Content

Ucieczka z Księżyca

Prolog, zahaczka. Pierwsze dwie godziny.

Prolog, zahaczka. Pierwsze dwie godziny.

Postprzez COMP-ANY » 15 Lip 2012, o 13:51

Coś zazgrzytało.

***


Światło zaatakowało powieki i wysłało do mózgu bolesny impuls. Przed oczyma C.L. rozlały się białe oraz czerwone plamy. Spłynęły na boki, ukazały jasną sylwetkę. A za nią wyższą, czarną.
- Witamy na Księżycu – powiedziała dr Ran.
- Hmpf – dodał mężczyzna za jej plecami.
- Skończysz z tym pieprzonym „hmpf”, Sigismund? – pokręciła głową lekarz. – Doprowadzasz mnie do szału.
- Na Księżycu? – C.L. spojrzał na dłoń, jakby chciał się upewnić, że ta na pewno jest na swoim miejscu. Połączenia nerwowe powoli dochodziły do siebie.
- Oczywiście, że na Księżycu. A gdzie chciałbyś być? Na Marsie? Dobrze się czujesz, młodzieńcze?
- Czuję się świetnie – odpowiedział C.L. Ostrożnie wyszedł z kabiny. Zachwiał się, upadł na kolana. I z marszu, jakby była to rutynowa czynność, zwymiotował na podłogę litr krwistej mazi.
- Widzę – stwierdziła kwaśno doktor. – Nie przejmuj się, to względnie normalne.
- Skoro tak twierdzisz – C.L. charknął, splunął, otarł drżącymi palcami zakrwawione usta. Z warg zwisały mu mięsiste, rubinowe strużki.
- Zajmę się tobą, jak tylko obudzę resztę pacjentów.

***


- Witamy na Księżycu – dr Ran chyba nigdy nie traciła entuzjazmu.
- Daruj sobie, znam procedurę – odpowiedział gruby głos. Sala zatrzęsła się, gdy jego właściciel postawił krok.

***


- Witamy na…
- Co z moją żoną?

***


- To się właśnie nazywa uciec śmierci spod kosy.
- Pierdolisz, piguło. Że niby ze mnie gwiazduś? Nic mi nie będzie?
- Zaufaj mi, jestem lekarzem.
- Suko, nie to chciałem usłyszeć. Czy ja nawijam po angielsku? Pytam, nic mi nie będzie?

***


- Witamy na księżycu.
- Zabawne te komory. Wyspałem się jak nigdy. Czy ma pani może papierosa?

***


Świetlówki w korytarzu migały w sobie znanym rytmie. Sylwetki kolejno rozbłyskały mdłą, żółtawą poświatą i zamieniały się w ciemne kontury na tle jasnych ścian. Ich liczba stale się zwiększała.
- O co chodzi? – zapytała Hard Candy.
- Mój zegarek – Preston uniósł nadgarstek na wysokość twarzy. – Pokazuje rok dwa tysiące czterdziesty piąty.
- Może jest popsuty – stwierdziła cienkim głosem Orpha.
- Ziomku, czy to prawdziwy Rolex? – zainteresował się J.J. Został zignorowany.
- Nie – wtrącił Harrison. – Widać, że to solidna rzecz. Pewnie z dystryktu szwajcarskiego w Unii. Dobre, tradycyjne zegarki się nie psują. Tak jak samochody. Ale te nowe, napakowane elektroniką… nawet nie wiem jak je tankować.
- Chuj się znasz na brykach, glino – mruknął J.J. Ponownie został zignorowany.

***


- Przepraszam, pani doktor?
- Sama nie wiem, co o tym myśleć, Sigismund. Nie mam pojęcia, co robić.
Wzruszenie ramion.
- Przepraszam?
- Nie teraz, człowieku. Musimy to jakoś poukładać, Sigismund. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Mógłbyś coś powiedzieć?
Twarz jak z kamienia.
- Przepraszam?
- Jezu Chryste, czego? Nie widzisz, że rozmawiamy? Coś ty w ogóle za jeden?
- Gary.
- Aha, no tak, pamiętam. Więc, w czym ci mogę pomóc, Gary?
- Dziewczynce się zachciało do łazienki.

***


- Pani jest Tiną, prawda? Tą z telewizji? Ja jestem Orpha.
- Tak, jestem. Jak to miło spotkać tak młodą osobę z dobrym gustem. Lubisz moją twórczość?
- Nie. Uważam, że jesteś pretensjonalną naśladowczynią gwiazd z drugiej połowy dwudziestego wieku cierpiącą na typowy kompleks współczesnych muzyków, którzy nigdy nie dorównają starym artystom. Od trzech lat nie nagrałaś niczego dobrego, a z porządnego gatunku muzycznego zrobiłaś komercyjną, plastikową papkę. Marylin Monroe jest pewnie wymówką dla twojej nadwagi. I nie zasłaniaj mi się tu Jamesem Brownem, facet musi się przez ciebie przewracać w grobie.
- Wow… jesteś naprawdę wygadana, co mała?
- Nie nazywaj mnie „małą”, afroamerykańska kurwo.
- Co ty powiedziałaś? Hej, wracaj! Ej! Nie myśl, że ci to ujdzie płazem, ty mała biała suko! Candy, słyszałaś, jak mnie nazwała ta rasistowska zdzira? Mówię do ciebie, blondyno.
- SŁUCHAM?
- Pytam, czy słyszałaś…
- NIC NIE SŁYSZĘ. MÓW GŁOŚNIEJ. STRASZNIE BUCZY MI W USZACH. DOKTOR POWIEDZIAŁA, ŻE TO MINIE.

***


- O, macie tu telewizor.
- To nie jest telewizor, panie dwa J.
- Mów mi Dogg. Ty jesteś Candy, right?
- Hard Candy.
- No właśnie. A ty Preston. Mam pamięć do imion. Co oglądacie?
- Jakieś gówno.

EKRAN

-„And remember: we care”. Znam już wszystko na pamięć. Puszczają kilka reklam, zapętlonych. W kółko to samo. Tę widzę po raz szósty.
- Nie ma kablówki?
- J.J., jesteśmy na Księżycu.
- To powinni mieć telewizję satelitarną, nie?

***


- Hej, Sigismund, zaczekaj chwilę.
- …
- Jak mogę się dostać do szafki?
- …
- O żesz, gówniaro, uważaj. Mogłem cię zdeptać.
- Ale jesteś ogromny!
- Sigismund?
- …
- Chyba się gdzieś śpieszył. No więc, jak już mówiłam, łatwiej cię przeskoczyć niż obejść w tym korytarzu.
- Zawracasz tyłek w jakimś konkretnym celu?
- Nie. Powiedz, cały jesteś taki duży?
- Cały.

***


- Dobrze, są wszyscy? Zebraliśmy się tutaj…
- …aby powiązać świętym węzłem małżeńskim Garego i Orphę.
- Stulisz pysk? Może wreszcie się czegoś dowiemy.
- Czy ktoś nam łaskawie wyjaśni, o co tu chodzi? Czekamy już dwie godziny.
- Rozumiem wasze zdenerwowanie. Zapewniam, że jak tylko uda mi się ustalić pewne fakty, zostaniecie poinformowani.
- A co tu ustalać? COMP-ANY coś spieprzyło.
- Co z resztą pasażerów?
- W większości nie żyją. Ich komory miały usterki. Niektóre dają niejasne odczyty. Nie zaryzykuję ich otwarcia bez specjalnego sprzętu, zabiłabym pacjentów.
- Dlaczego byliśmy zahibernowani sześć lat?
- Właśnie, dlaczego? Z prostego rachunku wynika, że nawet przy najmniej dogodnych warunkach w tym czasie zdążylibyśmy odbyć podróż trzysta dziewięćdziesiąt osiem razy.
- Polecą odszkodowania, oj polecą.
- Czy my aby na pewno jesteśmy na Księżycu? Z tego co widzę, nie opuściliśmy nawet promu. Wszystko wygląda tak samo jak w chwili startu.
- To pewnie jakaś pętla czasowa. Był o tym taki stary film. Całkiem niezły.
- Proszę o spokój. Zapewniam, że wyjaśnienia się znajdą. Najpierw jednak koniecznym jest, abym przeprowadziła na was badania pohibernacyjne. Dla waszego dobra. Poczekajcie na wezwanie, zajmijcie kwatery. Tina będzie pierwsza.
- Z całym szacunkiem, to C.L. wymaga natychmiastowej pomocy.
- Nic mu nie będzie, podnieście go tylko z ziemi, żeby nie zakrztusił się wymiotami.
- Dlaczego Tina?
- Bo ja tak, do cholery, mówię. Jestem lekarzem.
Awatar użytkownika
COMP-ANY
New One
 
Posty: 16
Rejestracja: 11 Lip 2012, o 18:25

Wróć do Ucieczka z Księżyca