Content

Archiwum

[Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Kashyyyk.

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Amon Rage » 26 Lip 2011, o 00:08

Hora zrzucił wierzchnią szatę pozostając jedynie w lekkiej koszuli i spodniach, nie licząc oczywiście butów, a gdy rozpostarł szeroko ramiona, w obu dłoniach błyskawicznie pojawiły się rękojeści jego mieczy świetlnych o charakterystycznym, unikalnym kształcie. Chwilę później wybił się mocno obunóż, wspomagając owy skok Mocą, dzięki czemu najpierw poszybował dobrych kilka metrów w górę, by następnie opadając, wykonać w powietrzu pojedyncze salto.
Sekundę po Hadyyku, nie więcej, pomiędzy członkami Zakonu Sith wylądował w głębokim przyklęku Hora, którego czarne włosy pod wpływem pędu powietrza zafurkotały na wszystkie strony, otaczając jego głowę niczym mroczna aureola. Błękitne klingi płonęły jasnym światłem z których pierwsza, ta dzierżona w prawej dłoni, znajdowała się ponad głową Rycerza w charakterystycznej dla Djem-So pozycji wyjściowej, zaś druga ustawiona była horyzontalnie na wysokości piersi pół-zeltrona. Ułamek sekundy później, z szybkością błyskawicy skoczył do ataku, pokazując swoje mistrzowskie opanowanie Formy V połączonej z Jar'kai.
To, co nastąpiło chwilę później, najprościej można było nazwać zwykłą rzeźnią. Pierwszy z klonów padł rozcięty na pół, gdy błękitna klinga przeszła przez jego ciało na wysokości pasa jak przez masło, podczas gdy druga zatoczyła szeroki łuk i przeszła przez ciało drugiego żołnierza od lewej pachy po prawy bark, również uśmiercając go w mgnieniu oka. Potem jednak Soarelui musiał przejść do krótkiej, acz nader skutecznej defensywy, gdy odbił kilka blasterowych wiązek, jedną z nich zabijając trzeciego klona, gdy odbity pocisk trafił dokładnie w wizurę hełmu, wypalając w twarzy nieszczęśnika wielką dziurę. Na tym jednak Jedi nie poprzestał, bowiem zaangażował się w krótki, lecz nader intensywny pojedynek z trandoshańskim Sithem, który najwyraźniej posiadał dość siły i umiejętności, by sparować pierwsze trzy cięcia Hory, choć przysporzyło mu to dużo trudności. Czwartego niestety nie miał szans odeprzeć, bowiem w momencie kolejnego, brutalnego zetknięcia się obu kling mieczy świetlnych, obwody miecza ucznia Drakarona uległy przeładowaniu, a samo ostrze zamigotało i zniknęło na chwilę przed tym, gdy mocne cięcie odcięło gładko jego głowę. Potem jednak, miast szarżować dalej, Wojownik Jasnej Strony przeszedł do defensywy, ustanawiając swoistą barierę złożoną z kling obu mieczy, by rozeznać się w sytuacji i zaplanować kolejny atak, który jednak wraz z pomocą Reannie Caroll, mógł nie być potrzebny.
Postać główna:
Image

Postać poboczna:
Taranis "Reaper" Viser
Awatar użytkownika
Amon Rage
New One
 
Posty: 347
Rejestracja: 12 Maj 2010, o 01:42
Miejscowość: Uć, kurwa.

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 1 Sie 2011, o 12:51

Niemożliwa do powstrzymania maszyna wojenna. Właśnie tak można było określić działających wspólnie Petera i Davida, którzy wzajemnie uzupełniali się w czasie walki z trzema przeciwnikami wzajemnie ochraniając swoje słabe punkty i uderzając tam, gdzie nieprzyjaciel zupełnie nie spodziewał się ataku. Nie zdziwiło zatem Covella, gdy jeden z Sithów odłączył się od walki - jaszczur niewątpliwie wyczuł, że nie ma szans z zabójczo skutecznym duetem Rycerzy Jedi. Dopiero po chwili dotarło do Petera, że Trandoshanin doskoczył do Andy'ego.
Niestety, nie było czasu, by pomóc młodemu Jedi. Peter, rozproszony pojedynkiem swojego ucznia, rozcięcia na pół uniknął w ostatniej chwili. Odskoczył do tyłu robiąc w powietrzu salto i jednocześnie zasłaniając się klingą świetlnego miecza przed szybkim cięciem z dołu. Jeszcze dobrze nie wylądował na nogach, gdy musiał zasłonić się w rozpaczliwej próbie uniknięcia energetycznego ostrza swojego nieprzyjaciela. Szkarłatna klinga starła się z błękitną i wokół posypały się oślepiające iskry.
Covell z całej siły naparł na nieprzyjaciela. Z każdą sekundą sczepione ostrza znajdowały się coraz bliżej twarzy Trandoshanina, w którego oczach coraz wyraźniej widoczna była nienawiść do Jedi. To właśnie ona dała mu siłę, by stawić opór Rycerzowi. Zbierając w sobie siłę płynącą z Ciemnej Strony, odepchnął Petera za pomocą Mocy, rzucając nim o najbliższe drzewo. Covell miał wrażenie, że po plecach przebiegło mu stado banth, ale natychmiast wstał z ziemi i przywołał do ręki, upuszczoną przy upadku, rękojeść miecza świetlnego. Od niechcenia odbił blasterową serię wystrzeloną przez pozostałego przy życiu żołnierza wspierającego Sithów pozwalając, by wiązki zjonizowanej energii podziurawiły ciało strzelca.
Natarł na biegnącego w jego kierunku Trandoshanina. Pierwszy cios zadał uderzając mieczem znad głowy i wkładając w niego całą swoją siłę. Szkarłatna klinga ugięła się pod naporem błękitnej i Sith został dosłownie zatrzymany w miejscu. Covell nie czekał aż jego przeciwnik zdąży się zorganizować i jeszcze dwukrotnie uderzył z podobną mocą całkowicie rozbijając zasłonę tamtego i zmuszając go do cofania się. Pozostała część była już tylko kwestią kilku sekund - seria szybkich cięć dla zmylenia rytmu u wroga, a następnie potężne uderzenie, które odcięło rękę Trandoshanina w łokciu i trafiło w korpus niemal rozdzielając go na pół. Covell obrócił się na pięcie i z szerokiego zamachu ściął głowę upadającego na kolana ciała, nieżyjącego już, Sitha.

Reanie Carol ostatnie miesiące spędziła polując na Sithów, upodabniając się tym samym nieco do Mistrza Jasona Mantena, który jednak nigdy nie był jej nauczycielem. Tak czy inaczej, taki a nie inny styl życia wymusił na dwudziestokilkuletniej kobiecie doskonałe opanowanie miecza świetlnego. Broń ta w jej rękach stawała się narzędziem armagedonu.
Kiedy tylko zeskoczyła do parowu, pozbawiła głowy jednego ze strzelców nim ten w ogóle zdążył zobaczyć blask miecza świetlnego. Nim ta jednak spadła z jego ramion, Reanie była już przy dwóch Trandoshanach i zmuszała ich do defensywy. Niezwykła ruchliwość kobiety sprawiała, że Sithom trudno było, nie tylko ją trafić, ale i obracać się tak, by w ferworze walki nie ranić się nawzajem. Niebieska klinga jej miecza świetlnego zamieniła się w coś na kształt półprzezroczystego pola otaczającego kobietę i chroniącego ją przed atakami nieprzyjaciół. Od czasu do czasu, z tej specyficznej sfery wokół niej, wyskakiwał niewielki błysk - szybkie cięcie lub pchnięcie, którego zbicie czy sparowanie wymagało od jej wrogów niezwykłego skupienia i nadludzkiego refleksu.
Ta nierówna walka nie mogła trwać wiecznie i już po kilkunastu sekundach Reanie błyskawicznym pchnięciem pozbawiła życia pierwszego z Trandoshan. Niebieskie ostrze przeszyło jego brzuch na wylot, by mgnienie oka później sczepić się z czerwoną klingą pozostałego przy życiu przeciwnika. Reanie płynnie przeszła od zasłony do cięcia i po chwili znów znajdowała się w natarciu zmuszając Sitha do rozpaczliwej obrony. Krótkim, szybkim cięciem raniła go w lewe ramię myląc mu rytm walki i kroków, a ułamek sekundy później wyskoczyła w powietrze, by znaleźć się za jego plecami. Jaszczur miał dobry refleks, bowiem zdążył się obrócić i ciąć do tyłu z szerokiego zamachu, jednak klinga przecięła powietrze nad głową kucającej kobiety. Reanie cięła na wysokości kolan i jej ostrze przeszło przez obie nogi Sitha. Okaleczony upadł na ziemię i wypuścił z rąk miecz świetlny.
-Do kupy, w okrąg! - usłyszała ponaglający głos Covella i, niespecjalnie się zastanawiając, wbiła energetyczną klingę w kark leżącego u jej stóp nieprzyjaciela. - To pułapka!

Do wąwozu, w którym walczyli, wbiegała mała armia sklonowanych Trandoshan. Peter miał tylko nadzieję, że umiejętności nie idą w parze z ilością, bowiem wtedy nie mieliby najmniejszych szans na przeżycie. Jedyną taktyką, która zapewniała im przeżycie było sformowanie okręgu, w środku którego znaleźliby się strzelcy, ale przedstawiciele Zakonu znajdowali się w niemałej odległości od siebie.
W biegu chwycił za ramię, słaniającego się Andy'ego i zmusił do sprintu. Choć nieprzyjaciele jeszcze nie zaatakowali, otaczali Rycerzy Jedi szczelnym kordonem uniemożliwiając im wyjście z parowu, który przeznaczyli im na grób. Covell liczył szkarłatne klingi mieczy świetlnych, ale w pewnym momencie przestał.
Proporcje cztery do jednego były i tak niekorzystne, więc po co wiedzieć o ile większą przewagę liczebną mają Sithowie?
Pojedynczy Trandoshanie oderwali się od grupy, lecz gdy tylko znaleźli się w pobliżu zbierających się w kupę Jedi, ginęli. Hadyyk jednym, długim cięciem rozpłatał dwóch z nich, Hora bez większego problemu rozbił czaszkę innego rzucając nim o najbliższe drzewo, Peter rozciął jaszczura w pół, nawet się nie zatrzymując.
Sytuacja wyglądała fatalnie. Niewielki krąg złożony z jednego Mistrza Jedi, czterech Rycerzy i jednego Ucznia, dwóch pozostałych przy życiu Wookiech przeciwko przeważającej liczbie sklonowanych Trandoshan uzbrojonych w miecze świetlne.
-Dużo ich - mruknął Peter pod nosem.
-Będzie z pięciu na jednego, może trochę więcej - skomentowała Reanie wyczekując momentu, w którym ruszy na nich fala Sithów.
-Proporcje akurat dla nas... - skomentował nie bez ironii w głosie, po czym dodał - Ten z brzydką mordą jest mój.
-Oni wyglądają tak samo, Peter... to klony...
-No. Więc mówię, że te z brzydką mordą są moje.
-Wariat... Trzymajmy się razem i nie przełamujmy szyku.
-Idą - spokojnie powiedział Covell widząc jak ze ścian parowu wali się na nich fala wściekłych, wrzeszczących Sithów...


Overpowerujemy, Panowie. To, ilu zabijecie nie ma znaczenia, jest ich tu wystarczająco wielu, by poszaleć - zróbmy z tego slasher ;) Trandoshanie-klony są bardziej wrażliwe na Moc niż wyszkolone w jej używaniu, więc pomimo ich liczebnej przewagi, jak zrobimy głupiego błędu, wyrżniemy chłopców ;) No, to dobrej zabawy.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Amon Rage » 2 Sie 2011, o 12:24

Niesamowita szybkość, brutalna siła i przede wszystkim mistrzowskie opanowanie dwóch form walki mieczem świetlnym połączonych w jeden, wyjątkowo zabójczy wariant mówiły, dlaczego w Zakonie krążyły plotki, jakoby przyszłym Fechmistrzem miał zostać właśnie on, jeden z pierwszych uczniów Luke'a Skywalkera w świeżo utworzonym Praxeum na Yavin IV.
Gdy Reanie wkroczyła do akcji, czarnowłosy Jedi wykorzystując powstałe w ten sposób zamieszanie doskoczył do dwóch szturmowców, jacy wciąż jeszcze strzelali w ich stronę, jakby nie docierało do nich, że skazani są na śmierć. Próbowali bowiem walczyć do ostatniej chwili, nim w końcu dwie błękitne klingi przebiły ich serca, wypalając przy tym pokaźne dziury w noszonych przez żołnierzy pancerzach. Jednakże to, co nastąpiło chwilę później wraz ze szturmem małej armii klonów, mogło zdradzać, iż Soarelui cierpi na jakąś formę zaburzeń psychicznych, bowiem zwyczajnie nie przejął się tym, co stanęło mu przed oczyma. Wręcz przeciwnie, jakby nigdy nic podszedł do swych towarzyszy i rozejrzawszy się dookoła, powiedział.
- Cóż, wychodzi na to, że będę miał z was wszystkich najlepszy wynik. Trzymajcie swoje ubrania.
Po tych słowach wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu i wspomagając skok Mocą, wybił się w powietrze pokonując dobrych trzydzieści metrów, by wylądować w samym środku kłębiącej się masy Trandoshan. Dwie błękitne klingi zatonęły w morzu czerwonych mieczy świetlnych należących do kultystów, lecz ani na moment nie zgasły, nie przerwały również swego tańca, kiedy schodząc do głębokiej defensywy, Hora odbijał i parował wszystkie ciosy, wychodząc z krótkimi, szybkimi kontrami do momentu, w którym zrobił wokół siebie nieco miejsca. Jaszczurki, jak to prymitywne drapieżniki, już na samym początku widząc manewr Rycerza, rzuciły się ku niemu wietrząc łatwą zdobycz i to właśnie zamierzał wykorzystać. Wszyscy mogli bowiem poczuć nagły impuls Mocy, ogromne nagromadzenie mistycznej energii, która dosłownie wybuchła chwilę później w gwałtownej emanacji Fali Mocy. Efekt działania tej techniki można było porównać do nagłej, wyjątkowo silnej nawałnicy, choć i tak nie oddawała wtedy pełnej jej siły. Ważne, że w efekcie tego listowie, gałęzie i inne elementy owego ekosystemu przeszyły powietrze niczym pociski na równi z ciałami uczniów Drakarona, którzy fruwali w powietrzu niczym kukiełki, rozbijając się z głośnym trzaskiem o konary ogromnych drzew, zaś część z nich pomknęła w stronę reszty grupy uderzeniowej Jedi, jakby na spotkanie ich mieczy świetlnych.
Postać główna:
Image

Postać poboczna:
Taranis "Reaper" Viser
Awatar użytkownika
Amon Rage
New One
 
Posty: 347
Rejestracja: 12 Maj 2010, o 01:42
Miejscowość: Uć, kurwa.

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 6 Sie 2011, o 23:43

Nagle jednak okazało się, że niesiony wraz z Falą szum nie cichł. Wręcz przeciwnie - narastał z każdą chwilą, nawałnicę przekształcając w... ciszę. Dudniącą w uszach ciszę. To Mistrz Hadyyk postanowił dopowiedzieć swoje trzy grosze, wykorzystując zamieszanie powstałe po interwencji Soarelui. Wyciągnął przed siebie dłoń. I cały otaczający go świat jakby nagle przestał się dla niego liczyć.
To było znajome uczucie, a jednak za każdym razem innym kładło się cieniem. Zaiste niezbadane są ścieżki Mocy - nawet najgłębsza medytacja i największy spokój nie potrafił odkryć nawet cząstki tego, co umożliwiała. Nie było rzeczy niemożliwych - i pamiętał o tym, gdy uparcie wpatrywał się w rozproszony tłum klonów, szybko jednak zbijający się w potężną kupę. Ruch, który wykonywał teraz dłonią przypominał nabieranie wody - i takie też wrażenie miał sam Mistrz Jedi, pozwalając Mocy płynąć przez jego ciało, oczyszczając myśli i wskazując ścieżkę. Hadyyk znalazł odpowiedzi, których szukał. Poczuł niemal pod dłoniami chropowatą skorupę głazu, po którego teraz sięgnął. Ten, drżąc, opuścił swe miejsce, posłuszny woli Mocy, przemawiającej przez Mistrza Jedi. A gdy ten machnął ręką, pomknął w stronę nacierających Trandoshan, miażdżąc kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu z nich.
Błysnęły niebieskie klingi, a Mocą targnęło silne wezwanie. Jego treść była jasna tylko dla Petera i Davida - a brzmiała po prostu... Za mną!
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 7 Sie 2011, o 01:20

-Ja go tego nauczyłem - z szelmowskim uśmiechem oznajmił Peter. - Normalnie moja szkoła...
To, co zrobili Hora i Hadyyk byłoby niemożliwe, gdyby nie ich wspólne, choć niezaplanowane, działanie. Spora część Trandoshan przeżyła uderzenie, jakie zafundowali im Rycerz i Mistrz Jedi, jednak zbieranie się z ziemi szło im jakoś opornie, o szybkim powrocie do walki nawet nie wspominając. Wyczuwając mentalne polecenie Gyar-Thana, Covell bardziej odruchowo, niż świadomie wyłamał się z obronnej formacji. Zmusił swoje mięśnie do nadludzkiego wysiłku, by w oka mgnieniu doskoczyć do najbliższego stojącego nieprzyjaciela i krótkim sztychem pozbawić go życia. Nim tamten upadł na kolana wciąż wpatrując się w dziurę w klatce piersiowej, Peter był już między dwoma innymi Trandoshanami.
Byli zdecydowanie gorzej wyszkoleni niż ci, których zaatakowali na początku. Niespecjalnie przejmując się techniką, pierwszego ciął na odlew, jeszcze w biegu. Ramię trzymające w dłoni rękojeść świetlnego miecza spadło na ziemię, a Covell kopnął jego właściciela w szczękę. Głowa klona gwałtownie odskoczyła do tyłu - gdyby nie harmider walki, dałoby się słyszeć chrupnięcie łamanego karku. Peter sparował dość nieudolny atak pozwalając, by szkarłatna klinga zsunęła się po ostrzu jego miecza świetlnego i wykorzystując momenty, gdy oponent był odsłonięty, rozpłatał go od lewego ramienia aż do prawego uda. Okręcił się na pięcie, by ustawić się twarzą do kolejnego nieprzyjaciela, który na niego nacierał i pchnął w chwili, gdy tamten unosił broń do cięcia z góry.
Nie było czasu na zastanawianie się, nie było czasu na efektowne przewroty, tańce, parady i widowiskowe wyskoki. Chwila wahania czy próżny pokaz szermierczego baletu mogły kosztować go życie, więc po prostu oddał się instynktowi i ruchom wyuczonym w czasie wielogodzinnych treningów. Każdy blok byłby przejściem do defensywy i oddaniem inicjatywy, więc zaciekle atakował nim przeciwnik zdążył złożyć się do ciosu - a jeśli już mu się to udało, Peter wykorzystywał cięcia i zamachy przeciwko Trandoshanom.
Unik, cięcie, półobrót i kolejne cięcie, a po nim parada skośna na plecy, znów unik i szybkie pchniecie. Peter nie czuł upływu czasu, nie liczył martwych przeciwników - ci zamiast się przerzedzać, napływali na niego nieustanną falą. Któryś niemal trafił go w bok i Rycerz Jedi jedynie ślepym trafem uniknął rozpłatania. Błąd kosztował Trandoshanina życie, gdy błękitna klinga oddzieliła jego głowę od reszty ciała.
-Jakaś pomoc, do cholery!? - warknął Peter między jednym unikiem, a drugim. Tych powoli było więcej niż ataków, co nie wróżyło najlepiej.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 9 Sie 2011, o 17:37

Turoug dwoił się i troił by wraz z kompanami odeprzeć atak dziesiątek o ile nie setek Trandoshańskich klonów. Choć pojedynczy rywale nie byli zbyt wymagający, to ich cała masa wymagała olbrzymiej koncentracji oraz koordynacji między poszczególnymi członkami Zakonu Jedi. Po zmianie taktyki, z defensywnego kręgu na ofensywę, Dave z pełnym rozmachem wykorzystywał Ataru. W Świątyni na Coruscant wielu mawiało, że poza Sarą Terago i może Quaylią Vado, nikt lepiej nie prezentuje się w tej formie od byłego ucznia Hadyyka i Bardoka. Dodatkowym atutem posiadanym przez kultystów Jasnej Strony Mocy, był tercet Covell-Hadyyk-Turoug. Choć ten pierwszy i ostatni już dawno nie uczestniczyli we wspólnej misji ze swym mentorem, to więź jaka ich łączyła ciągle była niezwykle mocna.
David sparował kilka cięć, ze strony dwóch klonów, a następnie przeszedł do błyskawicznego ataku, dzięki któremu jego oponenci zostali pozbawieni głów. Po ułamku sekundy przeszedł w jeden płynny młynek, zabijając kolejnego Trandoshanina. Chwilę później wykonał niskie salto zakończone obrotem, co zakończyło się śmiercią kolejnej "jaszczurki". Choć cała akcja nie trwała dłużej niż parę sekund, podczas których zginęło 4 Sithów, żaden z "braci" Drakarona nawet nie pomyślał o tym by ratować własną skórę i wycofać się. Dave miał wrażenie, że na każdego zabitego oponenta, pojawia się trzech nowych. Kątem oka zauważył jak Reanie Carol, korzystając również z Ataru, cięciem z wyskoku przepoławia n-tego adwersarza i od razu przechodzi do kolejnego ataku. W jej poczynaniach każdy stojący, z boku, obserwator zauważyłby ogromną determinację. W tym jednak momencie Rycerz Jedi, instynktownie schylił się unikając groźnego cięcia. Gdy miał zamiar wyprowadzić szybką kontrę, wstrzymał się, gdyż niespodziewanym rywal został postrzelony przez Gaardara.
-Jakaś pomoc, do cholery!? - rzekł Peter, będąc otoczonym przez kilkunastu Trandoshan.
Ekspresowo przy jego boku pojawił się Turoug tnąc jednocześnie dwóch oponentów. Przez kilka chwil Rycerze Jedi znowu ramię w ramię ruszyli do przodu, jednak ich atak, pod naporem przeważających sił Sithów, bardzo szybko zmienił się w działania defensywne. Niebieska i zielona klinga idealnie uzupełniały się w serii uników. Tam gdzie nie zdążała jedna, pojawiała się druga. W obecnej sytuacji w jakiej się znajdowali, nawet bardzo zaawansowane Ataru, nie miało racji bytu. David automatycznie przestawił się na shii-cho, bardziej pasujące do konfrontacji z wieloma przeciwnikami. W pewnym momencie wszyscy Jedi usłyszeli głośne warknięcie i niemal radosny okrzyk Trandoshan. Kolejny z Wookiech został zabity, a przy życiu pozostał tylko młody Gaardar.
- Przeklęci Sithowie. - mruknął David, cofając się razem z Peterem ku pozostałym członkom wyprawy. Z każdą chwilą sytuacja Jedi wyglądała co raz bardziej dramatycznie.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 10 Sie 2011, o 21:26

Andy trzymał się raczej z tyłu zbierając się po uderzeniu. Nie miał jednak na to dużo czasu, gdy nawałnica klonów-sithów uderzyła w szeregi Jedi. Jego technika Soresu nie była jeszcze do końca poprawna mimo dziesiątek godzin treningu na Coruscant. Tutaj było inaczej. Mimo że Peter był surowym Mistrzem w sprawach walki mieczem to jego uczeń nie posiadał doświadczenia w bitwie na śmierć i zycie.
Dwóch z klonów podbiegło własnie do Andyego który ugiął się pod potężnym ciosem i trzymając klingę miecza tuż nad czolem. Resztką sił odrzucił cios i korzystając z Mocy przeskoczył nad jednym z nich i lądując za jego plecami zadał cios. Nie oglądając się na skutki pchnięcia mieczem w plecy przeciwnika juz musiał się mierzyć z jego kompanem rozwścieczonym i bezlitosnym. Każdy cios wroga osłabiał Caliusa i zmuszał go do kilku kroków w tył. Czerwona klinga coraz częściej błyskała centumetry przed nosem młodego ucznia. Ciągła defensywa jednak musiała dodac zbytniej pewności siebie klonowi gdyż teraz wogóle skupił sie na ataku nie spodziewając się że Jedi może mu zagrozić. Andy ustawił klingę w ukos nad głową w odpowiedzi na cios sitha. Cios ześlizgnął się po energetycznej klindze i sith sie zachwiał, gdy jego cios w który włożył cała siłe nie napotkał ani ochrony ani ciała Jedi. To wykorzystał Calius tnąc wroga od szyi pod pachę i rozczłonkowując przeciwnika.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 11 Sie 2011, o 12:39

-Nie spieszyłeś się zbytnio - mruknął Peter przez zaciśnięte zęby. - Kurwa mać! Oni tu mają osobną placówkę klonującą, czy co!?
Rzeczywiście takie można było odnieść wrażenie, bowiem do parowu wciąż napływali kolejni przeciwnicy - pomimo tego, że Jedi zaczynali się już potykać o ciała martwych Trandoshan. Jeśli jeszcze długo będzie to tak wyglądać, zostaną przytłoczeni samą ilością nieprzyjaciela, bez względu na to, jak niskie są umiejętności klonów.
Covell dwoił się i troił, by na bieżąco likwidować każdego jaszczura, jaki zbliżył się do niego na długość klingi miecza, ale udawało mu się to jedynie dzięki Gyar-Thanowi i Davidowi, którzy go uzupełniali. Tych trzech Jedi stanowiło zespół niemal nie do powstrzymania, lecz ostatecznie musieli się cofnąć do pozostałych towarzyszy. Szybka akcja ofensywna zakończyła się sukcesem, ale teraz trzeba było naprawdę myśleć o obronie.
-Plecami do siebie! Plecami do siebie! - krzyknęła Reanie posyłając jakiegoś klona w objęcia śmierci - Andy, między mną i Peterem!
Młoda Jedi wspięła się na wyżyny swoich umiejętności. Niebieską klingą kreśliła w powietrzu nieuchwytne dla oka wzory, a każdy z nich oznaczał jednego martwego Trandoshanina. Reanie specjalizowała się przede wszystkim w pojedynkach na miecze świetlne, a nie w walce z tak przeważającym liczebnie nieprzyjacielem, jednak jeśliby się zastanowić, nie biła się z nimi wszystkimi jednocześnie. To były pojedynki - tyle, że krótkie i odbywane jeden za drugim. Gdy tylko jeden z tych jaszczurów znalazł się w zasięgu jej energetycznego ostrza, ginął nim zdążył złożyć się do cięcia.
Wysłannikom Świątyni Jedi udało się wreszcie ustawić w jako taki okrąg. Peter po swojej prawej stronie miał Andy'ego, dalej Reanie, Horę, Gyar-Thana, zaś po lewej ręce Davida zamykającego krąg. Covell rozejrzał się za ich przewodnikami, ale zauważył jedynie martwe ciała. Nawet nie zauważył kiedy zabito Gaardara. Szlag.
-Powinienem ci teraz coś poradzić - powiedział Peter do Andy'ego, gdy stanęli obok siebie - ale jedyne, co przychodzi mi do głowy to: nie daj się zabić.
Ostatnia fala. Największa i najgroźniejsza, bo Jedi byli już wyczerpani, zaś ich przeciwnicy wciąż dysponowali świeżymi siłami. Byle przeżyć. Nie dać się zabić.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 11 Sie 2011, o 14:03

Turoug nikłym, ironicznym uśmiechem skwitował słowa Petera. Choć co raz bardziej odczuwał nadludzki wysiłek, czerpał skądś spokój. Uczucie, które towarzyszyło każdemu doświadczonemu już Jedi. W żadnym wypadku nie obawiał się swojego połączenia z Mocą, gdyż to i tak było nieuniknione. Mimo tego, podświadomie myślał, że to jeszcze nie jego pora. W swoim życiu stoczył o wiele cięższy pojedynek z Lordem Taerusem i do tej pory żył. David słusznie uznał, iż nie pozwoli zabić siebie oraz towarzyszy, tysiącu słabo wyszkolonym, trandoshańskim klonom.
Tą niezwykłą aurą, Rycerz Jedi, starał się zarazić innych. Nie był do końca pewny czy jest to element medytacji bitewnej (czy raczej śród-bitewnej), jednak wcześniej nigdy z tej formy Mocy nie korzystał. Wydawało mu się, jakby ruchy Sithów stały się bardziej dostrzegalne. Każdy cios, cięcie, parowanie lub unik były idealnie zgrane z formami wyprowadzanymi przez członków Zakonu.
Napór Trandoshan po raz kolejny i prawdopodobnie ostatni wzrósł. Mimo ogromnej koncentracji, Jedi nie mogli nawet pomarzyć o stworzeniu ofensywnej akcji. Pozostała im tylko defensywa oraz szybkie kontrataki, na które nadziewali się rywale. W wyprowadzaniu ciosów oraz blokowaniu szkarłatnych kling, co raz bardziej zaczęły przeszkadzać trupy poległych Sithów. W pewnym momencie, zbyt obszerne cięcie Dave zahaczyło o leżącego "brata" Drakarona, zmieniając minimalnie trajektorię miecza. Gdy wydawało się, iż strata dłoni przez Turouga jest nieunikniona, w ostatniej sekundzie zareagował Hadyyk dekapitując głowę oponenta. Jego były uczeń nie tracił czasu na rozmyślanie o poprzedniej sytuacji i od razu ściął n-tego adwersarza. Ataki kultystów Ciemnej Strony Mocy z czasem stawały się co raz bardziej przerzedzone, co stanowiło światełko w tunelu dla potwornie zmęczonych członków Zakonu Luke'a Skywalkera.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 13 Sie 2011, o 11:43

Cięcia mieczy Sithów dosłownie troiły się przed ich oczami, tworząc przed zwartą grupą Jedi swoistą zasłonę czerwieni. Nic nie mogło się przez nią przebić, nawet najdokładniejsze cięcie, czy najszybszy cios. Ale to nigdy nie była walka na miecze świetlne. To był pojedynek na Moc - i to właśnie Jedi mieli w nim przewagę, z której nie zdawali sobie sprawy, zajęci parowaniem sypiących się ze wszystkich stron niczym grad uderzeń. Hadyyk, na powrót posługujący się jednym mieczem, wyszukiwał wolną dłonią strużek Mocy. Tych wąziutkich, wyczuwalnych pod palcami nici. Gromadził je, kompletnie zmieniwszy swoją taktykę.
Był w stanie wyczuć, że sporo w tym wszystkim zależało od Davida - nigdy nie spodziewał się, iż ten młodzik będzie w stanie opanować sztukę Medytacji do tego stopnia, by wykorzystywać ją w bitwie. Ale była to bardzo pożądana niespodzianka. Była jak soczewka, skupiając Moc dookoła nich. A tego Hadyyk nie mógł nie wykorzystać, poznawszy już przeciwnika. Zgłębił te ścieżki na tyle, by wiedzieć, że byli słabi.
Podniósł dłoń. Poczuł dotyk Mocy, jej drżenie. Zgasił miecz, chowając się nieco za kompanami, a potem - no cóż - przebieg bitwy uległ wielkiej zmianie. Huknął wolną dłonią w ziemię, Moc dopełniła dzieła. Sithowie będący w obrębie dwóch metrów od nich dosłownie wylecieli w powietrze, spadając na swych towarzyszy. Ale to nie było wszystko. Kiedy wyczuł w swych dłoniach odpowiedź, z krzykiem wyrzucił je obie przed siebie. Czerwona klinga mignęła mu centymetry od dłoni, gdy rozległ się grzmot. Potężne uderzenie Mocy wywierciło w szeregach Sithów szeroki klin, raz jeszcze kompletnie ich paraliżując. Odrzuciwszy kilkudziesięciu z nich o kilkanaście - czy nawet dziesiąt - metrów do tyłu, Jedi mogli raz jeszcze przejść do ofensywy.
Potęga Mocy, którą posłużył się teraz Hadyyk rozległa się w jego głowie równie potężnym bólem. Cofnął się o kilka kroków, słaniając się na nogach, ale kiedy tylko odbudowała się jego więź z nią - raz jeszcze błysnęły niebieskie klingi.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 6 Wrz 2011, o 09:55

Caliusowi zakręciło sie w głowie od ilości przeciwników zalewajacych ze wszystkich stron. W nadludzkim wysiłku parował ciosy i wykorzystując błędy przeciwników odcinał im kończyny. Czuł się pewnie bedąc wśród lepiej doświadczonych Jedi, ale pilnował się i musiał ciągle walczyć tak jak inni bez wytchnienia.

Dwóch przeciwników próbowało przeskoczyć nad głowami Jedi by znaleść się wewnątrz kręgu który utworzyli obrońcy. Andy Jeszcze w locie przeciął jednoego z nich na pół a drugiego potraktował pchnięciem Mocy, sith przewrócił się co młody Jedi bez wahania wykorzystał i niedbałym ruchem odciął leżącemu głowę. Mimo tego podwójnego zwycięztwa nie mógł odetchnąć bo kolejny przeciwnik juz napierał na niego starając się złamać szyk.

-Musimy sobie chyba wyciąć drogę odwrotu!- powiedział do swojego Mistrza, nie sądził bowiem że uda im się długo utrzymać. Nie mogli ciągle stać w miejscu i liczyć na łud szczęścia że nagle zabraknie przeciwników. Tak jak w walce w powietrzu, gdy Andy był w Republikańskiej flocie pilotem, po nieudanej akcji musieli się przegrupować i obmyślić nową strategię działania.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 28 Wrz 2011, o 13:53

-W końcu. Się. Skończą - wycedził Peter między kolejnymi cięciami miecza świetlnego. - Poza tym, nie mamy dokąd... dokąd uciec.
Covell, zdawałoby się jednym ruchem, rozpłatał dwóch Trandoshan, których martwe ciała upadły u jego nóg. Szczerze mówiąc, na ziemi było ich już naprawdę dużo. Katem oka dostrzegł, że do Andy'ego dopadło trzech przeciwników jednocześnie. Jego uczeń błyskawicznie odsunął się krok wstecz i pierwszego z nich ciął z dołu zręcznie omijając zasłonę postawioną przez szkarłatną klingę, by od razu sparować nadchodzący atak, wykorzystać jego energię do przewrócenia Sitha na ziemię i dobicia szybkim pchnięciem w tył głowy. Młody Jedi nie miał jednak wystarczająco czasu, by osłonić się przed trzecim z nieprzyjaciół, który w tym momencie miał go jak na widelcu. Nie zdążył jednak zadać ostatecznego ciosu, bowiem w jego brzuch wbiła się niewidzialna pięść, której siła uderzenia odrzuciła klona na kilka metrów. Peter uśmiechnął się do swojego ucznia jednocześnie wyszarpując z kabury pistolet blasterowy i posyłając kilka boltów w stronę topniejącej grupy przeciwników.
Trandoshan z każdą chwilą było coraz mniej i całkowite załamanie się ich ataku na grupę wysłanników Zakonu Jedi było jedyne kwestią kilkunastu sekund, w czasie ktorych na ziemię padło kolejnych sześciu czy siedmiu Sithów. Pozostali rzucili się jeszcze do ostatecznego, rozpaczliwego szturmu na okrąg utworzony przez Jedi, jednak drużyna Reanie Carol szybko się z nimi rozprawiła.
Chwilę później na placu boju pozostali jedynie Jedi.
-Wszyscy cali? - spytała Reanie spoglądając po twarzach towarzyszy broni.
-Chyba nic mi nie brakuje - odpowiedział Peter oglądając liczne zadrapania na ciele. Na szczęście, żadne z nich nie było skutkiem kontaktu z energetyczną klingą miecza świetlnego.
-Z wyjątkiem piątej klepki - na twarzy kobiety pojawił się złośliwy uśmieszek, lecz spełzł z niej szybko, gdy dostrzegła Soareluia. - Hora? Hora, co jest?
Rycerz Jedi mocno pobladł i z cichym jękiem osunął się na kolana wypuszczając z rąk rękojeść miecza świetlnego. Błyskawicznie doskoczyli do niego Reanie i Peter, jednak jeden rzut oka na odniesione przez niego rany wystarczyło, by stwierdzić, że nie będą w stanie mu pomóc na dnie kashyyykańskiego lasu.
-Potrzebny mu droid medyczny! - krzyknął Peter starając się ułożyć towarzysza w dogodniejszej pozycji. - Musimy przetransportować go do jakiegoś ambulatorium!
-Drakaron - szept Davida, choć cichy, był doskonale słyszalny dla wszystkich Jedi. Kiedy Rycerze zaczęli spoglądać w kierunku, w którym patrzył Turoug, dostrzegli cih główny cel - Sitha Drakarona stojącego na szerokim konarze powalonego drzewa na skarpie kilka metrów nad ich głowami.
-Dla mnie koszta się nie liczą - wysyczał Sith. - Wyrżnę wassss po kolei, jeden po drugim... Ten tutaj - wskazał ręką na rannego Horę - jesssst zwiassstunem tego, co wasss ssspotka.
Skończywszy swoją krótką przemowę, Drakaron zeskoczył z konara na ziemię jednocześnie znikając z oczu Jedi. Jeśli chcieli go złapać, powinni jak najszybciej ruszyć w pościg za nim, lecz jednocześnie musieli jak najszybciej przetransportować Horę w bezpieczne miejsce, gdzie miałby zapewnioną opiekę medyczną. Poza tym, właśnie na pościg przebiegły Sith mógł liczyć, a całe przedstawienie miało na celu jedynie zaprowadzenie grupy w kolejną pułapkę...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 5 Paź 2011, o 15:34

Andy słaniał się na nogach. Nie miał siły podążać w pościgu bez pomocy Mocy lub solidnego wypoczynku. W oczach miał pokrojone ciała sithów, którzy jednak byli istotami rozumnymi. Żal było mu ich mimo że najpewniej Sithowie nie podzielaliby jego współczucia. Bez względu na wszystko i na decyzję Jedi, Calius musiał się dostosować do woli Mistrza. Pomyślał tylko o zmęczeniu i westchnął próbując znaleśc w sobie Moc i załagodzic nieco zmęczenie. Gdy już stanął na nogi powiedział do Petera
-Nie możemy sie rozdzielać. Musimy iśc razem bez względu na wszystko. Obawiam się tylko że pościg będzie w tym momencie daremny.-
Czekał na odpowiedź mając nadzieję, że nie wychylił się ze słowami przed starszych i bardziej doświadczonych Jedi.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 15 Paź 2011, o 16:43

W pierwszej chwili Turoug zamierzał ruszyć w pościg za Drakaronem. Nie obawiał się Trandoshanina, co więcej był pewny, że mimo zwierzęcego instynktu Sitha jest w stanie go dogonić i nawiązać z nim wyrównaną walkę. Mimo tego, zreflektował się, iż takie działanie będzie wodą na młyn kultysty Ciemnej Strony Mocy. Jedi nie mogli pozwolić by czort rozdawał karty.
Były uczeń Hadyyka i Bardoka głęboko westchnął. Aura Hory była bardzo nikła. Chyba każdy z członków wyprawy czuł jak ich towarzysz z każdą sekundą gaśnie. Szansa na przetransportowanie go żywego do miasta Wookiech była praktycznie żadna. Jaszczur po raz kolejny okazał się przebieglejszy od reprezentantów Zakonu Jedi. Wzrok Turouga spotkał się ze spojrzeniem, kucającej przy Horze, Reanie. Zrozumieli się bez słów. Niespodziewanie pierwszy głos zabrał, najmniej doświadczony w grupie Calius. Kolejną chwilę ciszy przerwał Dave.
- Andy ma racje. Nie powinniśmy się rozdzielać. Teraz Drakaron osiągnął sporą przewagę przed nami. Powinniśmy zmierzyć się z nim w grupie, a nie pojedynczo. - rzekł zdecydowanym tonem Turoug - Ponadto cały czas czuję, że w tej gęstwinie kryje się coś jeszcze mroczniejszego od trandoshanina. Być może to aura Kashyyyka spotęgowana przez działalność Sithów, chociaż nie jestem tego pewien.
Rycerz schylił się nad Soralelui i wyciągnął prawą dłoń w kierunku jego twarzy. Niestety nigdy nie był mistrzem w leczeniu Mocą i jego działania mogły jedynie uśmierzyć ból śmiertelnie rannemu towarzyszowi, jednak nie mogły zahamować skutków ran zadanych przez Drakarona.
- On gaśnie... - mruknął smutno David, spoglądając ku Hadyykowi, choć wątpił by jego dawny mentor mógł cokolwiek na to poradzić.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 29 Paź 2011, o 23:11

- Dziwisz się? - Gyar-Than Hadyyk zdawał się być teraz jedynym Jedi zdolnym do lodowatych kalkulacji. Moc skrywała odpowiedzi: sztuką było tak zadawać pytania, by je otrzymywać. Stał teraz nad Horą, uparcie wbijając w niego spojrzenie, jakby próbował wyczytać coś ze zmarszczek na jego czole. - Jesteśmy w Krainie Cieni, Ciemna strona jest tu obecna w każdej żywej istocie. To nie Hora gaśnie, a jego połączenie z Mocą. Jest zbyt słaby, by ją czerpać. Nie wiem, co za zapowiedź Drakaron miał na myśli, ani co za sztuczki mu to umożliwiają, ale o wiele łatwiej będzie mu wrócić do siebie wyżej, gdzie Jasna Strona jest silniejsza.
Hadyyk oparł dłoń na czole Rycerza Jedi, milknąc na chwilę. Nie mogli tu zostać ani chwili dłużej, jednakże musiał otoczyć ofiarę Ciemnej Strony płaszczem Mocy na tyle mocno, by udało się im stąd wydostać wystarczająco szybko.
- Nie mamy czasu do stracenia, wracamy na górę. Nie wiem, na co liczył Drakaron, ale jeśli na to, że pognamy za nim, to się przeliczył. Tylko w grupie jesteśmy w stanie cokolwiek zdziałać, dlatego chce nas ściągać jednego po drugim. Musimy się trzymać razem.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 8 Lis 2011, o 22:40

Covell wrzał. Przez lata spędzone w Zakonie Jedi śmierć oglądał znacznie częściej niż w czasach, gdy był przemytnikiem, co zakrawało na absurd, biorąc pod uwagę, że jednym z pierwszych pytań Najwyższej Rady, kiedy stanął przed jej członkami, było "czy już kogoś pozbawiłeś życia?". Stracił Aeshi Airhart, ukochaną kobietę, z którą chciał spędzić resztę życia - choć nigdy jej tego nie powiedział, Seenie Exibil, bliską przyjaciółkę i pocieszycielkę, gdy był w żałobie, niemal codziennie słyszał o innych Jedi, którzy łączyli się z Mocą. Teraz zaś przyglądał się gasnącemu płomieniowi Hory.
Tego było za wiele.
Kilkukrotnie zacisnął pięść, by pomóc sobie stłumić kipiący w nim gniew, ale udało mu się go zastąpić jedynie zimnym uczuciem konieczności zakończenia tych wszystkich mordów, tego cierpienia i zła. Słowa jego byłego mistrza paliły go żywym ogniem niemal niczym zdrada.
-Zaprowadźcie go do wioski - powiedział spoglądając na Hadyyka. W jego zdrowym oku nie było widać płomieni nienawiści, a jedynie przerażające zimno wewnętrznej pustki. - Ja mam jaszczurkę do zabicia.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez David Turoug » 9 Lis 2011, o 20:57

Turoug bez problemu wyczuwał emocje jakie targały Covellem. Sam jednak mimo krytycznej sytuacji starał się zachować spokój. Wiedział, że jedna decyzja podjęta zbyt impulsywnie może zaważyć nie tylko na powodzeniu danego zadania, ale także na życiu niejednego członka wyprawy. Nie mniej, był ostatnią osobą która zostawiłaby teraz Petera samego. David mimo całego szacunku dla Hory Soralelui, był bardziej zżyty ze swym towarzyszem. W końcu trafili do Zakonu w tym samym czasie, prawie od początku mieli tego samego mistrza. Ich relacje w przeciągu ośmiu ostatnich lat, były w różnym stanie. Raz lepsze (po misjach zakończonych sukcesem, czy podczas wspólnie spędzonego czasu), innym razem ciut gorsze (jak choćby po śmierci Aeshi), ale nigdy nie były oziębione do stopnia zwykłej znajomości. Turoug domyślał się, że może mieć i zapewne ma na to wpływ więź Mocy.
David był w stanie zaryzykować teraz stwierdzenie, że lepiej współgra z Peterem, niż mógłby to zrobić Gyar-Than. Co prawda to Hadyyk był ich nauczycielem, jednak od lat nie uczestniczyli we wspólnej misji, natomiast tandem Turoug-Covell w 80% brali udział we wspólnych przedsięwzięciach. Każdy dzień, każde doświadczenie powodowało iż co raz lepiej współpracowali i świetnie się uzupełniali. Jeden mistrz Ataru i fechtunku, drugi mistrz kierunkowania Mocy i telekinezy. Nigdy nie przeszkadzały im też odmienne charaktery, Peter - większy żartowniś i luzak, David - bardziej stanowczy i spokojny. Jeżeli Turoug miał teraz zaryzykować swoje życie, byłby to właśnie Peter Covell.
- Mamy pewne rachunki do wyrównania z Drakaronem. We dwóch przeciwstawimy się jaszczurce. - odparł nadspodziewanie opanowanym ale stanowczym tonem Dave - Mistrzu Hadyyk, razem z Reanie oraz Andy'm zabierzcie Horę na górę. Jeszcze istnieje dla niego nadzieja. Zaufajcie nam i nie obawiajcie się. Moc jest z nami, ona nie pozwoli nam przegrać tej sprawy.
Po tych słowach odwrócił się i ruszył ku Peterowi, który spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął Drakaron. Młodszy z Rycerzy nie próbował się domyślać, czy pozostali zrozumieli co oznacza dla Petera i niego słowo przegrana. Dla Turouga nie była to śmierć, a spaczenie ze ścieżki jasności... Ponadto David nie wspomniał Gyar-Thanowi i spółce o jeszcze jednym. Gdzieś w mroku Kashyyyk czaiło się coś jeszcze... Jakieś inne źródło Ciemnej Strony Mocy niż Trandoshanin.
Czas naglił. Mężczyzna spojrzał na swojego przyjaciela. Była to najwyższa pora by podjąć pościg za Drakaronem oraz przeznaczeniem...
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Andy Calius » 15 Lis 2011, o 20:01

Caliusa nie zdziwił fakt, źe chcą go pozostawić z resztą mającą odprowadzić rannego, jednak nie chciał opuszczać swojego Mistrza. Ta myśl na tyle go zmotywowała iź zapomniał o zmęczeniu i odezwał się
-Chciałbym towarzyszyć i pomóc w walce, przeciwko Sithowi. Jeśli mogę się przydać oczywiście-
Wiedział źe nie ma za duźego doświadczenia ale zawsze wróg musiałby się zmierzyć z trzema przeciwnikami, ewentualnie Andy osłaniałby tyły. Miał nadzieję źe Peter go nie odeśle z innymi, jednak pogodziłby się z kaźdą decyzją mentora.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 16 Lis 2011, o 19:51

- Nie dacie sobie rady sami, szaleńcy. - Zmroził Davida i Petera spojrzeniem. Nie mógł ich winić za ślepotę, sam w ich wieku dawał się ponosić emocjom. Doświadczenie uczyło, zazwyczaj boleśnie, że nie warto. W obliczu tego faktu Hadyyk westchnął przeciągle, analizując sytuację, która teraz rysowała się zdecydowanie na korzyść jaszczura. A więc zamierzali zrobić dokładnie to, na co liczył Sith, po raz kolejny realizując jego założenia. Myśl ta wręcz promieniowała mądrością. Jedi pokręcił głową, momentalnie decydując się iść z nimi. Nie wiedział, co za odpowiedzi skrywała Moc, jednakże przeczuwał, że jego obecność może się im przydać.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Konfrontacja ze złem

Postprzez Peter Covell » 16 Lis 2011, o 22:22

Peter musiał przyznać sam przed sobą, że liczył na to, że David i Gyar-Than pójdą z nim. Doskonale się z nimi rozumiał, zwłaszcza z tym pierwszym, z którym w warunkach bojowych spędził najwięcej czasu. Wiedział, że mając Turouga ze sobą, gdy odsłoni plecy, będzie ich pilnował jego przyjaciel. Doświadczenie i umiejętności Hadyyka mogą okazać się kluczowe dla powodzenia tej misji, więc dobrze było mieć przy sobie mentora, który pomagał Covellowi stawiać pierwsze kroki na ścieżce Mocy.
Nie wiedział co zrobić z Andy'm. Z jednej strony, za nic w świecie nie chciał narażać swojego ucznia na niebezpieczeństwo tak wielkie, jak to czające się przed nimi, lecz z drugiej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że odesłanie go z rannym Horą mogłoby zostać przez Caliusa odebrane jako oznaka braku zaufania w jego umiejętności. Poza tym, w takiej sytuacji, młody Jedi zdany byłby jedynie na siebie, co mogło narazić go na jeszcze większe ryzyko.
Naprawdę nie wiedział co powinien zrobić - zostawić go u swego boku w samobójczej misji czy odesłać samego na górę.
-Na wypadek, gdybyśmy stamtąd nie wrócili, - kciukiem pokazał za siebie, w miejsce, gdzie zniknął Drakaron - cieszę się, że idę tam z wami...

/Od tej chwili wątek przejmuje Tau = on będzie Mistrzem Gry.
Boże, miej nas w opiece...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron