Content

Archiwum

[Kashyyyk] Śmierć we mgle...

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Kashyyyk.

[Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 18 Sty 2009, o 00:33

Gyar-Than Hadyyk przenosi się z [Nar Shaddaa] Na tropie Taerusa.

Gyar-Than Hadyyk powoli wracał do świadomości. Był tak słaby, że nie był nawet w stanie otworzyć oczu. Najdrobniejszy ruch - nawet ten wywołany wdychaniem i wydychaniem powietrza - spotykał się z zdecydowanym oporem mięśni, które nieznośnym bólem reagowały na najmniejszą nawet zmianę pozycji. Mistrz Jedi leżał skulony i zgięty, starając się obudzić z tego koszmarnego snu. Ostatnią rzeczą jaką zarejestrował jego styrany organizm była dziwna informacja, że jest ranek, że gdzieś tam wstaje słońce... Potem znów zemdlał.

* * *

Po kilku godzinach Hadyyk znów się obudził. Był niewyobrażalnie osłabiony - o czym mięśnie zresztą skutecznie przypominały, całkowicie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wciąż zbyt słaby na otwarcie oczu, Mistrz Jedi poczuł, jak powolutku wracają mu siły mentalne, które wprawiły w ruch jego otępiały mózg. Ten, na nowo uruchomiony, natychmiast zarejestrował kolejne źródła bólu - sugerujący uszkodzenie kości w prawym kolanie, oraz nie tak silny, choć wciąż nieznośny, w stawach. Po krótkiej chwili doszedł jeszcze jeden. Hadyyk miał dziwne wrażenie, że jego głowa miała bliskie spotkanie z jakimś twardym przedmiotem. Jej potężny ból echem pulsował w jego czaszce, przytępiając zmysły.

Jedno było pewne - tak źle się Gyar-Than Hadyyk jeszcze nie czuł. Był jednak w stanie na tyle dobrym, by myśleć. A myślał teraz wyjątkowo intensywnie.

Mistrz Jedi nie miał pojęcia ile czasu minęło od jego wyczynu na Nar Shaddaa. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego biologiczny zegar miał teraz bardzo wypaczone poczucie czasu. Mimo to, miał dziwne wrażenie, że jest wieczór. Po dłuższej chwili ból głowy nieco przytępiał. Jeden głębszy wdech powietrza wystarczył Hadyykowi do stwierdzenia, że nie jest już na Nar Shaddaa. Miało zupełnie inny zapach, co innego było też w nim zawieszone. Było dość duszne, ale również bardzo czyste, roznosiła się w nim jakaś przedziwna woń, której Mistrzowi Jedi nie udało się rozpoznać, a już tym bardziej zidentyfikować jej źródła.

Po bardzo długiej chwili, która osłabionemu Hadyykowi dłużyła się w nieskończoność, udało mu się skumulować maleńką cząstkę Mocy. Natychmiast zarejestrował kolejny fakt - aura Mocy zataczająca swe kręgi tutaj znacznie różniła się od tej na Nar Shaddaa. Była czysta, nieskalana... A jednocześnie nieco... Dzika. Wraz z tym spostrzeżeniem między myśli Mistrza Jedi wpakowało się pytanie: "Gdzie ja, do cholery, jestem?!". Jego wątpliwości rozwiał dźwięk, którego najmniej się w tej chwili spodziewał.

Ryk Wookie.

"Kashyyyk? Co ja tu robię?"

Na to pytanie chwilowo nie było żadnej odpowiedzi.

Znowu zasnął, wracając do krainy snów, w której czekały na niego jedynie koszmary, z szyderczym uśmiechem wyciągające w jego kierunku swe szpony...
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 18 Sty 2009, o 02:35

Rankiem następnego dnia Mistrz Jedi obudził się po raz kolejny. Długi, choć niespokojny sen częściowo zregenerował jego mocno nadwątlone siły. Otworzył oczy. Był uwięziony. Cela była mała i nie było w niej kompletnie nic. Pomieszczenie miało tylko jedno, do tego małe i wąskie okienko, przez które światło praktycznie nie wpadało. Rozejrzał się uważnie po celi, szukając w niej czegokolwiek nietypowego. Nic takiego nie znalazł - ze wszystkich stron otaczały go solidne, drewniane ściany, których ruszyć nie sposób. Jedynym wyjściem z pomieszczenia były - o dziwo - durastalowe drzwi, noszące na sobie liczne wgłębienia i rysy.

Gyar-Than Hadyyk poczuł znajomy przypływ energii, gdy nakłonił midichloriany do skierowania Mocy bezpośrednio do jego mięśni. Mimo to, wstał z najwyższym trudem, opierając się o ścianę. Mając przed sobą swoje nadgarstki, poznał prawdziwe źródło prześladującego go bólu. Widać było na nich liczne ślady po strzykawkach, sugerujących obecność jakiejś trucizny w jego organizmie. Ból kolana okazał się jednak jak najbardziej uzasadniony. Jego poprzednie domysły okazały się słuszne - jakaś kość była najprawdopodobniej uszkodzona. Niezbyt poważnie, gdyż Mistrz Jedi był w stanie jakoś chodzić.

Jakoś.

Minęły następne dwie godziny. Gyar-Than Hadyyk spędził je na lekkiej medytacji, próbując zamaskować głód, który coraz bardziej uporczywie dawał o sobie znać. Mistrz Jedi czuł się już prawie dobrze - zagłębianie się w Moc przychodziło mu już niemal tak łatwo jak dawniej, a umysł pracował na najwyższych obrotach, szukając wyjścia z tej niezbyt wesołej sytuacji.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że przyjdzie ono do niego samo...

Gyar-Than Hadyyk, wyczuwając lekkie zawirowanie Mocy, skulił się pod ścianą. Serce momentalnie zaczęło mu bić szybciej. Ostrożnie zagłębiając się w jej delikatną strukturę, zidentyfikował źródło tego zaburzenia. Był nim jakiś młodzik, majstrujący przy ryglach durastalowych drzwi celi Mistrza Jedi. Gyar-Than Hadyyk wyciągnął dłoń przed siebie, kumulując potrzebną mu do pchnięcia Moc. Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się nieco, w akompaniamencie głośnego skrzypienia starych, podrdzewiałych zawiasów.

Hadyyk zadziałał z iście mistrzowskim wyczuciem czasu. Potężne pchnięcie Mocy ukierunkowane zostało w durastalowe drzwi, które z ogromną prędkością zderzyły się z głową nieszczęsnego młodzika. Uderzenie natychmiast pozbawiło go przytomności, odrzucając go jednocześnie na ścianę wąskiego korytarza. Drzwi jakimś cudem utrzymały się w zawiasach. Mistrz Jedi podniósł się z ziemi, podziwiając dzieło Mocy oraz jego własnych rąk.

Młodzieniec miał wyjątkowego pecha. Przeżył uderzenie, ale ciężko było nazwać ten fakt szczęściem. Ze złamanego nosa obficie sączyła się krew, bark, którym uderzył w ścianę, był wybity, nie wspominając już o głowie, na której kwitnął potężny guz.
- Miło z twojej strony, mały. - powiedział cicho Hadyyk, wyjmując z jego dłoni dużą strzykawkę wypełnioną jakimś zielonym płynem. Wbił ją w nadgarstek młodzieńca, idealnie trafiając w żyłę. Wstrzyknął truciznę do krwi z paskudnym uśmiechem. - Obawiam się, że jak się obudzisz, zaboli cię to i owo... - po tych słowach odpiął od jego pasa pęk kluczy.

Ruszył korytarzem.

* * *

Dzięki pobliskiej konsoli Mistrz Jedi poznał układ pomieszczeń tego przedziwnego więzienia. Strzeżone było przez Wookiech - Hadyyk, posługując się Mocą, nie miał więc większych problemów z omijaniem ich patroli. Z każdą jednak chwilą prawe kolano dawało o sobie znać coraz bardziej. Nie był tym faktem zbyt zachwycony. Doszukiwał się tu jakiegoś zamierzonego działania - roztrzaskane kolano zdecydowanie nie pomagałoby mu w walce...

Wreszcie znalazł pomieszczenie, którego szukał. Zbrojownia. Jej drzwi otworzyły się posłusznie, gdy Mistrz Jedi uraczył je silnym pchnięciem Mocy. Wparował do środka, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co mogło mu się przydać w walce z kimś wyposażonym w miecz świetlny. Wreszcie skromny błysk zdradził mu obecność oręża, na znalezienie którego nie miał najmniejszych nadziei. Był nim długi i nieco zakrzywiony miecz z mandaloriańskiej stali, pokryty dodatkowo włóknami rudy cortozyjskiej. Uśmiechnął się szeroko, biorąc go do ręki. Pasował jak ulał. Był lekki, diabelnie ostry i doskonale wyważony.

Nie zdążył się nawet nacieszyć doskonałością tego miecza, kiedy poczuł o wiele silniejsze niż poprzednio zaburzenie Mocy...
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 18 Sty 2009, o 21:44

Zaburzenie Mocy, które wyczuł Hadyyk, jak nagle się pojawiło, tak nagle zniknęło. Mistrz Jedi nigdy nie spotkał się z takim złowrogim zjawiskiem. W Hadyyku nagle odezwał się strach przed nieznanym, przed tym, co czai się w cieniu, poza granicami jego wzroku. Lata treningu pomogły mu błyskawicznie zdusić ziarenko strachu, lecz mimo to serce Mistrza Jedi natychmiast przyspieszyło rytm, a rękojeść miecza, na której Hadyyk zaciskał swą dłoń, stała się aż śliska od potu. Coś tu było bardzo nie tak. Mistrz Jedi zagłębił się w Moc nieco silniej niż zwykle. Ta uśmierzyła jego niepokój. Oddychając równo i miarowo, przemierzał nagle opustoszałe korytarze.

Nie było mu wiadomym co wypłoszyło Wookieech z posterunku. Z kogo jak z kogo, ale z przedstawicieli tej rasy strażnicy byli zawołani. A już zwłaszcza z ich wiernymi laserowymi kuszami u boku. Szczątkowa wiedza o tej rasie i jej ojczystej planecie, która wpojona mu została jeszcze za czasów jego szkolenia, teraz była kompletnie bezużyteczna. Uczono go, że Wookiee są niezbyt rozmowni. W czynach zawsze kierowali się honorem, który był dla nich najwyższą wartością - brak należnego im szacunku wielokrotnie okazał się dla niektórych zgubny. Luke Skywalker opowiadał mu też kiedyś, że w obliczu śmierci - i nie tylko - potrafią być odważni ponad ludzką miarę. Wiedza ta jednak wcale nie pomogła Hadyykowi, wręcz przeciwnie - pogłębiła tylko jego niepokój. Zdawał sobie sprawę z tego, że cokolwiek wykurzyło stąd strażników, było niezbyt miłą istotą. A niezbyt miłe istoty potrafią być czasami bardzo niemiłe.

Ściskając w prawej dłoni miecz, parł przed siebie przez opustoszałe korytarze. Moc odcięła go od bólu w kolanie, który tylko go spowalniał - owszem, wciąż był zmuszony kuleć, teraz jednak poruszał się znacznie szybciej, a jego krok nabrał pozorów dawnej pewności. Mistrz Jedi pewnie zmierzał ku wyjściu z budynku.

* * *

Mówią, że pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Kashyyyk wcale nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na Mistrzu Jedi, który właśnie opuszczał niewielki budynek służący za więzienie. Ze wszystkich stron otaczały go ogromne drzewa, których zarysy jeszcze jakoś był w stanie dostrzec przez gęstą mgłę, która spowijała to miejsce. Hadyyk nie lubił jej. Błądząc we mgle, ataku mógł się spodziewać z każdej niemal strony. Ale dzięki niej mógł też pozostać niezauważony... Jak się miało okazać, tym razem nie uda się mu ta sztuka.

Gdyby nie lata treningu, perfekcyjne zgranie z Mocą oraz piekielnie ostry miecz, Hadyyk leżałby teraz martwy na ziemi. Najprawdopodobniej w kawałkach. Od samego początku czuł, że jest obserwowany. Nigdy by nie pomyślał, że kiedykolwiek będzie traktowany jak zwierzyna. Przeczuwając zdradziecki atak z tyłu, zawirował w półpiruecie, zadając błyskawiczne i potężne cięcie z dołu. Ostrze zakreśliło w powietrzu krwawą smugę, a czarny kształt, przez które przeszło, rozpłatany wylądował dalej. Gyar-Than Hadyyk nie miał pojęcia co to było. Wiedział, że cokolwiek to było z życiem już się pożegnało. Podszedł do rozpłatanego ścierwa, ze zdziwieniem spostrzegając, iż było to jakieś jaszczurowate zwierzę - a sądząc po ataku na Mistrza Jedi, drapieżnik. Hadyyk po dłuższej chwili domyślił się, że mógł to być Katarn - idealnie pasował do opowieści Jedi mających styczność z tymi przedziwnymi stworzeniami. Jego oczy martwo, z wyrzutem gapiły się w oczy Hadyyka, a ziemia przesiąkała krwią drapieżnika. Mimo wszystko, Gyar-Than Hadyyk nie miał większej ochoty przyglądać się wnętrznościom potwora, ruszył więc dalej. Czujny. Skupiony. Cichy. Niezauważalny.

Niczym Katarn, którego właśnie zabił.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 21 Sty 2009, o 00:47

Vuul właśnie ucinał sobie drzemkę, leżąc w liściach, gdy poczuł coś nie pokojącego. Szybko się obudził i zaczął węszyć. Po chwili poczuł jakiś nieznany mu zapach - "Ciekawe co to?" - pomyślał - "Pierwszy raz czuję taki zapach..." - Szybko wspiął się na drzewo i zaczął się rozglądać wokół. Nagle spostrzegł jakąś odległą postać, która widocznie coraz bardziej zbliżała się do niego. Mocno już zaciekawiony Vuul wspiął się wyżej i zaczął uważnie obserwować, trzymając w pogotowiu kuszę, tajemniczą sylwetkę...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 24 Sty 2009, o 16:13

Hadyyk, brnąc przez gąszcz, poczuł na swej spoconej twarzy delikatny podmuch wiatru. To lekkie smagnięcie powietrza podziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Nieznośny ból głowy nieco osłabł, a z każdym następnym krokiem panowanie nad swoim oddechem przychodziło mu o wiele łatwiej. Mistrzowi Jedi zdawało się nawet, że nieco zmalał na sile ból kolana, który mimo to pozostawał bardzo dokuczliwy. Hadyyk wiedział, że mógłby zdradzić go w każdej dosłownie chwili. Moc nie odstępowała go jednak na krok, w pewnym stopniu izolowała go od bólu, towarzyszyła mu, ostrzegając go przed tym, co czai się pod osłoną wciąż gęstej mgły.

Najpierw coś wyczuł. Dopiero później zobaczył.

Prowadzony przez Moc, Hadyyk trafił do miejsca, w którym mgła zdawała się przerzedzać. Była o wiele mniej gęsta - umożliwiała dostrzeżenie o wiele większego skrawka terenu. W chwili tej nie musiał już widzieć. Jedynym, co mu teraz było potrzebne, było skupienie i jego śliski od krwi i potu miecz.
- Niegrzecznie z twojej strony, zmywać się przed końcem imprezy. - powiedziała stojąca przed nim postać w czarnych szatach, uruchamiając swój miecz świetlny. Najbliższa jej okolica została oświetlona czerwonym światłem ostrza. Otaczająca ją aura Ciemnej Strony była silna. - Borg nie będzie zachwycony, że nie korzystasz z jego gościnności. - dodał, uśmiechając się paskudnie.

Hadyyk milczał. Opierając ciężar ciała na lewej nodze, w ciszy i bezgranicznym skupieniu przygotowywał się do walki. Przymknął oczy. Gdy ponownie je otworzył, o wiele lepiej widział swojego przeciwnika... I o wiele wyraźniej czuł otaczającą go aurę Ciemnej Strony Mocy.

Postać przypadła do niego w jednym, potężnym skoku, atakując z góry, na ukos. Hadyyk postąpił krok naprzód, wymierzając przeciwne cięcie, wymierzone w ostrze przeciwnika. To jednak nagle wzniosło się, zmuszając Hadyyka do karkołomnego piruetu, dzięki któremu znalazł się poza zasięgiem zdradzieckiego ataku swojego przeciwnika. Ten jednak nie dał za wygraną - zaatakował ponownie natychmiast, rzucając się na Hadyyka z pełnym wściekłości okrzykiem. Przez dłuższą chwilę wymieniali szybkie, oszczędne cięcia, skrzętnie i dokładnie wykorzystując impet każdego uderzenia. W końcu jednak przeciwnik dostrzegł, iż Mistrz Jedi wyraźnie unika przekładania ciężaru ciała na prawą nogę. Wykorzystał to, wyprowadzając szybki, silny atak z lewej. Spotkał się on oczywiście ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony Hadyyka, lecz postąpił on dokładnie tak, jak sobie to zamyślił jego przeciwnik. Wymieniając kolejnych kilka cięć, zablokował miecz Mistrza Jedi, wywijając szybkiego młynka, i atakując z dołu, ze zgięcia łokcia.

Gyar-Than Hadyyk zwinął się jak fryga, starając się uniknąć tego zdradzieckiego cięcia. Jego przeciwnik był dobrze wyszkolony, a on zmęczony, głodny i obolały - udało mu się, lecz wyraźnie poczuł na swojej twarzy żar czerwonego ostrza. Mistrz Jedi odskoczył, unikając kolejnego ataku swojego przeciwnika.

Był zmęczony, cholernie zmęczony. Każdy ruch zdawał się wzmagać ból w jego kolanie, uniemożliwiając sprawną walkę. Wróg zdawał się to wykorzystywać - Hadyyk został przezeń zepchnięty do defensywy. Mimo to, jego znajomość Soresu bardzo się tu przydawała - za każdym razem jego miecz znajdował się tam gdzie powinien. Zakreślając końcem ostrza gładkie koła i łuki, dzielnie mierzył się ze swoim świetlnym bratem.

Po dłuższej chwili Hadyyk wybił swojego przeciwnika z rytmu szybkim pchnięciem Mocy. Ten wyrżnął twardo o pień pobliskiego drzewa, zsunął się po nim, po czym upadł na kolana, podpierając się oboma rękami. Mistrz Jedi stał jednak ciągle w tym samym miejscu. I to był jego błąd. Jego przeciwnik kumulował w tym czasie Moc. Gdy jego aura nabrała na sile, ponownie ruszył do ataku, zasypując Hadyyka gradem ciosów. Jego miecz wznosił się i opadał, krzesając skry. Mistrz Jedi, zwijał się w ukropie, unikając i parując cięć, które posypały się na niego ze wszystkich stron. Po dłuższej chwili Jedi zauważył, że jego przeciwnik powtarza ciągle tę samą sekwencję, w różnym jednak tempie i sile. Był dobrze wyszkolony - zmiany te wymuszały na Hadyyku dodatkowy wysiłek, którego skutkiem było ‘bonusowe’ natężenie bólu w kolanie. Wyraźnie czuł, że słabnie.

Głębiej sięgnął w Moc, poczuł jak kolejna jej fala przepływa przez jego mięśnie, kierując jego ruchami. Mistrz Jedi, wykorzystując impet jednego z uderzeń jego przeciwnika, zawirował w półpiruecie, próbując zbić miecz swojego przeciwnika. Ten, wybity z rytmu, odskoczył jak oparzony. Hadyyk wykorzystał to bezlitośnie. Przypadł do niego w jednym, płynnym skoku, atakując z góry. Cel tego cięcia odskoczył w bok, zbijając miecz Mistrza Jedi szybkim młyńcem. Ten nagle zawirował w piruecie, zadając kilka szerokich, błyskawicznych cięć. Jego przeciwnik wykonał odwrotny piruet, z najwyższym trudem parując ataki Hadyyka. Teraz właśnie Mistrz Jedi przejmował inicjatywę, z nawiązką odwdzięczając się swojemu przeciwnikowi.

Ten jednak wreszcie popełnił błąd, który kosztował go życie.

Wykorzystując okazję, nabrał impetu w szybkim obrocie, po czym wyprowadził szerokie cięcie, mające pozbawić Mistrza Jedi głowy. Ten jednak zgrabnie uchylił się przed czerwonym ostrzem, które po raz drugi śmignęło mu tuż nad twarzą. Gdy jego przeciwnik wytracał impet swego cięcia kolejnym obrotem, Hadyyk ciął na ukos, wzmacniając cios skrętem bioder. Wreszcie koniec durastalowego ostrza sięgnął celu. Atak ten nie stracił nic na prędkości, gdy klinga rozdarła plecy przeciwnika Jedi na wysokości nerek. Hadyyk, nie zważając na makabryczny krzyk swojego przeciwnika, wykorzystał impet uderzenia do zgrabnego piruetu, dzięki któremu znalazł się dokładnie przed swoim wrogiem. Zaatakował z dołu, na ukos. Czerwone ostrze wyszło naprzeciw swemu durastalowemu bratu, nie sięgnęło go jednak.

Ostatkami sił, przeciwnikowi udało się uniknąć wymierzonego w klatkę piersiową cięcia Mistrza Jedi. Gdy ten wykonał zgrabny półobrót, wiedział, że jest już po nim.

Hadyyk przypadł do niego w zgrabnym skoku, wyprowadzając szybki sztych. Ostrze jego miecza przebiło serce, wychodząc między łopatkami przeciwnika. Ten umarł natychmiast, obwisając bezwładnie na wbitym w niego mieczu. Krew obficie skropiła szaty Hadyyka, gdy ten wyszarpnął ostrze z ciała wroga, które runęło bez życia na ziemię.

Tuż po nim z krzykiem na ziemię upadł Mistrz Jedi, wypuszczając z rąk swój oręż, który ze szczękiem spadł na ziemię. W ferworze walki zupełnie zapomniał o swoim kolanie. Ból wrócił teraz ze zdwojoną siłą.

Jednocześnie wyczuł maleńką zmianę w otaczającej go Mocy. Ktoś nadchodził. Jego aura była bardzo podobna do tej, którą emitowali wrażliwi na Moc…

Czekał, sycząc z bólu.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 24 Sty 2009, o 16:32

Nagle Vuul zauważył, że pojawiła się druga sylwetka, która najwidoczniej zaatakowała pierwszą.
-" Słabo stąd widać" - pomyślał i zaczął przeskakując z drzewa na drzewo zbliżać się do walczących postaci. Gdy Vuul znalazł się w odległości 50 metrów od swojego celu obserwacji walka zdążyła się skończyć śmiercią jednej z tajemniczych sylwetek. Druga z koleji upadła z bolesnym krzykiem. Młody wookiee nie wiele myśląc zeskoczył z drzewa i podszedł ostrożnie do leżącej postaci, mając cały czas wycelowaną w nią kuszę.
- Kim jesteś? - spytał się Vuul napastliwym tonem - I co tu robisz człowieku, z dala od jakichkolwiek zabudowań?... Nic ci nie jest? - dodał już o wiele łagodniejszym i opuścił kuszę gdyż zauważył, że mężczyzna wiodcznie cierpi z bólu.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 24 Sty 2009, o 18:29

Hadyyk nie znał zbyt dobrze dialektu Wookieech. Opanował go na tyle, by móc z nimi zamienić kilka bardzo prostych zdań. Z wycelowanej w niego kuszy oraz agresywnego tonu wypowiedzi stojącego przed nim przedstawiciela tej rasy wywnioskował, iż nie jest on zbyt przyjaźnie nastawiony. Oprócz języka, Mistrz Jedi nie znał panujących tu zwyczajów - acz celowanie do kogoś z laserowej kuszy gestem powitania raczej ciężko było nazwać... Ostatnie słowa stojącego przed nim Wookiee były wypowiedziane o wiele cieplejszym głosem; opuścił też swą kuszę.
- Ja być Jedi. - odpowiedział w jego języku Gyar-Than Hadyyk, rozpoznając w słowach Wookieego pytanie.

Gdy jego próba przypomnienia sobie jak powiedzieć "ranny" skończyła się niepowodzeniem, Mistrz Jedi powiedział:
- Ja być... chory. - po tych słowach wskazał ręką kolano swojej prawej nogi.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 24 Sty 2009, o 18:38

Vuul dopiero w momencie gdy odezwał się Jedi zdał sobie sprawę z tego, że on mógł go nie zrozumieć - przecież nie wielu ludzi mówi w jego rodzimym języku - "No to będzie wesoło" - pomyślał i powiedział jak najlepiej potrafił za pomocą bardzo zniekształconego Basic:
- Jedi znaczy przyjaciel. Ja pomóc. Niedaleko być strumień. Twoja noga być zła. Ja cię zanieść. - i nie czekając na odpowiedź podniósł Hadyyka i przerzucił go sobie przez ramię i zaczął iść na wschód - Jak znaleść się ty tutaj? Przecież człowieki są daleko - nie tutaj - spytał się...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 24 Sty 2009, o 22:18

Hadyyk ucieszył się, gdy Wookiee przeszedł na wspólny. Był przekonany, że wspólna konwersacja będzie o wiele łatwiejsza. Jak się jednak miało okazać, nie było to takie łatwe, jak mu się wydawało. Pierwszy problem pojawił się, gdy zastanowił się jak powiedzieć Wookieemu skąd się wziął na Kashyyyk. Dodatkowym utrudnieniem była niezbyt wygodna pozycja i kolano, które bolało go jak jasna cholera.
- Dziękuję ci. - zaczął Mistrz Jedi. Starał się mówić w sposób zrozumiały dla przedstawiciela tej rasy. - Ja byłem porwany. Wcześniej byłem gdzie indziej, ale spotkałem złych ludzi. Źli ludzie przywieźli mnie tutaj i ja byłem torturowany.

Gyar-Than Hadyyk miał nadzieję, że wytłumaczył mu to wystarczająco zrozumiałym językiem...
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 24 Sty 2009, o 22:36

- To mi wystarcza. Źli ludzie zabili moich rodziców. - odpowiedział z bólem Vuul. Po pięciu minutach faktycznie znaleźli się koło strumienia. Wookiee delikatnie położył Hadyyka na ziemi, po czym podszedł do wody. Za pomocą dużego liścia naczerpał jej trochę i podał ją mistrzowi Jedi - Napij się. Wyglądasz na spragnionego. Nazywam się Vuul. A ty?...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 24 Sty 2009, o 23:23

Mistrz Jedi uśmiechnął się niezauważalnie.
- Mów mi Hadyyk. - powiedział, stwierdziwszy, że o jego pełne imię Wookiee mógłby sobie szczękę połamać. - Miło mi cię poznać, Vuul. I dziękuję. - dodał, przyjmując od niego liść. Łapczywie wypił wszystko, co przyniósł mu Wookiee. Było w nim coś dziwnego...

- Dziękuję ci. - powtórzył. Jak się okazało, Vuul całkiem dobrze posługiwał się wspólnym, toteż zakres słownictwa, którym Hadyyk mógł się posłużyć, wzrósł wielokrotnie. - Jest może gdzieś tutaj coś, co można zjeść? - zapytał, gdy zdał sobie sprawę z tego jak bardzo jest głodny.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 24 Sty 2009, o 23:47

- Najbliższa osada jest o dzień chodzenia stąd. Teraz mogę Ci dać do jedzenia tylko to co sam jadam. - odpowiedział Vuul wyciągając z jednej z przegródek w pasie zawiniątko z jakimś bliżej nieokreślonym i śmierdzącym mięsem - Suszone mięso. Dla Wookiee'ich dobre. Nie wiem czy dla człowieków też. Spróbuj - może tak...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 25 Sty 2009, o 00:17

- Dziękuję ci. - powiedział Hadyyk, przyjmując od Wookieego suszone mięso. Wiedząc czego można się spodziewać po tutejszych lasach, wolał nawet nie próbować aromatu tego dziwnego suchara... Bez zbędnych ceregieli wpakował go do ust, łapczywie biorąc się za jego spożywanie. Jedno Jedi musiał przyznać - smak mięso to miało... Wyrazisty. Hadyyk jadał już gorsze rzeczy, ale nie myślał teraz nawet o suto zastawionych corelliańskimi potrawami stołach...

- Dzień drogi... - powiedział do siebie. - To dość długo. Nie mogę sobie pozwolić na taką zwłokę.

Było w Vuulu coś dziwnego... Mistrz Jedi czuł to od początku, choć nie zwracał na to zbytniej uwagi, zaprzątnięty innymi sprawami. Ostatni raz Hadyyk miał do czynienia z czymś takim z chwilą, w której spotkał na imperialnym statku Emmę. Jego myśli natychmiast powędrowały do małej dziewczynki, która była już pewnie w trakcie szkolenia. Uśmiechnął się szeroko.

Dopiero po dłuższej chwili Mistrz Jedi powrócił na ziemię.
- Mam zadanie. - powiedział do Wookiee'go. - Nie widziałeś gdzieś kilku ubranych na czarno postaci? To źli ludzie, których szukam.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 25 Sty 2009, o 00:53

- Ostatnio w lesie jest wiele zła. Czułem oprócz twojego inne dziwne zapachy. Lecz ten walczący z Tobą człowiek to pierwszy zobaczony przeze mnie. Oni nigdy nie chodzili po lesie tak jak ty. Oni mają jakieś latająco-hałasujące maszyny. Ja zawsze się chowałem jak je widziałem....
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 25 Sty 2009, o 01:01

- Nie będzie więc ciężko je wytropić. - odparł Hadyyk. - Nie wiesz jednak gdzie one leciały? Koniecznie muszę znaleźć to miejsce. Między złymi ludźmi jest jeden człowiek, z którym muszę porozmawiać.

Jednocześnie miał dziwne wrażenie, że na pograniczu słyszalności usłyszał dobrze mu znany huk pracujących silników śmigacza...
- Słyszysz to? - zapytał się młodego Wookiee, odruchowo zbliżając dłoń do swojego pasa. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że jedynym orężem jakim teraz dysponował był spoczywający tuż obok niego durastalowy miecz...
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 25 Sty 2009, o 01:19

- Tak słyszę. - odpowiedział szybko Vuul i przygotował kuszę - Chyba leci z kierunku skąd my przybyliśmy. Oni często latają stamtąd w górę tego strumienia. Muszę uważać jak chodzę po wodę. Czy będziemy walczyć? - spytał się widząc, że Hadyyk bierze miecz do ręki...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 25 Sty 2009, o 12:44

- Wątpię, by zgodzili się nam pożyczyć ich śmigacz. - stwierdził Hadyyk, podnosząc się z ziemi z grymasem bólu na twarzy. Gdy stanął już pewniej, zagłębił się w Mocy. Uśmierzyła ból kolana, który i tak zdawał się słabnąć, lecz mimo to Mistrz Jedi dobrze wiedział, że jeszcze trochę, i może się to dla niego źle skończyć. - Bądź gotowy, bo pewnie będziemy musieli walczyć.

Po tych słowach ruszył w kierunku miejsca, z którego słychać było hałas, licząc na to, że uda mu się pozostać niezauważony... I mu się udało. Gdy był już blisko, poszło bez przeszkód.

Pojazd operowało dwóch jedynie skautów - nie byli nawet specjalnie uzbrojeni, mieli ze sobą dwa blastery i jeden miecz. Hadyyk, używając Mocy, bez problemu zdobył od nich śmigacz, siadając za jego sterami. Skauci natomiast, posłuszni "radzie" Jedi ruszyli w stronę miejsca, z którego mogli dostać się na najbliższe lądowisko. Mistrz Jedi pomachał ręką Vuulowi, dając mu znak, że wszystko już w porządku.
- Jedziesz ze mną? - zapytał się Hadyyk, gdy Wookiee podszedł do śmigacza. - Może być niebezpiecznie.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 25 Sty 2009, o 12:51

- Jak mawiał mój ojciec - życie jest niebezpieczne. Polecę z tobą, Hadyyku. Już zbyt długo kryję się w lesie. Muszę oczyścić mój honor... Ale nie wiem jak wsiąść na tą maszynę...- dodał Vuul z wstydem...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 25 Sty 2009, o 13:03

- Po prostu usiądź tutaj, tak jak ja. - powiedział Mistrz Jedi, wskazując mu ręką krzesło, samemu zaś majstrując coś przy konsolce pojazdu. Wreszcie znalazł na komputerowej mapie to, czego szukał - miejsce opatrzone złowrogą nazwą "Obóz".

- To nic trudnego. - dodał po chwili Hadyyk. - Trudniej jest pewnie posługiwać się tą kuszą.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Kashyyyk] Śmierć we mgle...

Postprzez Jack Welles » 25 Sty 2009, o 13:08

Vuul nie pewnie zajął wskazane przez Jedi miejsce i ułożył sobie wygodnie kuszę by mieć ją w gotowości.
- Jestem gotowy...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Następna

Wróć do Archiwum

cron