Content

Questy Retrospekcyjne

[Holokron] Arkana M-A

Image

[Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 23 Kwi 2016, o 15:00

Strażnik Holokronu


Nie mam dość wiedzy ani umiejętności, by stworzyć holokron z prawdziwego zdarzenia. Ten właśnie powstający bazuje na naukach, które przekazali mi Jensaarai. Wiedzą o wiele więcej, niż mówią, a milczą częściej, niż bym tego pragnął. Unikają mojego wzroku i moich pytań. Mimo wszystko jestem im wdzięczny, ponieważ zaopiekowali się mną, kiedy reszta Galaktyki stała się obojętna na los Jedi.
Od Jensaarai również dowiedziałem się, że to nie Zakon Jedi wymyślił holokrony, ale zaadaptował je od antycznych Sithów. Pierwsze holokrony służyły najpierw jako zapisy dokonań, hołdy, spisy dóbr, a później jako osobiste dzienniki mrocznych lordów. Sensu więc nabiera ich piramidalny kształt. Czerwonoskórzy Sithowie budowali grobowce w kształcie piramid. Być może były miniaturowymi grobowcami? Skarbcem tego, co niematerialne? Z czasem holokrony Sithów zaczęły służyć przechowywaniu wiedzy tajemnej, a kiedy potomkowie wygnanych Jedi i Sithów zetknęli się w wielkiej wojnie ze Starą Republiką, holokrony trafiły do Zakonu.
Tak. Holokrony wymyślili Sithowie. Nigdzie indziej nie spotkałem się z tą informacją. Przypuszczam, że zakon nie jest... nie był z niej dumny.
Można więc powiedzieć, że wracam do korzeni. Mam tylko nadzieję, że technologia tak użyta nie wpłynie w żaden sposób na zapis... ani na mnie samego.
Według instrukcji mam obowiązek wybrać strażnika holokronu. Kogoś, kto będzie chronił tajemne nauki przed niepożądanymi, a jednocześnie zgodzi się zostać przewodnikiem dla tych, którzy wiedzy pragną i na nią zasługują. Obyczaj mówi, że strażnikiem zostawali zwykle twórcy holokronu lub też ci, którzy z czasem go otrzymali w spadku.
Z konieczności u mnie będzie to wyglądać inaczej.
Strażnikiem Przeszłości mianuję Durona Qel-Dromę, bowiem czuję z nim wyjątkową więź. Podobnie jak i ja, musiał oczyścić się z winy niezawinionej, wyjść z cienia błędów popełnionych przez bliskich. Duron zasługuje na pamięć. Pomagać mu w tym zadaniu będą archiwa zgromadzone przez Henrietyę Antilles, najlepszą ksenoarcheolog Nowej Republiki zwaną przez niektórych Corellią. Corellia nie była Jedi, lecz idea jej przyświecająca zbiegała się z tym, nad czym pracowały kolejne generacje obrońców pokoju. I choć tych dwoje dzielą tysiące lat historii, dopełniają się i w moim holokronie stworzą doskonałą parę na straży tego, co było, co umarło, co zapomniane. Uczona oraz wojownik.
Strażnikiem Teraźniejszości zostaje Jon Antilles, bowiem wie on, co należy przemilczeć i jest człowiekiem czynu. A w czasach, które nastały, to czyny i milczenie są tym, czego potrzebujemy. Potrzebujemy człowieka-symbolu.
Idę tam, gdzie jestem potrzebny!
W tym jednym okrzyku zawarte jest powołanie Jedi, wszystkie kodeksy, nakazy i zakazy. Nie potrzebujemy nazwiska, imienia ani hołdu. Nie definiuje nas świetlny miecz, tytuł rycerski, nawet Moc. Jedi jest tym, co robi. Nasze zadanie to pomagać innym. Zbyt wiele czasu i uwagi poświęcaliśmy budowaniu Zakonu, szkoleniu, samodoskonaleniu, dywagacjom filozoficznym, wojnom. Za mało spojrzeń kierowaliśmy na mieszkańców Galaktyki. I to dlatego się od nas odwrócili. Jon Antilles będzie strzegł milczeniem tego, co o Jedi wiedziała Tionne Solusar, jedyna mistrzyni Nowego Zakonu Jedi, która zrozumiała potrzebę zgromadzenia oraz poukładania wydarzeń z przeszłości, by wykorzystać ją dla przyszłości.
Holokron ten jest prawdopodobnie pierwszym i jedynym, który powstał od czasu Drugiego Pogromu Jedi. Tradycja musi trwać. Dlatego Strażnikiem Przyszłości zostanę ja, Arkana M-A. Ja sam, ponieważ nie mam nikogo, kto zechciałby mi w tym pomóc.
Zbiorę wiedzę o tym, co minęło.
Pomogę przetrwać Jedi w najczarniejszej godzinie, która właśnie nastała.
Zrobię, co będzie konieczne, aby Zakon trwał kolejne tysiąclecia.
W ten sposób odkupię grzech ojca.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 23 Kwi 2016, o 16:13

Nowy Zakon Jedi - błędy mistrzów


Dwadzieścia siedem lat po zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci Zakon Jedi znajduje się w sytuacji bez precedensu.
Galaktyka jest podzielona między raczkującą Nową Republikę a agresywne Imperium Galaktyczne, a sam zakon rozdarty między zobowiązania wobec władz oraz fundamentalną ideę- strzeżenie pokoju. To rozdarcie doprowadzi do jego kolejnego upadku.
Ale nie uprzedzajmy faktów.
Czternaście lat po bitwie o Yavin główna siedziba zakonu zostaje przeniesiona do galaktycznej stolicy, a Luke Skywalker mianuje się Wielkim Mistrzem. Nie mnie oceniać, czy miał do tego prawo i kompetencje. Faktem jest, że to jemu zawdzięczamy przetrwanie kodeksu Jedi po Wielkim Pogromie i odbudowę misji obrońców pokoju.
W tym czasie Zakon Jedi zdążył odbudować swoje struktury, a liczba Rycerzy przerosła najśmielsze oczekiwania Luke'a Skywalkera. Być może właśnie zbyt szybki wzrost Zakonu spowodował jego degenerację. Kandydaci nie byli szkoleni od dziecka, a program nauczania stanowiły strzępki tego, co Skywalker, a następnie jego wychowankowie, znaleźli w archiwach. Wiedza gromadzona przez tysiąc lat została nagle skondensowana i zaabsorbowana bez zrozumienia jej źródeł. Bez znajomości korzeni nie można mówić o złotej teraźniejszości, a już na pewno o postępowej przyszłości.
Jedi ledwie powstali z upadku, a nim zdążyli złapać oddech, stanęli przed nowym wyzwaniem. Któremu niestety nie podołali.
Jedi Luke'a Skywalkera rozumieli swoją misję, z pewnością w większości mieli także powołanie, lecz spaczeni sytuacją astropolityczną nie mogli w pełni oddać się istocie egzystencji strażników pokoju. Cennymi stały się te nauki, które miały zastosowanie praktyczne. Trudną sztukę władania Mocą sprowadzano do poziomu technik, a Formy władania świetlnym mieczem stały się nagle jedynie sekwencjami ruchów do wyuczenia zamiast obranej ścieżki filozoficznej, której należy się całkowicie oddać. Liczba praktykujących zakazaną Formę Siódmą mówi sama za siebie.
Awans na Rycerza utracił elitarność, był niejako naturalną koleją rzeczy w systemie edukacji Jedi, uzależniony od stażu i w mniejszym stopniu umiejętności. Skywalker przyjmował w swe szeregi każdego chętnego, kto wykazał choć podstawowe zdolności. Byli wśród nich wygnańcy ze starego zakonu, byli włóczędzy i niedoszkoleni padawani, którzy przetrwali rozkaz sześćdziesiąty szósty.
Ranga Mistrza zaś wydaje mi się upolityczniona. Zostawali nimi albo bohaterowie wojny z Imperium, albo ci, którzy różnymi drogami zdobyli uznanie, nie zaś osoby, który poświęciły się rozumieniu Mocy. Wielu Rycerzy ze Starego Zakonu nie otrzymało tytułu Mistrza mimo dekad szkolenia i nauczania. W Nowym Zakonie Jedi wymogi zostały absurdalnie obniżone.
Jakby tego było mało, nie można zaprzeczyć zarzutom wobec Skywalkera o nepotyzm. Jego siostra była przez pewien czas głową pangalaktycznego rządu. Jego siostrzeńcy zostali przyjęci na szkolenie niejako dynastycznie. Jego żona została mianowana mistrzem mimo mrocznej przeszłości. Zaś jego ojciec, Darth Vader, był tym, który własnoręcznie zabił więcej Rycerzy Jedi niż ktokolwiek w historii.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko zmierzało do katastrofy.
Cztery lata później Jedi praktycznie bez refleksji dołączyli do walk z Imperium. Mistrzowie tacy jak Kyp Durron czy mój własny ojciec chętnie wyciągnęli miecze i bez zadawania (zbędnych w ich mniemaniu) pytań ruszyli na wojnę. Luke Skywalker z pewnością czuł się dłużnikiem wobec Nowej Republiki, wobec dawnych przyjaciół z Rebelii, skoro nie zabronił Jedi brania udziały w walce. To tylko dowodzi, że żaden organ, żadna władza, żaden ustrój nie może być zwierzchni wobec Rycerzy z Zakonu. Jedi muszą być niezależni.
Nowy Zakon Jedi nie był Zakonem strażników pokoju. Wręcz przeciwnie. Powstał na kanwie wojennej. Sam Luke Skywalker był raczej żołnierzem niż nauczycielem, bohaterem Rebelii. Nowy Zakon Jedi to zakon buntowników, farmerów, gwiezdnych awanturników, dzikich pilotów kochających adrenalinę. Najpierw jednoczyła go myśl o przywróceniu demokracji, a kiedy ten cel osiągnięto, zamiast poszukać dróg do stabilizacji, szukano nowego wroga. Łatwiej jest walczyć z żywą osobą, niż z niesprawiedliwością jako taką. Efekt rebeliantów odbił się także i wśród Jedi. Powstanie Nowej Republiki było kosmicznym kompromisem pomiędzy rządami wielu planet. Zakon Jedi również te kompromisy przyjął.
Nie chcę wypowiadać się źle o tych, którym zawdzięczamy odbudowę zakonu, szanuję ich i jestem wdzięczny, lecz nie mogę przeczyć faktom.
Któż objął przewodnictwo w Radzie Jedi?
- Mara Jade, dawna imperialna zabójczyni i żona Luke'a Skywalkera.
- Kyle Katarn, niepokorny najemnik o egoistycznych pobudkach.
- Corran Horn, oficer koreliańskiego wywiadu.
- Sara Terago praktykująca zakazane sztuki.
- Jason Manten, który potrafił przemawiać jedynie za pomocą miecza.
Oni mieli poprowadzić galaktykę ku światłu? Sami byli przecież źródłem mroku. Agentami o podwójnej naturze. Gdyby stanęli przed Radą Jedi Starego Zakonu, prawdopodobnie zostaliby skazani na banicję. A w czasach, o których mowach, nazywano ich przecież bohaterami.
Jedi utracili kontrolę nad sprawami Zakonu. Świątynia przestała być miejscem wychowania, nauki i medytacji. W oczach Nowej Republiki byliśmy żołnierzami zobowiązanymi do walki z Sithami. Próbuję znaleźć analogiczną sytuację w historii Starej Republiki i widzę ją w Wojnach Klonów - podówczas jednak Jedi przyjęli na siebie obowiązek dowodzenia gotową armią, odegrali rolę oficerów. Wynikało to z innych pobudek, innych zobowiązań. W wojnie Nowej Republiki z Imperium rola ta nie jest równie precyzyjna. Widziano w nas pilotów, szermierzy, komandosów. Wciągnięto w wojnę, która nie była naszą. Nie słuchano, ale rozkazywano. Nie darzono szacunkiem, ale oczekiwano pomocy.
Obraz układa się w klarowniejszy, kiedy połączymy go z następującym faktem: Imperium nie wymierzyło swej wojny przeciw Zakonowi. Imperium walczyło z Nową Republiką, a ponieważ potrzebowało przeciwwagi dla Rycerzy Jedi, nawiązało sojusz z kultystami Ciemnej Strony. Utożsamienie Nowej Republiki z Nowym Zakonem Jedi to, przykro stwierdzić, niestety wina Luke'a Skywalkera.
Tak oto Zakon Jedi stał się narzędziem w rękach Nowej Republiki, jak i Sithowie byli zaledwie wygodną bronią z perspektywy Imperium.
Imperium wykorzystało wszystkie te przewinienia. Dlatego odniosło sukces. Pozbyło się Jedi, pozbyło się Sithów.
Brak poszanowania i zrozumienia tradycji Jedi, zbyt mocne związanie z władzami Nowej Republiki, małżeństwa wewnątrz zakonu, szkolenie w zbyt późnym wieku i zbyt łagodna selekcja, wzięcie udziału w wojnie - to największe z błędów popełnionych przez Nowy Zakon Jedi.
Jeśli obrońcy pokoju mają pełnić swoją misję w przyszłości, muszą ich uniknąć.
Aby przywrócić światło, musimy zacząć walkę z ciemnością... od siebie.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 26 Kwi 2016, o 23:06

Zapomniana podpora Zakonu Rycerzy Jedi


Nie każdy rodzi się Rycerzem. Nie każdemu, kto został wybrany przez Moc, pisane są walka i piedestały wielkiej galaktyki. Nie każdy może być dyplomatą, wojownikiem i filozofem. Lecz każdy może wypełniać misję Jedi na swój sposób. Dawny Zakon to rozumiał.
O Korpusie Służb Jedi dowiedziałem się przez przypadek. A kiedy raz o nim usłyszałem, wypełnił lukę w moim wyobrażeniu o tym, jak w Starej Republice mógł funkcjonować w rzeczywistości Święty Zakon Rycerzy Jedi. Święty Zakon... to dziwne, że do tej pory nie zwracałem uwagi na tę nazwę. Zakon Jedi przecież istotnie... był zakonem. W pełnym tego słowa rozumieniu. Wymagał wielkich przedsięwzięć finansowych, organizacyjnych. Machina Zakonu była bardziej skomplikowana, niż ktokolwiek zdaje sobie z tego sprawę.
Korpus Służb Jedi realizował ideę (tę którą dziś utożsamiamy z Jedi) obrońców pokoju nawet lepiej, niż sami Rycerze, choć robił to w mniej spektakularny, medialny i efektowny sposób. Złożony był z czterech ciał, a każde rozmiarami niemal dorównywało Zakonowi Rycerzy. Nie wiem, jaka była dokładna liczba Jedi przed Wielkim Pogromem. Podobno przed Wojnami Klonów galaktykę przemierzały tysiące, dziesiątki tysięcy Rycerzy. Jeśli to prawda, liczba Jedi w Korpusie Służebnym niebędących Rycerzami musiała wynosić setki tysięcy władców Mocy i drugie tyle osób spoza Świątyni. Innymi słowy, cztery piąte Jedi nie było Rycerzami, ale rolnikami, odkrywcami, nauczycielami i lekarzami. Dostrzegam zabawne sprzężenie zwrotne. To z tych grup społecznych, z tych zawodów rekrutowano po upadku Imperium Palpatine'a bezwzględną większość Rycerzy do Nowego Zakonu. Dawni odrzuceni zostali zaakceptowani w szeregach elitarnych Rycerzy z otwartymi ramionami, kiedy tylko powstała Nowa Republika. Ukazuje to w jakimś stopniu, w jak trudnych czasach przyszło funkcjonować naszym nowym mistrzom.
Co najdziwniejsze, Nowy Zakon Jedi nie odbudował Korpusu Służebnego. Nie widziano ku temu powodów, nie posiadano środków, zbagatelizowano jego rolę. Wszyscy zostali Rycerzami, rzekomo o poszerzonych horyzontach. Wszyscy mieli zajmować się rolnictwem, edukacją oraz pozostałymi obowiązkami dawnego korpusu, być elastycznymi i utalentowanymi we wszystkich dziedzinach. Jedi Nowego Zakonu miał dawać wykłady między ćwiczeniem świetlnego miecza a misją dyplomatyczną z udziałem władców planet, zaś w wolnej chwili zajmować się rolnictwem?
Ignorancja Luke'a Skywalkera mnie przeraża.
Aby ją dostrzec, musimy się cofnąć w historii Zakonu o całe tysiąclecie...

Armia Światła - Lordowie Jedi i służebnicy


Około tysiąca lat temu rozwiązaniu uległa Armia Światła - chyba największa w historii Jedi organizacja militarna, którą utworzono za wiedzą i pozwoleniem Najwyższej Rady. W czasach tych Zakon był zdecydowanie bardziej bojowy, niż kiedykolwiek później czy wcześniej, nawet w okresie Wojen Klonów. I bardziej arogancki.
Armię Światła stanowili nie tylko mistrzowie zakonu, nazywani wtedy jak w lustrzanej tradycji Sithów - Lordami Światła, ale także wszyscy, którzy wykazywali jakiekolwiek predyspozycje do władania Mocą. Z nich to utworzono podstawy armii, zaplecze logistyczne, piechotę, pierwsze linie natarcia... szarą masę wystawioną na wyrżnięcie Sithom, aby właściwi Jedi zyskali taktyczną przewagę, kiedy dochodziło do właściwej bitwy. Sithowie zresztą stosowali podobną strategię, choć trudno stwierdzić, kto uczył się od kogo. W prymitywnych kulturach nie było to nic niezwykłego - najwyższe warstwy społeczne zawsze wysługiwały się biednymi i nisko urodzonymi... lecz obraz tego modelu stosowanego przez Jedi... jest deprymujący. Wstydliwy.
Czy jednak zmieniło się aż tak wiele? Tysiąc lat później oficerowie Separatystów z Konfederacji Niepodległych Systemów robili to samo z droidami, a Generałowie Jedi z klonami. Może po prostu takie są prawidła wojny? Ktoś musi ginąć. Ktoś musi dowodzić. Ktoś musi zbierać laury. Ktoś musi być niedocenionym.
Rekruci ci, służebnicy, jak można ich nazwać, byli naprawdę liczni, tysiąckrotnie liczniejsi niż wszyscy Lordowie i Rycerze razem wzięci. Zajmowali się ponadto usługiwaniem lordom, byli posłańcami, pozostawiono im proste, lecz niezbędne przy utrzymywaniu armii czynności. Gotowanie, dbanie o higienę, zwiad, wachtę, budowanie machin oblężniczych, prace obozowe, konserwację broni, medycynę polową, pilotaż. Dodać należy, że warunki, w jakich funkcjonowała Armia Światła, były tragiczne, a liczba bitew przez nią stoczonych tylko te warunki pogarszała. Lordowie, Rycerze i uczniowie Jedi otrzymywali wszelkie wygody według skromnych możliwości polowych. Służebnicy głodowali, dzielili się posiadanymi dobrami i stale musieli zabiegac o względy.
Służebnicy nie byli traktowani dobrze. Ich status zależał od tego, czy potrafili władać Mocą. Im większy był ich potencjał, tym większa szansa, że któryś Lord postanowi przenieść sługę do właściwej armii. Armia Światła była fanatyczna, a śmierć w niej musiała być traktowana jako zaszczyt, skoro niewyszkoleni młodzieńcy otrzymywali bez żadnego przeszkolenia świetlne miecze i zostawali wystawiani do walki. Chyba po prostu chcieli się poczuć... bohaterami... chcieli być jak Jedi.
I to jest jeszcze tragiczniejsze.
Jensaarai zdają się sporo wiedzieć o tych czasach, a opowiedzieli mi tylko część historii. Żałuję, że Luke Skywalker nie miał okazji jej usłyszeć. Może gdyby dysponował podobną wiedzą, nie popełniłby błędu? Jednego z wielu, wielu błędów, za które przyszło zapłacić nam wszystkim.
Gdy rozwiązano Armię Światła, gdy odniesiono ostateczne zwycięstwo nad Sithami, w galaktyce miał zapanować spokój. Prawda jest jednak bardziej ponura. Największy Wróg światła, jakiego kiedykolwiek wydały gwiazdy, skrył się w cieniu.
A jego zemsta dosięgnęła nas tysiąc lat później.
Jensaarai nazywali go Sith'ari.

Cztery filary


Image


Po reformie Ruusańskiej, najważniejszym edykcie w historii Zakonu, zmieniły się zakresy obowiązków (i przede wszystkim uprawnień) Rycerzy Jedi. Porzucono zbroje i wielkopańskie tytuły, porzucono armię i zastępy sług. Lordowie oddali władzę w ręce zwykłych mieszkańców Galaktyki, Jedi odsunęli się od polityki, na ile tylko było to możliwe.
Lecz zmianie uległ także stosunek do służebników. Było to chyba najbardziej wspaniałomyślne, a zarazem najmniej docenione postanowienie z rzeczonych reform - utworzono Korpus Służebny.
Nie wiem, jak wyglądał on dokładnie na przestrzeni lat, dekad, wieków... ale mam informację o jego funkcjonowaniu w ostatnich latach Starej Republiki.
Korpus rolniczy, najliczniejszy, wspierał światy dotknięte klęskami. Jak żadni inni, Jedi do niego należący rozumieli, czym jest życie. Swoje talenty wykorzystywali do pielęgnacji roślin, upraw, naprawiania ekosystemów. Byli najbliżej tych, którzy tego potrzebowali - gotowi wspierać zwykłych mieszkańców Galaktyki w tym, co codzienne a zarazem niezbędne. Do tego korpusu najczęściej trafiali również uczniowie Jedi, którzy nie podołali Próbom, stąd niestety członków korpusu niesłusznie traktowano z góry. W ostatnich dniach Republiki była to ogromna liczba blisko dwóch tysięcy pełnoprawnych adeptów ze Świątyni i niezliczona ilość tych, którym nie udało się wkroczyć na ścieżkę Rycerza.
Korpus eksploracyjny lub korpus odkrywców, jak go nazywano, rodził chyba największe możliwości alternatywne dla bycia Rycerzem. Zajmował się archeologią, nawiązał pokojowe kontakty z setkami cywilizacji, uczestniczył w kolonizacjach, badał przestrzeń kosmiczną i zapewniał Zakonowi dostęp do unikatowych map gwiezdnych. Nawet Stara Republika uważała go za ważny organ w programie eksploracji przestrzeni kosmicznej. Znane nazwiska odkrywców nierzadko należały do członków tego korpusu. Oddelegowano do niego wielu mistrzów, utworzono mobilne akademie jak Chuu'unthor, a nawet całą flotę statków należących do Zakonu.
Korpus edukacyjny złożony był z nauczycieli, archiwistów, uczonych różnych dziedzin. Jedi do niego należący odznaczali się cierpliwością, metodycznością i samodyscypliną. Posiadali ogromną wiedzę i chętnie się nią dzielili. Uczestniczyli także w misjach wolontariackich do mniej rozwiniętych cywilizacji.
Korpus medyczny był swoistym paradoksem. Talent uzdrowiciela Jedi był i jest jednym z najrzadszych wśród użytkowników Mocy. Ci, którzy się nim wykazali, uchodzili zawsze za najlepszy materiał na wielkich Mistrzów Jedi. Tym bardziej wzrasta ranga korpusu, kiedy stwierdzimy, że wielu uzdrowicieli porzuciło ścieżkę Rycerza dobrowolnie, by realizować misję leczenia wszelkiego życia. Korpus medyczny był najmniejszym ze wszystkich czterech, a jego członków stanowili głównie technicy oraz specjaliści, którzy leczyli metodami konwencjonalnymi. Był to oddzielny twór od elitarnego Kręgu Uzdrowicieli, choć odeń zależny.

Korpus Służb a Rycerze


Nie oszukujmy się, do korpusów służebnych trafiali ci, którzy nie mieli dość potencjału, by zostać Rycerzami. Ci, których talent Mocy z wiekiem zanikał, zamiast się rozwijać. Ci, którzy nie podołali pierwszym próbom lub których nikt nie zechciał wybrać na Padawana. Ale także ci, którzy nie widzieli się w roli wojowników, którzy nie chcieli rezygnować z normalnego życia, którzy czuli inne powołanie.
Czy był to zły los?
Na pewno wymagał wielkich wyrzeczeń. Być może większych, niż pełna przygód i uznania ścieżka Rycerza.
Jeśli mamy podjąć drugą próbę odbudowy Zakonu, musimy postanowić, co zrobić z tymi wszystkimi, którzy wykażą podstawowy talent do władania Mocą, lecz nie sprostają wymaganiom. Nie można po prostu pozwolić im odejść. Stanowi to ryzyko, że zostaną skuszeni Ciemną Stroną. Odrzuceni przez Jedi poszukają innych dróg, innych nauk, innych mistrzów. Odrzuceni przez Jedi pogrążą się w rozpaczy.
Za utworzeniem korpusu służebnego, w dowolnej formie, przemawia więc chociażby wzgląd praktyczny... i kontrolny. Kto inny, jeśli nie Zakon Jedi, ma sprawować pieczę nad wszystkimi talentami Mocy? Również tymi małymi...
Nie każdy rodzi się Rycerzem. Nie każdemu, kto został wybrany przez Moc, pisane są sprawy wielkiej galaktyki. Lecz każdy może wypełniać misję Jedi. Dawny Zakon to rozumiał. Nowy także musi to zrozumieć.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 4 Maj 2016, o 22:19

Mara Jade-Skywalker i Jason Manten - Zemsta Jedi


To ironia, ale śmierć imperatora Allistaira Tourville'a przed czterdziestu laty była najgorszym, co spotkało Nowy Zakon Jedi.
Wielce krótkowzrocznym było odebranie życia imperatorowi. Nie mówiąc już o tym, że zamordowanie kogokolwiek z zimną krwią to nie droga Jedi, a Sithów. Zemsta jest domeną Sithów. Jedi się nie mszczą.
Jak wyglądała rozmowa tych dwojga przed wdarciem się siłą do fortecy na Bastionie? Spiskowali po zmroku? Zostali kochankami w szaleństwie i nienawiści? Tygodniami siadali do planów pałacu Imperatora i szukali jego słabych punktów? Jak wielu informatorów szantażowali lub okaleczyli, by zdobyć potrzebne informacje? A kiedy dokonali napaści, jak wiele trupów zostawili po sobie?
Tak. Zamach Mary Jade oraz Jasona Mantena był największym błędem w historii całego Nowego Zakonu Jedi, bezpośrednio doprowadził do jego zniszczenia, a pośrednio do delegalizacji Mocy i Drugiego Wielkiego Pogromu. To właśnie z winy Mary Jade oraz Jasona Mantena liczba użytkowników Mocy jest najniższa w historii Galaktyki. Konsekwencją było odbudowanie Inkwizycji, wprowadzenie badań na Midichloriany i zasianie w społeczeństwie strachu.
Drugi Wielki Pogrom okazał się w jakiś sposób skuteczniejszy niż jego poprzednik, ponieważ nie był tylko li czystą manipulacją. Nie stało za nim wielkie kłamstwo, ale bolesna prawda. Stała za nim przerażająca wizja, z którą utożsamili się wszyscy mieszkańcy Galaktyki. Jedi podnoszący rękę na władzę.
Dawniej dla Jedi zabronionym były związki. Wielu tego nie rozumiało. Pytano, co złego może wyniknąć z tego, że się o kogoś troszczymy. Co złego może wyniknąć z tego, że kogoś kochamy?
Nic.
To nie miłość była zakazana. Zakazane było przywiązanie. A co złego może wyniknąć z nieprzestrzegania tej reguły? Właśnie to, co się stało z Marą Jade. Oszalała z rozpaczy po śmierci męża szukała zemsty, by wypełnić pustkę.
Odwet Imperium był szybki i krwawy.
Czego oczekiwali? Że Imperium rozbije się na tysiące sektorów, gubernatorowie skoczą sobie do gardeł, a moffowie schowają ze strachu, by nie spotkał ich podobny los? O to chodziło? O terror? Jeśli tak, dwoje mistrzów stoczyło się w Ciemną Stronę, a los, który nam zgotowali, był zasłużoną karą.
O ile Mara Jade szukała upustu dla nienawiści, o tyle motywacja Jasona Mantena może dziwić jeszcze bardziej. Chłodno i logicznie myślący mistrz Jedi powinien był przewidzieć, że śmierć głowy państwa z rąk zamachowców zjednoczy Imperium przeciw wspólnemu wrogowi. Rada Moffów otrzymała potężne narzędzie i doskonale je wykorzystała.
Jedi mordercy. Jedi terroryści. Jedi królobójcy.
W jednej chwili znaczenie straciły kodeks, powołanie i dekady pracy. Mara Jade była żoną Luke'a Skywalkera. Była także mistrzynią Jedi. Jej obowiązkiem było poprowadzić Zakon mimo wszelkich trudności, przejęcie roli lidera i zadbanie o wychowanków Świątyni. Zamiast tego pogrążyła się w rozpaczy i egoistycznie stłumiła obowiązek na rzecz osobistej satysfakcji. Popchnęła nas w mrok.
Jeżeli odbudowa zakonu po Wielkim Pogromie Palpatine'a była zasługą jednej osoby, Luke'a Skywalkera, o tyle zaprzepaszczenie wszystkiego, nad czym pracował, to wina dwojga ludzi.
Mara Jade Skywalker i Jason Manten.
Zemsta Jedi.
Zemsta na Jedi.
Zakon miał szansę przetrwać mimo upadku Nowej Republiki. Ocaleli mogli przyjąć godnie porażkę, odsunąć od polityki, niekiedy w historii już tak bywało.
Imperium nie miało powodu, by niszczyć Nowy Zakon Jedi, gdyby ten zajął się swoją prawdziwą misją i nie angażował w wojnę. Alistair Tourville, w przeciwieństwie do Palpatine'a, nie był Sithem, a jego rządy miały szansę, by stać się sprawiedliwymi, choć surowymi. Jedi odpowiadają przed czymś większym i ważniejszym nawet niż najwyższa władza w galaktyce.
Walka ma sens tylko wtedy, gdy stoi za nią słuszna sprawa. Walka to ostateczność, a nie cel egzystencji Jedi. Przemoc, gwałt, wreszcie morderstwo. Nigdy nie upadliśmy niżej.
Wiem, dlaczego Jason Manten chciał zabić Imperatora. Lecz jest to temat, który poruszę innym razem. Doprowadzi nas on do wniosku, co należy zrobić teraz, siedemdziesiąt lat po bitwie o Yavin.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 20 Sie 2016, o 19:32

Sithowie - historia najnowsza



Kiedy Zakon Jedi rósł w siłę pod wodzą Skywalkera, rósł także i jego cień - kultyści Ciemnej Strony. Gdzieś w starożytnej przestrzeni Sithów, pod samym nosem rezydujących na Yavinie Czwartym Rycerzy, rósł jak nowotwór nowy zakon Sithów.
Pierwsze o nich wzmianki sięgają roku osiemnastego po bitwie o Yavin, jednakże działać musieli o wiele wcześniej, skoro już w roku dziewiętnastym Jedi spotykają swych mrocznych odpowiedników na wodnym świecie Selkathów - Manaan. Podówczas jeszcze nie zdawano sobie sprawy, że Ciemni Jedi, którzy się tam pojawili, są swoistą parodią awangardy dobrze zorganizowanej i wyjątkowo licznej grupy.
Niemal w tym samym czasie na Kashyyyk odbywa się pojedynek, w którym ginie bezimienny przywódca tegoż kultu [68 ABY, jak udało mi się ustalić podczas pobytu na Kashyyyk, Mroczny Lord nosił imię Xaaerius]. Na Korriban (historia chyba lubi tę planetę, ponieważ nie jestem w stanie zliczyć, ile razy czytałem o niej jako o miejscu, w którym zalęgło się zło) nie ma mowy o żałobie po Mrocznym Lordzie, zawiązuje się więc sojusz - troje potężnych władców Ciemnej Strony organizuje Triumwirat i dzieli między siebie kult zwący się już otwarcie Sithami.
Czy jednak faktycznie byli to Sithowie?

Bractwo, nie zakon


Zakon Sithów w roku dwudziestym ABY przypominał raczej Bractwo Ciemności sprzed tysiąca lat, o którym opowiadali mi Jensaarai, nie zaś zakon Sithów rozumiany prawidłowo. Byli doprawdy dziwnym tworem. Nie uznali starożytnej zasady dwóch, w związku z czym osoby takie jak Darth Vader czy Palpatine prawdopodobnie nie zgodziłoby się nazywać ich Sithami. Byli raczej organizacją paramilitarną, odpowiednikiem Armii Światła, o której wcześniej wspominałem. Przyjmowali w swe szeregi każdego chętnego, szkolili pobieżnie w technikach Mocy i świetlnego miecza.
Według mnie byli to Sithowie. Nie tacy, o jakich czytamy na przestrzeni ostatniego tysiąca lat, ani nie tacy, którzy dali podwaliny tej pokręconej ideologii, lecz umiejscowieni gdzieś pomiędzy; wypaczony twór, o ile w tych okolicznościach w ogóle można używać podobnego zwrotu.
Nazywam ich Sithami, bo mimo wielu rozbieżności i niekonsekwencji, mimo pewnej niedojrzałości działań i ignorancji, postawili sobie cel godny prawdziwych Sithów - chcieli zniszczyć Zakon Jedi.

Na smyczy Imperium


Dalsza historia tego tak zwanego Triumwiratu to głównie wewnętrzne walki o władzę oraz wysyp niewyszkolonych Lordów oraz Lady, którzy nie zasługiwali na tytuły, a przywdziewali je chętnie i bez refleksji niczym koreliańska młodzież modne odzienie.
Dwadzieścia lat po bitwie o Yavin Imperium już na pewno współpracuje z tymi nowymi Sithami, odnalazłem zapisy imperialnego wywiadu, które to potwierdzają. Wśród licznych zbrodni udokumentowanych przez samo Imperium natknąłem się na informację, że agenci w służbie imperatora Alistaira Tourville'a celowo wyłapywali uczniów Świątyni Jedi i przekazywali ich kultystom Ciemnej Strony.
Imperium pomagało w organizacji Sithom, dało im środki, okręty, żołnierzy - wszystko w ograniczonym zakresie, akurat tyle, by Sithowie stali się groźną bronią, ale nie dość, by mogli wdrożyć w życie własne plany.
Oczywistym jest, że Imperium nie robiło tego bezinteresownie. W tej grze to nie Sithowie byli w pozycji dogodnej do dyktowania jakichkolwiek warunków. Imperium zmanipulowało Sithami i mimo tak groźnego sojuszu nie pozwoliło zmanipulować sobą. Jestem pod wrażeniem. Okłamać mistrzów kłamstw to nie lada wyczyn. Tourville może i był okrutny, lecz także silny. Albo miał dobrych doradców.

Małe imperium


Po dwóch latach współpracy z Imperium Sithowie stają się miniaturową cywilizacją liczącą sobie może kilka setek tysięcy osób, opartą na rywalizacji, terrorze i selekcji naturalnej, w której najwyższą pozycję zajmują ci, którzy najlepiej władają Mocą.
W końcu postanawiają przypomnieć się Znanej Galaktyce i atakują Prakseum Jedi na Yavinie Czwartym. Jedi zostają wypędzeni. Ci, którzy ocaleli, udają się do głównej Świątyni na Coruscant.
Sami Sithowie nie poprzestają na tej jednej napaści i zaczynają tropić pojedynczych mistrzów Jedi w różnych zakątkach galaktyki. Atakują grupami lub z przewagą zaskoczenia, zabijają członków Najwyższej Rady, wymierzają cios w morale.
Co w tym czasie robi Luke Skywalker? Zdaje się, że nic.
Galaktyka zaczyna wariować. Imperium wygrywa wojnę propagandową, Sithowie mordują Jedi, a kanclerz Nowej Republiki... w co do dziś trudno jest mi uwierzyć... zostaje stracony przez Senat. Oczywistym jest, że w sądzie uczestniczyli zakulisowo sami Sithowie.
Uwieńczeniem groteski jest wybuch oficjalnej wojny między senną dotychczas Nową Republiką a gwałtownie rozrastającym się Imperium.
Podobnie ma się sprawa z otępionym Zakonem Jedi i żądnymi krwi Sithami.
Tak kończy się rok dwudziesty drugi ABY.

Stronnictwo Yavin i Stronnictwo Korriban


Sithowie w końcu obracają się przeciwko sobie. To tylko dowodzi, że zwykle nie trzeba zaprzątać sobie nimi głowy. Wystarczy zostawić ich samym sobie i posprzątać to, co zostanie.
Triumwirat sprawdza się coraz mniej, a rządy oparte na brutalnej sile, bez jednolitego przywództwa, kanibalizują swoje dziecko. Brak kierunku dla zdziczałych władców Ciemnej Strony nie daje szans na utrzymanie rozrastających się szeregów.
Rywalizowali już wcześniej, jednak teraz zaczynają otwarcie wojnę domową, rozzuchwaleni kolejnymi sukcesami. Imperium nie reaguje bezpośrednio, acz trzyma krótko samozwańczych lordów. Warto zaznaczyć, że szeregi Sithów są całkowicie zinfiltrowane przez imperialny wywiad.
Sithowie dzielą się na dwa główne stronnictwa - ze stolicami na Yavin 4 oraz Korriban - i chociaż zachowują spójność interesów, w rzeczywistości zaczynają wkładać większość energii w walkę wewnątrz zakonu, w manipulowanie uczniami, wznoszenie świątyń, nieludzkie eksperymenty i budowanie nowych, pokręconych nauk filozoficznych. Nie powtarzają już żadnego większego sukcesu aż do końca swego istnienia. Gdyby nie nadzór ze strony Imperium, prawdopodobnie pozabijaliby się nawzajem. Dalsze lata to czasy głośnego konfliktu między Imperium a Nową Republiką. Dwa odłamy zakonu skupiają się na własnych problemach. Ich szeregi zasilają Wiedźmy z Dathomiry (która została doszczętnie zrujnowana ekologicznie i dzis znana jest jako Planeta Ognista) oraz galaktyczne szumowiny i najemnicy.
Koło roku dwudziestego piątego po bitwie o Yavin Sithowie zdobywają przewagę nad Jedi, jak i Imperium wreszcie stawia strategiczny krok do zwycięstwa nad Nową Republiką.
Ta sytuacja jednak nie będzie trwała długo. Bo zaledwie pięć lat później oba zakony, zarówno Sithowie jak i Jedi, przestaną istnieć...
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [Holokron] Arkana M-A

Postprzez Tzim A'Utapau » 1 Wrz 2016, o 20:19

Rzeź Władców Mocy - 27 ABY - 29 ABY


Nie minął rok od śmierci imperatora Tourville'a, gdy Rada Moffów wydała bezwzględny edykt: nakaz egzekucji wszystkich członków Zakonu Jedi w Galaktyce.
Zakon Jedi został faktycznie rozbity już wcześniej, w dniu zdobycia Coruscant. Strażnicy Pokoju, nie posiadając jednej, centralnej siedziby, podzielili się na mniejsze lub większe grupy i spróbowali przetrwać niepewne czasy.
Jedni założyli enklawy, inni zamieszkali i żyli na pokładach międzygwiezdnych statków, a jeszcze inni oddzielili się od grup, by ruszyć w samotną wędrówkę. Zostali pustelnikami, czarodziejami, wędrownymi dziwadłami.
To właśnie zniszczenie świątyni było bezpośrednią przyczyną krwawego zamachu Mary Jade i Jasona Mantena na imperatora, to zaś było przyczyną ogłoszenia pogromu. Jeden czyn pociąga za sobą drugi, jedna śmierć - tysiące. To prawo, które obserwuję przez cale życie, które staram się zrozumieć i pewnego dnia... zapanować nad nim.
Na tym polega Punkt Przełomu.
W pierwszych miesiącach polowania zlokalizowano wszystkie lub prawie wszystkie grupy Jedi i bez zwłoki poddano je eksterminacji. Uczestniczyli w tym przede wszystkim Sithowie, z wolna wypierani przez odbudowaną, podówczas zapomnianą komórkę imperialnego wywiadu: Inkwizycję. Rajdy Sithów pod okiem Inkwizytorów były bardzo krwawe, dzikie i brutalne. Mordowano Jedi i tych, którzy znajdowali się w ich otoczeniu, machina Pogromu zebrała żniwo w tysiącach, dziesiątkach tysięcy niewinnych.
Czasy te nie były jeszcze tymi, z którymi kojarzymy polowanie na Jedi - ciszy, donosicielstwa, ostracyzmu czy wzbudzających trwogę Inkwizytorów. Nie, były to raczej czasy prawdziwej, aktywnej wojny; brawurowych pościgów, powstań światowyzwoleńczych, błyskawicznych bitew kosmicznych, makabrycznych cudów, godnych zapamiętania pojedynków na świetlne miecze. Był to czas, gdy Jedi stali się z konieczności partyzantami, mówcami, liderami politycznymi, a nawet... demagogami. Zgrupowani w komanda przeprowadzali rajdy na imperialne placówki, zostawali męczennikami i żywymi symbolami, porywali serca i łamali serca. Bez sztywnych ram Zakonu poddali się namiętnościom, spłodzili potomstwo, założyli rodziny. Wielu stało się bohaterami Zewnętrznej Rubieży, przeszli do ludowych historii, folkloru. Stali się legendą.
Wielu przeszło na Ciemną Stronę. Lecz nie było nikogo, kto mógłby ich nawrócić.
Mimo całej waleczności, mimo ducha i nawet samej Mocy - nie mieli jednak szans. Imperium znało swojego wroga. Znało słabości Jedi, wiedziało, jak je wykorzystać.
Marną pociechą jest fakt, że Sithowie mocno się przeliczyli, gdy zaufali imperialnym magnatom. Już w drugim roku Pogromu Imperium przeprowadziło skoordynowaną, zdradziecką napaść na dwie główne siedziby Sithów: świątynie Korriban zostały wyczyszczone z życia przy pomocy eksperymentalnej broni - droida zabójcy i oddziałów szturmowych. Czwarty księżyc Yavin nie dostąpił nawet tego zaszczytu - po prostu został zbombardowany.
Rada Moffów zdelegalizowała Moc. Od teraz przestępstwem była już nawet nieodpowiednia pula genów.
Dzieci... na wszystkie gwiazdy... zarżnięto jak zwierzęta wszystkie dzieci, które wykazało nadstandardową liczbę Midichlorianów we krwi.
Tym sposobem Imperium pozbyło się większości użytkowników Mocy - zarówno jej Jasnej jak i Ciemnej Strony - zaledwie w dwa lata. Zabezpieczyło także swoją przyszłość. Odbudowa Zakonów w takiej formie, jak dawniej, wydaje się nadal nierealna.
Masakra doskonała. Godna samego Palpatine'a.
Nie był to jednak koniec. Właściwie - można przyjąć, że był to początek. Bo choć zlikwidowano większość, reszta pozostała w ukryciu. I to oni stanowili teraz główny cel Imperium.

Drugi Wielki Pogrom


Drugi Wielki Pogrom rozpoczął się w roku dwudziestym ósmym ABY i formalnie rzecz biorąc nigdy nie dobiegł końca - wszak Inkwizycja działa do dziś - choć nie można mówić, by trwał z równą intensywnością przez całe czterdzieści lat. W rzeczywistości Drugi Wielki Pogrom został zepchnięty na dalszy plan na rzecz wojny mandaloriańskiej w roku pięćdziesiątym siódmym po bitwie o Yavin. Według źródeł Jedi oficjalnie nie istnieją w Galaktyce lat sześćdziesiątych, a ich ostatnia aktywność skierowana przeciw Imperium datuje się na rok czterdziesty ABY. Najbardziej aktywne (brutalne może będzie lepszym określeniem) działania przeciw Władcom Mocy podejmowano do roku trzydziestego siódmego ABY, czyli do oficjalnego rozwiązania Nowej Republiki. Wskazuje to na polityczny wymiar polowania na Jedi - Imperium uznało Zakon za fundament, który należy wyburzyć, aby całkowicie pozbyć się haseł demokracji.
Nikt już nie zaprząta sobie głowy datowaniem czegoś, co nie istnieje; ja więc przyjmuję na potrzeby kronikarskie faktyczne daty Drugiego Wielkiego Pogromu 28 ABY - 63 ABY. Mam nadzieję, że nie będę musiał poprawiać tej drugiej.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34


Wróć do Questy Retrospekcyjne

cron