Clark przybył z
[Coruscant] Siedziba główna Coruscańskich sił PolicyjnychClark po przybyciu do mieszkania zajrzał nerwowo na swój cyfro-notes pałętający się gdzieś na jego posłaniu.
-
gościu od skrzynki niedługo przyjdzie... pomyślał, po czym ściągnął maskę i powoli pomaszerował do łazienki aby przemyć twarz. To co widział codziennie w rozbitym lustrze doprowadzało go do szału przypominając mu ten straszliwy dzień...
-Clark czy zająłeś się tym zbiornikiem? spytał go przełożony.
-Właśnie tam idę szefie. Odpowiedział mu, po czym udał się do uszkodzonego zbiornika z paliwem.
Gdy był na miejscu czekała na niego jego ekipa naprawcza.
- Jak dobrze że wpadłeś! Powitał go głos młodej kobiety.
- Ta... przepraszam za spóźnienie miałem coś do roboty. To jak bierzemy się za to? Nie powinno to być trudne. Rzekł z uśmiechem Clark.
Po przygotowaniu narzędzi Borenoux dał każdemu członkowi ekipy przydział przy tym zadaniu i sam zaczął dokładnie oglądać daną usterkę. Nie wyglądało to nadzwyczajnie po prostu mały wyciek który trzeba załatać.
-No dobra... rzekł jakby do siebie. -To muszę obejść... to z tym... mruczał pod nosem.
Praca ta trwała jakieś dobre pół godziny gdy nagle Clark coś namieszał przy obwodach.
- O kurw... Nie dokończył zakląć gdy błysk iskier poprzedził niewielką eksplozje, która odrzuciła go na parę metrów. Na szczęście był prawie pusty zbiornik więc uchroniło go to przed jego zagładą.
W szoku Clark otworzył oczy i zorientował się że nie czuje lewej ręki, gdy spojrzał w jej stronę zobaczył ją ale kilka metrów od miejsca gdzie powinna być.
- Moja... m...moja... moja... RĘKAAAA!!!! Wrzeszczał jak oszalały wijąc w agonii na podłodze...
Clarka ocucił z zamyślenia dzwonek do drzwi. Wycierając mokrą twarz szedł stronę drzwi. Przed otwarciem drzwi przypomniał sobie o założeniu maski. Po jej ubraniu uchylił drzwi a jego oczom ukazał się bogato ubrany, uśmiechnięty człowiek.
- Pan Borenaux? zapytał ukazując swe dwa srebrne zęby.
- Zgadza się... pan w sprawie skrzynki jak się domyślam?
- Tak, zależy mi na czasie więc ją tu u pana zostawię. Oto zaliczka 100 cr, a skrzynkę odbiorę jutro.
100 na zaliczkę? nie żeby mi nie pasowało... - Nie ma sprawy... Odrzekł mu obdarowując go niewidocznym przez maskę uśmiechem.
Drzwi się zamknęły, a Clark od razu wziął się do roboty.
Rany... co za kretyn wystarczyło tylko... Słychać było szczęk otwarcia skrzynki i po chwili ciszy wyskoczyła z niej mała gadzia istota.
- Kurna co to jest?! istota chciała wskoczyć Clarkowi na twarz lecz ten chwycił ja swą mechaniczną protezą. Potworek chciał wyszarpać się z jego stalowego uścisku ale bez skutku. Po chwili szamotaniny wrzucił to "coś" z powrotem do klatki i podsumował to całe zajście:
- To było dziwne... uśmiechnął się do siebie.