-Pani pogląd na tą sprawę naprawdę mnie uspokoił. - powiedział Ding - Niespecjalnie mam ochotę walczyć z bandą psychopatycznych cywilów rzucających się na mnie z nogą od krzesła w jednej, a wielkim nożem w drugiej ręce.
-Lepsze to niż walka z Jedi - zauważył Kurt McCoy. - Łatwiej zabić, prawda?
-Byłby pan łaskawy nie wyrażać swoich opinii nieproszony, poruczniku. Naszym zadaniem nie jest zabijanie kogokolwiek, a wręcz przeciwnie: wyprowadzenie stamtąd ludzi. Żywych ludzi. Dostrzega pan różnicę?
-Oczywiście, sir - oczy oficera wywiadu przypominały wąskie szparki, gdy spoglądał na wyższego stopniem żołnierza. - Przepraszam, sir.
-Doskonale. Myślę, że możemy udać się do hangaru, gdzie każdy dobierze sobie uzbrojenie...
Oddział przemaszerował pusty korytarz w milczeniu. Cisza, jaka ich otaczała wydawała się ciążyć im na piersiach, zupełnie jakby ktoś postawił im na żebrach śmigacz. Rozchodzące się echem ciężkie kroki żołnierzy wydawały się Chavezowi równie surrealistyczne, co wizja oszalałych, żądnych krwi pracowników laboratorium, którzy na wskutek nieudanego eksperymentu stracili kontrolę nad własnym umysłem.
W hangarze czekało na nich jedynie dwóch pilotów. Jeden z nich, oparty o czarny kadłub nowoczesnego promu klasy Svelte, palił papierosa przyglądając się jak drugi próbuje złożyć karabin blasterowy. Zupełnie nie przejęli się wchodzącymi żołnierzami SSWiM.
-Niech każdy weźmie to, co jego zdaniem przyda mu się najbardziej - przypomniał Ding, gdy znaleźli się między skrzyniami i stołami zapchanymi nowoczesną bronią i wyposażeniem. - Bierzcie tyle, by się nie przeciążyć, ale jednocześnie postarajcie się, by nie zbrakło wam amunicji. Ze względu na to, że prawdopodobnie większość czasu spędzimy pod dachem, broń automatyczna i krótka zapewne lepiej spełni swoje zadanie... Kiedy będziecie gotowi, zbieramy się przy promie.
PS. Postarajcie się mądrze wybrać swoje wyposażenie, bo odpowiednia pukawka może się przypadkiem przydać w którymś miejscu questa ************************
Marcus Climek w tym czasie po krótkiej identyfikacji otrzymał, krótkie wskazówki do którego biura musi się udać, choć cywliny pracownik nie był na tyle otwarty aby chociaż zdradzić nazwisko oficera prowadzącego. Na szczeście tego Climek dowiedział się jak tylko stanął przed wskazanym biurem i spojrzał na tabliczkę na której widniało nazwisko Davida Gaunt-a. Zapukał lekko i niemal natychmiast usłyszał łągodne "Proszę".
W środku ujrzał dość standartowe wyposażenie kilka szaf, szuflada biurko, proste krzesło i oficera siedzącego na wygodnym fotelu, wydawałoby się że właśnie oderwanego od jakiejś ważnej rzeczy.
- Climek ? - zapytał lekko łysiejący mężczyzna po czterdziestce.
- Zgadza się podporucznik Marcus Climek, melduje się gotowy przyjąć nowe zadanie.
- Spokojnie chłopcze, usiądź - wskzał krzesło - Jak zapewne już wiesz nazywam się David Gaunt i prowadzę oficerów terenowych. Zanim przejdziemy do konkretów może w międzyczasie opowiesz mi o swoim poprzednim przydziale co ? - zapytał