Niektóre elfy jednak zdołały przewidzieć cały bieg historii i z jakichś przyczyn nikt z długowiecznych nie dokonał ingerencji...
***
Hroog i Broog puścili właśnie ostatniego wieśniaka ze swoich żelaznych uścisków, kiedy to przywódca krasnoludzkiej bandy Zinko sprzedał mu solidnego kopniaka w tyłek. Obwieś poleciał na twarz ryjąc zębami trawę, po czym szybko zebrał dupę w troki i biegł ile sił z dala od całego zamieszania. Gdy tylko udało mu się zwiększyć odległość odgrażał się na pożegnanie
- karłowate kmioty! Jeszcze pozdychacie! Wiedźme ratujecie!
- trza było mu dupe czerwonym żelazem przypiec - skomentował Hroog - to by nie pyskował a dupsko pilnował jak siada do następnej wiosny.
- hołote to i smażyć ogniem to nie pomoże. Człeczyny ich ustawiają od lat i widać ni da rydy - Zinko puścił oczko do młodej zielarki, jak i swojego przyjaciela Garda. Przywódca krasnoludów nosił rudą bujną brodę, którą aż się prosiło o okiełznanie. Na głowie świeciła mu dominująca łysina, a surowe rysy kwadratowej twarzy zdobiły już pierwsze zmarszczki. Kark i plecy miał jak u byka. Niektórzy by powiedzieli, że nie potrzebuje zbroi, a same jego ciało wytrzyma więcej niż metalowe płyty. Mimo niskiego, acz groźnego oblicza uśmiechał się przyjacielsko do ocalonej i czarodzieja. Nawet fakt braku kilku zębów nie oszpecał czystej serdeczności towarzysza.
- hah, widzę panienkę uratowali, to tera chłop musi się zaopiekować, co? - krasnoludzka kompania zagrzmiała rechotem na komentarz odnośnie zakończenia akcji. Było już późno, a wieśniacy chcieli spalić na stosie dziewczynę. Zdołali ją pochwycić i przywiązać do pala. Gdyby nie Gard Kordan i krasnoludy los Yrsy skończyłby się okrutnie. Dziewczyna nadal była przywiązana, a krasnoludy najwidoczniej pozostawiły to zadanie człowiekowi do wykonania, żartując ku sobie raz po raz.
Słońce zachodziło, a leśna droga zaczęła zalewać się z wolna mrokiem. Na skutek nieplanowanej przygody ich podróż opóźniła się i byli zmuszeni szukać jakiegoś przystanku wcześniej.
- do miasta cholibka daleko, a i opatrzyć chopaków dwóch musim - odezwał się najniższy z kompani Pioki. Był to dość wrażliwy osobnik jak na krasnoluda. Przejmował się cierpieniem innych i zwykle dążył do zgody. Zinko widział w nim duży potencjał, jako że potrafił nawet z Murisem się dogadać. Do tego świetnie strzelał z kuszy.
- taaa. Bitka może łatwa była, ale wsiury zacięte były. Czterech musiało paść trupem nim to się rozbiegły tchórze. Bitka jak bitka, napić się trzeba - skomentował najgrubszy ze wszystkich Nolg, a większość kompani zawtórowała radośnie. Widać było nie tyle był idolem, ale dbał również o dietę. Jak tylko zgiełk walki ucichł zakąsił sobie kawałek kiełbasy, którą trzymał w lewej ręce. Prawą opierał się o swoją ciężką tarczę. Znany był ze swojej brawury i uwielbienia alkoholu oraz jedzenia. Awanturnik jakich mało. Brakowało mu jednak intelektu, by pozostać liderem grupy.
- w okolicy jest dwór szlachcica. Ino cofnąć się musimy przed las. W tej okolicy Temerii żył sobie taki starzec, powinien jeszcze dychać. Znamy się dobrze, ugości nas. Staruszek zwał się Rotmark Velmurg, pan domu i prawdopodobnie tych tutaj skromnych ziem. Jego najmłodszy syn pewnie zarządza bogactwem. Pamiętam jak młodzik był jeszcze małym szczylem. Godzina drogi myślę z tych okolic do niego - odezwał się stary Muris. Ze wszystkich krasnoludów, ten wydawał się być najbardziej ponury, zgorzkniały i nietowarzyski. Rzadko się udzielał, chyba, że miał to być cyniczny komentarz, albo obelga. Jako jedyny z nieludzkich towarzyszy Garda, ten nie był człowiekowi przyjacielem w słowie i czynach. Prawdopodobnie po prosu nie lubił ludzi, choć wspomnienie o znajomym człowieku wzbudziło ciekawość u Zinko. Hroog i Broog byli jego kuzynami. Pijani opowiedzieli któregoś razu Gardowi historię o nim, jak to wytruł pół armii elfów podstępem. Brzmiała ona dość nieprawdopodobnie, ale Zinko zganił ich konkretnie, żeby nie mówili takich rzeczy nikomu.
- Toż to stary pierdzielu nie chwalił się! Gadaj no, lubicie się bardzo?
- Co ja będę mówił... Stare dzieje. Ruszamy się tam, czy czekamy, aż chłopinka zaliczy? - prychnął na zakończenie Muris. Jak dla niego mogli tę dziewkę spalić. Niektórzy z krasnoludów się zaśmiali, Ci mniej pojętni. Ci nieco bardziej milczeli, widzieli jad w oczach Murisa i słyszeli niechęć w tonie głosu.
- Nie gadaj tak. Piwa Ci trzeba. Ten Twój druh gościnny?
- Wszystkich nas do siebie nie weźmie... ale udzieli miejsca w magazynie, a część ugości. Nakarmi i pogada. Choć dawno u niego nie byłem...