Zebrani zostali wpuszczeni do wielkiej auli. Dokładnie naprzeciwko wejścia stała postać odziana w płaszcz koloru piasku Tatooine. Za plecami miała ścianę wykonaną w całości z podwójnie hartowanej transpastali. Za szkłem rozciągał się widok na blok Republiki 500 oraz budynek Senatu. Aula ta służyła mistrzom do wykładów, czasem do otwartych dysput, rzadziej do odpraw wielu Rycerzy na raz.
Wielki Mistrz został otoczony swymi doradcami, Najwyższą Radą Jedi. Nie wszyscy byli obecni. Przede wszystkim w oczy rzucał się brak Mary Jade-Skywalker. Mistrzyni miała na chwilę obecną zajęcie ważniejsze dla niej, jako kobiety, niż dbanie o losy Galaktyki. W każdym razie w Świątyni od dawna nie można było zobaczyć równie licznego zebrania wysokich rangą Jedi. Widok tylu mistrzów jednocześnie podnosił na duchu.
Luke zwykł przemawiać po chwili zastanowienia. Z reguły najpierw przyglądał się twarzom zebranych, wysyłał w Mocy sygnał, robił zadumaną minę i dopiero po ostrożnym wyważeniu słów pozwalał słuchaczom czerpać od siebie mądrość. Słuchanie Luke'a Skywalkera było jak słuchanie własnych, głęboko ukrytych myśli. Wielki Mistrz nie mówił do uczniów. On po prostu mówił, a uczniowie odnajdywali w sobie wiedzę, gdy towarzyszyły im jego słowa. Nie uważał się za charyzmatycznego, zapewne skromność mu na to nie pozwalała. A przecież zdołał przemówić do rozsądku samemu Darthowi Vaderowi.
Ostatni ze starych i pierwszy z nowych. Luke Skywalker. Kanał Mocy między dwoma epokami. Dawał siłę Nowemu Zakonowi i reprezentował mądrość Starego. Był jednocześnie Yodą oraz bohaterem Rebelii, który uratował Galaktykę.
Tym razem mówił szybko, a jego głos wcale nie był kojący. Samo w sobie dawało to powody do niepokoju.
- Coruscant zostało zaatakowane przez Imperium.
***
- Do sztabu dowództwa Nowej Republiki wysłany został mistrz Corran Horn. Jego doświadczenie w sprawach bezpieczeństwa pomoże nam podjąć właściwą decyzję. Zanim zostaną wydane instrukcje, chcę, abyście wszyscy wysłuchali, co ma nam do powiedzenia. Nie możemy działać po omacku. Musimy wiedzieć, czego oczekuje od nas Nowa Republika. Mistrzu Horn, jak wygląda sytuacja?
Luke dał znak, by zebrani zachowali ciszę. Ustały szmery, słychać było jedynie puls Mocy.
Corran Horn nie pojawił się w auli pod postacią holoprojekcji, przekaz uwzględniał jedynie dźwięk. A to oznaczało albo problemy z komunikacją, albo korzystanie z łącza o wysokim stopniu bezpieczeństwa.
- Wolisz kłamstwo czy prawdę? - koreliański Jedi słynął z typowego dla swej nacji poczucia humoru. Gdy z głośników w auli rozległ się jego głos, wielu Jedi, w tym członkowie Rady, uśmiechnęło się pod nosami. Korelianie potrafili rozluźnić nawet najbardziej napiętą sytuację. Po sekundzie poświęconej na żart przyszedł czas na poważny meldunek. - Wynik bitwy nie jest jasny, ale nie można się oszukiwać: na chwilę obecną Imperium po prostu może nas zmieść. Ratuje nas Planetarna Tarcza.
- W jaki sposób tak wielka armada doleciała do Coruscant? Co ze wszystkimi systemami zabezpieczeń planety? Miny? Kontrola szlaków?
- To są bardzo dobre pytania. W ciągu ostatnich piętnastu minut słyszałem je jakieś dziesięć tysięcy razy. Jak wpadniecie na odpowiedź, dajcie nam znać. Dowództwo się ucieszy.
- Nie mówmy o samej bitwie - pouczył Skywalker. - Nie jesteśmy żołnierzami. Co ustaliłeś z oficerami?
- Pełne skrzydło myśliwców - zaczął wyliczenie Horn - oraz wysłanie wszystkich jednostek latających w Świątyni. W tym wszystkich prywatnych maszyn Jedi. Nie liczymy tych, którzy zdążyli wystartować na własną rękę.
- Musimy zostawić coś do obrony budynku Świątyni - nie zgodził się Broo Bona.
- To samo powiedziałem - koreliański mistrz był niewidoczny, ale bez wątpienia kiwnął głowa. - Nie będzie z tym kłopotu, zostawcie tyle, ile uważacie za słuszne. Tak czy inaczej przy tej liczebności niszczycieli Imperium decydująca bitwa odbędzie się na orbicie. Jeśli dojdzie do desantu, Coruscant znajdzie się w tragicznej sytuacji. Ratują nas tylko posiłki.
- Siedząc w Świątyni niewiele pomożemy - podsumował Kyle Katarn. - Dołączenie do bitwy na orbicie to dobra decyzja.
- Wiadomo już, kto przyleci z odsieczą? - zapytał Jason Manten. Miał bardzo ponury wyraz twarzy. Podobnie jak innym członkom Rady, nie podobały mu się warunki Nowej Republiki. W ogóle nie dało się odczytać jego nastawienia za pośrednictwem Mocy. Był jak czarna plama w pomieszczeniu. Nie, właściwie nie czarna. Raczej biała. Nie bił od niego mrok.
- Nic nie wiadomo - w głosie Corrana Horna był żal.
- A jak ty sądzisz? Korelia przyleci?
- Nie wiem, Luke, naprawdę nie wiem. Kolejna sprawa: chcą cię tutaj, w sztabie, jako doradcę.
- Stawię się. Co jeszcze? - Luke Skywalker w ogóle nie wydawał się zaskoczony.
- Grupa wsparcia. Powinniśmy pomóc organizować cywilów w kwestiach logistycznych. Oficerowie żądają kilkorga Jedi do miejsc takich jak Senat, Republika 500. Liczą też na to, że wspomożemy służby bezpieczeństwa.
Liczba zadań rosła, a czas zdawał się ulatniać.
- Wyślemy. Ostatnia sprawa. Co z ewakuacją?
Corran Horn zamilkł.
- Co z ewakuacją? - powtórzył z naciskiem pytanie Skywalkera mistrz Katarn.
- Nie wiadomo, czy w ogóle do ewakuacji dojdzie - odparł wymijająco Korelianin. - Sytuacja jest dynamiczna, musimy poczekać na rozstrzygnięcie walki flot. Nikt nie ewakuuje Coruscant, jeśli nie dojdzie do takiej potrzeby. Na pierwszym miejscu jest Senat.
- Ale jakiś plan chyba jest? - mruknął Jason Manten.
- Ewakuacja Świątyni nie wchodzi w grę - odpowiedział cicho Horn. Bezosobowa iskra gniewu błysnęła w auli. Na tle spokojnych, wyważonych emocji wydawała się punktem rozgrzanym do temperatury gwiazd. - Mogą przysłać nam transportowiec, ale to wszystko. Republika stawia sprawę jasno: służby ochrony publicznej będą ewakuowane jako ostatnie.
- Republika stawia sprawę jasno - powtórzył Laertes Basai z kiffarskim akcentem. - Jeśli chcemy ratować naszych młodzików, musimy to zrobić sami.
***
Luke Skywalker nie zerwał połączenia. Zamiast tego przyłożył dłoń do czoła. Kojarzono go jako wielkiego mędrca i potężnego wojownika. I w istocie kojarzono go dobrze. Ale w tym momencie wydawał się tylko jednym człowiekiem. Jednym przeciwko armadzie Imperium.
Na szczęście nie był sam. Miał za towarzyszy setki Jedi.
- Jeśli ktoś z was chce coś powiedzieć - zwrócił się do zebranych. - Jeśli ktoś ma uwagi bądź chce o coś zapytać, jest to ostatnia ku temu sposobność. Za chwilę poznacie nasze decyzje. Ale wcześniej chcemy poznać waszą opinię. Chcemy poznać także punkt widzenia młodych. Można powiedzieć, że teraz wszyscy jesteśmy Radą Jedi. Wszyscy tu zebrani, w tej sali, zadecydujemy o przyszłości Zakonu.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryCzujcie się wolni w dołączaniu do dyskusji. Od teraz proszę nie ppcować już postaci, za BNów będzie odpowiadał Mistrz Gry. Nie wybiegajcie w ogóle z akcją do przodu, jesteśmy w fazie organizacyjnej, cały czas w auli.
Jedi podzielą się na trzy podstawowe grupy:
Orbita: wspomogą walkę w przestrzeni. Akcją dowodzi Bro Boona.
Wsparcie: walka w atmosferze planety, ewakuacja młodzików, porządek publiczny i doradztwo. Akcją dowodzi Luke Skywalker.
Świątynia: zadania naziemne i specjalne, obrona Świątyni i walka z Imperium, jeśli dojdzie do desantu. Akcją dowodzi Kyle Katarn.
Zastanówcie się, do której grupy będziecie chcieli zostać przypisani. Deklaracja w tym poście nie jest jeszcze wiążąca. Decyzja jest bardzo ważna, dlatego za i przeciw zostanie rozpatrzone droga fabularną.
- Mistrzowie mogą sami decydować o swym przydziale oraz o przydziale uczniów. Nie znaczy to, że Rada ich ewentualnie nie przeniesie.
- Rycerze mogą prosić o konkretny przydział.
- Uczniowie są zdani na mistrzów i ich rozkazy.