Content

Zaakceptowane KP

Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez Caleb Quade » 8 Lut 2013, o 01:32


1. Nazwa postaci: Benjamin White

2. Rasa: Człowiek

3. Profesja: Hazardzista, prywatny przedsiębiorca, aktualny współwłaściciel Rockwell Space Transport.

4. Data urodzenia: 2 BBY




5. Usposobienie
Ben od dziecka był zadziwiająco pewny siebie i ta cecha przez lata utrwaliła się jeszcze bardziej. Nie jest jednak jednym z tych furiatów, którzy w pogardzie mają zdrowy rozsądek przesadnie zawierzając w swoje przesadnie wyolbrzymione umiejętności, co to to nie. Wrodzona inteligencja i instynkt podpowiadają mu kiedy należy spasować aby nie kusić losu. Nie mniej jednak gdy opamiętanie przyjdzie odrobinę za późno, nie traci głowy, można powiedzieć, że jest osobą obdarzoną stalowymi nerwami. Wieloletnia praktyka przy kartach nauczyła go niemal mistrzowskiego opanowania. Za maską obojętności jest w stanie ukryć targające nim uczucia, co niejednokrotnie przydaje się tak i w kartach jak i w życiu. Bena cechuje również upór w dążeniu do celu. Za młodu postawił sobie taki cel i po ponad dwudziestu latach dopiął wreszcie swego - stał się szanowanym człowiekiem.
Prywatnie Benjamin jest otwartym człowiekiem, lubi nawiązywać nowe znajomości jak i utrwalać stare. Jedynym drażliwym dlań tematem są jego młodzieńcze lata, nikt nic o nich nie wie, i mało prawdopodobne by się to zmieniło. Majątek na który pracował przez lata nie zmienił go bezdusznego sukinsyna, wręcz przeciwnie – chociaż nie okazuje tego otwarcie jest dobrym człowiekiem. Nie oznacza to jednak, że pomaga wszystkim bezinteresownie. Nim podejmie decyzję czy pomocy komuś udzielić dogłębnie analizuje wszystkie za i przeciw, możliwe ryzyko i opłacalność swego czyny.
Nie przepada za polityką jak i politykami – Nowa Republika czy Imperium, dla niego to bez różnicy. Prowadzi interesy na terytoriach obu frakcji, otwarte opowiadanie się za jedną z nich owocowało by częściową utratą przez niego zysków. Warto też zaważyć, że z bliżej nieokreślonych przyczyn darzy Jedi wielkim szacunkiem, choć jak dotąd żadnego użytkownika Mocy nie spotkał.

6. Wygląd
Benjamin jako 29 letni mężczyzna nie jest przesadnie szczupły, ani umięśniony. Zgadza się, dba o swoje ciało, pilnuje aby było w dobrej formie ale nie jest fanem nadmiernego wysiłku fizycznego, co to to nie. Mierząc 180 cm nie wyróżnia się również wzrostem, który w połączeniu z 75 kg wagi sprawia, że sylwetka mężczyzny jest nienaganna. Blond włosy, zarost, niebieskie oczy i czarujący uśmiech jest mieszanką, która bardzo ułatwia mu nawiązywanie nowych znajomości szczególnie z kobietami. Strój wybiera odpowiednio od okazji, przeważnie jednak preferuje ciemną elegancką koszulę, dopasowane do tego spodnie o równie eleganckim kroju. Dopełnienie tego stroju stanowią eleganckie skórzane buty oraz czarny ozdabiany pas – z niedużymi kieszeniami oraz z miniaturową kaburą na równie miniaturowy blaster. Sama kabura umiejscowiona jest za placami, nie widoczna dla oczu innych dzięki modnej pelerynie w odpowiednim kolorze, narzuconej na plecy właściciela, spiętej ozdobną spinką i sięgającej niemal do ziemi. Ubiór ten podobny jest do stylu w jakim nosi się legendarny hazardzista i bohater Nowej Republiki Lando Calrissian.

7. Umiejętności
Jak na rasowego hazardzistę przystało Ben jest profesjonalistą jeśli chodzi o grę w sabacca. Jest to jego ulubiona gra hazardowa, czuje się w niej najpewniej czemu trudno się dziwić – grać zaczął w wieku 15 lat, a po kolejnych trzech przeszedł na zawodowstwo, by rok później wygrać swój pierwszy większy turniej. Nie ważne czy gra o pieniądze czy dla rozrywki sabacca traktuje śmiertelnie poważnie. Dzięki niezliczonej ilości rozegranych partii i zdobytemu doświadczeniu wykształcił sobie coś na wzór szóstego zmysłu. Trudno to wyjaśnić ale swego rodzaju przeczucia podpowiadają mu podświadomie kiedy stawkę podbić a kiedy spasować. Brzydzi się oszustwem, zawsze gra fair. Dzięki latom gry stał się też doskonałym aktorem – potrafi doskonale kontrolować swoje ciało, ukrywać emocje i przybierać pozy odpowiednie do sytuacji. Nie obca jest mu również sztuka blefowania – nie tylko podczas gry w sabacca.
Ben chociaż uważa, że przemoc jest poniżej jego godności, to doskonale wie, że w galaktyce pełnej niebezpieczeństw czających się za każdym rogiem głupotą było by nie nauczyć się choćby podstaw obrony. Dlatego też Ben przeszedł kilka kursów samoobrony. Do tego tematu również podszedł poważnie dlatego nie straszny mu pojedynek z większością szumowin, których wszędzie pełno. W miarę możliwości i wolnego czasu wciąż uczęszcza na treningi aby umiejętności nie zatarły się. Pobrał również kilka lekcji strzelectwa – wie jak złapać blaster, jak zrobić z niego użytek w razie potrzeby i gdzie celować żeby wyrządzić szkodę.
Jeśli chodzi o interesy – odpowiednim stwierdzeniem będzie, że White ma do nich nosa. Potrafi dobrze dysponować swoim majątkiem i przeważnie dobrze go inwestuje – chociaż czasami i jemu się noga powinie i trzeba zaczynać wszystko od nowa. Ostatnim i jak dotąd najbardziej spektakularnym jego sukcesem w grze było wygranie pakietu 25% akcji spółki Rockwell Space Transport od jej głównego inwestora i zarazem założyciela – Ryana Rockwell Seniora.
Ostatnią umiejętnością Benjamina jest pilotaż ograniczony jedynie do jego własnego jachtu. Nigdy nie zasiadał za sterami innej jednostki niż jego własny Luxury 5000. Można przypuszczać, że poradził by sobie z prowadzeniem innych podobnych wielkością pojazdów gwiezdnych, zasady są te same, nie mniej jednak woli trzymać się sprzętu który zna na wylot.
Gdy już kredyty z RST zaczęły płynąć doń szerokim strumieniem, Ben doszedł do wniosku, że czas zacząć podróżować po galaktyce własnym środkiem transportu. Stać go było na wynajęcie prywatnego nauczyciela z prawdziwego zdarzenia – tzn. doświadczonego przemytnika, którzy jak wiadomo należą do elity pilotów, i jak się można domyśleć sztuka pilotażu została przez niego opanowana. Jak wiadomo na pilotaż składa się również astronawigacja, którą to w dostatecznym stopniu opanował oraz obsługa systemów uzbrojenia.

8. Ekwipunek
- Blaster ELG-3A Model,
- nadgarstkowy moduł komunikacyjno-kontrolny wraz z obwodem podporządkowania,
- talia 72 kart płytek wykorzystywanych do gry w sabacca,
- identyfikator,
- rozsądny zapas kredytów noszony przy sobie.

9. Środek komunikacji
W czasach gdy nie mógł pozwolić sobie na zakup własnego statku z upodobaniem korzystał z dobrodziejstw podróżowania na pokładach luksusowych liniowców. Jak wiadomo nie zawsze było kolorowo i gdy nie było innego wyjścia latał na pokładach jednostek o wiele niższym standardzie. Jednak to już przeszłość. Od czasu zostania udziałowcem Rockwell Space Transport, dzięki kredytom, znajomościom i kilku oddanym przysługom, po burzliwym zgromadzeniu Rady Nadzorczej spółki i koniec końców zwycięstwie nad pozostałymi akcjonariuszami udało mu się nabyć marzenie nie jednego mieszkańca galaktyki. Osoby obeznane z tematem wiedzą, że jacht ten jest również smakowitym kąskiem dla wszelkiej maści piratów i innych amatorów nieswojej własności. Mowa oczywiście o jachcie wyprodukowanym przez SoroSuub a mianowicie:
Luxury 5000
Jak łatwo się domyśleć żaden szanujący się właściciel takiegoż ekstrawaganckiego jachtu nie omieszka odcisnąć swojego piętna na swoim jachcie. Nie inaczej było w przypadku pana White’a. O ile typowy przedstawiciel arystokracji uparcie modyfikuje 5000 pod względem wpakowania na pokład kolejnych udogodnień i luksusów, Ben poszedł w stronę bardziej praktyczną. Pierwszym krokiem było przeprowadzenie gruntownego przeglądu wszystkich systemów, podsystemów i układów jednostki dzięki czemu jej stan jest niemal równy stanowi jednostek wychodzących ze stoczni. Kolejnym krokiem było zainstalowanie układu podporzadkowania, do którego dostęp ma tylko jedna osoba. Sterowanie jachtem oraz niektórymi jego funkcjami możliwe jest poprzez nadgarstkowy komputer. Dzięki urządzeniu można m.in. łączyć się z komputerem pokładowym, przywołać jacht do danej lokalizacji, aktywować i dezaktywować systemy bezpieczeństwa jak i uzbrojenia. Kolejną – już mniej legalną modyfikacją było dozbrojenie jachtu. Zaczęło się od zainstalowania ulepszonego komputera bojowego będącego w stanie w ograniczony sposób prowadzić ostrzał wrogich jednostek. Oprócz dwóch obrotowych podwójnych dział laserowych umieszczonych po obu stronach kokpitu, dodano 4 wysuwane autoblastery: jeden pod kokpitem, po jednym pod każdym z podwójnych kadłubów oraz jeden pod pokładem widokowym na rufie, pomiędzy tubami silników. Aby zapewnić jachtowi odpowiednią siłę przebicia na pokładzie znalazło się również miejsce dla wyrzutni rakiet wstrząsowych. Silniki podświetlne zostały odrobinę wzmocnione, jacht rozwija ponadprzeciętne prędkości w atmosferze oraz w przestrzeni kosmicznej. Na jachcie został również zainstalowany zapasowy generator tarcz na modłę kalamariańską, oba generatory lekko wzmocniono. Modyfikacje te możliwe były dzięki ograniczeniu przestrzeni ładunkowej ze 150 ton do zalewnie 100.
Benjamin nazwał swój jacht „Idiot's Array”, na cześć swojego najbardziej spektakularnego zwycięstwa.


10. Historia

[2BBY-13ABY]

O planecie pochodzenia, narodzinach i młodych latach Benjamina nie wiele wiadomo. Ba, nie wiadomo nawet czy Benjamin White to prawdziwe imię i nazwisko hazardzisty, sam o swojej przeszłości rzadko kiedy mówi, i raczej trudno go do tego namówić. Nie mniej jednak wiadomo, że Ben nie wywodzi się z żadnej bogatej czy też prominentnej rodziny. Pierwsze wzmianki o jego osobie pojawiły się dopiero 13 lat po Bitwie o Yavin 4. Oczywiście nie zasłynął wtedy jako bohater Nowej Republiki, Imperium czy jakiejkolwiek innej frakcji. Ot zwykły nastolatek, który ni stąd ni zowąd pojawia się nagle i wygrywa pomniejszy turniej w sabacca. Chociaż pierwsza wygrana nie była zatrważająco wysoka, wystarczyła na start dla ambitnego nastolatka. Pierwsze lewe papiery, pierwszy nocleg w hotelu zamiast publicznego przytułku. Można powiedzieć, że w tym dniu zaczęło się nowe życie Benjamina White.

[13 ABY-24 ABY]

Chłopak wiedział, że aby rozwijać swój talent musi podejmować coraz to trudniejsze wyzwania, odwiedzać nowe światy i siadać do stolików z coraz to lepszymi graczami. Wiedział, że aby do czegoś dojść musi być wytrwałym. I jak sobie postanowił tak zrobił. Za zaoszczędzone pieniądze ruszył w podróż po galaktyce. A jeśli podróżować to w wielkim stylu. Zaokrętował się na jednym z pięknych i pełnych luksusów liniowców i ruszył na podbój galaktyki. Jak się oczywiście okazało kasyno liniowca pełne było amatorów hazardu jak i profesjonalistów, utrzymujących się z wygrywania w karty dużych sum pieniędzy. Ben nie mógł znaleźć lepszego miejsca na dalsze ćwiczenie umiejętności.

Kolejne lata życia młodzieńca kręciły się głównie wokół hazardu, wystawnych przyjęć i pięknych kobiet. Dzięki wrodzonemu talentowi, szczęściu i instynktowi, który objawiał się w najbardziej odpowiednich momentach brak kredytów przestał być dla Bena problemem. Przez kilkanaście lat od wyjazdu z rodzimej planety młodzieniec odwiedził większą cześć znanych z doskonałych domów hazardu światów galaktyki. Z każdej gry wynosił cenne doświadczenie, które powoli acz sukcesywnie zaczęło procentować. Ben w wieku 22 lat miał odłożoną na koncie małą fortunę, jednak wiedział, że może wygrać jeszcze więcej. Nie poprzestał na laurach i zaczął inwestować swoje pieniądze. Inwestycje były również swego rodzaju hazardem, z którego czerpał nie mniejszą niż z kart satysfakcję. Inwestowanie swoich ciężko zarobionych pieniędzy wiązało się z ryzykiem, jednak czy różniło się to od podbijania stawki? Koniec końców całe życie to gra i tylko Ci najwytrwalsi, najambitniejsi i najsprytniejsi mogli wygrywać najwięcej. Tak było w przypadku Benjamina. Kredyty zainwestowane w co bardziej intratne przedsięwzięcia i firmy przy minimalnym wkładzie siłowym przynosiły znaczne zyski. Chociaż w środowisku hazardzistów White był aż zanadto znany to w interesach ograniczał się do pozostawania w cieniu. Był cichym wsparciem finansowym, ratował podupadające biznesy zastrzykiem gotówki i dobrymi radami i niejednokrotnie swoimi rozległymi znajomościami, które oczywiście zawdzięcza sukcesom w kartach. Aż dziw brał, że czasem aby wygrać, należało przegrać. Oddanie wygranej temu czy innemu senatorowi, prezesowi firmy czy też generałowi, kilka udawanych słów podziwu dla kunsztu i umiejętności, dawało profity w postaci zaskarbienia sobie przyjaźni tego czy innego majętnego osobnika. Zorganizowanie przyjęcia, prywatnej gry o duże stawki czy też innych ekstrawaganckich rozrywek, jedynie za przysługę skutkowało stopniowym siatki kontaktów.

[25 ABY – Bespin]

Finałowa rozgrywka Wielkiego Turnieju Sabacca Miasta w Chmurach trwała już 4 godziny. Organizowany rok rocznie turniej zbiegł się z tym razem z 25cio leciem zniszczenia przez Rebelię, oficjalnie nazywaną teraz Nową Republiką, Gwiazdy Śmierci. Nie mniej dla Bena data ta nie miała większego znaczenia. Liczyło się to, że jest w finale, i naprzeciw niego pozostało jedynie dwóch rywali. 4 dniowy turniej odcisnął piętno na wszystkich graczach a w szczególności na finalistach. Pod oczami Bena rysowały się wyraźnie ciemne półkola świadczące dobitnie, że mężczyzna od trzech nocy zażywał nie więcej niż kilka godzin snu. Nie miało to jednak znaczenia. Hazardzista pomimo zmęczenia uśmiechał się leciutko znad swoich kart płytek. Walory trzymanych przezeń karty nie zwiastowały niczego oprócz porażki, jednak bladolicy hazardzista nie dawał tego po sobie poznać. Z pewnością kogoś święcie przekonanego o słuszności swojego czynu, wolną ręką popchnął ku środkowi stolika kolejny stosik żetonów kredytowych. Rodianin, jeden z jego przeciwników widząc o jaką kwotę mężczyzna podbił stawkę, wydał z siebie cichy pisk i odłożył karty na blat. Zrezygnował z tej partii jak i z całej gry, wstając z miejsca i zabierając swoje żetony. Blondyn uśmiechnął się szeroko w duchu. Jeden przeciwnik mniej pomyślał i przeniósł spojrzenie na kobietę rasy Twi’lek, jego ostatnią przeciwniczkę na drodze do zwycięstwa. Kobieta jednak ulepiona była jak widać z twardszej gliny niż zielonoskóry Rodian. Ostentacyjnie dopełniła pulę identyczną ilością żetonów i bezceremonialnie podbiła stawkę zmuszając tym samym White do stanięcia przed dylematem. Jego karty płytki łącznie miały wartość ledwie 13 punktów. Do wygrania partii potrzebna była suma plus lub minus 23 punktów co przy trzymanych w rękach raczej nie zwiastowało zwycięstwa. Mając już trzy karty zastanowił się czy aby nie poprosić arbitra o jeszcze jedną. Przyparty nie jako do muru przez agresywnie grającą kobietę przesunął raz jeszcze stosik żetonów dopełniając stawkę, przy czym warto było nadmienić, że był to jego ostatni, podobnie zresztą jak i błękitno skórej przeciwniczki. Widząc, że mężczyzna dopełnił pulę uśmiechnęła się drapieżnie jakby tylko na to czekała. Zdecydowanym ruchem położyła trzymane przez siebie karty w polu interferencyjnym i wbiła spojrzenie w Bena. Do hazardzisty dotarło poniewczasie, że to był zaplanowany manewr. Kobieta pewna wygranej ulokowała wszystkie pieniądze w puli i ‘zamroziła’ swoje karty bezpiecznie w polu interferencyjnym. Cóż można powiedzieć, gdyby Ben był amatorem wpadnięcie w taką zasadzkę było by dla niego katastrofą. Jednak instynkt i doświadczenie mówiły mu, że zwycięstwo jest możliwe, ba, że zwycięstwo będzie jego! White dawno już nauczył się wierzyć ślepo instynktowi, który w kartach prawie nigdy go nie zawiódł. Odwzajemnił spojrzenie kobiety po czym przeniósł wzrok na karty… których walory zaczęły się w tym momencie rozmywać i przybierać nowe wartości! Już po chwili trzymał w dłoni trójkę manierek, siódemkę monet i Panią Szabli, co razem dawało 23 punkty. Miał czystego sabacca! Z szybko bijącym sercem wpatrywał się prezentujący wygraną układ po czym lekko westchnął. Podniósł wzrok na kobietę, na twarzy której zaczęła odmalowywać się bezgraniczna radość.
- Czas zakończyć finał – zwrócił się w stronę arbitra. Ten kiwnął głową na znak zgody i poprosił o wyłożenie kart. W gorącej wodzie kompana kobieta pierwsza pochwaliła się swoim układem ukazując idealnie uzbierane dwadzieścia trzy punkty… Tyle, że były to ujemne 23 punkty! Ben trzymał w dłoni Czystego Sabacca, który był pierwszy w hierarchii ważności. Wygrał Turniej Miasta w Chmurach!
Twi’Lek’anka przekonana, że bladolicy mężczyzna przegrał już sięgała po wielki stos żetonów kredytowych, kiedy to szeroki uśmiech Bena zatrzymał ją w pół gestu. Zbladła widocznie i ze zgrozą w oczach czekała na ruch White’a. Ten melodramatycznie powolnym ruchem wyłożył na blat swoje karty, prezentując jednocześnie Czystego Sabacca. Oczy błękitnoskórej niemal wyszły z orbit.
- Ogłaszam wszystkim dżentelistotom, że zwycięzcą tegorocznego Wielkiego Turnieju Miasta w Chmurach jest pan Benjamin White, pokonując układ ujemnego Sabacca układem Czystego Sabacca! Serdecznie gratuluję, panie White!
Ben uścisnął dłoń arbitra i zgarnął swoją wygraną.

[26 ABY – Korelia, Koronet]

W zasnutej dymem, urządzonej z przepychem Sali wokół stolika siedziało pięciu mężczyzn. Wszyscy byli ludźmi, prawie wszystkim towarzyszyła jedna lud dwie panienki. Wszystkim oprócz pana White’a, który to z pogodną twarzą przyglądał się swoim przeciwnikom. Wszyscy jak jeden mąż bogaci, opływający w dostatki i luksusy, zamożni przedsiębiorcy, elita Korelii. Ben musiał nieźle się nagimnastykować aby móc wziąć udział w tej grze, która już za kilka chwil miała się rozpocząć. Zeszłoroczna wygrana w Wielkim Turnieju Sabacca Miasta w Chmurach przyniosła mu tak dużą popularność, która poskutkowała otrzymaniem ekskluzywnego zaproszenia na dzisiejszą noc. Ben pozwolił sobie na jeszcze kilka głębszych wdechów dla uspokojenia nerwów i zebrania myśli. Ryzyko przegranej wiązało się ze straceniem wszystkich dotychczasowych aktywów jakimi dysponował. Wygrana za to mogła obfitować w coś wiele więcej wartego niż pieniądze. Akcje, klejnoty, antyki – bogacze uwielbiali grać o wielkie stawki. I nie chodziło im bynajmniej by wygrywać i mieć jeszcze więcej. Tu chodziło o prestiż, chęć zaimponowania i poniżenia przeciwników. Ben chociaż do biednych na pewno nie należał nie mógł bynajmniej mierzyć się z magnatami Koreli. Samo już przebywanie w tymże doborowym było nie lada wyróżnieniem dla hazardzisty, który wywodził się z biedoty i tylko dzięki własnemu uporowi stał się dziś tym kim się stał. Cóż, można powiedzieć, że ostateczny egzamin z życia, przynajmniej dla Benjamina zaczął się właśnie teraz.
Do sali wszedł arbiter, panie do towarzystwa opuściły swoich sponsorów i wyszły. Po krótkim przywitaniu, przypomnieniu zasad, ostentacyjnie otworzył nową talię kart, przetasował ją i uruchomił generator sygnałów aby zademonstrować wszystkim jego poprawne działanie. Następnie urządzenie zostało ustawione na tryb turniejowy. Karty zostały rozdane, rozpoczęły się pierwsze zakłady…

Kilka godzin później

Złą cechą bogaczy był fakt posiadania przezeń niekiedy niemal nieograniczonego budżetu. W typowych rozgrywkach turniejowych uczestnicy grali pieniędzmi zgromadzonymi w poprzednich partiach. Każdy liczył, kalkulował, musiał być pewien każdego decykredytu. Kiedy zaczynało się przegrywać, kończyło się grę i ratowało te pieniądze, które uratować się dało lub odchodziło się z niczym. W tej grze zasady te obowiązywały jedynie Bena, który musiał grać stylem, którego szczerze nienawidził. Ostrożnie krok po kroku, rozdanie za rozdaniem gromadził zasoby, z godziny na godzinę grając coraz śmielej i dysponując po wygraniu wielu pul rozdań całkiem pokaźnym bo przeszło kilku milionowym kapitałem, nie tylko pieniężnym ale i materialnym. Dzięki temu mógł zacząć powoli narzucać powoli swój styl i swoje tempo. I chociaż jego przeciwnicy prędzej strzelili by sobie w łeb niźli przyznali do porażki wiedział, że jedynym sposobem na ostateczne zwycięstwo będzie układ czystego Sabacca. Do tej pory jednak nikt nie zbliżył się dostatecznie do graniczy dwudziestu trzech punktów, gra toczyła się dalej i to o coraz wyższe stawki. White z lekkim, uprzejmym uśmieszkiem nieschodzącym z twarzy kontynuował grę i obserwację przeciwników. Spośród tej czwórki jedynie jeden mężczyzna, na oko pięćdziesięciokilkuletni wydawał się naprawdę poważnym przeciwnikiem. Pozostałym trzem oczywiście nie mógł odmówić godnym pozazdroszczenia przez amatorów umiejętności ale dla Bena i owego pięćdziesięciolatka zdawali się oni być jakoby tłem podczas tej gry. White zdwoił uwagę i na powrót skupił uwagę na grze.

Po dwunasty godzinach gry

Połowa standardowej dobry gry minęła i prawie wszystkim dała się we znaki. Brak widocznych gołym okiem śladów zmęczenia można było zaobserwować jedynie na twarzach White’a i owego dżentelmena, który jak okazała się kilka godzin wcześniej niejakim Rockwell’em seniorem, właścicielem Rockwell Space Transport. Teraz było to już pewne, ostateczna rozgrywka miała się rozstrzygnąć pomiędzy nimi. I jak się łatwo domyśleć finał zbliżał się wielkimi krokami. Ben wpatrywał się intensywnie w trzymane przez siebie karty-płytki. Dwójka i trójka monet, oraz… liczony na zero punktów Idiota. Rozdanie głupca! Najrzadszy, najmniej prawdopodobny, niemal legendarny układ kard pokonujący wszystkie inne układy. Przepustka do zwycięstwa. White spojrzał przelotnie na swojego oponenta… i nie mógł uwierzyć. Czyżby dostrzegł cień uśmiechu na twarzy Rockwella? Zamrugał powiekami i spojrzał jeszcze raz. Wyraz twarzy staruszka wydawał się taki sam jak kilka chwil wcześnie. Żadnego uśmieszku, żadnych uczuć. Ben ponownie wbił spojrzenie w karty. Jeśli miał wygrać, musi rozegrać to szybko. Nigdy nie wiadomo kiedy generator wyemituje impuls i karty zwiastujące niechybne zwycięstwo, zmienią się w zestaw zapewniający klęskę. Chociaż umysł mówił zakończ to jak najszybciej, przeczucie pojawiające się jak zwykle w takich momentach kazało czekać. Napełniało ono ciało hazardzisty dziwnym spokojem.
Trwającą na sali ciszę przerwał Rockwell senior.
-25% akcji mojego przedsiębiorstwa… – rzucił w stronę arbitra, i pchnął ku środkowi stolika cyfronotes z umową przekazania własności. Facet nie żartował, tego Ben był pewien. Nikt nie ryzykuje tak wiele wierząc w blef, nie w grze o takie stawki. Rockwell nie mógł jednak przewidzieć, że bladolicy hazardzista trzyma w rękach niepokonany układ kart. White wolną ręką po kolei zaczął przesuwać swoje żetony kredytowy ku puli. Było to niezbędne aby kontynuować i rozstrzygnąć ten morderczy pojedynek. Kiedy w puli znalazły się wszystkie dotąd zgromadzone przezeń kosztowności (a było ich naprawdę dużo!) Ben kiwnął głową ku arbitrowi. Nadszedł czas rozstrzygnięcia. Rockwell będący prawdziwym profesjonalistą nie porzucił przedwcześnie maski nie okazywania żadnych uczuć. Przed dobrą minutę wpatrywał się w bladolicego przeciwnika po czym zaprezentował swój układ kart. Idealne dodatnie dwadzieścia trzy punkty, innymi słowy czysty sabacc. Głośne ‘ochy’ i ‘achy’ wyrwały się pozostałym trzem dżentelmenom, którzy pomimo dumy już jakiś czas temu zrezygnowali z dalszej gry na rzecz obserwowania tegoż pasjonującego pojedynku woli, umiejętności i szczęścia. I choćby nie wiadomo jak Ben się starał, pomimo całego doświadczenia jakim dysponował zabrakło mu już w tej chwili samoopanowania. Z twarzy odpłynęła krew, bladolicy hazardzista zrobił się teraz naprawdę blady, jak trup. Rockwell biorąc to prawdopodobnie za znak swojego zwycięstwa pozwolił sobie wreszcie na szeroki uśmiech… który zastygł na jego twarzy w ułamku sekundy. Ben korzystając z momentu wyłożył swoje karty-płytki na blat.
- Idiot's Array… – powiedział krótko i spojrzał w oczy osobie, której odebrał właśnie ćwierć przedsiębiorstwa oraz kredyty i kosztowności. Chociaż prezentowana przezeń podczas gry bezosobowa maska profesjonalisty była idealna, to teraz twarz mężczyzny totalnie nie prezentował żadnego wyrazu. I chociaż minutę wcześniej, pomimo swej godności pozostali mężczyźni pozwolili sobie na okazanie swojego zaskoczenia i podziwu w mało elegancki jak na ludzi ich poziomu sposób, to teraz porzucając resztki godności powstawali z miejsc i wszyscy jak jedne mąż wydali z siebie okrzyki niedowierzania. Nie dowierzał też sam White, który po dwunastu godzinach nieustającego napięcia odchylił się wreszcie wygodnie w swoim fotelu. Przymknął oczy i ukrył twarz w dłoniach. Wygrał, po raz kolejny wygrał. Ale tym razem wygrana przewyższyła wszystkie poprzednie jego zwycięstwa razem wzięte. Po minucie cichej radości White otworzył oczy i dostrzegł uśmiechniętego mężczyznę z wyciągniętą doń dłonią:
- Jeśli jest pan równie wytrawnym przedsiębiorcą co graczem panie White, absolutnie nie żałuję przegranej z panem…
Ben uśmiechnął się w odpowiedzi i uścisnął energicznie dłoń Rockwella seniora.

[27 ABY Coruscant]

Na tarasie luksusowego penthousu na planecie-mieście, stolicy Republiki Coruscant, stał gustownie ubrany mężczyzna. Z rękami splecionymi za plecami obserwował obłędny taniec tysięcy statków powietrznych przecinających ze świstem i gwizdem powietrze. Jak okiem sięgnąć życie na planecie toczyło się swoim rytmem. Lekki uśmiech nie schodził z ust hazardzisty. Bo chociaż wielkie zwycięstwo jakie odniósł przed rokiem na Korelii teoretycznie mogło zakończyć jego karierę hazardzisty, to White po prostu to lubił. Nie miał już co prawda dla sabacca tyle czasu co kiedyś – zostanie akcjonariuszem Rockwell Space Transport wiązało się z pewnymi obowiązkami – to i tak mężczyzna potrafił wygospodarować dosyć czasu dla swojej pasji. I właśnie w tym celu przybył na potrójne zero. Już za kilka dni miał być rozegrany duży turniej i udział miał w nim wziąć sam Lando Calrissian! Takiego wydarzenia Ben nie mógł opuścić. Pojedynek z legendarnym śniadolicym hazardzistą, bohaterem Republiki był od dawna celem White’a.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenie zaczęło dziać się coś złego. Z salonu, z wysokiej jakości systemu holonetu dobiegły mężczyznę niepokojące głosy. Zmarszczywszy lekko czoło hazardzista zszedł z tarasu i stanął jak wryty nawet nie próbując ukryć zdumienia.
Imperium? Imperium atakuje stolicę Nowej Republiki? White stał tak osłupiały wpatrując się w relacjonującą na żywo całą sytuację spikerkę.
-… flota Obronna Nowej Republiki związała walką nadciągającą formację Imperium… – dało się usłyszeć zanim resztę słów zagłuszyła eksplozja z zewnątrz. White okręcił się automatycznie na pięcie i dobył blaster. Nie wiedział czy w zaistniałej sytuacji do czegoś może się on w ogóle przydać nie mniej zimna stal rękojeści uspokajała. Mężczyzna wychynął ponownie z salonu i spojrzał w górę, ku niebu. I rzeczywiście, chociaż kilka chwil wcześniej nie zwrócił uwagi to teraz wyraźnie widać było odległe błyski, które świadczyły dobitnie o powoli nabierającej impetu bitwie kosmicznej. Cóż, w takiej sytuacji pojedynek z Calrissianem muszę chyba przełożyć na inny termin…. przemknęło przez myśl hazardziście. Schował ponownie broń i ruszył pewnym krokiem ku prywatnemu lądowisku na którym pozostawił swój jacht, „Idiot's Array”. Uwolniwszy dłoń od broni wstukał kilka komend na nadgarstkowym module. Urządzenie przekazało polecenia dalej, do komputera pokładowego jego jednostki. Nim Ben pokonał drogę ku lądowisku minęło dobre dziesięć minut. Wystarczyło to jednak aby jego Luxury 5000 był już praktycznie gotowy do startu. Bladolicy hazardzista wbiegł po rampie, po czym zamknął ją i pognał do kokpitu. Wiedział, że przedłużająca się jego obecność na Coruscant skutkowała powolnym zmniejszaniem się szans na ucieczkę. Kilka chwil później Ben wpadł do kokpitu i usiadł w swoim ponad wszelkie miary wygodny fotel pilota. Błyskawicznie dokończył procedury przedstartowe i uruchomił bojowy komputer jachtu. Autoblastery wysunęły się automatycznie, tarcze zostały aktywowane, działa laserowe zostały naładowane i zablokowane. Silniki po kolei obudziły się do życia. Najpierw delikatnie za pomocą repulsorów „Idiots Array” uniósł się nad płytę lądowiska, potem przy pomocy silników manewrowych sześćdziesięciopięciometrowa jednostka produkcji stoczni Sullustian wykonała zgrabny obrót i już jej pilot miał otworzyć przepustnicę by rozpocząć wznoszenie gdy… Nieznane dotąd uczucie potrząsnęło hazardzistą i to tak jak nic nigdy dotąd. Chociaż był sam w kokpicie poczuł się tak jakby nagle, bez żadnego ostrzeżenia zewsząd dobiegł go paniczny krzyk bezgranicznego strachu i bólu. Zdezorientowany White rozejrzał się szybko dla upewnienia, że jest sam. Po kilku chwilach niepewności doszedł jednak do wniosku, że krzyk ten usłyszał… w swojej głowie! Już sam fakt dojścia do takich wniosków wstrząsnął dogłębnie hazardzistą. Co więcej, dziwne uczucie będące następstwem zdarzenia sprzed kilku chwil zaczęło się pogłębiać. Chociaż rozsądek nakazywał ruszenie świecą ku przestworzom, ku wolności dziwne przeczucie pojawiające się tak często podczas sabacca, podpowiadało mu teraz coś innego. Sam do końca nie wiedząc dlaczego, Benjamin White ruszył w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie zakładał.

_______________________________________________________
Karny Kucyk napisał(a): Karta długa, ale dobrze się ją czyta (brakuje multum przecinków i przykładem Piwa powinieneś wrzucić je na koniec karty ;)

As you wish:
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

:mrgreen:
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez Jack Welles » 8 Lut 2013, o 01:56

Ochy i achy i plecy! Karta długa, ale dobrze się ją czyta (brakuje multum przecinków i przykładem Piwa powinieneś wrzucić je na koniec karty ;), poza tym dwa razy w karcie użyłeś sformułowania "co to to nie" - się jakoś mi rzuciło w oczy :P ). Mamy tu obrzydliwie bogatego hazardzistę (rzuca sobie milionami grając w sabacca), który pod koniec karty okazuje się być wrażliwy na Moc ( w sumie w międzyczasie można się tego domyślać na podstawie jego przeczuć w trakcie gry). W sumie pomysł spoko, tylko apelowałbym do Zielonych by jakoś narzucili budżet, którym ta postać będzie mogła dysponować (proponuję zniszczyć Rockwell Space Transport w trakcie działań wojennych :twisted: ). Tak czy inaczej masz mojego Taka.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez Oto'reekh » 8 Lut 2013, o 03:16

Mnie się podoba, jest kilka drobniutkich literówek i to wszystko co mogę powiedzieć. Więc jestem jak najbardziej na tak.
Kopiuj do bazy danych, chyba, że chcesz jeszcze poczekać na inne opinie.
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez Fenn Mereel » 8 Lut 2013, o 13:47

Przyjemny w czytaniu styl, brak jakichś rażących błędów, nienachalne Moczerstwo. Masz moje TAK, leć odbudowywać Zakon! :)
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez Alice » 8 Lut 2013, o 13:49

Literówki, przecinki, kto by tym sobie zawracał głowę skoro mamy tak śliczną kartę przed sobą. Usposobienie widzę poprawiłeś, I like it :D Powiem również tutaj - historia naprawdę super, bardzo podoba mi się odwzorowanie samej profesji hazardzisty, osoby grającej w sabacca. Terminy, zagrania, samo opisanie tego - majstersztyk dla mnie. ;)

A więc coby nie przedłużać - tak, tak, tak! :D

Jej, sorka że piszczę jak nastolatka widząca Beibera, ale na takie KP i graczy je piszące po prostu mi się serce raduje :D
Image
Awatar użytkownika
Alice
Gracz
 
Posty: 387
Rejestracja: 27 Lut 2012, o 14:43

Re: Benjamin White [Postać poboczna Ryana]

Postprzez BE3R » 8 Lut 2013, o 18:32

Że też chciało Ci się tyle pisać do Suicide runa.

Tak jak mówiłem wcześniej karta ma TAK, rzadko się trafia okazja do zabicia setki jedi :twisted:
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów


Wróć do Zaakceptowane KP

cron