przez Gyar-Than Hadyyk » 24 Sty 2009, o 16:13
Hadyyk, brnąc przez gąszcz, poczuł na swej spoconej twarzy delikatny podmuch wiatru. To lekkie smagnięcie powietrza podziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Nieznośny ból głowy nieco osłabł, a z każdym następnym krokiem panowanie nad swoim oddechem przychodziło mu o wiele łatwiej. Mistrzowi Jedi zdawało się nawet, że nieco zmalał na sile ból kolana, który mimo to pozostawał bardzo dokuczliwy. Hadyyk wiedział, że mógłby zdradzić go w każdej dosłownie chwili. Moc nie odstępowała go jednak na krok, w pewnym stopniu izolowała go od bólu, towarzyszyła mu, ostrzegając go przed tym, co czai się pod osłoną wciąż gęstej mgły.
Najpierw coś wyczuł. Dopiero później zobaczył.
Prowadzony przez Moc, Hadyyk trafił do miejsca, w którym mgła zdawała się przerzedzać. Była o wiele mniej gęsta - umożliwiała dostrzeżenie o wiele większego skrawka terenu. W chwili tej nie musiał już widzieć. Jedynym, co mu teraz było potrzebne, było skupienie i jego śliski od krwi i potu miecz.
- Niegrzecznie z twojej strony, zmywać się przed końcem imprezy. - powiedziała stojąca przed nim postać w czarnych szatach, uruchamiając swój miecz świetlny. Najbliższa jej okolica została oświetlona czerwonym światłem ostrza. Otaczająca ją aura Ciemnej Strony była silna. - Borg nie będzie zachwycony, że nie korzystasz z jego gościnności. - dodał, uśmiechając się paskudnie.
Hadyyk milczał. Opierając ciężar ciała na lewej nodze, w ciszy i bezgranicznym skupieniu przygotowywał się do walki. Przymknął oczy. Gdy ponownie je otworzył, o wiele lepiej widział swojego przeciwnika... I o wiele wyraźniej czuł otaczającą go aurę Ciemnej Strony Mocy.
Postać przypadła do niego w jednym, potężnym skoku, atakując z góry, na ukos. Hadyyk postąpił krok naprzód, wymierzając przeciwne cięcie, wymierzone w ostrze przeciwnika. To jednak nagle wzniosło się, zmuszając Hadyyka do karkołomnego piruetu, dzięki któremu znalazł się poza zasięgiem zdradzieckiego ataku swojego przeciwnika. Ten jednak nie dał za wygraną - zaatakował ponownie natychmiast, rzucając się na Hadyyka z pełnym wściekłości okrzykiem. Przez dłuższą chwilę wymieniali szybkie, oszczędne cięcia, skrzętnie i dokładnie wykorzystując impet każdego uderzenia. W końcu jednak przeciwnik dostrzegł, iż Mistrz Jedi wyraźnie unika przekładania ciężaru ciała na prawą nogę. Wykorzystał to, wyprowadzając szybki, silny atak z lewej. Spotkał się on oczywiście ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony Hadyyka, lecz postąpił on dokładnie tak, jak sobie to zamyślił jego przeciwnik. Wymieniając kolejnych kilka cięć, zablokował miecz Mistrza Jedi, wywijając szybkiego młynka, i atakując z dołu, ze zgięcia łokcia.
Gyar-Than Hadyyk zwinął się jak fryga, starając się uniknąć tego zdradzieckiego cięcia. Jego przeciwnik był dobrze wyszkolony, a on zmęczony, głodny i obolały - udało mu się, lecz wyraźnie poczuł na swojej twarzy żar czerwonego ostrza. Mistrz Jedi odskoczył, unikając kolejnego ataku swojego przeciwnika.
Był zmęczony, cholernie zmęczony. Każdy ruch zdawał się wzmagać ból w jego kolanie, uniemożliwiając sprawną walkę. Wróg zdawał się to wykorzystywać - Hadyyk został przezeń zepchnięty do defensywy. Mimo to, jego znajomość Soresu bardzo się tu przydawała - za każdym razem jego miecz znajdował się tam gdzie powinien. Zakreślając końcem ostrza gładkie koła i łuki, dzielnie mierzył się ze swoim świetlnym bratem.
Po dłuższej chwili Hadyyk wybił swojego przeciwnika z rytmu szybkim pchnięciem Mocy. Ten wyrżnął twardo o pień pobliskiego drzewa, zsunął się po nim, po czym upadł na kolana, podpierając się oboma rękami. Mistrz Jedi stał jednak ciągle w tym samym miejscu. I to był jego błąd. Jego przeciwnik kumulował w tym czasie Moc. Gdy jego aura nabrała na sile, ponownie ruszył do ataku, zasypując Hadyyka gradem ciosów. Jego miecz wznosił się i opadał, krzesając skry. Mistrz Jedi, zwijał się w ukropie, unikając i parując cięć, które posypały się na niego ze wszystkich stron. Po dłuższej chwili Jedi zauważył, że jego przeciwnik powtarza ciągle tę samą sekwencję, w różnym jednak tempie i sile. Był dobrze wyszkolony - zmiany te wymuszały na Hadyyku dodatkowy wysiłek, którego skutkiem było ‘bonusowe’ natężenie bólu w kolanie. Wyraźnie czuł, że słabnie.
Głębiej sięgnął w Moc, poczuł jak kolejna jej fala przepływa przez jego mięśnie, kierując jego ruchami. Mistrz Jedi, wykorzystując impet jednego z uderzeń jego przeciwnika, zawirował w półpiruecie, próbując zbić miecz swojego przeciwnika. Ten, wybity z rytmu, odskoczył jak oparzony. Hadyyk wykorzystał to bezlitośnie. Przypadł do niego w jednym, płynnym skoku, atakując z góry. Cel tego cięcia odskoczył w bok, zbijając miecz Mistrza Jedi szybkim młyńcem. Ten nagle zawirował w piruecie, zadając kilka szerokich, błyskawicznych cięć. Jego przeciwnik wykonał odwrotny piruet, z najwyższym trudem parując ataki Hadyyka. Teraz właśnie Mistrz Jedi przejmował inicjatywę, z nawiązką odwdzięczając się swojemu przeciwnikowi.
Ten jednak wreszcie popełnił błąd, który kosztował go życie.
Wykorzystując okazję, nabrał impetu w szybkim obrocie, po czym wyprowadził szerokie cięcie, mające pozbawić Mistrza Jedi głowy. Ten jednak zgrabnie uchylił się przed czerwonym ostrzem, które po raz drugi śmignęło mu tuż nad twarzą. Gdy jego przeciwnik wytracał impet swego cięcia kolejnym obrotem, Hadyyk ciął na ukos, wzmacniając cios skrętem bioder. Wreszcie koniec durastalowego ostrza sięgnął celu. Atak ten nie stracił nic na prędkości, gdy klinga rozdarła plecy przeciwnika Jedi na wysokości nerek. Hadyyk, nie zważając na makabryczny krzyk swojego przeciwnika, wykorzystał impet uderzenia do zgrabnego piruetu, dzięki któremu znalazł się dokładnie przed swoim wrogiem. Zaatakował z dołu, na ukos. Czerwone ostrze wyszło naprzeciw swemu durastalowemu bratu, nie sięgnęło go jednak.
Ostatkami sił, przeciwnikowi udało się uniknąć wymierzonego w klatkę piersiową cięcia Mistrza Jedi. Gdy ten wykonał zgrabny półobrót, wiedział, że jest już po nim.
Hadyyk przypadł do niego w zgrabnym skoku, wyprowadzając szybki sztych. Ostrze jego miecza przebiło serce, wychodząc między łopatkami przeciwnika. Ten umarł natychmiast, obwisając bezwładnie na wbitym w niego mieczu. Krew obficie skropiła szaty Hadyyka, gdy ten wyszarpnął ostrze z ciała wroga, które runęło bez życia na ziemię.
Tuż po nim z krzykiem na ziemię upadł Mistrz Jedi, wypuszczając z rąk swój oręż, który ze szczękiem spadł na ziemię. W ferworze walki zupełnie zapomniał o swoim kolanie. Ból wrócił teraz ze zdwojoną siłą.
Jednocześnie wyczuł maleńką zmianę w otaczającej go Mocy. Ktoś nadchodził. Jego aura była bardzo podobna do tej, którą emitowali wrażliwi na Moc…
Czekał, sycząc z bólu.