przez Gyar-Than Hadyyk » 25 Sty 2009, o 16:54
Pierwszy zaatakował Borg, co zresztą było łatwe do przewidzenia. Upozorował cięcie z lewej, jednak w pewnym momencie zawinął zgrabnie mieczem, umożliwiając mu szybki atak z góry. Hadyyk dobrze znał ten ruch, wiedział też jak się przed nim bronić. Uskoczył nieco w bok, wyprowadzając potężne uderzenie z dołu. Gdy ostrza ich mieczy starły się ze sobą w tym zabójczym pojedynku, posypały się skry. Oboje boleśnie odczuli to starcie, które odezwało się utrudniającym walkę bólem w nadgarstku. Obaj też, jak na komendę, przerzucili miecze do lewej ręki, kontynuując walkę.
Co najdziwniejsze, cięcia teraz wyprowadzane wcale nie traciły na sile czy też szybkości, wręcz przeciwnie. Widać jednak było różnicę w stylu walki pojedynkujących się Hadyyka i Borga. I to wyraźnie. Przez dłuższą chwilę wszystko odbywało się według schematu "atak - blok - kontratak". Pierwszy rutynę przełamał Gyar-Than Hadyyk, niespodziewanie przerzucając swój durastalowy miecz z powrotem do prawej ręki, wyprowadzając jednocześnie błyskawiczne cięcie z dołu.
Mroczny Jedi zupełnie się tego nie spodziewał. Z najwyższym trudem udało mu się odskoczyć przed ostrzem swojego dawnego przyjaciela. Nie pozostał mu jednak dłużny - uraczył go potężnym cięciem z góry. Błysnęło czerwone ostrze. Klinga Hadyyka zalśniła w odpowiedzi.
Zablokowali swoje miecze. Teraz wszystko zależało od siły ich mięśni, której zaczynało brakować Hadyykowi...
- Hahahaha! - wybuchnął śmiechem Borg, widząc jego zmęczenie. - Szybko się męczysz, Hadyyk.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał zduszonym głosem Mistrz Jedi. - Dlaczego mnie zdradziłeś?
Nie usłyszał odpowiedzi. Zauważył natomiast, że jego przeciwnik składa się do pchnięcia Mocy. Na reakcję było już zbyt późno. Świat zawirował, gdy Hadyyk został odrzucony o dobre piętnaście metrów w tył. W powietrzu wykonał zgrabne salto, lądując pewnie na nogach. Wzniósł miecz, zamierając w wyjściowej pozycji Soresu.
- Tylko Ciemna Strona wiedzie ku potędze, Hadyyk. - odpowiedział wreszcie Borg, okrążając swojego przeciwnika. - Tylko dzięki Ciemnej Stronie można stać się kimś wielkim!
Tym razem to Hadyyk nie odpowiedział. Stał niby posąg, cały czas w tej samej pozycji.
Borg postanowił zaatakować, lądując tuż przed nim po kilkunastometrowym skoku. Nadział się jednak na niespodziewaną kontrę ze strony Mistrza Jedi, który zawirował w pireucie, zmuszając go do wykonania odwrotnego piruetu. Hadyyk zaatakował ze zgięcia łokcia, wzmacniając cios skrętem bioder. Uderzenie było potężne, lecz spotkało się ze zdecydowaną kontrą ze strony Borga, który wyprowadził odwrotne cięcie, wybijając Hadyykowi miecz z rąk.
Już składał się do cięcia, gdy Mistrz Jedi odrzucił go Mocą do tyłu. Odwrócił swój wzrok w stronę leżącego na ziemi durastalowego miecza, który posłusznie wylądował w jego dłoni.
- Borg, podążasz złą ścieżką! - krzyknął Gyar-Than Hadyyk, nieco drżącym głosem. - Zawróć z niej!
- Dla mnie... Jest już za późno. - odparł Borg zmienionym głosem, który nagle przerodził się w bojowy okrzyk. Zasypał Jedi gradem ciosów, pod którym Hadyyk musiał zwijać się jak w ukropie.
Borg zawsze był od niego lepszy w walce na miecze świetlne. Podczas gdy Hadyyk starał się jak najdłużej bronić, ćwicząc Soresu, Borg zwracał się bardziej w stronę Ataru. Ich starcia zawsze były pojedynkami przeciwności. Tak było i tym razem. Mistrz Jedi zręcznie i umiejętnie parował nieprzyjacielskie cięcia, choć co jakiś czas był przez swojego przeciwnika zmuszany do karkołomnego odskoku w tył. To nie on grał tu pierwsze skrzypce. Poczuł to, gdy miecz przeciwnika rozciął mu skórę na ramieniu, a później zadał mu głębszą ranę na jego lewym udzie. Przeszywający ból nie zakłócił jednak rytmu Gyar-Thana Hadyyka, który wciąż bronił się zaciekle, nie tracąc ani trochę na swojej szybkości, ani gładkości ruchów.
Borg wzbił się w powietrze w przedziwnej świecy - akrobacji, którą Hadyyk dobrze znał z czasów jego młodości, a którą młody Borg opanował do perfekcji. Zwykle cięcia w ten sposób zadawane kończyły się jego kategorycznym zwycięstwem. Młody Hadyyk, schodząc pokonany z areny, pluł sobie w brodę, twierdząc, że poradziłby z tym sobie, gdyby miał w rękach miecz nie świetlny, a durastalowy. Miał teraz okazję udowodnić słuszności tego twierdzenia.
Podczas gdy jego przeciwnik składał się do pierwszego cięcia, Hadyyk uchylił się przed nim zawczasu. Czerwone ostrze śmignęło mu tuż nad gardłem, zostawiając Mrocznego Jedi pozbawionego obrony. Zawsze wystarczało pierwsze cięcie. A teraz Mistrz Jedi się przed nim uchylił.
Czas zdawał się zwalniać bieg, gdy Hadyyk, zwinąwszy się niczym sprężyna, zaatakował z siłą i prędkością błyskawicy. Jego żal, jego smutek, jego rozczarowanie, jego bezsilność, jego zrezygnowanie... Wszystko było w tym jednym cięciu. W tym jednym cięciu, które było jak wykrzyknik, podsumowujący wszystko. Borg zwalił się na ziemię z rozpłatanym brzuchem, brocząc ziemię krwią.
- Dlaczego... Borg, dlaczego? - zapytał się go Mistrz Jedi, opuszczając miecz.
- Wybacz mi... Hadyyk... - odpowiedział słabym głosem Borg. - Nie... mogłem... się... oprz... poku-sie... To jego wina... - dodał tajemniczo, po czym skonał, wydając ostatnie tchnienie.
Gyar-Than Hadyyk nie czuł już smutku. Nie czuł już nawet żalu. Nie czuł nic. Odwrócił jednak swój wzrok w stronę Lorda Xaaeriusa, który w milczeniu przyglądał się walce.
Najwyższy Lord Sithów, którego istnienia Rada się spodziewała, wybuchnął gromkim śmiechem.
- Myślisz, że jesteś mi w stanie wyrządzić najmniejszą krzywdę, robaku? Mylisz się.
Hadyyk milczał.
- On był słaby. Był tylko pionkiem. Ale za to przydatnym pionkiem. - kontynuował Xaaerius, umiejętnie dobierając słowa. - Ale zabiłeś go. Zabiłeś swojego dawnego przyjaciela, Jedi. Bez litości. Byłbyś potężnym Sithem...
- Nigdy. - wycedził przez zaciśnięte do bólu zęby Hadyyk.
- A więc jesteś zgubiony.