- Żałuj teraz, że mnie wcześniej nie posłuchałaś. Wookie-rewolucjoniści i grupy kinrathów zapewniłyby nam wsparcie podczas walki. - rzekł Tresta, przybrawszy najpoważniejszą minę, na jaką go było stać. - A z robotami nie powinno być problemów. Przecież to tylko zdezelowane, stare modele, które dawno temu wyszły z mody. Obieca się im nowy olej i wygodniejsze lokum, a pójdą za nami grzecznie w szeregu.
Łysol potrafił unieszkodliwić droida i wyczyścić mu pamięć, jednak nie należał do mistrzów inżynierii i programowania. W jego wykonaniu te dość proste czynności były czasochłonne, choć praktycznie zawsze dawały pożądane efekty. Podczas misji jednakże nie można było tracić czasu na grzebanie pod obudowami robotów, Pikinier musiał więc polegać na swoich bardzo dobrych relacjach z tymi maszynkami. Droidy były przecież bardzo dobrymi partnerami do konwersacji, gry w dejarika i nigdy nie miały pretensji za żadne z chamskich zachowań Tresty - łatwo się było z nimi dogadać.
- Jeśli chodzi o pracowników Czerki... No cóż... Zdejmiemy im czapki, żeby się nie zachlapały krwią, pobijemy ich, ogłuszymy, zwiążemy dokładnie i zostawimy na moment na statku. Kiedy, albo jeśli, wrócimy, wyrzuci się ich na zewnątrz. - powiedział awanturnik. - Zawsze można ich też nakarmić nędznymi resztkami trutki na gizki. Nie wiem, czy na nich podziała, ale z całą pewnością efekty mogą być zabawne.