[Coruscant] Miasto

[Harvos]

-Ruszamy- Powiedział Harvos, przenosząc wzrok na Petera -Prowadź, jeśli możesz.-

[Peter Covell]

Peter uśmiechnął się widząc zdecydowanie kobiety i właśnie miał zamiar odpowiedzieć Harvosowi, gdy znów odezwał się komunikator.
-Peter, gdzie jesteś? - zapytała Aeshi - Dobra, już namierzyliśmy twój komunikator.
-Eee... co zrobiliście? - Peter podrapał się po głowie
-Wszystkie komunikatory ze Świątyni mają nadajniki. Lecimy po ciebie.
-A czym lecicie, bo jest nas trzech...
-Organizujesz policję obywatelską? - Aeshi zasmiała się - Pomieścimy się...

******

Niedługo potem obok nich wylądował pojazd, który mógł swobodnie pomieścić ośmiu ludzi, w tym dwóch pilotów.
-Wskakujcie! - zakrzyknęła Aeshi...

Akcja przenosi się do: [Coruscant] Ucieczka Landona Crypsisa

[Luk Seven]

Statek przylatuje z [Bastion] - Imperialna baza wojskowa

W przestrzeni koło Coruscant wyszedł z hiperprzestrzeni mały frachtowiec.
- Kontrola lotu Coruscant tu frachtowiec klasy Barloz, kod wywoławczy Piekło Złoty Jeden.
- Tak mamy was na radarze utrzymujcie kurs. - odrzekła kontrola. - lądujcie na platformie lądowniczej numer AA453XC0.
- Tak jest.

Łatwo poszło, teraz trzeba będzie się dostać do jakiś kantyn - pomyślał Seven, oglądając wysokie budynki na Coruscant spowite chmurami. Dziesięć minut później byli już na płycie lotniska.
A myślałem, że to w tej łajbie jest stęchłe powietrze - pomyślał Seven po wyjściu ze statku i pierwszym głębokim wdechu powietrza z atmosfery tej planety. Seven rozejrzał się jeszcze po lotnisku i poszedł w poszukiwaniu kasy gdzie mógłby zapłacić za lądowanie. Dwóch szturmowców poszło za nim, po czym po chwili wszyscy trzej wrócili uśmiechnięci.
- No to teraz Jack możesz ruszyć wykonać swoją misję, bo zapłaciłem za miejsce parkingowe. Reszta niech zostanie i pilnuje statku, a jak coś się zacznie dziać do dajcie znać, wy dwaj wiadomo, idziecie za mną - powiedział Seven i poszedł w stronę wyjścia na miasto.

[Jack Welles]

- " Witaj Coruscant ponownie" - pomyślał Jack i jak tylko Luk zniknął z pola widzenia pociągnął łyk z piersiówki - " Teraz 'tylko' muszę wykraść dane z Świątyni..." - westchnął i znów napił się - " Mam złe przeczucia co do tego... Ale co mi tam - przecież mnie nie powieszą..." - szybkim krokiem wyszedł z terenu portu i ruszył w kierunku świątyni...

Jack przeniósł się do [Coruscant] Szkolenie Jedi

[Luk Seven]

Sevenowi nie zabardzo podobała się opcja włóczenia się po mieście bez celu, więc po zrobieniu rundki po okolicy postanowił wrócić na zdemolowany frachtowiec którym przyleciał wraz z Jackiem. Wysłał też kilku swoich ludzi, żeby za niego zrobili dyskretny zwiad okolicy.

[Jack Welles]

Jack został wykopany z [Coruscant] Szkolenie Jedi

- I więcej tu się pokazuj - krzyknął za Jackiem Jedi.
- Masz to jak w banku... - mruknął pod nosem Foreman i wyciągnął piersiówkę - Teraz tylko pozostaje mi albo zwiać gdzieś przed Imperium albo wrócić do Sevena i zdać mu raport... - pociągnął głeboki łyk - ... Najpierw pójdę do portu, tam się zobaczy co dalej - i nie spiesznym krokiem udał się w kierunku lądowisk...

[Luk Seven]

No więc Jack wróciłeś - odrzekł zadowolony Seven stojący przed statkiem kiedy zobaczył Jacka, śmiejąc się wraz z kilkoma innym szturmowcami z tego co sobie opowiadali. - Jak tam Twoja misja?

[Jack Welles]

- Niezbyt dobrze - odparł Jack zgodnie z prawdą - Informacji z Świątyni Jedi raczej nie uda mi się zdobyć... Ale jest chyba jeszcze jedno miejsce gdzie możemy spróbować, przy czym nie będziemy się musieli zbytnio kryć z naszą obecnością - nazywa się ono Korriban...

[Luk Seven]

- Hmmmm wiedząc ze Sithwie nie są tak przyjaźnie nastawieni jak Jedi, to czeka Nas chyba inwazja na Korriban - odrzekł zgodnie z przewidywaniami Seven.

[Jack Welles]

- No tak... Zapomniałem, że jeszcze jacyś mogą się tam kręcić... - zamyślił się Jack i już automatycznie upił łyk z piersiówki, a następnie podał ją Luk'owi -... Chyba to nie był zbyt dobry pomysł - narazie mam po dziurki w nosie użytkowników mocy... Polećmy na Nar Shaddaa - tam może znajdziemy kogoś kto zna lokalizację Myrkru...

[Luk Seven]

Luk pociągnął głeboki łyk z piersiówki Jacka, po czym zaproponował wejście wszystkim na statek. Po wejściu na frachtowiec i dostaniu się do komputera pokładowego połączył się z siecią Imperium by wyszukać jakiś informacji na temat Nar Shaddaa. Pierwsze kilka linijek, to były mało istotne informacje, ale już z następnych dowiedział się, że kiedyś na orbicie tego księżyca była fabryka myśliwców TIE zaatakowana przez Mistrza Jedi Rahm Kota'e. Po za tym nie było już nic ciekawego co by mogło go zainteresować. Skopiował koordynaty i ustawił je w komputerze pokładowym po czym zwrócił się do Jacka.
- Nic, zupełnie nic co by mogło nam pomóc na tą chwilę.

[Jack Welles]

- Tak poza tym udało mi się zebrać troszkę informacji na temat funkcjonowania Świątyni - powiedział po chwili Jack - Ich zabezpieczenia są na tyle dobre iż jedyny chyba sposób by je złamać to frontowy atak Legionu 501 wzmocniony pomocą Sith'ów i ostrzałem EMP z orbity... No chyba, że uda nam się zdobyć islamiry - wtedy to będzie poprostu zwykła pacyfikacja...A i dowiedziałem się, że Gandowie też mogą zostać Jedi - dziwne nie?

[Luk Seven]

- Sugerujesz zrobić powtórkę ostatniego dnia Starej Republiki? - zapytał zdzwiony Seven - No i co to są islamiry, oraz skąd je zdobyć?

[Jack Welles]

- No tak... W tym całym zamiezaniu zapomniałem powiedzieć jak nazywają się poszukiwane przez nas istoty - powiedział Jack z uśmiechem - to są właśnie islamiry... A co do tej pacyfikacji to w wkońcu będzie musiało do tego dojść - nie sądze by Jedi podporządkowało się Imperium... Ale to dopiero w przyszłości... Teraz myślę, że już możemy startować - im krócej tu będziemy tym mniejsze ryzyko, że Jedi jednak postanowią mnie zatrzymać w więzieniu...

[Luk Seven]

- No więc lećmy - Luk wziął jeszcze jednego łyka z piersiówki Jacka po czym mu ją oddał.
Statek uniósł się w powietrze i skierował w stronę najbliższego korytarza powietrznego.
Po około 20 minutach był już na orbicie Coruscant.
- Uwaga, zajmujcie miejsca, do skoku w nadprzestrzeń zostało 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, teraz!
Statek wszedł w hiperprzestrzeń...

Polecieli do [Nar Shaddaa] Hangary

[Gyar-Than Hadyyk]

Naa'en Kerdo przylatuje w ładowni niewielkiego frachtowca ze Stacji Orbitalnej.

Dzisiaj w dowództwie panował wyjątkowo mały ruch. Nie działo się praktycznie nic - co jakiś czas tylko przychodził raport z przeglądu szwadronu, inwentaryzacji, i tym podobny 'towar'. A jednak był to dzień wyjątkowy, ze względu na pewien zbieg okoliczności, zrozumiały tylko dla dwóch osób...

- Dowódco! - zameldował jeden z młodszych oficerów. - Właśnie wylądował transport więzienny ze Stacji Orbitalnej Yavin IV. Oto akta więźnia. - dodał, wręczając dowódcy obrony Coruscant teczkę opatrzoną napisem Naa'en Kerdo. Imieniem i nazwiskiem, które w jakiś niepojęty sposób zachowało się w pamięci oficera.

* * *

Jakiś czas później...

Naa'en Kerdo obudził się z niezdrowego snu. Cela, do której trafił, była dość mała... A zarazem ciepła, jasna i przytulna. Przynajmniej nie była umeblowana najwymyślniejszymi i najstraszliwszymi narzędziami tortur... Wyniszczony i na ciele, i na duchu Naa'en zaczął kiwać głową do przodu, do tyłu, na lewo i na prawo. I tak w kółko. Medycy, dbający o jego zdrowie, ze zdumieniem obserwowali to, co działo się z tym nietypowym więźniem. Nie chcieli wiedzieć, przez co przechodził przez ostatnich kilka tygodni... Albo nawet miesięcy...

[Peter Covell]

Kapitan Lan Antros kolejny awans otrzymał całkiem niedawno - z komandora porucznika stał się nagle kapitanem. Miał otrzymać w dowództwo nowiutki lotniskowiec o nazwie "White Queen", ale na razie jeszcze siedział za biurkiem na Coruscant i pilnował formowania dywizjonów myśliwskich, które w przyszłości miały stanowić załogi jego okrętu.
Przyglądał się wręczonej mu teczce i zastanawiał się skąd zna nazwisko Kerdo. Przez dobre pięć minut siedział wpatrując się w akta tego człowieka, aż wreszcie przypomniał sobie bitwę na orbicie Coruscant dwa lata temu, gdzie Naa'en Kerdo walczył jako najemnik po stronie Nowej Republiki. Zamyślił się głęboko przeglądając listę popełnionych przez niego przestępstw i wykroczeń, żałując, że nie ma takiego pilota wśród stacjonujących na jego przyszłym statku...
Chyba, że...
-Proszę połączyć mnie z kimś z więziennictwa... - powiedział do swojego asystenta

[Gyar-Than Hadyyk]

Dni mijały. Naa'en spędził je w zbiorniku z bactą, pod czujnym okiem medyków. Ten dziwny więzień szybko wracał do zdrowia fizycznego - czego nie można było powiedzieć o stanie jego psychiki. Mimo to, z czasem powoli wracały mu jego wspomnienia... Dzięki wydatnej pomocy psychologów, rzecz jasna. Sami zachodzili jednak w głowę co się z nim działo przez ostatnie dwa lata. Te karty jego życia były po prostu przez kogoś wyrwane - nawet sam Naa'en nie był ich w stanie odnaleźć.

Gdy tylko udało mu się doprowadzić do jako-takiego porządku, zaczął kojarzyć fakty, co zaowocowało najczarniejszymi chyba myślami w jego życiu... Przypomniał sobie zdradę Mathela, swój statek, tortury, Zordo... Wszystko to powoli układało się w jego umyśle w logiczną całość.

Siedział tedy w tej samej celi, chowając twarz w swoich dużych dłoniach. Przechodząc obok jego pomieszczenia, medykom wydawało się, że słyszeli ciche łkanie...

* * *

Jakiś czas później całkiem zdrowy - choć strasznie wychudzony - Naa'en Kerdo został przeniesiony do miejsca, do którego od początku miał trafić. Więzienie było duże, zimne i straszne...

[Peter Covell]

Drzwi do celi Naa'ena otworzyły się i pojawiła się w nich sylwetka strażnika, który zawsze przynosił mu jedzenie.
-Kerdo, masz gościa.
Oznajmił bez ogródek, wyciągnął go za kołnierz na korytarz i, w towarzystwie drugiego strażnika, który wciąż miał wycelowaną strzelbę w plecy więźnia, zaprowadził do sali spotkań i usadził naprzeciw jakiegoś oficera w mundurze marynarki.
-Ma pan dziesięć minut, sir. - oznajmił wojskowemu i odmaszerował

-Nie wiem czy mnie pamiętasz, Naa'en, ale ja doskonale pamiętam jak poradziłeś sobie na orbicie Coruscant... Jestem kapitan Antros, poznałeś mnie jako porucznika. Kojarzysz może? - zapytał z uśmiechem na twarzy

[Gyar-Than Hadyyk]

- Nie wiem. - odpowiedział Naa'en Kerdo, podnosząc wzrok. - Nie przypominaj mi o tym. - dodał smutnym, acz twardym głosem.