- Sir, co z dowódcą? - zapytał jeden z żołnierzy, patrząc ku padawanowi.
- Róbcie to co uważacie za słuszne. Chyba najlepiej będzie jak przeniesiecie go do senatora, tam pewnie jest jakiś medyk. - odparł bez emocji młody Jedi - Teraz najważniejszym zadaniem jakie mamy przed sobą to odparcie separatystów.
- Co proponujesz? Od wschodu w naszym kierunku ruszyły spore siły droidów. Będzie jakieś 2000 B1 i około 400, a może i 500 B2. - rzekła Kass Tod - Od północnego zachodu niebezpiecznie blisko podeszły droideki. Nieco lepiej jest na północy, bo tam póki co naszą obronę stanowią bagna.
- Hmm, o ile zwykłe blaszaki możemy odeprzeć tym co mamy, o tyle rzucanie resztek klonów na droidy bojowe to desperacja. - odparł mężczyzna, machinalnie przecierając czoło, choć gest ten był nieco pozbawiony sensu - Weźmiesz 35 klonów i 6 komandosów i powstrzymacie atak od wschodu.
- Ale... Co z tobą... - próbowała protestować Zabrakanka.
- Nie ma czasu na dyskusję, każda sekunda daje przewagę Separatystom. Powstrzymam droideki, wezmę ze sobą 2 komandosów, by mnie osłaniali i 2 zwykłych klonów. Pozostałych siedmiu żołnierzy obstawi pozycję senatora. - odparł twardo Mak, choć wiedział, że być może po raz ostatni widzi swoją towarzyszkę - Spokojnie, jeszcze dwie baterie przeciwpiechotne są sprawne, pomogą mi rozprawić się z tym złomem.
- Mak... Kocham cię. - rzekła słabo Kass, zbliżając się do padawana.
- Wiem. - odparł krótko Lotar, łącząc się w pocałunku z Tod. Chwila uniesienia trwała krótko, armia wroga zbliżała się. Padawan tak jak zaplanował wezwał do siebie dwóch ARC i dwóch zwykłych żołnierzy i ruszyli na przedpole. Już po kilkunastu metrach, widział jak w oddali zbliża się do nich armia droidek. Było ich aż pięćdziesiąt i żadna czołowa konfrontacja nie mogła przynieść siłom Jedi powodzenia. Młody członek Zakonu wydał dyspozycję współtowarzyszącym żołnierzom, by dobrali dogodne pozycje i osłaniali go. Sam jeszcze raz rzucił okiem na pole bitwy i zdał sobie sprawę, że atak droidów niszczycieli ma jeden słaby punkt. Z obu stron otaczały ich bagna, więc musiały iść w miarę zwartą grupą.
- Sir, co planujesz? - spytał przez komlink jeden z komandosów.
- Zobaczycie. Wydajcie rozkaz bateriom, by zaraz po moim działaniu rozpoczęły ostrzał na pozostałe jednostki nieprzyjaciela. - odparł Mak, słysząc jedynie potwierdzenie ze strony rozmówcy. Przez kilka sekund patrzył jeszcze na okolicę, by zamknąć oczy i skupić się na otaczającej go rzeczywistości. Mimo, iż był dopiero padawanem, posiadł niezwykły dar do ujarzmiania sił natury, szczególnie tej związanej z ziemią. Lotar wyrównał oddech, który teraz był głęboki i spokojny. Nic już się nie liczyło, była tylko wszechobecna Moc. O dziwo, zakazane przez Zakon Jedi uczucie do Kass Tod, jakby dodawało mu siły. Jego zmysły zaczęły odczuwać każdą kropelkę, kwaśnego deszczu oraz nieprzyjemne podmuchy wiatru.
Mężczyzna osiągnął nietypowy stan zespolenia z jabiimską glebą, sięgając kilkadziesiąt metrów poniżej poziomu, gdzie stał. Droidek niebezpiecznie się zbliżały, a grozę zwiększyły wyładowania, bijące nieopodal miejsca, gdzie stał Mak. Osłaniające go klony, oddały pierwsze salwy, gdy przestrzeń przed nimi delikatnie zakołysała się. Było to jedynie preludium, gdyż po sekundzie doszedł do nich potworny huk, a ziemia na dobre zatrzęsła się, otwierając na pozycjach droideków jamy, sięgające kilkudziesięciu metrów. Lotar nie wiedział ile tak stał, jednak plan choć w połowie musiał być sukcesem. Oczywiście droidy niszczyciele mogły pierzchnąć na boki, jednak wtedy ugrzęzłyby na bagnach, stanowiąc łatwy cel dla baterii przeciwpiechotnych i pozostałej czwórki klonów. Przez kolejnych kilka sekund ziemia trzęsła się, a wibracje dosięgały najprawdopodobniej pozycji, gdzie przebywał sam generał Kenobi. Po chwili, która mogła trwać zarówno kilka sekund, jak i kilka minut, Mak Lotar runął na ziemie, a czoło jego zroszone było nie tylko ulewnym deszczem, ale także potem. Przekrwione oczy i chwilowy zanik świadomości stanowiły o wielkim wysiłku jaki podjął ten młody Jedi. Padawan uniósł się na ramionach, uchylając powieki, by dojrzeć efekt swojej decyzji...
***
W momencie, gdy Mak Lotar podjął ryzyko, wykorzystując swoje niezwykłe umiejętności. Kass Tod wraz z przydzielonymi jej klonami, rozpoczęła obronę wschodniego odcinka. Choć przyszło jej zmierzyć się, ze zdecydowaną większą ilością jednostek wroga, to naprzeciw niej stanęły droidy B1 i B2, których siła rażenia była zdecydowanie mniejsza od droideków. Gdy tylko rywale znaleźli się w zasięgu ostrzału, Zabrakanka wydała rozkaz.
- Ognia! Nie pozwólmy by kupa blachy, okazała się lepsza od nas! - krzyknęła wojowniczo, oddając strzały w kierunku przeciwnika. Uznała, że ruszył do bezpośredniego boju, w momencie gdy roboty będą jeszcze bliżej linii obronnych. W momencie gdy pierwsze wymiany, obie strony miały za sobą, ziemia zatrzęsła się, a jabiimska natura, jakby jeszcze bardziej postanowiła dać się we znaki zarówno siłom Republiki jak i Separatystom. Kobieta musiała użyć Mocy, by ustać równo na nogach, gdzieś w głębi duszy wiedziała, że ma to związek z Lotarem, jednak ona musiała skupić się na swoim zadaniu.
- Nie przestawajcie strzelać! Generał Kenobi jest już blisko! - zachęcała do walki klonów, licząc na celne strzały klonów i komandosów. Gdyby udało im się odeprzeć tą nawałnicę, widmo porażki na pewno byłoby mniejsze, tym bardziej, iż środkiem pola bitwy, niedługo miał zapanować Mistrz Obi-Wan.
: