przez Peter Covell » 2 Lis 2008, o 00:34
Hałasy na korytarzu nie dawały mu spać, więc Peter z rezygnacją wstał z łóżka. Był totalnie wyczerpany, bez sił, bolały go miejsca, w które był ranny, a do tego wciąż czuł dziwny rodzaj niepokoju, jakby ciągłego zagrożenia. Uczucie to nie pozwalało mu się uwolnić od czarnych myśli i było znacznie gorsze niż krzyki na korytarzu.
Ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, że nie jest już w swojej kwaterze w Świątyni Jedi na Coruscant. Pokój był znacznie obszerniejszy, jego ściany wymalowane były na śnieżnobiało, a przez otwarte okno wpływał zapach kwiatów. Poczuł dziwną suchość w ustach i nerowowo obejrzał się wokół. Nagle hałasy zza drzwi sypialni ucichły. Nigdzie nie mógł znaleźć swoich blasterów, ale niespodziewanie spostrzegł długi nóż na szafce nocnej. Dziwne. Był pewny, że nie było go tu wcześniej...
Nie zastanawiając się długo, chwycił jedyną broń, jaką znalazł i ostrożnie otworzył drzwi, które cicho zaskrzypiały. W wąskim korytarzu panowały głębokie ciemności, rozpraszane jedynie przez smugi światła wylewające się z licznych szpar pod drzwiami do innych pokojów. Spojrzał do tyłu i uniósł brwi w geście zdziwienia, gdy stwierdził, iż zamiast pięknej pogody na dworze, leje jak z cebra...
Powoli ruszył przed siebie nerwowo zaciskając wilgotne od potu palce na rękojeści noża. Uczucie zagrożenie potęgowało się z każdą chwilą, zaczynało przytłaczać go jak potężna fala. Jego nerwowy oddech stał się krótki i urywany, a każdy krok stanowił wciąż większy i większy wysiłek dla jego nóg. Starał się sobie przypomnieć nauki Mistrza Hadyyka, aby odciąć się od własnych emocji i zachować równowagę umysłu, jednak nie potrafił sobie przypomnieć co właściwie powinien robić. Jakby nauki te miały miejsce wiele lat temu, a nie raptem kilka dni...
Przystanął jak wmurowany w ziemię, gdy usłyszał za plecami kroki, szelest szat i głośny oddech, który przerodził się w obłonkańczy śmiech. Powoli obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i w morku korytarza ujrzał postać w długiej szacie z kapturem na głowie. Chciał poprawić chwyt noża, jednak zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu. Mógł tylko patrzec przed siebie, próbując przebić wzrokiem ciemność skrywająca twarz tamtego człowieka.
Nagle śmiech ustał, ucięty niczym nożem. Peter doskonale słyszał bicie własnego serca.
A potem postać ruszyła przed siebie, w stronę światła.
Przeszły go dreszcze, gdy zobaczył okaleczoną, pokrytą straszliwymi bliznami twarz starca. Dopiero potem spojrzał mężczyźnie w oczy.
I serce stanęło mu w niemym przerażeniu.
To były jego własne oczy...
Peter zerwał się z łóżka z głośnym krzykiem przerażenia. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to był tylko sen. Zwykły, pieprzony koszmar... Przymknął oczy i przez kilka minut głęboko oddychał starając się uspokoić swój oddech i serce, które łomotało w jego piersi jak szalone. W końcu odsunął kołdrę i przysiadł na krawędzi łóżka, opierając łokcie o kolana i chowając twarz w dłoniach.
Wciąż widział tamtą twarz.
Na szafce przy łóżku stał dzbanek z wodą i szklanka. Pewnie droid obsługi przyniósł jak spał. Nic nadzwyczajnego... Jednym haustem opróżnił pierwszą szklankę, a później mniejszymi łykami drugą.
Stwierdziwszy, że teraz na pewno spokojnie nie zaśnie, spojrzał na chronometr i postanowił poszukać Davida...
*****
Swoje kroki skierował od razu w stronę biblioteki. Po drodze udało mu się całkowicie opanować swoje emocje i zjednoczyć z Mocą w takim stopniu, jaki był dla niego osiągalny na tym etapie szkolenia. W myślach uśmiechnął się do siebie.
Rozmiary biblioteki zrobiły na nim niemałe wrażenie, jednak bez większych problemów odnalazł Davida i Emmę, która radośnie pomachała do niego rączką szeroko się przy tym uśmiechając.
-Cześć, Dave. - odezwał się zmęczonym głosem - Znalazłeś, czego szukałeś?
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"