Content

Archiwum

[Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Kashyyyk.

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 29 Sie 2012, o 21:50

Minęło wiele czasu od momentu, w którym w ten sposób ściskał ten miecz po raz ostatni.
To była jedyna rzecz, której mógł teraz zaufać - zimny, metalowy cylinder, śliski od potu. Mała maszyna, której powierzał swoje życie, usiłując ciężarem ciosu przeważyć szalę, na której leżał ciężarek podpisany jego imieniem. Narzędzie Jedi - jedyny przedmiot, którego mrok nie był w stanie oblepić. Hadyyk cofnął się w czasie - czuł się tak, jak podczas swojej pierwszej samodzielnej misji. Mrok pozbawił go świadomości na wystarczająco długo, by zapomniał nawet kim i gdzie jest. Nim wypchnął tę siłę z umysłu, przypomniał sobie, jak to jest - być bezbronnym i słabym, pozostawionym na łasce i niełasce miecza.
To było jednak najsilniejsze ze wszystkich wspomnień, które można było dotknąć. I dokładnie to, które sprawiło, że Hadyyk odsunął się od drzewa, o które się podpierał. Odnalazł w nim siłę, której mu zabrakło. Miecz znów pewnie i spokojnie leżał w dłoni. Wystrzeliło niebieskie ostrze, rozświetlając wykrzywioną w uśmiechu twarz Mistrza Jedi.
Każda kropelka potu na jego czole była pamiątką po innym starciu z Mrokiem. Ciemna Strona wiedziała, gdzie bić, by nawet Mistrz Jedi został wyłączony z walki na wystarczająco długo. Hadyyk mógł jedynie postawić w myślach przed sobą mur, sprawiając, że nie pozostał na uboczu tak długo, jak powinien.
Jak zdawało mu się po nikłej aurze Davida i Andy'ego, czy nawet po tej silniejszej, Petera - zapomnieli. Hadyyk zabębnił palcami o rękojeść miecza, a nagle powrócił do akcji i on sam - biła od niego inna, lecz silniejsza aura, której jeszcze nie znali. Biel od czerni dzielą jeszcze niezliczone odcienie szarości. Szarości, którą Mistrz Jedi znał bardzo dobrze. Znalazł ją w Peterze, ufającemu swoim mięśniom nade wszystkiemu. To w nim odnalazł nasienie, któremu pozwolił wybuchnąć w swoich zmysłach. Odnalazł więź z Mocą.
Miecz zamruczał przyjaźnie, gdy go uniósł.
- Do tańca trzeba dwojga - odparł na słowa swojego niegdysiejszego ucznia. Był z niego dumny. I nie zamierzał pozostawić go w tym starciu samemu sobie. Nadszedł czas, by zrobić to, co powinno zostać zrobione. Moc znała odpowiedzi na wszystkie pytania. Znała nawet czas, w którym to się stanie. Znała nawet, który zostanie użyty język.
Niech przemówi miecz.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 29 Sie 2012, o 22:55

Cała akcja mrocznego Jedi Rasy Yody, nie trwała dłużej niż sekundę, a mimo to Turoug widział wszystko jak na stop klatce. Z technicznego punktu widzenia, zdawało się że nie popełnił błędu. Niestety okazał się odrobinę za wolny i aż nadto skupił swoją uwagę na Drakaronie. Nie spodziewał się zagrożenia z innej stronie, choć na jego usprawiedliwienie można by dodać, iż w gęstej aurze Ciemnej Strony Mocy, nikt nie był pewny, czy zza krzaków nie zostanie zaatakowany przez potężnego Sitha. Jedno warto oddać Davidowi, od kiedy postawił stopę na Kashyyyku, a później w Krainie Cieni wyczuwał zło innego pochodzenia niż Trandoshanin. W mgnieniu oka, miał nieprzyjemność stanąć oko w oko, ze źródłem potężnego mroku.
W jednej sekundzie był zwycięzcą pojedynku z Drakaronem, a zarazem pokonanym przez niskiego, zielonoskórego, mrocznego Jedi. Pierwszy, przeszywający ból wiązał się z utratą lewej dłoni. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, iż groźna rana, zadana przez miecz świetlny przeciwnika, uległa niemal natychmiastowej kauteryzacji, dzięki czemu Rycerz Jedi nie był narażony na upływ krwi.
Drugi ból nastąpił w momencie zderzenia z drzewem. David nie był w stanie stwierdzić czy spróbował przynajmniej zamortyzować zderzenie, dzięki Mocy. Pewnym było, iż w którymś miejscu jego czaszka nie wytrzymała. Prócz pęknięcia nastąpił silny wstrząs mózgu. Drugą reakcją organizmu Jedi, zaraz po fizycznym cierpieniu, były wymioty. Typowy objaw dla urazów głowy, minęło kilka sekund nim były uczeń Hadyyka zapanował nad tą słabością.
Jedynie dzięki Mocy mężczyzna nie utracił jeszcze przytomności. Machinalnie rozejrzał się dookoła, jednak nigdzie nie mógł odnaleźć swego oręża. Mózg zaczął przesyłać pierwsze, czytelne sygnały. Turoug nie czuł strachu, nie lękał się swojej śmierci. Odczuwał jednak gorycz porażki, wstyd i zawód. Rozczarował siebie, towarzyszy z wyprawy i Seenie Exibil. Czy poczuł się zbyt pewnie? Ostatecznie był lepszym szermierzem od Covella, więc taktycznie rzecz biorąc to właśnie David powinien zmierzyć się z Drakaronem, będąc wspieranym przez wspaniałe umiejętności telekinetyczne Petera. W odwodzie pozostawał jeszcze ich wspólny mistrz jednak on toczył mentalny bój z aurą ciemności. Rycerz oczywiście miał też szacunek dla Andy'ego Caliusa, jednak jego umiejętności na pewno nie pozwalały jeszcze na samodzielny bój naprzeciw Trandoshanina.
Na chwilę Dave oderwał się od rzeczywistości. W umyśle widział moment, w którym zespół podjął decyzję o rozdzieleniu. Reanie Caroll w celu ratowania życia Horze Soralelui udała się na wyższe poziomy Kashyyyka. Czy była to dobra decyzja? Z moralnego punktu widzenia zapewne tak. Jednak ostatecznym celem było pokonanie Drakarona. Przez chwilę dawnemu podopiecznemu Dagosa Bardoka i Gyar-Than Hadyykam przypomniał się Mistrz Mace Windu, który swego czasu też miewał podobne rozterki, opisane w prywatnych dziennikach. Czy należało poświęcić Obi-Wana i Anakina Skywalkera wraz z Padme Amidalą, za cenę uśmiercenie Dooku na Geonosis? Ta kwestia nie była jednak częścią tej historii.
Opierający się o drzewo Jedi, potrząsnął głową, co spowodowało kolejną dawkę bólu. Widział postacie gotowe do konfrontacji. Może jakimś cudem Rranie odnajdzie ich i wesprze w ostatecznej walce? Było to mało prawdopodobne, jednak nie niemożliwe. David wiedział, że jego przegrany pojedynek, coś w nim zmienił. Na pewno gdzieś w głowie, pękła jakaś psychiczna bariera, a nawet jeżeli nie pękła to pojawiła się na niej spora rysa. Żadnej porażki Turoug nie odebrał tak źle jak tej, zawsze radził sobie z nim dobrze, nie rozpamiętując ich zbyt długo. Być może był to jego kolejny błąd. Finalna batalia nie została jeszcze rozegrana.
Niespodziewanie, aura ciemności minimalnie ustąpiła. Rycerz zamglonym wzrokiem dojrzał raźno stającego mistrza Hadyyka. Było w tym coś patetycznego, a zarazem groźnego. Zdawało mu się, że po części znał tą stronę, swego byłego mentora, a z drugiej wyczuwał dziwną otoczkę. Cokolwiek by to nie było, w jego serce wlało się nieco nadziei. Niestety sam, nie był w stanie kontynuować czynnej walki.
Po dwóch próbach powstania, powoli osunął się po pniu sędziwego drzewa wroshyr. Choć przymknął oczy, widział rozgrywającą się akcję. Jedyne co mógł zrobić, to ukierunkować strumień Mocy przepływającej przez niego, ku Peterowi, Gyar-Thanowi oraz Andy'emu.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Mistrz Gry » 4 Wrz 2012, o 20:00

Music Theme
Walka wyglądała już na przesądzoną. Pokonanie samego Zabójcy Sith jakim był Drakaron było wyjątkowo trudne, jednak pojedynek z jego znacznie potężniejszym sprzymierzeńcem wydawał się dla trójki młodych rycerzy Jedi zwyczajnym wyrokiem śmierci.
Nadzieja zdawała się już powoli umierać, gdy nagle promyk jej życia rozbłysł w sercach Petera, Davida oraz Andy'ego niczym płomień wybudzający się gwałtownie z żaru. Ową otuchą okazało się ponowne wybudzenie aury mistrza Hadyyka, którego wsparcie mogło okazać się ratunkiem z trudnej sytuacji.
Trójka wysłanników Jasnej Strony stanęła pewnie przeciwko dwóm groźnym przeciwnikom. Drakaron szczerzył z zadowoleniem swoje jaszczurze oblicze, najwyraźniej pewien, iż w towarzystwie małego Mrocznego Jedi jest zwycięzcą tego starcia, choć jeszcze się nie skończyło.
Jakież zdziwienie przeszło przez jego twarz, gdy zielone ostrze miecza świetlnego dzierżonego przez niewielkiego mistrza fechtunku przeszyło go od tyłu, zamieniając żołądek i nerkę Zabójcy Sith w odrobinę popiołu, pod którym to pchnięciem Drakaron zapadł się na kolana, nadążając jedynie oglądnąć się ze zdziwieniem na osobę, która miała być jego sprzymierzeńcem.
Obłęd w oczach przedstawiciela rasy Yody mówił sam za siebie - to szaleniec, który wszystkich dookoła uważa za wrogów.
- Pewny siebie zbyt się stałeś, Trandoshaninie.
Odezwał się chłodno wasz aktualnie jedyny przeciwnik, bo Drakaron zdołał jedynie wycharczeć coś, co w początkowym założeniu miało być słowami, po czym przewalił się na twarz. I nic nie zapowiadało, żeby miał się podnieść. I tak oto zemsta na gadzie dokonała się, choć mogła nie przynieść ukojenia, biorąc pod uwagę kto był jej sprawcą.
Chwilę później nie przejmując się dłużej martwym Sithem mały, zielony przyjaciel ruszył pędem na trzech pozostałych na nogach Rycerzy Jedi. Po raz kolejny dał popis swojej nieprawdopodobnej wręcz szybkości i umiejętności walki.
Żaden z trzech szermierzy nie dobrał szczególnie dobrego stylu miecza świetlnego do pojedynku z przeciwnikiem, który sądząc po sposobie w jaki trzymał swój oręż i jego ruchach, które ewidentnie sugerowały absolutne mistrzostwo w Ataru. Największe szanse w tej walce miałby z pewnością Turoug, który jednak został zaskoczony i skutecznie obezwładniony pierwszym cięciem przedstawiciela rasy Yody.
Soresu nie było dobrym wyborem. Zwłaszcza, że nie było stworzone z myślą o pojedynkach na miecze świetlne. Być może właśnie z tego powodu już po kilku ułamkach sekundy Andy'emu brakowało kciuka u lewej dłoni, zaś jego nos został złamany kopnięciem wykonanym podczas imponującej akrobacji waszego przeciwnika, który gładko obszedł pod gardą ucznia Covella, odbijając się z dużą siłą od ziemi, wykonując w powietrzu salto połączone z cięciem zielonego ostrza, które nie zabiło Caliusa wyłącznie ze względu na jego zaufanie w Moc i refleks, który pozwolił mu w ostatniej chwili osłonić się swoją bronią, nim miecz świetlny wroga rozpłatał go na dwoje. Niestety, brak czasu na poprawienie uchwytu zaowocował utratą jednego palca. Zanim zdążył w odruchu odpłacić się przeciwnikowi, potężne wybicie się nogi Mrocznego Jedi od twarzy ucznia złamało mu nos, a on sam szybował już nad głową Covella, szykując się na cięcie w kark nauczyciela Andy'ego, które najpewniej także zakończyłoby się tragiczną śmiercią.
Także tym razem jednak plany niewielkiego wroga zostały pokrzyżowane, czemu winien okazał się być Mistrz Hadyyk, zasłaniający go swoją bronią. To dało Peterowi wystarczająco dużo czasu, by rzucić się w przód, jednocześnie obracając się ku przeciwnikowi i miotnąć w niego potężną falą telekinetyczną, która rzuciła go na drzewo, z którym zderzenie na moment pozbawiło waszego wroga tchu. Wszystko wskazywało na to, że jednak odmrażanie nie odbyło się całkowicie bez negatywnych efektów dla niewielkiego Mrocznego Jedi, bo po jego aktualnych umiejętnościach dało się stwierdzić, że będąc w pełni sił dałby radę ochronić się przed tym atakiem.
Przez ułamek sekundy był zamroczony, stając oparty o drzewo jakieś 10 metrów od was. Czy to wystarczy by zdobyć przewagę? Wszystko zależy od szybkości reakcji i planu trójki Jedi!

Przepraszam, że zdecydowałem za was co wasze postaci robią, ale wszyscy staliście jak kołki a nie chciałem was uśmiercać :)

Stany zdrowia:
David - Jak wcześniej
Andy - Utrata kciuka u lewej dłoni, złamany nos (choć może bardziej pasowałoby tu słowo "zmiażdżony"), adrenalina sprawia że jeszcze nie zdajesz sobie do końca sprawy z bólu
Hadyyk - Doszedł do siebie po czasowej niedyspozycji
Peter - Podwyższone tętno i adrenalina spowodowane faktem, że właśnie o mało nie umarł od cięcia wroga
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 5 Wrz 2012, o 10:18

Nie ma emocji, jest spokój.
Hadyyk obserwował spokojnie dochodzącego do siebie po niespodziewanym kontrataku zielonego przeciwnika. Niebieska klinga miecza zamruczała raz jeszcze, gdy Mistrz Jedi poprawił chwyt, przygotowując się na niechybną kontrofensywę. Wiedział, że właśnie w ten sposób powinna wyglądać ta walka - wyczekiwanie na błąd i bezlitosne wykorzystanie go na swoją korzyść. Chociaż był w stanie dotrzymać tempa małemu przeciwnikowi, Hadyyk wiedział, że nie tędy droga - zbyt szybko wyczerpią nawet i tą resztkę światła, która im pozostała. Ich nowy wróg był stanowczo zbyt szybki, by narażać się na następne błędy. Po Davidzie i Andym było widać, że mroczny przedstawiciel rasy Yody wykorzystywał je bezlitośnie, co do jednego. Ale dał się im zaskoczyć. Jak widać, sam nie był od nich wolny.
Chociaż wyczuwał wątłą nić ciepła, którą utrzymywał ich w walce David, Mistrz Jedi nie spodziewał się, że będzie musiał wracać pamięcią aż do momentu, w którym zmierzył się - jak niegdyś Kyle Katarn - z różnymi wersjami tej samej prawdy. Moc miała więcej odcieni niż czerń i biel. Dzieli je również szarość o setkach odcieni. Dobrze znał tę szarość. I czekał.
Więź z Mocą stawała się coraz silniejsza. Peter musiał to wyczuć. Hadyyk musiał go chronić, dopóki Covell nie nauczy się przewidywać ruchów przeciwnika - diabelnie trudne zadanie, ale nie niemożliwe do wykonania. To właśnie Rycerz Jedi musiał zapoczątkowywać kontrataki, w których Hadyyk doszukiwał się drogi do pokonania małego, przebiegłego wroga.
Hadyyk wzniósł więc miecz - nie zamierzał się przywiązywać w walce do żadnej ze znanych mu sztuk walki. Z reguły w takich sytuacjach płynnie przechodził z jednej do drugiej, o ile miał na to wystarczająco dużo miejsca i czasu, o który tutaj będzie ciężko. Jak zawsze przeciwko tak szybkiemu przeciwnikowi, postanowił starać się dotrzymać mu tempa w miarę możliwości jak najbardziej oszczędnymi cięciami i unikami, kierując się własnym doświadczeniem. Poprawne ułożenie miecza mogło zapobiec niejednemu groźnemu atakowi, a ich mały oponent pokazał już, że ma niejeden as w rękawie. Upewniając się, że żaden pomniejszy korzeń nie będzie przeszkadzać mu w walce, stanął obok Petera.
Domyślał się, że ich przeciwnik będzie praktycznie bez przerwy skakać po całej ich okolicy, próbując pozbawić ich głowy, i to głównie takiego scenariusza spodziewał się w tej walce. Szybkie cięcie z dołu powinno jednak wystarczyć do wyprowadzenia kontrataku. Zamierzał więc trzymać się blisko swojego dawnego ucznia i ochraniać go w miarę swoich możliwości - podejrzewał, że mrocznemu oponentowi będzie zależało na rozdzieleniu ich i wykończeniu w pojedynkę, a Hadyyk nie mógł do tego dopuścić. Nawet jeżeli do tego dojdzie, małemu przeciwnikowi powinno być bardzo ciężko jednocześnie bronić się przed mieczem świetlnym i kolejnymi uderzeniami Mocy.
Pamiętał walkę przeciwko innemu Trandoshaninowi, którą stoczył na Kashyyyk dawno temu, kiedy był jeszcze Rycerzem Jedi, a zagrożenie ze strony Sithów dopiero zaczynało rosnąć w siłę. Wtedy też był zmuszony improwizować. Być może i tutaj sprawdzi się nagłe gruchnięcie falą Mocy w ziemię? Wtedy jego przeciwnik odruchowo ręką zasłonił oczy przed piaskiem, pozwalając mu na wykorzystanie potężnych luk w jego obronie.
To będzie ciężka walka, ale był gotów.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 5 Wrz 2012, o 11:15

Zadziwiające było, że poprzez zamglone spojrzenie, Turoug i tak widział co się dookoła działo. Jednak teraz nie oczy były jego podstawowym zmysłem wzroku, a Moc. David zdziwił się nieco widząc wychodzący z piersi Trandoshanina miecz. Ostatecznie było to typowe dla Sithów, choć w tym wypadku Minch pozbawił się sojusznika.
Rycerz po raz trzeci spróbował wstać i w ostatniej chwili zapanował nad potężnym zawrotem głowy. Udało się, w końcu stanął na nogach. Rękawem zdrowej ręki otarł twarz, a na ubraniu pojawiło się sporo krwi.
Przywołał miecz świetlny, jednak nie włączył go. W jego stanie podjęcie walki powinno być ostatecznością. Tylko przeszkadzałby Covellowi i Hadyykowi w pojedynku z przedstawicielem rasy Yody. Andy też nie mógł wskórać za wiele, jego wyszkolenie w sztuce fechtunku zdecydowanie odstawało od umiejętności Petera i Gyar-Thana. Nikły uśmiech pojawił się na twarzy byłego ucznia Dagosa Bardoka i walczącego obecnie mistrza, gdy niski wzrostem przeciwnik został odrzucony Falą Mocy. To wskazywało, że rywal jest do pokonania.
Dave nie chcąc być jedynie biernym obserwatorem, skupił się na roli przekaźnika Mocy. Mimo bólu, postanowił kierować pozytywną aurę ku przyjaciołom. Przyjął wygodną pozycję, niczym Qui-Gon Jinn przed ostatnim starciem z Darth Maulem i zamknął oczy. Jedi nie skupiał się na kojeniu swojego cierpienia, każdą cząstkę mistycznej energii przekazywał walczącym. Nawet jeżeli mieliby tego nie odczuć, każde wsparcie w tym momencie było potrzebne.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 5 Wrz 2012, o 17:12

W chwili, gdy energetyczna klinga miecza świetlnego przedstawiciela rasy Yody przebiła Drakarona, Peter poczuł coś na kształt żalu, że to nie on zakończył życie zdradliwego jaszczura, że to nie on pomścił śmierć tylu dobrych istot. Wszystko nie trwało dłużej niż uderzenie serca, ale w przyszłości miało jeszcze wracać do Rycerza Jedi - o ile była przed nim jakakolwiek przyszłość, bowiem nowy przeciwnik wydawał się doskonale wyszkolony.
Peter w czasie krótkiej potyczki zdał sobie sprawę z tego, że choćby draśnięcie Sitha będzie nie lada wyzwaniem. Poruszał się błyskawicznie i zdawał się znajdować w dwóch miejscach na raz, co dla Covella stawiającego w walce przede wszystkim na siłę ataku, a w mniejszym stopniu na prędkość było naprawdę dużym problemem. Nie było wątpliwości, że w pojedynku na miecze świetlne Jedi nie ma szans - nawet jeśli u boku miał Gyar-Than Hadyyka, który uchronił go przed pewną dekapitacją.
Trzeba było zatem wykorzystać swoją największą zaletę - opanowanie technik telekinezy. Peter, bez większego zastanowienia, posłał w kierunku przedstawiciela rasy Yody niewidzialną pięść, która odrzuciła przeciwnika kilka metrów dalej dając wysłannikom Świątyni chwilę wytchnienia i możliwość kontrataku.
-Spływajcie stąd, na nic się nie przydacie! - krzyknął pod adresem rannych Andy'ego i Davida. Być może jego słowa mogły zostać potraktowane jako zniewaga, ale prawda była brutalna: jeśli jemu i Hadyykowi nie uda się pokonać małego, zielonego wroga, Turoug i Calius nie zdołają zdziałać nic więcej, a jedynie pozwolą się zarżnąć. Peter nie miał zamiaru pozwolić zginąć kolejnym przyjaciołom, a poza tym, w razie niepowodzenia, ktoś musiał dotrzeć na Coruscant i powiadomić Najwyższą Radę o nowym, potężnym nieprzyjacielu Zakonu. Miał nadzieję, że go posłuchają. To nie był czas na głupie bohaterstwo z ich strony.
Sith jeszcze nie zdążył pozbierać się z ziemi, gdy Peter skierował swoje myśli w jego stronę: planował poderwać go wysoko w górę, a później ponownie uderzyć nim o grunt w nadziei, że siła telekinetycznego ataku poważnie osłabi nieprzyjaciela, a w najlepszym wypadku pogruchocze mu kilka kości lub może nawet zabije na miejscu. Bez względu na to, co miało się wydarzyć, Jedi gotowy był, by natychmiast ruszyć do ataku i zalać go cięciami miecza tak szybkimi, jakie tylko był w stanie wyprowadzić.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 5 Wrz 2012, o 17:44

Krzyk wydarł się w piersi ucznia Jedi. Mimo uników i parowania ciosów najszybciej jak potrafił, nie mógł zauważyć tego krótkiego cięcia i kopniaka z nos. Czuł już znajomy pulsujący krwią ból nosa. Czerwony wąski strumień zaczął mu się z niego wylewać i płynąć po policzkach i brodzie. Uderzenie nie było na tyle silne żeby się jednak przewrócić. Stał pewnie ale ręce mu drżały. Przez chwile widział jak w zwolnionym tempie saldo Sitha nad głową Petera i serce w nim zamarło. Interwencja Hadyyka była na szczęście w idealnej zbieżności czasowej z atakiem zielonego gnoma.
Andy nie zastanawiał się nad swoim życiem. Może długo się nie szkolił, ale zasady wpojone mu przez jego Mistrza miał cały czas w umyśle. Ufał teraz całkowicie Mocy i zauważył wreszcie, że Mistrz David przesyła swoją energie Covellowi i Mistrzowi Hadyykowi. Sith może był potężniejszy ale i tak musiał mieć słabą stronę. Okazało się, że nie radzi sobie tak dobrze jak Peter z telekinezą. Uśmiech triumfu pojawił się na twarzy Caliusa kiedy zobaczył upadającego Sitha.
Andy usłyszał głos Petera nawołujący do ucieczki, lecz wszystko co w nim było wzbraniało się na tą myśl. Czemu miałby opuścić Mistrzów i uciec? To nie było zgodne z kodeksem Jedi. Posłuszeństwo jednak powinno w nim w końcu przemówić
-Mistrzu David co robimy?-zapytał mając nadzieje, że ledwo stojący na nogach rycerz odmówi wykonania rozkazu Petera. Nie zamierzał ich zostawić. Muszą uciec wszyscy.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 7 Wrz 2012, o 19:44

Słowa Petera choć nie należały do miłych, były po prostu racjonalne. W obecnym stanie Turoug zapewne przegrałby z Sithem rasy Yody w przeciągu maksymalnie 5 sekund. Oprócz utraty lewej dłoni, mocno przeszkadzała mu pęknięta czaszka a co za tym idzie silne wstrząśnienie mózgu. Gdyby nie Moc, David miałby problem ze wstaniem oraz utrzymaniem równowagi, nie wspominając już o innych czynnościach.
Na niewiele mógł też się zdać uczeń Covella - Andy. Nie dość, że jego umiejętności w stosunku do Mincha były mizerne, to również został ranny. Twarz miał zalaną krwią ze zmiażdżonego nosa, a lewa dłoń została pozbawiona kciuka. Po raz kolejny można było mówić o skutku ubocznym ran zadanych mieczem świetlnym. Praktycznie obyło się bez utraty krwi, dzięki kauteryzacji.
Gdy karta pojedynku nieco się odwróciła, a rywalizacja między Mistrzem i Rycerzem Jedi, a Sithem została wyrównana można było liczyć nie tyle na ucieczkę, a taktyczny odwrót. Co więcej nie było powiedziane, że to członkowie Zakonu Skywalkera mieli opuszczać pole bitwy. Nie mniej, ani Turoug ani Calius nie mogli wnieść za wiele do tej rywalizacji.
- Na niewiele się tu zdamy. Aura Ciemnej Strony nie jest już tak przytłaczająca albo po prostu nieco się spod niej oswobodziliśmy. Musimy spróbować odnaleźć ścieżkę, którą tu przybyliśmy. - odparł zadziwiająco spokojnym i stanowczym tonem David - Musisz posłuchać swojego Mistrza. Ja także wezmę sobie tą radę do serca. W walce tylko byśmy im przeszkadzali. Powoli się wycofujmy. Pamiętaj Andy, by mieć nie tylko oczy otwarte. Pełna czujność, ciągle jesteśmy w Krainie Cieni, gdzie ten pradawny Sith nie jest jedynym zagrożeniem. Tym bardziej dla takich pokiereszowanych Jedi jak my.
Dave kończąc wypowiedź postarał się nawet o odrobinę humoru. Nie była to jego unikalna cecha, gdyż istniała spora liczba Rycerzy, którzy w obliczu zagrożenia nie tracili dystansu do sytuacji i nie stronili od żartów. Calius i Turoug powoli zaczęli kierować się ku ścieżce. Pierwszy szedł uczeń Covella, a pięć metrów za nim były podopieczny Dagosa Bardoka i Hadyyka, który mimo urazów twarz zwróconą miał ku walczącym...
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 11 Wrz 2012, o 18:10

Caliusa nieco zdziwiło poczucie humoru, zwłaszcza na tle połamanej czaszki i urazów zadanych z chirurgiczną precyzją mieczem świetlnym zarówno Davidowi jak i samemu Andy'emu. Gdzieś w zbutwiałych liściach leżał jego kciuk, ale nie było ani czasu ani możliwości odszukania go. Mimo, że ból docierał do jego świadomości przytłumiony przez Moc i adrenalinę, to był dotkliwy i przyprawiał o mdłości. Słowa starszego Jedi jednak podziałały. Nie czuł się ani trochę usprawiedliwiony opuszczając swego Mistrza, lecz musiał postąpić tak jak mu kazano, choćby po to by sprowadzić pomoc. Wszedł w gęstwinę, która wydała mu się w tym momencie identyczna jak wszystko inne wokół. Skupił się i nie wyłączając miecza brnął dalej potykając się o jakieś rośliny, których kształt powoli rozmazywał się przed oczami. Ciemność, która poprzednio uniemożliwiała nawigację, teraz najwyraźniej ustąpiła, i widać nawet było czasami promień słońca, przyduszony przez konary drzew, i słabnącą aure mroku. Czuł obecność Davida i wydawało mu się że widzi też Petera. Ta myśl podnosiła go na duchu, miał nadzieje, że jakimś cudem wszyscy Jedi wyjdą z tego cało.
Trzymał mocno w jednej dłoni miecz, rozświetlający okoliczne krzaczki na niebiesko. Druga dłoń pozbawiona jednego palca osłaniała twarz narażoną na ciosy gałęzi w złamany nos. Wyszli wreszcie na miejsce gdzie jaszczur ranił jednego z Jedi. Andy'emu wydawało się to wieki temu, choć byli tu pewnie zaledwie przed kilkoma godzinami.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 26 Wrz 2012, o 12:42

Minch został poderwany w górę niczym suchy liść na wietrze. Przez moment Peter czuł, że wygrywa tę partię, że teraz - wespół z Hadyykiem - wykończy to wynaturzenie, jakim był szalony przedstawiciel rasy Yody. Uczucie to trwało jedynie przez krótki ułamek sekundy i zastąpiło je niedowierzanie, gdy przeciwnik Covella wyrwał się z niewidzialnej pięści unoszącej go w powietrzu. Młody Rycerz Jedi zdążył zobaczyć jedynie błysk srebrnego cylindra mknącego w kierunku otwartej dłoni szaleńca, a potem potężna fala Mocy odrzuciła go kilka metrów do tyłu.
Zaskoczony Peter w ostatnim momencie zdał sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia i lewo zdążył odturlać się i uniknąć klingi miecza świetlnego, która wbiła się w ziemie tuż przy jego twarzy. Covell, nie mając wielu możliwości, kopnął stojącego nad nim Mincha w twarz znajdującą się niewiele ponad miejscem, gdzie normalnie byłyby kolana przeciwnika. Mały, zielony gnom zaskrzeczał wściekle i zaczął młócić mieczem świetlnym, lecz Rycerz Jedi zdążył już poderwać się na nogi i zasłonić przed nawałnicą precyzyjnych ciosów.

MG Unlimited Power. Ponieważ potrzebujemy tych postaci do fabuły globalnej na jutro, biorę wątek od Kamurzastego. David, Andy uciekajcie na górę do Reanie i Hory.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 26 Wrz 2012, o 13:30

Wyglądało na to, że w swoim szaleństwie Minch zapomniał o Mistrzu Jedi, który trzymał się na uboczu. A on nie zamierzał tego nie wykorzystać. Podczas gdy wściekłość małego wroga z każdej strony zasypywała ciosami Covella, Hadyyk wyciągnął przed siebie dłoń. Moc była w tym miejscu silna, lecz nie był to szept Jasnej Strony. Słyszał w uszach zdecydowany, twardy szum Szarej, oczekujący odpowiedzi. Wiedział, jak z nią rozmawiać. Tam, gdzie nie było światła i cienia, tam był półmrok. Szarość, gęsta i lepka, jednocześnie wystarczająco nieuchwytna, by wyślizgnęła się z niewprawionych dłoni. Hadyyk czuł na własnej skórze jej zimny dotyk. Chwycił go.
Czas zwolnił swój bieg, gdy Mistrz Jedi w końcu wskazał palcami Mincha. Chociaż strumień, który pomknął w jego stronę był ledwie wyczuwalny dla Petera, zielony wróg musiał zmierzyć się z odrętwieniem, które skierował na niego Hadyyk. Lecz to nie był koniec - mentorowi starczyło na jeszcze jedną sztuczkę. Zanim wzniósł miecz, by razem z Peterem stanąć do walki z przedstawicielem rasy Yody, huknął w niego uderzeniem Mocy. Mistrz Jedi rzucił w niego Mocą najszybciej, jak tylko potrafił, starając się dać Peterowi wystarczająco dużo czasu na reakcję. To powinno wystarczyć. Chociaż zarówno przed zamroczeniem, jak i pchnięciem obronić dało się raczej łatwo, nawet gdyby Minchowi udało się przewidzieć jego zamiary, powinno to zająć go na wystarczająco długo, by Peter wykorzystał daną mu okazję.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 26 Wrz 2012, o 13:50

Peter zdawał się być równie zaskoczonym, co Minch. Choć sztuczki Gyar-Thana, podziałały na niego w znacznie mniejszym stopniu niż na zielonego psychopatę, w pierwszej chwili nie bardzo rozumiał co się z nim dzieje, gdy nagle poczuł dziwne odrętwienie w członkach. Na szczęście dla niego, ruchy jego oponenta stały się jeszcze wolniejsze niż bardziej ślamazarne od jego własnych. Nim zdążył wykorzystać okazję, by zadać ostateczny cios, telekinetyczny czołg z niewyobrażalną siłą zmiótł Mincha niczym szmacianą lalkę.
Choć Covell nie oberwał głównym strumieniem telekinetycznego pchnięcia, Mistrz Hadyyk zapewnił mu kolejny przelot kilka metrów nad ziemią zakończony gwałtownym upadkiem i twardym uderzeniem w wystające korzenie.
-No chyba sobie, kurwa, jaja robicie - mruknął Peter leżąc na plecach i zastanawiając się czy jego kręgosłup jeszcze jest cały. Biorąc pod uwagę, że nie było chyba miejsca, które go nie bolało, rdzeń kręgowy nie został przerwany. Miło.
O poprzednim razem z ziemi zerwał się w oka mgnieniu, tym razem podnosił się znacznie wolniej, stękając i głośno przeklinając we wszystkich językach, jakie znał. Rozejrzał się wokół szukając zarówno Mincha, jak i Gyar-Thana. Jego mentor stał zaledwie kilkanaście metrów dalej, w pozycji zdradzającej gotowość do ucięcia głowy kurduplowi, gdy ten tylko znajdzie się w pobliżu. Rzeczony kurdupel zaś pozostawał poza zasięgiem wzroku Petera.
-Tik-tak, tik-tak, wasz czas się właśnie skończył! - usłyszeli skrzeczący głos Mincha dochodzący gdzieś z góry. Szaleniec musiał poruszać się po gałęziach niczym małpa. - Nadchodzi zwierzątko, milutkie zwierzątko, hahaha! Miło było mi was spotkać... nie! Tak naprawdę, nie było!
-O czym on, do cholery, mówi, Mistrzu?
-Terentatek - Hadyyk wpatrywał się w mrok, z którego dochodziły głośne tąpnięcia. Zupełnie jak kroki czegoś wielkiego i paskudnego. - Idzie tutaj.
-To naprawdę jest nie fair - Peter jęknął niczym mały chłopiec, po czym wyciągnął komunikator. - David, Andy, kurdupel zwiał, miejcie się na baczności. Biegniemy do was, ale wygląda na to, że na karku mamy trzymetrowy problem.
-Trzymetrowy w najlepszym wypadku.
-Nienawidzę cię, Mistrzu Hadyyk.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 26 Wrz 2012, o 14:44

Zniszczyć. Zmiażdżyć. Rozszarpać. Każde tąpnięcie niosło ze sobą inną groźbę od poprzedniej. Gruby, obślizgły pancerz potwora błyskał w półmroku, gdy wielki terentatek przedzierał się przez gęstwinę Krainy Cieni. Jego odpoczynek zakłóciła ledwie igła - przeczucie, wdzierające się pod skórę. Piekące i irytujące, którego musiał się pozbyć. Zabić. To było jego terytorium, którego będzie bronił z całą zaciekłością. Zwłaszcza teraz, gdy wyczuł swój ulubiony pokarm - Jedi. Od stuleci nie zasmakował w ich mięsie. Od stuleci nie czuł ich żałosnych prób obrony przed nim. Rozerwie ich, rozszarpie, zdepcze i zmiażdży, pławiąc się w ich krzyku. Smakując krwi.
Zadarł łeb. Kraina Cieni zadrżała.

Minch był już daleko, kiedy jego uszu dosięgnął wściekły ryk terentateka. Śmiał się, skacząc z gałęzi na gałąź, pnąc się coraz wyżej i wyżej.
Wszystko poszło zgodnie z planem! Przeczuwał, że tamten żałosny człowiek przywoła na pomoc swoją Moc. Nie spodziewał się, że huknie nią w niego aż tak mocno, ale to nawet lepiej. Terentatek z łatwością ich teraz znajdzie - teraz, kiedy tamten kretyn wywiesił nad ich głowami wielkie "Tu jesteśmy!". Śmiał się do rozpuku z tego, jak udało mu się ich wykiwać. A tamten żałosny gad! Żałosssssssny. On i tak był do niczego. Był pierwszym, który musiał paść, by jego plan zadziałał. Tak, Jedi są tacy martwi! Terentatek znajdzie ich. Pożre żywcem, rozszarpie, zdepcze. Jeżeli dobrze pójdzie, staną się niżsi nawet od niego!
Skrzekliwy śmiech nie ustawał, aż w końcu ucichł w oddali.

Nie przerywając biegu ani na chwilę, zbliżali się powoli do windy, która była ich jedyną drogą ucieczki. Peter biegł obok niego, ani na moment nie przestając narzekać.
- Naprawdę nie mogłeś tego zrobić inaczej? Patrz, jak wyglądam!
- Wyglądasz, jak prosiak. Do tego się błotem upaprałeś.
- Co? A kto mnie w to błoto wrzucił? - rzucił Peter. Gdzieś w oddali dal się słyszeć ryk ścigającego ich potwora. - Na pewno nie to... coś!
- Zagłuszasz dźwięki przyrody.
Mistrz Jedi i jego niegdysiejszy uczeń biegli wytrwale przez gąszcz. Im dalej znajdowali się od miejsca bitwy, tym Kraina Cieni wydawała się jaśniejsza - w mroku, w którym doszło do walki nawet najczarniejsza czerń była jasna, jak słońce. Lepki dotyk przemijał, dodając sił.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 26 Wrz 2012, o 16:50

Przy windzie nikogo nie było. Peter miał nadzieję, iż oznaczało to po prostu, że David i Andy posłuchali jego polecenia i wrócili do osady, a nie że terentatek ich dorwał zanim dotarli do drogi na górę. Rycerza Jedi niepokoił brak kontaktu radiowego, ale spodziewał się, że w Krainie Cienia komunikatory mogą działać nie do końca tak, jak powinny. Przynajmniej na to liczył.
Na rozchybotaną i niespecjalnie solidną platformę służącą za windę wpadli równocześnie i równocześnie rzucili się do prostego mechanizmu pozwalającego na podróż w górę. W tym momencie na polanę wpadł wściekły terentatek, którego czerwone ślepia natychmiast zatrzymały się na uciekających Jedi.
Słowa nie były potrzebne. Krótkie spojrzenie wystarczyło, by Peter i jego mentor zrozumieli się w oka mgnieniu. W tej samej chwili zapłonęły dwie klingi mieczy świetlnych i z charakterystycznym śpiewem, wirując w powietrzu, pomknęły na spotkanie z krwiożerczą bestią. Energetyczne ostrza nie wyrządziły terentatekowi wielkiej krzywdy, ale przynajmniej spowolniły go na tyle, by platforma, na której znajdowali się Hadyyk i Covell znalazła się poza zasięgiem ramion prawie pięciometrowego stwora.
-Dzisiaj nie będzie obiadku - mruknął Peter przytraczając miecz świetlny do pasa. - Mam nadzieję, że wszyscy bezpiecznie dotarli na górę.
-...zwijcie się. - niespodziewanie, trzeszcząc niemiłosiernie, ożył komunikator, z którego dobiegał zniekształcony głos Turouga. - Tu David. Peter, Mistrzu Hadyyk, czy mnie słyszycie?
-Tak, słyszymy was.
-To dobrze. Próbujemy się z wami skontaktować od dłuższego czasu, ale nie otrzymywaliśmy odpowiedzi.
-U nas podobnie. Dotarliście na górę?
-Tak, czekał tam na nas oddział Wookiech sprowadzony przez Reanie. Chyba nawet Hora się wyliże.
-Dobrze słyszeć. Wracajmy do domu.

Akcja przenosi się do: [Coruscant] Świątynia Jedi
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Poprzednia

Wróć do Archiwum

cron