- Pasuje, a jakże. - odparł Tresta. - Kiedy będziesz załatwiać te "drobiazgi", mogłabyś kupić mi jakąś pamiątkę? Nie mam szczególnych życzeń, ufam w twój gust i wybór. Do zobaczyska.
Łysol poczekał, aż Daylana podąży w obranym przez siebie kierunku, po czym obrócił się na pięcie i zaczął spacer ulicami miasta. Głowę opuścił lekko w dół, dłonie schował w kieszeniach i, drepcząc jeszcze bez celu, zastanawiał się, gdzie mógłby zdobyć duże ilości niezawodnych, skutecznych materiałów wybuchowych, najlepiej takich, które można zdalnie "wybuchnąć". Gdzie tu może funkcjonować jakiś półświatek? Jest tu w ogóle jakiś półświatek? Może lepiej okraść żołnierzy... Imperium musi dysponować sporymi zapasami bum-bum, i to takiego całkiem dobrego.
Renno zlokalizował miejski panel informacyjny, kilkoma stuknięciami palca wskazującego zmusił urządzenie, by wyświetliło na ekranie plan miasta. Przyglądał się wirtualnej plątaninie uliczek i budynków przez dłuższą chwilę, często korzystając z zoomu. Gdy usatysfakcjonowały go już wyniki tych obserwacji, odszedł od maszynki i udostępnił ją grzecznie innemu turyście.
W głowie awanturnika ukształtował się już szkic planu. By móc odfajkować jego punkt pierwszy, jak gdyby nigdy nic ruszył tropem dwóch patrolujących teren szturmowców, pogwizdując bardzo, ale to bardzo niewinnie i absolutnie nie w sposób podejrzany.
Jaja mnie swędzą i nie mogę spokojnie ustać. Od razu mnie przejrzą. Cholera, cholera, cholera, trzeba było się w to nie pakować. Jestem po uszy w gównie. O, kurwa. Patrzą na mnie.
- Co tam? Zmiana? Przecież jeszcze ze dwie godziny nam zostały. - zdziwiony żołdak Imperium okazał się nad wyraz dociekliwy.
Tresta, po raz ostatni przed decydującą akcją, powiódł wzrokiem po korytarzu. Hełm wcale mu w tym nie pomagał. Muszę wyglądać jak jeden z tych idiotów, pomyślał awanturnik, od razu dali się nabrać. Przy suficie umieszczone były kamery, teraz już nic z nimi nie można było zrobić. No, trudno. Raz szaleńcowi śmierć.
Pikinier zamachnął się gwałtownie karabinem i rąbnął pierwszego strażnika kolbą w twarz. A właściwie hełm. Sęk w tym, że jegomość osunął się na szarą posadzkę, upuszczając uprzednio swoją spluwę. Drugi zareagował błyskawicznie, kierując lufę prosto w twarz Tresty. Najemnik przyłożył mu pięścią w krocze, bolt trafił w sufit, łysol ogłuszył przeciwnika kilkoma kolejnymi ciosami.
Drzwi, których bronili dwaj nieszczęśnicy, otworzyły się w wyniku działań Renno. Gladiator w przebraniu wśliznął się do środka nim centrala małej placówki zdołała z powrotem zdalnie zablokować wejście.
Oto i on. Magazyn.
Piękne miejsce, wypełnione po brzegi bronią Imperium. Co prawda najmniejsze ze wszystkich w mieście, ale zarazem i najsłabiej chronione. Tresta szybko przesunął jedną z metalowych szafek z uzbrojeniem, by zatarasować choćby na moment wejście. Później dołożył jeszcze kilka skrzyń, by upewnić się, że będzie mieć spokój, gdyby coś poszło niezgodnie z planem.
Dobiegł prędko do przyściennych półek, gdzie smutno leżały sobie niechciane przez nikogo ładunki wybuchowe. Szklane oko kamery śledziło ruchy awanturnika, gdy ten prowadził szybką selekcję. Po kilkunastu sekundach zebrał jedną z bomb, kilkoma susami pokonał dystans do przeciwległej do wejścia ściany, tam właśnie podczepił bum-bum i aktywował je.
Eksplozja, która zrobiła małą wyrwę w grubej ścianie, zbiegła się z wtargnięciem zaalarmowanych szturmowców. Na chwilę powstrzymała ich prowizoryczna blokada, lecz nie należało liczyć, iż będą przez nią unieruchomieni w nieskończoność. Pikinier z powrotem rzucił się więc do ładunków wybuchowych na półkach, włączył zapalniki czasowe dwóch bomb, licząc, że resztę załatwi reakcja łańcuchowa i poumieszczana wszędzie amunicja.
Tresta, już w swoim zwyczajowym odzieniu, nie ciasnym stroju szturmowca, wkroczył na elegancki placyk przed hotelem "Imperium". Dystyngowana klientela - chyba sami możni biznesmeni - oglądała łysola z pewnym niesmakiem, nie wiedzieć czemu. On sam przecież zwyczajnie szedł do tego znanego przybytku, masując od czasu do czasu obwiązany bandażem łokieć. Materiał tylko czasem przesiąkał, a wtedy, rzeczywiście, nieestetyczne kropelki krwi plamiły pięknie ułożone bryły pod stopami gości. Ale żeby od razu się o to wściekać?
Całe szczęście, że mój kierowca, ten spec od napadów, nie zawiódł, pomyślał Tresta. Tylko dzięki niemu udało mi się uciec, i to jeszcze w jakim stylu... Tuż po opuszczeniu magazynu przez dziurę we wzmacnianej, grubej na czterdzieści centymetrów ścianie, już na mnie czekał. Wdarł się na teren chroniony przez Imperium, dzielny chłopak. Od razu wskoczyłem do jego śmigacza, ledwo uciekliśmy przed wybuchem. Strasznie byłem przerażony, gdy straciliśmy kontrolę nad pojazdem. Wtedy, gdy rąbnęła w nas fala uderzeniowa, jak magazyn pełen broni wyleciał w powietrze. Ale udało się. Chociaż cała ta impreza kosztowała mnie dziesięć tysięcy. Cholerna planeta, nawet jak nie lecisz tu w interesach, i tak potrafią cię ogołocić.
Renno dotarł w końcu do restauracji, na minutę przed umówioną godziną. Omiótł wzrokiem wykwintny lokal, nie zwracając uwagi na zaniepokojonego i poirytowanego kelnera. Co tam, że brudne buciory, co tam, że krew. Łysol zaabsorbowany był teraz wypatrywaniem Daylany.