wcześniej nie widział podobnej zbieraniny osobliwości co w metrze. Doszedł do niespodziewanego wniosku - wcześniejsze życie, choć zapewniano go, że najlepsze i najwygodniejsze z możliwych, dużo traciło, jeśli nie miało się go z czym skontrastować. Ot, choćby z jeżdżeniem metrem.
Celem był oczywiście Dystrykt Finansowy.
Po drodze znalazł sklep z egzotycznymi gatunkami. Kupił małpojaszczurkę. Największą i najbardziej złośliwą, jaką znalazł. Niestety daleko jej było do poprzedniczki. Dał jej na imię
Pan Skoczek.
***
Długo się zastanawiał, który bank wybrać. Musiał być na tyle duży, by znaleźć jego oddziały w całej galaktyce, nawet na Odległej Rubieży. I zarazem nie mógł należeć do czołówki, bo te były obstawione przez stoczniowców. Musiał być też w miarę apolityczny. O ile to słowo w ogóle miało sens.
Tau Dużo ryzykował, decydując się na podjęcie funduszy administratora Fondoru. Ale nie mógł działać bez kredytów. Wolał już mieć na karku Łowców Nagród, niż chodzić bez grosza.
Padło na
Bank Światów Jądra.
Wszedł jak do siebie. Ominął kolejkę, usiadł na stołku dla klientów jak na swoim. I postanowił dobrze się bawić.
- Chciałbym założyć konto,
Pateesa.
- Proszę się liczyć ze słownictwem! - oburzyła się pracownica po drugiej stronie biurka, unosząc głowę znad umów. Oniemiała i otworzyła szeroko usta, gdy dostrzegła spasioną małpojaszczurkę na ramieniu Lakona. - Tu nie wolno wprowadzać zwierząt!
- Chciałbym założyć konto - powtórzył Tau cierpliwie.
- To coś może być niebezpieczne. Czy w ogóle było szczepione? Proszę to stąd wynieść!
Pan Skoczek wystawił jęzor w głupkowatym grymasie. Pokazał świński gest zeltrońskiej klientce przy drugim stanowisku. Klientka zemdlała.
- Nie, nie zrobię tego - odpowiedział Tau. -
Pan Skoczek zostaje.
- Proszę natychmiast opuścić naszą placówkę. Wzywam ochronę. Na wszystkie słońca, on ma broń!
Stoczniowiec dotknął kabury na udzie. Faktycznie miał przy sobie dwulufowy blaster. Całkowicie o tym zapomniał. Wzruszył ramionami i ciągnął dalej krotochwilę. Odpiął strzelbę, wycelował ją w pracownicę. Ochrona zareagowała natychmiast, wycelowała miotacze wiązek ogłuszających w arystokratę. W banku zrobiło się cicho.
- Czy to napad? - zapytał ktoś z tyłu kolejki.
Pan Skoczek zachichotał.
- Nie chcę was okraść,
Pateesa - powiedział spokojnie Tau. - Chcę dokonać wpłaty. Teraz, skoro już przykułem pani uwagę, proszę wezwać dyrektora.
***
Sprowadzono dyrektora. Stoczniowiec odłożył broń. Ochrona nie poszła w jego ślady.
- Kiepską tu macie obsługę. Na Muunilinst już dawno dostałbym filiżankę ithoriańskiej herbaty.
Dyrektor był zawodowcem, Durosem. Umiał rozpoznać potencjalnego dobrego klienta. I wiedział, że czasem trzeba im wybaczyć ekscentryzm. Nie ocenił Tau po pozorach, tylko uczciwie wybadał, czy zamieszanie jest warte jego uwagi.
- O co chodzi?
- Chciałbym otworzyć u państwa konto,
Pateesa - Tau wzruszył niewinnie ramionami.
- Sam pan widzi. Jest wulgarny. I groził mi bronią. - Pracownica wyglądała na bliską histerii.
Duros zmrużył czerwone oczy. Zaczynał rozumieć.
- Można wiedzieć, jaką kwotę chce pan wpłacić?
- Na start cztery miliony. - Tau pogłaskał małpojaszczurkę.
- Rozumiem. - Dyrektor zastanowił się chwilę. Wskazał palcem pracownicę. - I ta...
Pateesa, robiła panu jakieś problemy? Ej, ty tam, przy drzwiach. Odłóż ten cholerny pistolet i przynieś panu ithoriańskiej herbaty.
Tau uśmiechnął się szeroko. Dobrze było wiedzieć, że choć galaktyka stawała na głowie, bankowcy pozostali bankowcami.
2
Infant Fondoru, Tau Altair Pierwszy, Nobil z Lakonów zbliżył się do okna zajmującego całą wschodnią ścianę. Apartament w
Republice 500, najbardziej luksusowym wieżowcu w Znanej Galaktyce, był większy niż się spodziewał. Senatorzy, medialni baronowie, najbogatsi obywatele Nowej Republiki, gwiazdy, popularni artyści, nawet sam Kanclerz - od teraz było to jego nowe sąsiedztwo.
Tau długo wpatrywał się przez szybę w Świątynię Jedi.
I liczył.
Cztery miliony z konta subadministratora, dwieście tysięcy gotówką, awaryjne dwadzieścia milionów linii kredytowej, zakup imperialnej waluty i inwestycja w upadłe Konsorcjum Zann, giełda, badanie rynku. Szereg operacji zajął mu czas. Ale teraz mógł się już zająć swoimi sprawami.
Verpiński konsjerż z
Banku Światów Jądra stanął za jego plecami. Tau został ulubionym indywidualnym klientem banku.
- Akcje Konsorcjum Zann nigdy nie stały niżej. Jest pan pewny, że to dobra inwestycja? Przywieziono zamówienie. Kolekcja alderaańskich ubrań, bilety na calamariańską operę...
- A co z resztą?
- Niektóre z towarów są kłopotliwe - stwierdził konsjerż, gestykulując zieloną ręką. - O ile igiełki śmierci łatwo jest dostać, reszta sprawia trudności. Na całym Coruscant nie ma neuronowych obręczy odpowiedniej klasy. Przypominam też, że tarcze energetyczne rzadko są spotykane nawet na wyposażeniu jednostek militarnych. Nie znalazłem na Coruscant żadnego Borska... oczywiście poza senatorem Borskiem. Ale nie ustanę w poszukiwaniach.
- Kup statek - polecił nagle Lakon.
Verpin wydał z siebie owadzi pisk.
- Jaki statek?
- Lekki frachtowiec. Albo lepiej - statek kurierski. Szybki. Może VCX-700? Zaskocz mnie. Potrzebny mi też droid wielofunkcyjny. Z funkcjami administracyjnymi. Najlepszy na rynku.
Tau oddelegował Verpina, zamówił grawilimuzynę i po raz kolejny spojrzał na piękną Świątynię Jedi. Zapowiadał się wspaniały pobyt na Coruscant.
Tau przenosi się do Opowieść o poszukiwaniu celu