Content

Bitwa o Coruscant

[Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 23 Paź 2012, o 20:43

Mistrz Turoug mimo spokojnego usposobienia, był pod ogromnym wrażeniem pokazu umiejętności jakie zaprezentował Luke Skywalker. W historii Zakonu nie było wielu Jedi dysponujących takim ogromnym potencjałem. Świadomość posiadania takiej osoby po swojej stronie na pewno wlewała w serca obrońców Świątyni, jaki i całego Coruscant, wiele nadziei.
Nieco inną postacią był Kyle Katarn, jednak Dave darzył go nie mniejszym szacunkiem niż Wielkiego Mistrza. Niezwykle budująca była bezpośredniość oraz poczucie humoru członka Najwyższej Rady Jedi. Jeżeli Moc zadecyduje, że są to ich ostatnie dni, to zapewne zostaną okupione ogromnymi stratami Imperium.
Turoug cieszył się, że został mu przydzielony Nhkik. Rosły Zabrak był już zaawansowanym adeptem. Gdy David wysondował go oraz Shiris Astaris, otrzymał krótki obraz plusów i minusów. Beknnh na pewno posiadał obecnie większe umiejętności oraz wiedzę, jednak dziewczynka miała większy potencjał, który należało ukierunkować.
- Mistrzu, wraz z Nihkikiem i przydzielonymi kompanami udam się zabezpieczyć cele, chociaż jeżeli nie dojdzie tam do uszkodzeń zabezpieczeń raczej zbędna będzie większa liczba Jedi. Tym bardziej, że mamy tam droidy wartownicze. - rzekł dawny podopieczny Hadyyka, po czym ciszej dodał - Rozumiem, że w razie wyższej konieczności, mamy użyć wszelkich możliwych środków, które nie dopuszczą do wystąpienia zagrożenia wewnątrz Świątyni?
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 24 Paź 2012, o 13:13

Hadyyk był jednym ze starszych Jedi Nowego Zakonu i popisów Skywalkera widział już kilka. Pomimo to, był pod nie mniejszym wrażeniem ostatniego wyczynu, choć w głębi ducha ponad podziwem skrywał nadzieję, że nie zostanie wystawiony na aż taką próbę. Nie był pewien, czy podołałby. Szkło, które rozdeptywał butami tylko upewniało go w przekonaniu, że byłoby to zbyt duże wyzwanie - którego mimo to nie wahałby się podjąć, jeżeli zmuszą go do tego okoliczności.
Kiedy Turoug zadeklarował, że jego podopieczni udadzą się w kierunku cel więziennych, Hadyyk pomyślał o Archiwach. Ich istnienie bynajmniej nie było owiane tajemnicą, a jeżeli wpadną w niepowołane ręce, skutki mogłyby przerosnąć ich wszystkich. Obserwując w milczeniu Katarna czekał, aż udzieli Davidowi odpowiedzi na jego pytanie. Nie wątpił, że on sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Archiwa za wszelką cenę nie mogą dostać się w ręce Imperium.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Silus Targon » 26 Paź 2012, o 01:25

Salomea razem ze wszystkimi Jedi siedziała w auli. Wyczuwała emocje panujące wśród obecnych. Nie trzeba było być specjalistą w tej dziedzinie aby wyczuć że z niejednego umysłu emanował strach. Nie był to może strach przed sama konfrontacją ale przed śmiercią. Wielu uczniów bało się śmierci. A strach łatwo może wpłynąć niekorzystnie na szybka ocenę sytuacji. Dwudziestosześciolatka ani przez moment nie bała się śmierci. Nie bała jej się nawet przed wstąpieniem do zakonu bo wiedziała że nie ma dla kogo żyć. Tym bardziej teraz gdy wie że śmierć to kolejny etap na ścieżce mocy. Była pewna że jeśli jej śmierć miałaby przysłużyć się życiu niewinnych istot bądź adeptów nie zastanowiłaby się nawet przez moment. Z jej kamiennej twarzy jak zwykle nie dało się wyczytać żadnych emocji. Na duchu podnosiły ją postawy wytrawnych mistrzów Jedi którzy tak samo wszystko przyjmowali ze spokojem. W dodatku popis mocy Luka dodał wszystkim wiary że mając kogoś takiego nasze szanse rosną.
Właśnie dla takich momentów jak niespodziewana walka z imperium warto było poświęcić życie na służbę w zakonie. Na obronę niewinnych. Szkoda jej było tylko dziesięciolatków którzy w większości nie zdawali sobie nawet sprawy z tego co ich czeka. Ale to była dobra decyzja, trzeba było rzucić wszystkie siły na obronę. Nagle usłyszała za plecami głos mówiący w jej kierunku.
-Witaj. Salomeo - był to mistrz Broo Bona. Pierwszy Jedi z którym miała kontakt a który to przekazał ją pod skrzydła Kona Lae.
-Witaj mistrzu - schyliła lekko głowę.
-Przemyślałaś sprawę przydziału? - zapytał pośpiesznie
-Znasz mistrzu moje możliwości. Żaden ze mnie pilot ale oddaje się pod wasze rozkazy.
-Szkoda byłoby nie wykorzystać twoich umiejętności szermierczych. Nie masz jeszcze statusu Rycerza więc dołączysz do Mistrza Hadyyka. Powiadom go o Twoim przydziale i masz słuchać wszystkich jego rozkazów - recytował stanowczym tonem. Salomea w głębi cieszyła się że ją doceniono bo spodziewała się raczej zadania przy ochronie młodzików.
-Tak jest mistrz - rzuciła szybko. Mistrz Broo zdążył się już odwrócić i wędrować do kolejnej osoby
-Mistrzu! - podniosła jeszcze głos by ten ją usłyszał - Dziękuje - dodała już ciszej gdy na nią spojrzał
-Niech moc pomoże dziś nam wszystkim - usłyszała w odpowiedzi czując że mistrz myślami jest daleko stąd.

Zaraz po usłyszeniu rozkazów zaczęła szukać w tłumie Hadyyka. Dotknęła rękami swojego ciała w kilku miejscach by sprawdzić czy cały ekwipunek jest na swoim miejscu. Komunikator, trzy granaty odłamkowe które miała jeszcze za czasów służby w armii Nowej Republiki i oczywiście dwa miecze świetlne które były podporą umiejętności wszystkich zgromadzonych. Upewniła się jeszcze że broń jest dobrze przypięta, tak by nic nie ograniczyło nagłego sięgnięcia po nią. Wyróżniająca się w tłumie czerwono-czarna szata jak zwykle była idealnie do niej dopasowana by nie ograniczać ruchów.
-Mistrzu? - zwróciła się do Hadyyka który od razu odwrócił się w jej stronę - Mistrz Broo Bona przydzielił mnie pod Twoje rozkazy. Jestem w pełnej dyspozycji.
Miralukanka zastanawiała się czy Hadyyk ją w ogóle pamięta. Jakiś czas temu miała możliwość otrzymać od niego krótki trening szermierki. Była wtedy jeszcze dużo mniej doświadczona w tej sztuce a jego rady była nader cenne w dalszym szkoleniu. Tak czy inaczej była pewna że trafiła w ręce spokojnego i rozważnego mistrza któremu może w pełni zaufać.
Postać główna
Image
Postać podoczna
Salomea Tiris
Image
Medison
Awatar użytkownika
Silus Targon
New One
 
Posty: 654
Rejestracja: 26 Sty 2009, o 20:45

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 26 Paź 2012, o 13:02

To co uczynił Mistrz Skylwaker było imponujące. Nikh wiedział że nie jest to zwykła manifestacja siły, tylko działanie mające na celu ochronienie zebranych Jedi.

Przydzielony do Mistrza Turouga zarak szybko ruszył w jego stronę aby odebrać rozkazy dotyczące dalszych działań. Mimo że nie brał udziału w walce to poczuł narastające podniecenie, które udało mu się szybko opanować. Większość Jedi w świątyni miała swoją broń- miecze świetlne, jednak Nikh jako adept nie stworzył jeszcze własnej broni i w tej chwili był całkowicie bezbronny. Kiedy usłyszał że będą zabezpieczać cele, poczuł ulgę. Mimo iż chciał walczyć, wiedział że jego doświadczenie bojowe jest małe i że są w świątyni dużo lepsi wojownicy. Dla tego z pokorą przyjął wyznaczone zadanie.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 27 Paź 2012, o 20:11

Hadyyk skinął głową w odpowiedzi, uśmiechając się ledwie zauważalnie.
- Dobrze cię znowu widzieć, Salomeo. - Chociaż powietrze w Świątyni wciąż ciężkie było od spalenizny i strachu, na kilka chwil zapanował spokój. Czy na długo? Hadyyk co jakiś czas zerkał w kierunku nowo powstałego okna, jednakże nie wisiał tam już żaden statek Imperium. Miła odmiana. Większego przemeblowania tu nie potrzebowali. - Wybacz. Nie zdążyliśmy jeszcze posprzątać. - Pozwolił sobie dodać, wykopując butem kawałek szkła, którym niechcący skrobał posadzkę. Nie miał do czynienia z wieloma Miralukankami przed Salomeą, jednakże pamiętał czyjeś słowa, że miały tendencję do utrzymywania porządku. Pedantyczną. Pamiętał, w jaki sposób wymachiwała mieczem świetlnym: dopóki to za jego pomocą będzie sprzątać, wszystko powinno pójść z górki.
- Wychodzi na to, że przyjdzie nam zabezpieczyć Archiwa - wyjaśnił - dzielimy się teraz na grupy. Jedna idzie sprawdzić, czy cele więzienne są nienaruszone, druga zajmie się Archiwami.
Wyjaśniwszy to pokrótce, Hadyyk zaczął zastanawiać się, jak mieliby tego dokonać. Jedyną sensowną opcją było skopiowanie ich potężnej bazy danych, jednakże musiałoby to być współbieżnie wykonywane przez wiele droidów. Czy był na to czas? Równie dobrze mogli wymontować dyski z serwerów. To byłaby szybsza opcja, jednakże nie eliminowałoby to ryzyka wpadnięcia Archiwów w niepowołane ręce. Czy dyski trzeba będzie zniszczyć, a postawić na kopiowanie bazy danych? Holokrony trzeba będzie za wszelką cenę zabrać ze sobą podczas ucieczki. Nauki w nich zawarte raczej nie przydałyby się Sithom, jednakże okazałyby się bezcenne podczas odbudowy Zakonu. Gdzie indziej. I z samego tego powodu lepiej, żeby Sithowie nie położyli na nich rąk.
Im szybciej wyruszą, tym lepiej. Czekanie było ostatnim, co należało zrobić. Co zamierzał jednak Katarn?
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 1 Lis 2012, o 13:32

*Andy Calius przenosi się do [Bitwa o Coruscant] Bitwa kosmiczna

- Po prostu zróbcie, co uważacie za słuszne - odpowiedział Davidowi lakonicznie Katarn. Dodał jeszcze jedno słowo, przez które rozumiał zdolność do podejmowania decyzji - mistrzu.
- Pójdziesz z mistrzem Hadyykiem do archiwów - polecił Peter Covell przydzielonej adeptce. - To będzie dla ciebie najlepsze miejsce. Słuchaj go we wszystkim, wypełniaj jego polecenia. Ja zaś ruszę z mistrzem Turougiem. Tak będzie najlepiej.
- Ruszać się, zanim będziemy mieli towarzystwo - Kyle Katarn podrapał brodę. Sam do końca nie wiedział, jak się zabrać za organizację w tym trudnym dla Zakonu momencie. Ale kto by wiedział?

***


Cele więzienne
David Turoug, Peter Covell, Nikh, Hora Soraleui

Podświątynne cele były miejscem rzadko odwiedzanym przez wychowanków Zakonu. Adepci zwyczajowo w ogóle nie mieli tu wstępu, teraz Nikh mógł się czuć w pewien sposób wyróżniony.
Co tak naprawdę kryły cele? Mało się o tym mówiło, nawet wśród Jedi.
Jedi nie przeprowadzali egzekucji. Tak mówił kodeks i tak było w istocie. Jak długo dało się znaleźć inne rozwiązanie, nie odbierali życia przeciwnikom. Nawet najpodlejszy Lord Sithów miał prawo do łaski.
Ciemna Strona sądziła, że to słabość, zresztą nawet osoby z Sithami i Ciemnymi Jedi niemający nic wspólnego uważali te zasady za niewygodne, abstrakcyjne, po prostu szalone. Jeśli ktoś je znał, potrafił je użyć przeciwko Jedi.
Zdarzali się tacy przestępcy, nie tylko władcy Mocy, którzy w oczach Strażników Pokoju byli zbyt groźni, by móc ich przetrzymywać poza nadzorem Jasnej Strony. Sekty z okresu Resztek Imperium swego czasu wypełniły po brzegi cele więzienne w antycznych świątyniach Massasich na Yavinie. Podobnie jak kilku inkwizytorów czy szaleńców, którzy nigdy żadnego szkolenia nie odbyli, jednak byli bardzo na Moc czuli i sobie z tym nie radzili. Dlatego ważne było szkolenie. Moc potrafiła nawet pomieszać zmysły, gdy nie umiało się z niej korzystać.
Istnienie więzień było zatem konieczne. W czasach Starej Republiki Jedi mieli do tego kilka placówek, dobrze ukrytych poza wzrokiem ciekawskich.
Cele w Świątyni na Coruscant były bardzo dobrze zabezpieczone.
A jednak, w miarę zbliżania się do nich, odczuwało się niepokój. Na terenie Świątyni wszystko było gładkie na powierzchni Mocy. Każde zaburzenie było dobrze widoczne, każdy wróg Jedi w pewien sposób stawał na z góry przegranej pozycji. Tak jak Rycerz Jedi miałby problem z działaniem w sercu Ciemnej Strony, tak Sithowie i Upadli Jedi nie byli w stanie czerpać siły z mroku tutaj, w majestacie jasności. Większość środków zabezpieczeń była zbędna. Chodziło o samo miejsce. Świątynia była czysta w Mocy.

***


Skaza na gładkiej tafli pojawiła się nagle, rozeszła się falą jak rozchodzą się fale na stawie, gdy wrzucić doń kamień.
Jeszcze w korytarzu, jeszcze przed samymi celami, z sufitu spłynął cień. Był to cień szaleńca. Miecz Nikha zadrgał i dosłownie zerwał się z uprzęży na pasie. Świetlna klinga zapłonęła, choć nadal nie było widać, kto ją trzyma. Doświadczenie Davida pozwoliło mu ocenić, że szermierz wykonuje skomplikowany manewr znany jako skok motyla. I wykonał go bezbłędnie, mijając po drodze nieświadomego zdarzenia Horę, idącego na samym końcu grupy.
Hora Soraleui padł bezwładnie, zdekapitowany. Obok niego spadła sylwetka, teraz już wyraźna, rosły mężczyzna ze spojrzeniem padlinożercy. Wydawał się spokojny, ale Moc się w nim gotowała, dawał upust emocjom. Bardzo długo zbieranym emocjom.
- Osiem lat - szepnął mężczyzna, klęknął i podniósł miecz zabitego. - Osiem lat czułem waszą przytłaczającą obecność. Jak węzeł zaciskany na gardle. Ale dziś coś się stało, prawda, Jedi? Poluźniliście węzeł. Nie ma w Świątyni Jedi. Poza wami.
Szalony Ciemny Jedi odziany był w łachmany kombinezonu imperialnej sekty. Kombinezony takie nosili Uczniowie Ragnosa. Musiał być jednym z najstarszych więźniów Zakonu.
Włączył drugi świetlny miecz, zamłynkował, jakby chciał sprawdzić, czy aby nie wyszedł z wprawy.
- Przez cały ten czas czułem obecność Katarna. - Uderzył jedną klingą o drugą, posypały się iskry. - Zaprowadźcie mnie do niego i pozwolę wam żyć. To sprawa osobista.
Uczeń Ragnosa nie był jednak największym zmartwieniem Davida, Petera i Nikha. Nie trzeba było daru prekognicji Jedi, by wyciągnąć wniosek. Skoro udało się uwolnić jemu... to innym prawdopodobnie też.

Archiwa
Jason Manten, Gyar-Than Hadyyk, Shiris Astaris, Salomea Tiris

Kyle polecił, by szybko przejrzeć archiwa i dokonać ich selekcji. Wiele danych mogło zostać zabranych (i zostało) przez grupę odpowiedzialną za logistykę podczas inwazji. Ale większa część nauk Jedi, zebranych w pocie czoła nie tylko przez Skywalkera, ale przez cały Nowy Zakon, musiała niestety zostać porzucona. Nie dało się wziąć wszystkiego. Obecna grupa miała się zająć właśnie tym niezbyt chlubnym zadaniem. Selekcją. Mieli zadecydować, co przetrwa, a co zostanie skasowane. Jeśli Imperium zdobędzie w toczonej bitwie o Coruscant Świątynię, decyzje małej grupki Jedi będą, być może, ważyły o przyszłych losach Zakonu.
Dwóch mistrzów i dwie adeptki - oczekiwano od nich w tej chwili niemożliwego.
Nieliczne holokrony z czasów Starej Republiki zostały zabrane w pierwszej kolejności. Pozostawały dyski, posągi, ręczne zapisy na flimsiplaście, nawet papierowe manuskrypty. Były jeszcze i eksponaty muzealne, których za nic nie dało się ruszyć ze Świątyni, a które również niosły ze sobą wiedzę, jeśli ktoś wiedział, jak ją odczytywać. Potężne holodyski, elektroniczne księgi, sprawozdania z zadań, notatki dotyczące członków Zakonu, holorejestracje z wykładów, analizy technik posługiwania się świetlnym mieczem, schematy konstrukcyjne - to tylko część z tego, co w swych sterylnie czystych ścianach przechowywała Świątynia. Były jeszcze grupy przedmiotów niezbadanych, jak choćby te pochodzące z latającej akademii. Były koordynaty planet, które mogły zawierać nauki Jedi, ale do tej pory ich nie odwiedzono. I jeszcze dane rodzin, które oddały na naukę w Świątyni swe pociechy.
I były też artefakty ciemnej strony. Nie tylko materialne - Nowy Zakon gromadził wiele zapisów, również tych, które wchodziły w skład dziedzictwa Sithów. Nie wszystko mogło zostać bezmyślnie zniszczone, wiele faktów historycznych zdołano poznać wyłącznie dzięki badaniom nad kronikami wrogów Zakonu.
W archiwach wrzało, członkowie grupy logistycznej uwijali się w panice. A czworo Jedi stanęło przed nimi i mieli zacząć pracę niczym urzędnicy na totalitarnej planecie. Zadecydować, co z pozostałych zapisów jest istotne i da się ocalić, co można zostawić i zaryzykować, że nawet w rękach Imperium nie będzie szkodliwe, a co będzie trzeba za wszelką cenę... zabezpieczyć...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 1 Lis 2012, o 14:43

Pierwsze co poczuł adept to strach kiedy zobaczył padającego na ziemię Horę. Pierwsze co przyszło mu do głowy to uciekać.

Zabrak nagle uświadomi sobie że strach który nadchodzi może pochodzić od mrocznego Jedi. Nikh wyobraził sobie wysoką twierdzę otoczoną potężnym murami. Tak samo robił podczas ćwiczeń i gdy był na Tatooine. I rzeczywiście. Negatywne emocje osłabły i choć dało się je wyczuć to były jak głos osoby krzyczącej przez ścianę. Słaby ale mimo wszystko wciąż obecny.

Nikh rozejrzał się szybko dookoła. Analiza sytuacji była kiepska. Z czwórki Jedi zostało tylko trzech. Po błyskawicznym ataku stracili towarzysza w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem. Brak broni otrzymanej zanim wkroczyli do podziemi sprawiał że mimo pozornego spokoju Nikh bał się. Po raz pierwszy od dawna. Mimo że walczył z Wuufem de Biką to ta sytuacja była dużo gorsza. Mimo ran które zabrak miał po pojedynku Shistavanin nie zamierzał go wtedy zabić. W tym przypadku było zupełnie inaczej. Najmniejszy błąd szermierza doprowadzi do jego śmierci.

Nagle Nikh zwrócił uwagę na coś czego wcześniej nie zauważył. W świetle zapalonych mieczy dostrzegł że Hora przy pasie miał drugi miecz. Zabrak postanowił nie wykonywać żadnego ruchu, jednak gdyby doszło do sytuacji w której będzie musiał walczyć, był gotów aby zdobyć miecz przy użyciu telekinezy. Mimo skupienia nie wykonał żadnego ruchu, gdyż wiedział że może on sprowokować napastnika a nie wiedział co zamierzają zrobić bardziej doświadczeni Jedi.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 1 Lis 2012, o 18:34

Dziewczynka posłusznie skinęła głową, na znak, że rozumie słowa Mistrza Covella, po czym biegiem ruszyła za grupą zdarzającą do Archiwów.

Archiwa od samego początku były najulubieńszym miejscem Shiris. Dziewczynka uwielbiała każdy zakątek tego miejsca. Zawsze przychodziła tu w wolnym czasie i spędzała tu całe godziny, ucząc się wszystkiego co tylko mogła przeczytać. Wciągu tych kilku miesięcy spędzonych w Świątyni przechodziła wzdłuż wszystkich regałów tysiące razy. Zawsze panowała tu cisza, spokój. Teraz jednak, tak jak w całym gmachu Światyni, wszystko zniknęły one bezpowrotnie. Wchodzących do Archiwów powitał wszechobecny chaos.
Shiris ogarnąwszy wzrokiem cała scenę, tłumiąc w młodym umyśle pierwsze oznaki paniki, zwróciła się do Mistrza Hadyyka z nadzieją w głosie.
- Ale uda nam się wszystko to uratować, prawda? – w tym, niemal błagalnym, pytaniu małej dziewczynki zamknęła się cała jej miłość do wiedzy, tak nie spotykana u istot w jej wieku.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 16 Lis 2012, o 21:35

Turoug wyczuł niebezpieczeństwo sekundę przed tym, jak więzień zdekapitował Horę. Upadek jego ciała był równie głośny, jak nagle gasnąca aura Soralelui. David miał okazję współpracować już z tym Rycerzem na Kashyyyku, gdzie nieżyjący już towarzysz, odniósł poważne rany.
Nie było jednak czasu na rozmyślania. Dosyć wąski korytarz raczej nie pozwalał rozwinąć skrzydeł dla użytkownika Ataru, dlatego też Dave zdecydował się na bardziej prostą technikę. Jak błyskawica runął na wyznawcę Ragnosa, nie odpowiadając na jego słowną zaczepkę. Lata praktyk, treningów i zdobytych doświadczeń niemal natychmiast pozwoliło Turougowi stopić się z Mocą, z której czerpał energię. Mistrz Jedi nie czuł żądzy zemsty, ze względu na śmierć Hory. Choć zdawało się to nieco brutalne, były uczeń Hadyyka i Bardoka wiedział, że w obronie Świątyni zginie jeszcze niejeden członek Zakonu.
Zasypany gradem ciosów, mężczyzna wręcz musiał przejść do defensywy. Na jego niekorzyść na pewno przemawiał brak możliwości regularnych treningów i ograniczona przestrzeń ruchowa, jaką stanowiła więzienna cela. Próby kontrataków szybko były niwelowane przez Davida. Nie było czasu na przedłużanie pojedynku, mimo iż przeciwnik walczył dwoma mieczami świetlnymi. Będący mistrzem telekinezy Peter Covell cisnął w niego gruzami, które o centymetry minęły walczącego Jedi. Nie czekając na efekty działań przyjaciela, Turoug ruszył do ostatecznego ataku, zbijając cięcie adwersarza i samemu wyprowadzając cięcie na wysokości tułowia.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 17 Lis 2012, o 12:13

Widząc popłoch i czując, jak krew w żyłach zaczyna mu drżeć od zaburzeń Mocy, żałował, że nie posiadł umiejętności Turouga. Medytacja, choć wykorzystywał ją do zupełnie czegoś innego, teraz mogłaby się przydać - niestety, nigdy nie było mu dane zgłębić tej dziedziny posługiwania się Mocą. Czas naglił. O ile już teraz byli postawieni przed faktem, że nie wszystko uda się uratować, pytanie małej Shiris wypchnęło Hadyyka jeszcze dalej.
- Zrobimy, co w naszej mocy, Shiris - odpowiedział cicho Hadyyk - ale nie wszystko uda nam się uratować.
Jedi zdążył już zauważyć, że głównych bibliotekarzy nie było w całym tym zamieszaniu. Archiwa były spore, a czasu było mało. Złapał za rękę jednego z archiwistów, który akurat przechodził obok niego.
- Niech wszyscy zbiorą się tutaj. Szybko!
Hadyyk następnie zwrócił się do Salomei.
- Salomeo, ogarnij to zamieszanie. Musimy działać szybko. Jason, jesteś w stanie znaleźć kogokolwiek z głównych bibliotekarzy? Ja poszukam droidów i dysków. Shiris, proszę, trzymaj się Salomei, Jasona albo mnie. Dobrze?

Wybaczcie, że ten odpis taki bez polotu: żywcem nie mam czasu teraz odpisywać.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Silus Targon » 18 Lis 2012, o 01:37

Salomea stając w drzwiach archiwum potrzebowała kilku głębszych oddechów by zachować zimną krew. Grupa logistyczna choć ćwiczenia odbywała niejednokrotnie miała problemy z ogarnięciem sytuacji. Miała wrażenie jakby niektórzy biegali w te i wewte bez celu. Czuła jak moc wiruje wokół niej. Trzeba było ją wręcz wyrywać ale to mobilizowało ją jeszcze bardziej. Serce zabiło dziewczynie mocniej gdy usłyszała słowa Hadyyka. Wszyscy obecni zaczęli powoli zbierać się wokół nich. Nie było czasu na długie planowanie. Była w pełni świadoma że każda chwila zwłoki w tym momencie to ogromne ilości straconych cennych informacji. Zdecydowanie od kilku lat była jednym z najczęstszych gości w tym miejscu. Szybko przebiegła myślami przez wszystkie działy układając priorytety. Mistrzowie którzy z nią przybyli ustalili już sobie zajęcia. Patrzyła jak wianek otaczających ja ludzi głośniej lub ciszej szeptał do siebie coś omawiając problemy które już udało im się napotkać, co w sumie stworzyło gwar który naprawdę trzeba było przekrzyczeć. Nikt się temu nie dziwił. Nie było tutaj osób które pamiętałyby podobną sytuacje w zakonie.
Miralukanka gwizdnęła na palcach by zwrócić na siebie uwagę wszystkich. Nie czuła się komfortowo w tej sytuacji. Zazwyczaj stała gdzieś w cieniu swojego mistrza lub po prostu obserwowała sytuacje z boku. Niestety nie było możliwości omawiać szczegóły tego kto o czym decyduje. Chciała jak najlepiej poprowadzić eksportem danych. Towarzystwo ucichło i spojrzało na młodą Jedi.
-Słuchajcie nie muszę wam mówić w jak krytycznej sytuacji się znaleźliśmy. Przede wszystkim musimy wszyscy współpracować. Dzielimy się teraz na 3 grupy. Jedna będzie odpowiedzialna za przeniesienie danych dotyczących rodzin aktualnych i przyszłych uczniów. Nie możemy narażać ich na niebezpieczeństwo. W drugiej kolejności wyciągną wszystkie dane dotyczące aktualnie prowadzonych akcji i pozycji Jedi których nie ma w świątyni. Jak skończycie a będzie czas dostaniecie kolejne instrukcje. Druga grupa musi zabezpieczyć wszystkie informacje dotyczące technik walki, budowy mieczy, technik korzystania z mocy i koordynaty planet których jeszcze nie zbadaliśmy a powinniśmy. Im więcej uda się uratować tym lepiej. Pracy nie powinno wam braknąć - zrobiła kilkusekundową przerwę zbierając jeszcze raz myśli do kupy. Starała się pokazać że jest pewna siebie ale w tym miejscu nikt, nawet wieloletni mistrz czy członek rady nie byłby pewny tego co robi.
-Słuchajcie - zaczęła mówić bardziej ściszonym głosem - jeśli w trakcie pracy dostaniemy informacje że imperium opanowało orbitę będziemy mieli dosłownie minuty. Jeśli do tej pory żaden z mistrzów nie podejmie innej decyzji musicie zniszczyć to czego nie zdążycie zabezpieczyć z rzeczy które wymieniłam. Ta sama wiedza jest w nas wszystkich. Raz już odbudowaliśmy zakon. Odbudujemy go ponownie.
Ale narazie myślimy o pracy - podniosła znowu głos. Trzecia grupa pójdzie ze mną. Zajmiemy się działem dotyczącym Sitchów i ciemnej strony. Nie możemy dopuścić do tego by imperium położyło łapy na tej wiedzy. Musimy zniszczyć artefakty i ich holokrony. Z tą stratą pogodzimy się. Ja będę przeglądała na komputerze dokumentacje i kolejkowała wam pozycje do usunięcia i zachowania. Eksponaty i posągi zostawiamy. Nawet jak je przejma nic się nie stanie. Dobra zabieramy się do roboty.

Poświeciła jeszcze chwilę na precyzyjniejsze rozdzielenie obowiązków w grupach i odpowiedzi na pytania. Zabrała ze sobą jednego Twi'leka informatyka który miał zająć się obsługa jej komputera by usprawnić pracę. Na bieżąco wyświetlał jej wszystkie zapisy dotyczące Sitchów.
Wszyscy ruszyli do swoich zadań. Wyczuwała wielki niepokój dookoła. Wiedziała że jeśli przeżyje będzie musiała sama rozliczyć się z tego zadania, gdziekolwiek będzie się znajdować. Stanęła przed wielkim ekranem na którym kolejno wyświetlały się zapiski w różnej postaci, raporty i inne zagadnienia ciemnej strony. Nad każdym zastanawiała się około sekundy i przerzucała je. Te który znalazły się po lewej stronie ekranu od razu szły do usunięcia. Te które znalazły się po prawej kolejkowały grupie trzeciej. Pocieszała się faktem że choć zadanie ma bardzo odpowiedzialne to jednak trafiła do spokojniejszej sekcji...
Postać główna
Image
Postać podoczna
Salomea Tiris
Image
Medison
Awatar użytkownika
Silus Targon
New One
 
Posty: 654
Rejestracja: 26 Sty 2009, o 20:45

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 19 Lis 2012, o 19:37

Cele więzienne

Szalony Ciemny Jedi był sprawny; jak na ofiarę wieloletniego pozbawienia wolności nawet imponował. Byłby wspaniałym obrońcą pokoju, gdyby tylko jego losy potoczyły się inaczej. Jak wiele osób w Galaktyce zakłocało równowagę Mocy, choć mogłoby ją skutecznie chronić? Jak wiele talentów zostało zmarnowanych w bratobójczych walkach Zakonów,, spaczonych Ciemną Stroną lub w ogóle niewykorzystanych?
Mimo wszystko, mimo niepoczytalnej zaciekłości, zwierzęcej wprost energii, Uczeń Ragnosa nie mógł się równać z dwoma mistrzami jednocześnie. Raniony przez czyste cięcie Davida wycofał się pod ścianę i zaatakował punkt, który uważał za najsłabszy w konstrukcji Jedi. Rzucił się na Nikha. Był to atak samobójczy, kolejny skok motyla. Manewr pozbawiony szans na przetrwanie, jeśli wykonywało się go na wprost doświadczonego szermierza. Po skończeniu manewr zostawiał atakującego bezbronnym na sekundę. Wystarczająco długo, by Turoug bez problemu zakończył walkę. Ale, jak się rzekło, mogło to nastąpić dopiero po ataku. Ataku, który miał być dla Nikha zabójczy.
Peter stał za daleko, David zaś znajdował się w niebezpiecznym położeniu do interwencji, z boku. To oznaczało, że mógł jedynie zaryzykować, by pomóc Nikhowi. Zaryzykować głową i patrząc na ciało Hory, wnioski nasuwały się jasne - nie była to metafora. Czy mistrz był gotowy oddać własne życie za życie wychowanka Świątyni?
Dziesiętne części sekundy mijały z wolna. Ciemny Jedi zmierzał po śmierć własną i przeciwnika. I nie obchodziło go, który z przeciwników to będzie. Chciał krwi.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry

***


Archiwa

- Damy radę, malutka - powiedział do Shiris mistrz Jason Manten. Był bardzo pewny siebie. Ale nie jak ktoś, kto jest przekonany o swoich umiejętnościach i sprzyjającej sytuacji; raczej jak osoba, która powzięła bardzo trudną decyzję. Otoczył Shiris ramieniem i odprowadził na chwilę na bok, by pomogła mu przy segregowaniu starych artefaktów.
Wręczył dziewczynie mały przedmiot, który wyjął zza opancerzonej gabloty. Był to kamień, czy też może diament lub kryształ, matowy, gorący w dotyku jak sam płomień.
- Ten jest dla ciebie. Opiekuj się nim, są bardzo rzadkie. Powstają tylko po wybuchu gwiazdy. Jest bardzo czuły na Moc, rozmawiaj z nim. Schowaj go głęboko do kieszeni i nikomu nie oddawaj. A jeśli wykorzystasz go kiedyś w swym mieczu, będziesz miała wyjątkową broń.
Shiris spostrzegła, jak członek Rady robi coś bardzo dziwnego. Jason podłączył swój datapad do konsoli, otoczył go wieloma przewodami i schował całość za pulpitem, by inni nie spostrzegli, że dokonuje transferu dużej ilości danych.
Następnie podszedł do jednego z antycznych posągów przedstawiającego postać o sumiastych wąsach, a może były to faktycznie wici wyrastające z twarzy? Pchnął posąg, ten się rozbił. Jason kucnął przy gruzach i wydobył z nich urządzenie przypominające nieco mankiety dla dworaków z planet o ustroju monarchicznym.
- Bądź teraz dobrą dziewczynką - poprosił z uśmiechem. - Pobiegnij do Salomei, przekaż jej, że mistrz Katarn odwołał rozkaz. Nie wolno kasować danych. A oto świetlny miecz dla ciebie.
- Jeśli dobrze się spiszesz i ocalimy mądrości Jedi, na pewno zostaniesz pasowana na rycerza - obiecał. - Ja tymczasem muszę porozmawiać z mistrzem Hadyykiem.
Shiris wiedziała, że coś jest nie tak. Ważyła w dłoni ciężar otrzymanego świetlnego miecza, prawdziwego miecza Rycerzy Jedi, a w sercu czuła żar emanujący z rzadkiego kamienia o matowej, czerwonawo-czarnej barwie.

***


Kto by pomyślał, że to właśnie Miralukanka zajmie się organizacją ocalenia dobytku Jedi, i że zrobi to sprawnie! Pozostali w archiwach pracownicy świątyni szybko zrozumieli, że warto jej słuchać.
Tkwiła w tym pewna ironia - niewidoma instruowała widzących, co mają robić.
Ale Salomea nie była po prostu niewidoma. Widziała inaczej, widziała Moc. Gdy patrzyła na artefakty Sithów, widziała czerń wetkniętą w ramy otoczenia. Gdy spoglądała na holokrony, emanowały słowami. Słowa te chciały być słuchane i kusiły, by słuchać ich tu i teraz. Każdy z zapisów Jedi chciał zostać wzięty. Tak, jakby miały własną świadomość, jakby prosiły o ocalenie. Gdy coś zostało skasowane, bolało dosłownie, fizycznie.
Wreszcie Salomea zobaczyła coś, czego wolała nie widzieć. Świątynię okrywał coraz większy cień. A jedno z jego źródeł znajdowały się tuż, w sali obok...

***


Dysk o ostrych krawędziach pomknął szybko i minął kark Gyara-Thana Hadyyka ledwie o kilkanaście centymetrów. Nie był to błąd strzelca, napastnik nie chciał zabić mistrza Jedi. Dlaczego?
Jason Manten, członek Rady Jedi, niepokorny, lecz zawsze wierny. Samotny wilk, tak go nazywali.
Iście wilczym krokiem sunął do Hadyyka. Na prawym przegubie miał nieznane urządzenie, pewnikiem był to miotacz tych pocisków, z których jeden przed chwilą omal nie wysłał Gyara-Thana na lepszą stronę Mocy.
- To lanvarok - powiedział, śledząc spojrzenie drugiego mistrza. - Prymitywna, lecz niezwykle skuteczna broń Sithów. Przez cały czas była w Świątyni. Ale my, oczywiście, nawet o tym nie wiedzieliśmy. Baliśmy się rozbić stary posąg, by sprawdzić, co zostało w nim ukryte. W jakiś sposób zawsze wiedziałem, że go tu znajdę.
Jason nie wyrażał się z nienawiścią czy pogardą. Był spokojny. Tak jak spokojny bywał wtedy, gdy walczył z Ciemną Stroną we wszystkich jej przejawach, w całej Znanej Galaktyce. Umiał bez emocji pozbawić życia zbrodniarzy. Czy zdołałby to samo zrobić z niewinnym?
Czy to możliwe, by lata tej walki odcisnęły na nim mroczne piętno? Moc podpowiadała, że nie tkwi w nim Ciemna Strona. Nie, to coś innego.
- Czy wiesz, mistrzu, dlaczego go wziąłem?
Z pewnością była to najdziwniejsze zaproszenie do dyskusji, z jakim Gyar-Than Hadyyk się zetknął. Manten nie mierzył do niego z antycznej broni, ale groźba w postaci dysku tkwiącego w ścianie była jasna. Dyskusja ta musiała się odbyć, inaczej jeden z rozmówców zginie.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 20 Lis 2012, o 23:23

Ciche słowa Mistrza Hadyyka zasmuciły Shiris. Kochała wiedzę, myśl o tym że jej część mogła by przepaść przeważała ją. Przecież było tu jeszcze tak wiele tomów, których nie przeczytała, tyle informacji, których nie wchłonęła… Była jednak tyko dzieckiem, adeptką Jedi, jedyne co mogła zrobić to pomagać dorosłym licząc z ocalą jak najwięcej danych. Gdy pozostali się oddalili okazało się, iż siła rzeczy powinna pozostać z Mistrzem Mantenem. Jego pierwsze słowa dodały jej nawet otuchy. Chciała bowiem wierzyć że ich misja się powiedzie. Z nadzieją ruszyła za nim. Pomoc w segregowaniu artefaktów była zajęciem ciekawym i pouczającym. Mimo iż gonił ich czas Mistrz znajdywał chwilę by z właściwym sobie humorem odpowiadać na zadawane przez nią pytania dotyczące porządkowanych przedmiotów.
Zdziwiła się gdy po nie długiej chwili wyręczył jej niezwykły kryształ. Był piękny i Shiris nigdy takiego nie widziała. Wyjaśnienie Mistrza jednak całkowicie by jej wystarczyło, gdyby nie jego dalsze dziwne poczynania. Samo transferowanie danych było dziwne, ale Shiris sądziła, że Mistrz chce ocalić jakieś informacje istotne dla niego, a nie mające priorytetu w kopiowaniu. Gdy jedna podszedł do jednego z posągów i rozbił go dziewczynka zaczęła czuć, że nie jest to zachowanie normalne dla Mistrza Jedi. Podeszła bliżej i zobaczyła dziwny mankiet trzymany w ręku przez Mistrza Mantena.
-Co to jest mistrzu? - zapytała szczerze zaciekawiona – Skąd wiedziałeś że jest w środku?
urządzenie przypominające nieco mankiety dla dworaków z planet o ustroju monarchicznym.
- Bądź teraz dobrą dziewczynką - poprosił z uśmiechem. Shiris zauważyła, że nie odpowiedział na jej pytania - Pobiegnij do Salomei, przekaż jej, że Mistrz Katarn odwołał rozkaz. Nie wolno kasować danych.
Jego słowa ucieszyły ale i zaskoczyły małą adeptkę, nikt do nich nie podszedł i nie przekazał tej informacji, nie słyszała też dźwięku komunikatora. Wydało jej się to podejrzane. Oczywiście istniała możliwość, że Mistrz Katarn i Mistrz Manten komunikowali się poprzez Moc, ale Shiris wydało się to mało prawdopodobne. Jednak dalsze słowa Mistrza Jedi wydały się dziewczynce po prostu abstrakcją. O ile wyręczenie jej miecza w obecnej sytuacji jeszcze mogło być uzasadnione, o tyle jego stwierdzenie o pasowaniu jej na rycerza zakrawało na żart. Na miłość mocy miała w końcu niewiele ponad 10 lat. Kto przy zdrowych zmysłach pasował by ja na rycerza. Coś było zdecydowanie nie tak. Nim jednak zdążyła zareagować, czy o coś zapytać Mistrz Jedi ruszył do sąsiedniej Sali.
Dziewczynka zgodnie z poleceniem Mistrza schowała dziwny kryształ w kieszeni, stała jeszcze chwilę, mimowolnie warząc w dłoni miecz świetlny i zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem Mistrza. Zdała sobie sprawę, iż jest tylko jeden sposób by poznać prawdę. Zbadać co konkretnie Mistrz Manten kopiuje na swój data pad. Za intrygowana dziesięciolatka podbiegła do pulpitu za którym ukryto urządzenie. Bardzo chciała wierzyć że Mistrz po prostu postanowił ocalić jak najwięcej informacji i że to co powiedział było prawdą. Przy kucnęła za pulpitem i wyciągnęła urządzenie wciąż podpięte do wielu kabli. Nie była najlepsza w obsłudze urządzeń elektronicznych ale umiała dość by dowiedzieć się jakie pliki ulegają kopiowaniu, to co zobaczyła zupełnie ją zaskoczyło.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Silus Targon » 23 Lis 2012, o 19:28

Grupa logistyczna z Miralukanką na czele im bardziej zagłębiała się w zdobycze świątyni tym bardziej odczuwała na sobie piętno strat które właśnie ponoszą. Nawet gdyby imperium nie udało się opanować orbity profilaktycznie trzeba było pozbyć się części danych. Na domiar złego coś bardzo niepokojącego rozpraszało jej uwagę. Nigdy nie czuła w świątyni czegoś takiego. Była świadoma że oaza spokoju która zawsze chroniła wszystkich Jedi może zamienić się w klatkę drapieżników. Pytanie tylko czy była gotowa stawić temu czoło. Odrywając się od pracy powoli podeszła do ściany z za której dochodziły ją niepokojące sygnały. Wysunęła powoli rękę by dotknąć jej opuszkami palców. Chciała przeniknąć wzrokiem ścianę by sprawdzić co dzieje się za nią. Co sprawia że wszystkie jej myśli ściągane są właśnie w tym kierunku. Miralukanin bardziej wprawny w praktykach Jedi pewnie bez problemu pokonałby barierę otaczającego mroku ale Salomea spotkała się z tym po raz pierwszy. Skupiła się jeszcze bardziej by wyciszyć umysł. Zapomnieć na chwilę o tym co dzieje się dookoła i przejść przez gąszcz mroku.
Nagle z niewiadomych przyczyn poczuła na sobie fale uderzeniową wybuchu. Siła powaliła ją na ziemię półtora metra dalej. Nieświadoma kompletnie co się stało szybko wstała kierując swoją uwagę w stronę kłębów dymu.
-Co się stało? - spytała szybko przechodzącego obok mężczyzny.
-Wysadziło jeden z rdzeni serwerów. Przegrzaliśmy go! - odpowiedział pośpiesznie
-To jest w ogóle możliwe?
-Teoretycznie nie. Choć nigdy nie próbowaliśmy obciążać wszystkich jednocześnie na 100%.
Salomea cały czas uważnie analizowała wszystkie aspekty tego co się działo.
-Albo ktoś przy nich grzebał - mruknęła jakby sama do siebie
-Raczej mało prawdopodobne. Miesiąc temu wszystko było dokładnie sprawdzane.
Kobieta nie skomentowała tego. Miesiąc czasu w zupełności wystarczył by coś namieszać.
Przy spalonym rdzeniu zaraz pojawiły się droidy sprzątające które schładzały miejsce wybuchu jakimś gazem.
-Jakie są straty? -spytała. Odpowiedz uzyskała od Twel'ka który pomagał jej chwile wcześniej.
-Spalił się serwer na którym mieliśmy dane dotyczące rodzin adeptów oraz aktualnych misji i pozycji naszych.
-Są jakieś kopie tego? Na to pytanie wszyscy lekko zrezygnowani pokiwali przecząco głowami
-Normlanie mamy ale procedura mówi że w takich sytuacjach wszystkie kopie od razu są kasowane. Zostawiamy tylko te z głównych serwerów z których kopiujemy to co potrzebne.
- Da się to jakoś odzyskać?
- Z dysków większość odzyskalibyśmy spokojnie tylko chodzi o czas. Zanim serwer się spalił zgraliśmy cześć danych ale nie jest tego wiele. Mamy teraz dwie możliwości. Możemy zmniejszyć obciążenie o 10% co powinno wyeliminować ryzyko kolejnej podobnej sytuacji albo ryzykować dalej.
Młoda Jedi szybko zaczęła rozważać wszystkie za i przeciw obu sytuacji. Ryzyko jak widać było spore a utrata kolejnych danych mogłaby zaboleć jeszcze bardziej...
-Dyski z uszkodzonego serwera trzeba od razu zniszczyć fizycznie. Trudno, nic na to nie poradzimy a przynajmniej imperium nigdy nie położy na nich łap. Zmniejszcie obciążenie o 5% i ustawcie droidy sprzątające wokół rdzeni. Jak temperatura zacznie znowu zbliżać się do ryzykownej niech powoli schładzają je tym gazem.
Po tych słowach wszyscy rozbiegli się łapiąc za robotę. Salomea zdawała sobie sprawę że obniżenie prędkości nawet o kilka procent zaowocuje utratą eksabajtów danych ale czuła że nic więcej nie może zrobić. Otrzepała się dookoła z kurzu. Była perfekcjonistką w każdym calu co jej wygląd zawsze potwierdzał. Spojrzała jeszcze raz na aurę mocy w archiwum. Zdawało jej się że panuje nad sytuacją. Powoli odwróciła głowę w stronę ściany przy której stała wcześniej. Niepokój narastał...
Postać główna
Image
Postać podoczna
Salomea Tiris
Image
Medison
Awatar użytkownika
Silus Targon
New One
 
Posty: 654
Rejestracja: 26 Sty 2009, o 20:45

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 2 Gru 2012, o 20:13

Nikh wiedział że najmniejszy błąd może doprowadzić do jego śmierci. Wciąż przed oczami miał padające na ziemię bezgłowe ciało Hory. Dla tego zabrak postanowił działać. Do dzisiejszego dnia wierzył że Jedi są niepokonani. Błyskawiczny atak podczas którego zginął Hora sprawił że opinia o rycerzach jasnej strony ucierpiała, jednak jeszcze nie runęła w gruzy. Z drugiej strony wciąż pamiętał jak Wielki Mistrz poradził sobie z atakującym statkiem. Wiara, tylko trochę zachwiana przez dzisiejsze wydarzenia, sprawiła że Nikh wciąż uważał że może wyjść cało z tego starcia.

Nikh zauważył dość nietypowy manewr ze strony Ciemnego Jedi. Widział że znajduje się na straconej pozycji. W ułamku sekundy zadziałały instynkty. Czynności wykonywane do tej porty w trakcie wielu godzin ćwiczeń sprawiły że Nikh zareagował błyskawicznie i odruchowo. Sięgnął w kierunku mocy i pozwolił aby ta wypełniła jego mięśnie i zwiększyła jego możliwości fizyczne. W momencie kiedy przeciwnik zaatakował Nikh wykonał coś w rodzaju skoku w tył połączonego z przewrotem (też w tył) aby wyjść poza zasięg ataku Ciemnego Jedi i umożliwić Davidowi atak na niego. Młody zabrak był świadom że ten manewr jest bardzo ryzykowny, jednak w sytuacji w której się znajdował mógł zrobić tylko dwie rzeczy. Albo działać, albo czekać bezczynnie na śmierć. Dla tego Nikh wybrał pierwszą opcję która wiązała się z akcją z jego strony.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 2 Gru 2012, o 22:17

Lata nauki w Świątyni Jedi oraz dziesiątki misji sprawiły że David widział już niejedno, a zdobyte doświadczenie na pewno procentowało. Ważne były też stalowe nerwy oraz błyskawiczne działanie. Oczywiście nie było mowy o zachowaniu typowym dla jeźdźca bez głowy. Wszystko miało swoje odbicie w treningach i medytacji. Jeden z mistrzów Jedi zwykł powtarzać "więcej łez i potu na treningu, mniej krwi w realnej walce".
Turoug machinalnie wyczuł co zamierza zrobić Nhkik Beknnh. Zabrak postanowił wykorzystać swoje najlepsze atuty oraz technikę którą opanował w najlepszym stopniu podczas tysięcy godzin ćwiczeń. Moc pozwalała mu na zwiększenie możliwości fizycznych ciała. W tym Nikh mógł równać się już z wieloma pełnoprawnymi Rycerzami Jedi.
W ułamku sekundy, wręcz równocześnie z podjętym działaniem ucznia, Dave rzucił swym mieczem świetlnym, by przeszyć rywala. Były uczeń Hadyyka i Bardoka był jednością ze swoim orężem. Czuł każdy obrót tej śmiercionośnej broni, choć wszystko działo się krócej niż mgnienie oka. Zawsze w odwodzie pozostawał jeszcze Covell, który mógł zrobić użytek ze swoich wielkich, telekinetycznych umiejętności.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 31 Gru 2012, o 18:31

/* Nie wiem, czy jest cokolwiek, co mogę powiedzieć, a co wykraczałoby poza "przepraszam". Dlatego daruję sobie i od razu biorę się za odpis. */


Setki maleńkich diod przekrzykiwały się dookoła nich, każda niosąc zupełnie inną informację. Wszystko dookoła nagle zdawało się usunąć na próg słyszalności, nie było nawet słuchać uspokajających piknięć pobliskiego serwera, informującego co chwila o ukończeniu powierzonego mu zadania. Panele komputerów skrzyły się bezkształtną mieszaniną zieleni, czerwieni i błękitu.
Kiedy tylko coś zafurkotało mu nad uchem, a gdzieś za nim rozległ się twardy, metaliczny brzęk, Hadyyk momentalnie obrócił się w stronę Mantena. Po raz pierwszy od dawna w spojrzeniu miał zdziwienie. Od szoku dzieliła go tylko ściana Mocy, która, jak na złość, zdawała się milknąć. Setki myśli przemknęły mu po głowie, niosąc ze sobą nie więcej składnych informacji, co kolorowy mur diod i kontrolek, który miał przed sobą.
Nie miał zielonego pojęcia, co się działo - Hadyyk był skupiony zupełnie na czymś innym. Moc szybko przywróciła spokój poplątanym myślom, jednak nie pomogła mu zrozumieć tego, co się działo. Mógł tylko przypuszczać, że nadszedł czas, kiedy szarość wchodzi w grę równie poważnie, co jasność i ciemność. Datapad, którego Hadyyk nie widział, a który przy Salomei Manten troskliwie otulił plątaniną kabli, zdawał się być niemym dowodem. Słowa towarzysza broni dudniły mu w głowie echem. Cokolwiek było grane, skupił się na Mantenie.
- Zapomniałeś się ogolić?
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 3 Sty 2013, o 15:07

Cele więzienne

Klinga zatoczyła świetlisty łuk. David rzucił mieczem fortunnie, czy to za sprawą przypadku, w które Jedi przecież nie wierzyli, czy też dzięki długim godzinom spędzonym na ćwiczeniach. Szalony Ciemny Jedi był już blisko Nikha, blisko zamknięcia figury jak rekin z Kamino zaciskający zębiska na ofierze.
Nikh nie mógł uniknąć śmierci. Ale zdołał ją odłożyć na później. Na tyle, by mistrz Turoug przyszedł mu z pomocą. Uczeń Ragnosa zakończył finezyjny lot koślawym lądowaniem, cięty w pół. Nikh mógł dokładnie przyjrzeć się wyrazowi jego twarzy. Szaleństwo ustąpiło, Ciemny Jedi poczuł ulgę. Nikh zrozumiał - celem przeciwnika wcale nie było szerzenie śmierci. Szukał wybawienia.

Archiwa

Czasami lepiej żyć w niewiedzy. Datapad Jasona Mantena migał hasłami na ułamki sekund. Shiris zdołała wychwycić tylko niektóre z nich.
Byss, ******, Krynda Draay, ******.... Korpus rolniczy, Mortis..., Prakith, ****, Imperialna Inkwizycja.
Część ze słów zdawało się nazwami miejsc, inne nazwiskami. Manten nie kopiował danych bez planu, coś łączyło te nazwy. Shiris niestety nie była dość obeznana w historii Zakonu Jedi, by znaleźć tę zależność. Jedno tylko było pewne: cokolwiek robił Manten, kierowały nim prywatne pobudki, a nie chęć ratowania zasobów Nowego Zakonu Jedi.

***


Salomea zrobiła, co mogła. Zrobiła wiele. A przynajmniej chciała w to wierzyć. Prace dobiegały końca, coraz częściej technicy spoglądali na Miralukankę z niemą prośbą, by pozwoliła im odejść. Panika wypełniła salę, zaryzykowali życiem, by ocalić dziedzictwo Jedi, ale sami także chcieli przetrwać. Niektórzy uciekli, nie dokończywszy pracy. Cyfronotesy leżały porozrzucane po archiwum, ktoś jeszcze podkładał ładunek pod komputer wspomagający. Przyszedł meldunek - Imperium przełamywało blokadę.
Koniec.
Koniec Jedi? Być może. Jak długo jednak miała szansę przetrwać część wiedzy Nowego Zakonu, tak długo istniała nadzieja. By ocalić Zakon, Jedi musieli się zniżyć do aktu barbarzyństwa.
Cała nadzieja Zakonu została złożona w stos u stóp jednej osoby. Paręnaście dysków, holokron, luźne kartki flimsiplastu - ostatnia partia. Droid serwisowy podjął ładunek i schował go wgłąb pancerza.

***


- Humor cię nie opuścił - szepnął Manten do Hadyyka. - A może to zwykła desperacja chowana za cynizmem? Nie, mistrzu. Wziąłem lanvarok, by mieć pewność, że mnie nie powstrzymasz.
Jason zaprosił Gyar-Thana, by podążył za nim.
- Zabieram tego droida, Salomeo - powiedział głośno, gdy wszyscy w archiwum na niego spojrzeli. - Zabieram go i opuszczam Świątynię. Zakon musi przetrwać.
Manten wyraźnie nie miał ochoty na szczegółowe wyjaśnienia. Zresztą, czy był je winny? Jako członek Rady miał prawo wymagać posłuszeństwa.

Cele więzienne

Trzech Jedi dotarło wreszcie do ostatniego zakrętu. Droidy strażnicze zostały zniszczone, przełamano wszystkie stopnie zabezpieczeń... od wewnątrz.
- Jak wasza sytuacja? - głos Katarna był podnosił na duchu. Nawet, jeśli dobiegał tylko z komunikatora. - Co z celami? Udało się je zabezpieczyć?
Odpowiedź przyszła w Mocy. W najczarniejszej jej odmianie, falą gęstą jak jądro gwiazdy.
Pułapka!
Więźniowie Zakonu Jedi nie dawali w Mocy sygnału istot rozumnych. Byli jednym ciałem, masą ciemności kierowaną wspólną chęcią, instynktem ucieczki. I zemsty.
Koniec korytarza pociemniał, zagotowała się w nim wściekłość. Przez sekundy jeszcze było cicho, wreszcie ktoś ryknął zwierzęco.
Kilkanaście groteskowych sylwetek ruszyło biegiem, nie zważając na fakt, że ktoś stoi na drodze. Kolejnych kilku nadbiegło z boku. Jedi mieli tylko jedną drogę ucieczki, tą samą, którą przyszli.
- Jak wasza sytuacja? - powtórzył pytanie Kyle Katarn.
Burza ciał trawionych Ciemną Stroną przetoczyła się bliżej trzech Jedi. Widać już było cienie; sylwetki, błyski oczu, wyładowania błyskawic i kilka zapalonych kling.
Ku Jedi zmierzała żywa machina Ciemnej Strony.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Peter Covell » 3 Sty 2013, o 15:33

Peter od chwili ataku na Coruscant miał wrażenie, że jest nieobecny, a jego ruchami kieruje ktoś inny - zupełnie jakby jego umysł znajdował się gdzieś obok, a nie we własnym ciele. Zalewająca ich fala Mroku, energii Ciemnej Strony była niczym uderzenie w policzek.
Peter się przebudził.
I wiedział.
"Nie ma metod Jasnej i Ciemnej Strony Mocy. Wszystko zależy od ich wykorzystania", powiedział mu kiedyś Mistrz Gyar-Than Hadyyk i już wtedy młody i niedoświadczony Jedi rozumiał to i widział w tym prawdę. Lata spędzone w Zakonie jedynie przekonały go, że czasem dla czynienia dobra trzeba się ubrudzić. Choć niektórzy Mistrzowie tego by nie pochwalili, Covell nie widział różnicy w sposobie zadania śmierci. Jeśli musiał ją zadać, starał się być maksymalnie skuteczny.
Zaczerpnął tchu, razem z życiodajnym tlenem czerpiąc garściami z otaczającej go Mocy. Nagły chłód przeszył jego ciało, jak gdyby w ciepłym jeziorze Jasnej Strony nagle pojawił się lodowaty prąd opływający go wokół klatki piersiowej. Przez ułamek sekundy wszystko wokół stało się niewyraźne, ale gdy ostrość widzenia wróciła, Covell doskonale widział swoich przeciwników.
Sięgnął umysłem do najbliższego z nich i skierował w jego stronę strumień myśli. Niewidzialny, telekinetyczny bicz z niemożliwą do opisania siłą uderzył w coś, co kiedyś mogło być człowiekiem i, z towarzyszącym mu trzaskiem pękających kości, pochwycił za głowę, wyrywając ją z ciała razem z kręgosłupem.
Nie zwracając uwagi na wkradający się w jego duszę Mrok, w stronę nadbiegających z lewej strony nieprzyjaciół wysłał podmuch powietrza, który rzucił nimi o najbliższą ścianę. Gdy ciała uderzyły o nią z głośnym plaskiem, były już jedynie martwymi skorupami, z których życie wycisnęła siła tysięcy newtonów.
-Zabieraj go stąd! - Peter krzyknął do Davida, swojego przyjaciela i towarzysza broni, z którym przez ostatnie lata stanowi śmiertelnie groźny duet. - Oczyszczaj drogę na górę, będę zaraz za wami!
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 4 Sty 2013, o 03:17

Shiris klęcząc na posadzce w odrętwieniu wpatrywała się w datapad. Wciąż za słabo znała historię by wszystko zrozumieć, jednak nauczyła się już dość by wiedzieć że Imperialna inkwizycja to coś bardzo złego, a inne wyczytane słowa brzmiały dziwnie złowrogo. Musiała to powstrzymać, ale musiała też zrozumieć. Z sąsiedniej Sali dobiegł ja huk.
Szybko podjęła decyzję. Zaczęła pospiesznie odpinać kable, ale coś mówiło jej że nie ma już na to czasu. Jej wzrok padł na rękojeść miecza, który dostała od Mistrza Mantena. Gwałtownie poderwała się z podłogi chwytając za rękojeść miecza. Niespełna sekundę później w pomieszczeniu rozległ się dźwięk budzącego się do życia zielonego ostrza. Jednym ruchem odcięła pozostałe kable od datapadu. Urządzenia nie mogła zniszczyć może dorośli zrozumieją co oznaczają skopiowane na niego dane. Podniosłą datapad poczym ,wciąż odpinając od niego resztki kabli, ruszyła do sąsiedniego pomieszczenia, chciał powiedzieć o wszystkim Pani Salomei i przekazać jej urządzenie. Była już w przejściu, gdy usłyszała jak ktoś powtarza zasłyszany komunikat „Imperium przedziera się przez blokadę” Jednocześnie zobaczyła jak Mistrz Manten rekwiruje droida. Jego słowa miały sens, ale Shiris już wiedział że Mistrz nie mówił prawdy. Ale On nie wiedział że zabrał data pad. Mogłaby spróbować przekonać o tym Salomeę i Mistrza Hadyyka, ale jeśli Mistrz Merten zobaczy ją z urządzeniem w dłoni może spróbować jej je zabrać. A to był jedyny ślad. Jeśli będą mieli data pad, nawet jeśli odleci z droidem znajdą go.
A wiec nie może mnie zobaczyć” pomyślała dziewczynka. W mgnieniu oka wykonała w tył zwrot i ile sił w nogach pobiegła w przeciwnym kierunku. Im dalej z tond się znajdzie tym trudniej będzie Mistrzowi Mertenowi ją odnaleźć gdy zorientuje się, że zabrał data pad. A ponadto jeśli Imperium nadchodzi, to i tak musiała jeszcze cos zrobić przed ewakuacją…
Dobiegła do swojego pokoju wyciągnęła z pod łóżka swój plecak (raczej tobołek o który z braku lepszej nazwy określała jako plecak) chwycił swoje stare ubrani i ostrożnie owinęła nim data pad, poczym umieściła zawiniątko na dnie plecaka, zanim do plecaka wpakował wyłącznie Lemiego. Na reszcie rzeczy jej nie zależało, ale przecież musiała ocalić najlepszego przyjaciela. Zarzuciła plecak na plecy wybiegła z pomieszczenia. Teraz gotowa już na wszystko co miało się wydarzyć… Czymkolwiekby to nie było…
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

PoprzedniaNastępna

Wróć do Bitwa o Coruscant

cron