Promienie wschodzącego słońca systemu Kashyyyk rozszczepiane przez gałęzie drzew były niewątpliwie jednym z cudów poznanej dotychczas galaktyki. Młody Kel Dor zachwycił się tym widokiem jak prawie każdy z przybyszy na dziką planetę. Jasne smugi światła, przecinane mrocznymi liniami cieni, wydawały się żyć i tworzyć artystyczne dzieło. Żółta tarcza wędrowała szybko coraz wyżej, zmieniając co chwila ten niesamowity obraz, przez co niezwykłe zjawisko jeszcze bardziej pochłaniało je obserwujących.
Terth Dicce zafascynowany tym, nie zauważał z początku gwałtowniejszej zmiany, której pochodzenie nie było naturalne. Jaskrawa tarcza słońca zmieniła się nagle, powodując zakłócenie cudownego widoku. Dopiero po chwili chłopak zrozumiał, że w jego stronę przemieszcza się właśnie jakiś spadający obiekt. Cały kształt objęty był pomarańczowymi płomieniami, co zwiastowało szybko nadchodzącą katastrofę nieznanego ciała.
Gdy płomienna kula zbliżyła się jeszcze bardziej, Terth zrozumiał, że widzi właśnie spadający gwiezdny myśliwiec. Pilot maszyny najwyraźniej nie miał kontroli nad pojazdem, który coraz bardziej zbliżał się do linii drzew. Wleciał w nią, szczęśliwym trafem omijają co większe konary i siejąc zniszczenie pośród mniejszych gałęzi drzew. Spadał coraz szybciej, choć atmosfera cały czas dzielnie stawiała opór, wzbudzając coraz to nowe płomienie ogarniające pojazd.
Dicce patrzył jak myśliwiec zbliża się do jego punktu obserwacyjnego. Z przerażającą szybkością i hukiem minął go, przelatując kilkadziesiąt metrów dalej. Młody Kel Dor poczuł gwałtowną falę ciepła, wytwarzaną przez spadający obiekt. Gdy chłopak odwrócił się, zobaczył już tylko płonący pień olbrzymiego drzewa, od którego statek odbił się, gubiąc przy tym większą część kadłuba.
Straszliwy lot pojazdu skończył się niedaleko dalej. Odbił się jeszcze od jednego drzewa i zawisł kilkaset metrów niżej na splecionych konarach. Pozostałości statku błyszczały w oczach Dicce'a nawet z tej odległości, odbijając skromne płomienie, które wybuchły na miejscu katastrofy.