Content

Bitwa o Coruscant

[Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

[Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 27 Wrz 2012, o 11:19

BIORĄCY UDZIAŁ W WALCE
Gracze:

Andy Calius - na orbicie
David Turoug
Gyar-Than Hadyyk
Hora Soraleui
Nikh
Peter Covell
Shiris Astaris
Salomea Tiris
Harvos
Benjamin White
Oto'reekh

Bohaterowie Niezależni:
Luke Skywalker - poza Świątynią
Kyle Katarn
Jaina Solo
Broo Bona - na orbicie
Gwyr'thees
Gintar Thyrkinn
Tasha Rholar
Sara Terago
Jason Manten
Laertes Basai
Kevin Arden
Andrew Pine
Reanie Carol
Publius Enigma - na orbicie
Jae Tev
Robert Duine
Quayla Vado
Tenler Berran
Saara Vii
Lisa Nabsiri
Victoria Healey
Frog Erg
Feng Du-Rii




Legenda:
zielony - zdrowy
pomarańczowy - ranny
czerwony - martwy
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 27 Wrz 2012, o 21:48

Wiadomość o obecności imperialnej floty na orbicie Coruscant do Świątyni dotarła z chwilą, gdy pierwsze okręty wyszły z nadprzestrzeni. Spokój i atmosfera sprzyjająca kontemplacji życia zniknęły jak za pstryknięciem palców, zastąpione gorączkowymi przygotowaniami do odparcia spodziewanego lądowego ataku na siedzibę Zakonu Jedi. Na stołecznej planecie obecni byli niemal wszyscy członkowie Najwyższej Rady i teraz Mistrzowie uwijali się jak w ukropie dzieląc uwagę pomiędzy pozostałych zwolenników Jasnej Strony, armijnych oficerów i panikujących polityków żądających osobistej ochrony.
-Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego - Kyle Katarn, stojąc na schodach Świątyni spoglądał w niebo, gdzie niedługo spodziewał się zobaczyć pierwsze wystrzały z broni pokładowej krążących nad planetą gwiezdnych niszczycieli. - Zająłeś się już dziećmi?
-Tak, wszystkich poniżej dziesiątego roku życia zbiera Sara. Pozostałe razem z nami będą bronić Świątyni - odpowiedział mu Luke Skywalker.
-Mam co do tego złe przeczucia.
-Ty zawsze masz złe przeczucia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 27 Wrz 2012, o 23:43

Od momentu powrotu z Kashyyyk, umysł Turouga był zmącony niepokojem. Początkowo Mistrz wiązał to z komplikacjami jakie zaszły na planecie Wookieech. Z czasem przyszło opanowanie, jednak w ostatnich trzech, czterech dniach objawy powróciły.
Po blisko 9 latach spędzonych w Zakonie, David został mianowany Mistrzem Jedi, choć sam dosyć skromnie przyznał, że do mistrzostwa jeszcze daleka droga. Nie sprzeciwił się jednak Radzie i z godnością przyjął nominację. Kilka dni po tym fakcie, doczekał się operacji związanej z przyszyciem lewej dłoni, która została wyhodowana z jego komórek. Najgorsze były pierwsze 72 godziny, potem każda chwila poświęcona na ćwiczenia i rehabilitację pozwalała na "zaakceptowanie" nowej części ciała. Szczęściem, w nieszczęściu, było to, że były uczeń Hadyyka i Bardoka był praworęczny.
Prócz treningów David, ogromne połacie czasu spędzał w świątynnym arboretum, gdzie w ciszy i spokoju oddawał się medytacją. Kilkukrotnie zdarzyło mu się przesiadywać pod wodospadem, choć ani jedna kropla nie zmoczyła jego szaty. Swym opanowaniem wprawiał młodych adeptów w cichy podziw.
Właśnie w takiej pozie umysł świeżo mianowanego Mistrza Jedi został wręcz porażony wrogą aurą, której źródło znajdowało się w przestrzeni kosmicznej nad Coruscant. Nie była to wprawdzie Ciemna Strona Mocy, jednak równie zła i mącąca jasność.
- Mistrzu Turoug, Imperium zaatakowało Coruscant. - rzekł mocno zaniepokojony jak na Jedi, kobiecy głos, który w innej sytuacji zwykle przynosił ukojenie - Wielki Mistrz Skywalker wydał dyspozycję że dzieci poniżej 10 roku życia nie uczestniczyły w bitwie...
- David, nie mistrzu Turoug, tylko David. - odparł niezwykle spokojnym tonem. Wielu zastanawiałby się czy nie doszły do niego słowa kobiety czy może stracił wszelką nadzieję. Jednak po tylu latach spędzonych w Zakonie, Dave niemal w każdej sytuacji potrafił zachować opanowanie - Reanie wiadomo czy doszło już do desantu?
[tab]- Nic mi na ten temat nie wiadomo Davidzie. - odparła Caroll - Czas podjąć działanie.
- Tak. Ruszamy do głównego holu. - rzekł Mistrz, ruszając razem z kobietą do wspomnianej lokacji. Po drodze dołączyli do nich Andrew Pine oraz Publius Enigma. W korytarzu roiło się od Rycerz oraz Mistrzów Jedi. Nie brakowało też nastoletnich adeptów, którym nie dane było dokończyć szkolenie, musieli natomiast stawić czoło potędze Imperium. Wszyscy oczekiwali na dyspozycję Mistrza Skywalkera.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 28 Wrz 2012, o 01:31

Okazało się, że przeczucia go nie zawiodły, choć samo ostrzeżenie było mdłe i niezrozumiałe. Kiedy tylko jego uszu dosięgła informacja o ataku Imperium, Hadyyk natychmiast pognał z powrotem w kierunku Świątyni, w okolicy której rozmawiał z Emmą, zanim rozpętało się piekło. Moc drżała, jak kulące się przed złym panem zwierzę - jakby bała się tego, co miało się stać. Setki tysięcy istnień zostanie straconych.
Sam narastający w uszach krzyk i ogarniająca tłum panika była koszmarem. Jedi znajdowali ukojenie w Mocy - nienaturalny niemal spokój pokierował Hadyyka prosto w stronę głównego wejścia, gdzie znalazł Kyle'a Katarna i Luke'a Skywalkera. Zatrzymał się obok nich, oszczędnie kiwnąwszy im głową w ramach powitania.
- Jakieś wieści? - rzucił, łapiąc oddech i spoglądając w niebo.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Peter Covell » 29 Wrz 2012, o 11:30

-Co się, do cholery, dzieje?
Peter wypadł z sali treningowej i zaczepił pierwszego mijającego go Jedi. Okazał się nim nieco niższy od niego, może dwudziestodwuletni, rudy chłopak. Covell wiedział, że jest on Rycerzem Jedi, ale albo nigdy nie miał okazji poznać jego imienia - albo go po prostu nie pamiętał.
-Coruscant zostało zaatakowane!
-Gangi wylazły na powierzchnię czy co?
-Nie... na orbicie pojawiła się flota Imperium Galaktycznego. Tarcze planetarne jeszcze się nie podniosły.

Inwazja na Coruscant. W chwili, gdy o tym usłyszał, mało nie wybuchł śmiechem rozbrojony naiwnością młodego Rycerza, który wierzył we wszystko, co usłyszał. A potem okazało się, że to cholerna prawda.
Desant i bitwa lądowa nie są sprawą pięciu minut od przybycia floty do systemu, więc Peter uznał, że najlepiej zrobi jeśli się odpowiednio przygotuje. Biegiem wpadł pod gorący prysznic, zmywając z siebie pot po treningu, rozszerzając naczynia krwionośne i rozluźniając mięśnie. Jeśli ma walczyć - musi być w pełni sprawny, nawet jeśli kąpiel wydaje się idiotyczna. Przez krótką chwilę zastanawiał się nad tym, co ubrać - typowe szaty Jedi teoretycznie były wręcz stworzone do walki mieczem świetlnym, ale Covellowi jakoś nigdy nie przypadły do gustu. Uznając, że nie czas na osobiste widzimisię, wdział na siebie czarne szaty, rezygnując jednak z długiego i nieporęcznego płaszcza. Do pasa przypiął dwie kabury z pistoletami blasterowymi oraz - co oczywiste - rękojeść miecza świetlnego. Po sześciu minutach od wejścia do swojego pokoju, był gotowy.

Pewnym krokiem przemierzał świątynne korytarze próbując znaleźć kogoś z członków Najwyższej Rady. Do jego uszu dotarły pierwsze głosy potwierdzające, że z jakiegoś powodu nie zadziałały ani miny ani tarcze planetarne i losy bitwy zależą jedynie od siły obu flot i umiejętności ich dowódców. Biorąc pod uwagę ile załóg okrętów przebywało na przepustkach, nie wróżył za dobrze tym, którzy w czasie ataku pozostali na okrętach.
-David - sięgnął do komunikatora. - Jesteś na terenie Świątyni? Jeśli tak, w którym miejscu?
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 29 Wrz 2012, o 11:41

Syreny ostrzegawcze zaskoczyły Nikha akurat gdy zmierzał na trening. Zaskoczony zabrak stanął w miejscu, zresztą podobnie uczyniło wielu z przebywających na korytarzu Jedi. W pierwszej chwili pomyślał że jakiś fanatyk postanowił podłożyć bombę w świątyni Jedi. Nikh ruszył w stronę holu głównego i wyjścia ze świątyni. Podejrzewał że jeśli już gdzieś ma się znajdować ktoś z Jedi, którzy będą mogli wyjaśnić co się stało to właśnie tam ich spotka.

Nikh biegiem przemierzał korytarze. Po drodze minął grupkę małych, może dziewięcioletnich dzieci które były kierowane w przeciwnym kierunku przez jakiegoś rycerza.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 29 Wrz 2012, o 12:25

Mistrz Jedi oraz troje Rycerzy szybko znalazło się w holu głównym. Po drodze mijali kilka grup młodych adeptów. Turoug kątem oka zauważył nawet proces ewakuacji kilkumiesięcznych dzieci wrażliwych na Moc, które w przyszłości miały być podporą Zakonu.
- Mistrzu są już jakieś dyspozycje? - spytała córka mistrzyni Thashy Rholar - Lindy, która stała obok swojej przyjaciółki, Togrutanki Saary Vii.
- Niestety Lindy wiem tyle co wy. - odparł zdecydowanym tonem David - Zapewne niedługo dołączy do nas ktoś z Rady.
Były uczeń Hadyyka ruszył do głównego wyjścia by na własne oczy zerknąć na rozwój sytuacji. To co zobaczył na niebie, przerosło jego wyobrażenia. Delikatnie mówiąc sytuacja nie wyglądała na różową. Tuż za nim stanął Andrew Pine i miał już o coś pytać, gdy odezwał się komunikator Turouga.
- David - odezwał się głos Petera Covella - Jesteś na terenie Świątyni? Jeśli tak, w którym miejscu?
- Przy głównym wyjściu ze Świątyni. Spora części Rycerz zebrała się w głównym holu. - odparł krótko drugiemu Mistrzowi - Czekamy na Mistrza Skywalkera lub kogoś z rady na dyspozycję. Lepiej chodź i zobacz sam co się dzieje. Po drodze uważaj na ewakuujących się adeptów.

***

Kilka osób z grupy adeptów zaawansowanych, również postanowiło ruszyć przez korytarze tuż za Nikhiem. W pewnym momencie mało brakło, gdy znajoma Beknnha potrąciła dwójkę może 12-letnich dzieci. Te nie miały szczęścia, gdyż musiały stanąć do obrony Świątyni.
- Nhkik. Nhkik! - zawołał głos z bocznego korytarza. Dopiero po chwili Zabrak zorientował się, że bardzo dobrze zna ten ton. Chwilę później zbliżył się Marill Verg`iss`tea, z którym adept był już dwukrotnie na misji poza Coruscant - na Endorze i na Tatooine.
- Weź swoich kolegów i ruszamy za mną. - mruknął Chiss, by skoordynować nieco procesy przemieszczania się po Świątyni. Chaos był tutaj najmniej potrzebny - Gdy dostaniemy rozkazy trzymajcie się blisko mnie.
Marill chciał poczekać podobnie jak inni Jedi w głównym korytarzu, jednak widząc spore zgrupowanie członków Zakonu, postanowił zatrzymać się kilkadziesiąt metrów przed tym pomieszczeniem. Istniało zbyt duże ryzyko, że w jednej chwili może zginąć zbyt dużo obrońców placówki.

Wiadomość do Mistrza Gry: Przepraszam za ruszenie Nhkika, ale to tylko w ramach podpowiedzi. Postać Nhkika najczęściej była pod opieką Chissa i myślę że ich nić porozumienia będzie korzystna dla obu. Oprócz Verg`iss`tea, Nhkik zna się bliżej z Wuufem de Biką oraz Jae Tevem.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 29 Wrz 2012, o 12:40

Widok Chissa bardzo ucieszył Nikha.
-Mistrzu co się stało? -Nikh nie musiał czekać na odpowiedź. Mimo iż znajdowali się kawałek od głównych drzwi, usłyszał wyraźnie wybuchy. Albo doszło do jakichś zamieszek, albo... Zabrak do tej pory myślał że Coruscant jest najbezpieczniejszym miejscem w galaktyce. Myślał że tylko samobójca porwie się na atak planety na której urzęduje i senat galaktyczny, a także na której pełno jest żołnierzy oraz znajdują się Jedi. Tego typu atak zaskoczyłby wszystkich.

Nikh trzymał się blisko Marilla i stosował się do jego poleceń. Wiedział jak dobrym wojownikiem jest Chiss i jeśli rzeczywiście zaatakowano Coruscant to dobrze będzie przebywać u jego boku.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 30 Wrz 2012, o 01:46

Nagle świadomością małej Shiris wstrząsnął znajomy dreszcz. Twarz dziewczynki pobladła nagle zmrożona strachem. Z czeluści zapomnienia wypłynął obraz krwawych łun ponad horyzontem. Zbliżało się coś strasznego. A gdy zawyły syreny, choć była jeszcze dzieckiem wiedziała już co to znaczy, na Coruscant zawitała wojna.
Przyjaciele Shiris równie szybko pojęli grozę sytuacji. Cała trójka zerwała się z krzeseł. Widzieli że to samo robią inni adepci z ich grupy. Nagle zrobiło się straszne zamieszanie. Na korytarzach, za zwyczaj pustych panował niespotykany ruch. Wszystkim bardzo się spieszyło, wielu wciąż nie wiedziało co dokładnie się dzieje. W śród ludzi i obcych wszelkich ras z ust do ust podawane było jedno słowo „wojna”.
Shiris i jej przyjaciele przeciskali się przez tłum, za nimi dreptała reszta grupy. Nagle w śród innych Jedi Shiris dostrzegła Rycerza Teva.
-Mistrzu Tev!?- Zawołała przez tłum- Mistrzu Tev? Co się dzieje? To prawda, że to wojna? Co mamy robić?
Rycerz ogarnął wzrokiem grupkę dzieci i pokręcił głową, poczym rzekł:
- Niestety to prawda. Dlatego wszystkie dzieci poniżej 10 roku życia mają zostać ewakuowane. Wszyscy starsi adepci będą brać udział w obronie Świątyni.
Wiadomość ta wywołała w grupie szmer, ledwo słyszalny w całym tym rozgardiaszu. Dziewczynka w milczeniu przełknęła ślinę. Powoli odwróciła się do kolegów. Byli tak samo przerażeni jak ona. Stali tak kilka sekund wlepiając w nią oczy, wszyscy wciąż w zbyt dużym szoku by się odezwać. Ale ktoś musiał coś powiedzieć. W końcu usłyszała głos dziewięcioletniego Togrutanina
-To co robimy?
Potok słów popłynął sam z siebie:
- Słyszeliście Rycerza Teva. Każdy kto nie ma 10 lat musi dostać się do punktu ewakuacyjnego. Pozostali będą walczyć.- sama nie wierzyła, że mówi to co mówi, to było jak jakiś bardzo pokręcony sen. Przed oczy nasuwały jej się obrazy z dzieciństwa. W opanowaniu się nie pomagała jej też nauka wyniesiona ze studiowania historii.- Mistrzu gdzie mamy się udać? I kto zajmie się młodszymi?- zapytała gdy jej grupa ćwiczeniowa w pośpiechu dzieliła się na dwoje.
- Ruszajcie do głównego holu. Ja zaprowadzę waszych kolegów w bezpieczniejsze miejsce i potem dołączę do was w holu.
Nagle obie połówki grupy znów się przemieszały, przyjaciele życzyli sobie powodzenia i wyrażali nadzieję, że niedługo znów się zobaczą, ale były to jednak nadzieje drżące jak płomień świecy szarpany wiatrem. W każdym pożegnaniu kryło się straszne niedopowiedzenie. Lęk którego nie chcieli wypowiadać, ale krył się w ich spojrzeniach i pospiesznie wypowiadanych słowach. Potem znowu grupki się rozdzieliły. Podczas gdy starsi z Shiris, Frockiem i Feng na czele ruszyli we wskazanym im kierunku, młodsi podreptali za Rycerzem Tevem, czasem jeszcze oglądając się przez ramie.
Droga do głównego Holu nie była długa, ale Shiris zdawało się, że trwała całą wieczność. Gdy już dotarli na miejsce nie za bardzo wiedzieli co z sobą zrobić. Po pierwsze nie dostali żadnych poleceń, no i niemieli też broni. Co prawda Rycerz Tev zapewnił, ze dołączy do nich niebawem ale nie mogli tak po prostu stać i czekać nic nie robiąc. Cała może ośmioosobowa grupa stanęła więc z boku przyglądając się przygotowaniom i szukając w tłumie twarzy znajomych twarzy. To Feng pierwsza wypatrzyła Mistrza Ardena i to ona pobiegła przez hol by zapytać się co maja robić.
Shiris i pozostali starali się psychicznie przygotować do nadchodzącej walki. Nie było to łatwe. Shiris analizowała zasłyszane fragmenty rozmów starając się poskładać do kupy obraz bitwy. Frock nerwowo przestępował z nogi na nogę, pozostali także niezbyt odnajdywali się w nowej rzeczywistości.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 30 Wrz 2012, o 15:40

Zebrani zostali wpuszczeni do wielkiej auli. Dokładnie naprzeciwko wejścia stała postać odziana w płaszcz koloru piasku Tatooine. Za plecami miała ścianę wykonaną w całości z podwójnie hartowanej transpastali. Za szkłem rozciągał się widok na blok Republiki 500 oraz budynek Senatu. Aula ta służyła mistrzom do wykładów, czasem do otwartych dysput, rzadziej do odpraw wielu Rycerzy na raz.
Wielki Mistrz został otoczony swymi doradcami, Najwyższą Radą Jedi. Nie wszyscy byli obecni. Przede wszystkim w oczy rzucał się brak Mary Jade-Skywalker. Mistrzyni miała na chwilę obecną zajęcie ważniejsze dla niej, jako kobiety, niż dbanie o losy Galaktyki. W każdym razie w Świątyni od dawna nie można było zobaczyć równie licznego zebrania wysokich rangą Jedi. Widok tylu mistrzów jednocześnie podnosił na duchu.
Luke zwykł przemawiać po chwili zastanowienia. Z reguły najpierw przyglądał się twarzom zebranych, wysyłał w Mocy sygnał, robił zadumaną minę i dopiero po ostrożnym wyważeniu słów pozwalał słuchaczom czerpać od siebie mądrość. Słuchanie Luke'a Skywalkera było jak słuchanie własnych, głęboko ukrytych myśli. Wielki Mistrz nie mówił do uczniów. On po prostu mówił, a uczniowie odnajdywali w sobie wiedzę, gdy towarzyszyły im jego słowa. Nie uważał się za charyzmatycznego, zapewne skromność mu na to nie pozwalała. A przecież zdołał przemówić do rozsądku samemu Darthowi Vaderowi.
Ostatni ze starych i pierwszy z nowych. Luke Skywalker. Kanał Mocy między dwoma epokami. Dawał siłę Nowemu Zakonowi i reprezentował mądrość Starego. Był jednocześnie Yodą oraz bohaterem Rebelii, który uratował Galaktykę.
Tym razem mówił szybko, a jego głos wcale nie był kojący. Samo w sobie dawało to powody do niepokoju.
- Coruscant zostało zaatakowane przez Imperium.

***


- Do sztabu dowództwa Nowej Republiki wysłany został mistrz Corran Horn. Jego doświadczenie w sprawach bezpieczeństwa pomoże nam podjąć właściwą decyzję. Zanim zostaną wydane instrukcje, chcę, abyście wszyscy wysłuchali, co ma nam do powiedzenia. Nie możemy działać po omacku. Musimy wiedzieć, czego oczekuje od nas Nowa Republika. Mistrzu Horn, jak wygląda sytuacja?
Luke dał znak, by zebrani zachowali ciszę. Ustały szmery, słychać było jedynie puls Mocy.
Corran Horn nie pojawił się w auli pod postacią holoprojekcji, przekaz uwzględniał jedynie dźwięk. A to oznaczało albo problemy z komunikacją, albo korzystanie z łącza o wysokim stopniu bezpieczeństwa.
- Wolisz kłamstwo czy prawdę? - koreliański Jedi słynął z typowego dla swej nacji poczucia humoru. Gdy z głośników w auli rozległ się jego głos, wielu Jedi, w tym członkowie Rady, uśmiechnęło się pod nosami. Korelianie potrafili rozluźnić nawet najbardziej napiętą sytuację. Po sekundzie poświęconej na żart przyszedł czas na poważny meldunek. - Wynik bitwy nie jest jasny, ale nie można się oszukiwać: na chwilę obecną Imperium po prostu może nas zmieść. Ratuje nas Planetarna Tarcza.
- W jaki sposób tak wielka armada doleciała do Coruscant? Co ze wszystkimi systemami zabezpieczeń planety? Miny? Kontrola szlaków?
- To są bardzo dobre pytania. W ciągu ostatnich piętnastu minut słyszałem je jakieś dziesięć tysięcy razy. Jak wpadniecie na odpowiedź, dajcie nam znać. Dowództwo się ucieszy.
- Nie mówmy o samej bitwie - pouczył Skywalker. - Nie jesteśmy żołnierzami. Co ustaliłeś z oficerami?
- Pełne skrzydło myśliwców - zaczął wyliczenie Horn - oraz wysłanie wszystkich jednostek latających w Świątyni. W tym wszystkich prywatnych maszyn Jedi. Nie liczymy tych, którzy zdążyli wystartować na własną rękę.
- Musimy zostawić coś do obrony budynku Świątyni - nie zgodził się Broo Bona.
- To samo powiedziałem - koreliański mistrz był niewidoczny, ale bez wątpienia kiwnął głowa. - Nie będzie z tym kłopotu, zostawcie tyle, ile uważacie za słuszne. Tak czy inaczej przy tej liczebności niszczycieli Imperium decydująca bitwa odbędzie się na orbicie. Jeśli dojdzie do desantu, Coruscant znajdzie się w tragicznej sytuacji. Ratują nas tylko posiłki.
- Siedząc w Świątyni niewiele pomożemy - podsumował Kyle Katarn. - Dołączenie do bitwy na orbicie to dobra decyzja.
- Wiadomo już, kto przyleci z odsieczą? - zapytał Jason Manten. Miał bardzo ponury wyraz twarzy. Podobnie jak innym członkom Rady, nie podobały mu się warunki Nowej Republiki. W ogóle nie dało się odczytać jego nastawienia za pośrednictwem Mocy. Był jak czarna plama w pomieszczeniu. Nie, właściwie nie czarna. Raczej biała. Nie bił od niego mrok.
- Nic nie wiadomo - w głosie Corrana Horna był żal.
- A jak ty sądzisz? Korelia przyleci?
- Nie wiem, Luke, naprawdę nie wiem. Kolejna sprawa: chcą cię tutaj, w sztabie, jako doradcę.
- Stawię się. Co jeszcze? - Luke Skywalker w ogóle nie wydawał się zaskoczony.
- Grupa wsparcia. Powinniśmy pomóc organizować cywilów w kwestiach logistycznych. Oficerowie żądają kilkorga Jedi do miejsc takich jak Senat, Republika 500. Liczą też na to, że wspomożemy służby bezpieczeństwa.
Liczba zadań rosła, a czas zdawał się ulatniać.
- Wyślemy. Ostatnia sprawa. Co z ewakuacją?
Corran Horn zamilkł.
- Co z ewakuacją? - powtórzył z naciskiem pytanie Skywalkera mistrz Katarn.
- Nie wiadomo, czy w ogóle do ewakuacji dojdzie - odparł wymijająco Korelianin. - Sytuacja jest dynamiczna, musimy poczekać na rozstrzygnięcie walki flot. Nikt nie ewakuuje Coruscant, jeśli nie dojdzie do takiej potrzeby. Na pierwszym miejscu jest Senat.
- Ale jakiś plan chyba jest? - mruknął Jason Manten.
- Ewakuacja Świątyni nie wchodzi w grę - odpowiedział cicho Horn. Bezosobowa iskra gniewu błysnęła w auli. Na tle spokojnych, wyważonych emocji wydawała się punktem rozgrzanym do temperatury gwiazd. - Mogą przysłać nam transportowiec, ale to wszystko. Republika stawia sprawę jasno: służby ochrony publicznej będą ewakuowane jako ostatnie.
- Republika stawia sprawę jasno - powtórzył Laertes Basai z kiffarskim akcentem. - Jeśli chcemy ratować naszych młodzików, musimy to zrobić sami.


***


Luke Skywalker nie zerwał połączenia. Zamiast tego przyłożył dłoń do czoła. Kojarzono go jako wielkiego mędrca i potężnego wojownika. I w istocie kojarzono go dobrze. Ale w tym momencie wydawał się tylko jednym człowiekiem. Jednym przeciwko armadzie Imperium.
Na szczęście nie był sam. Miał za towarzyszy setki Jedi.
- Jeśli ktoś z was chce coś powiedzieć - zwrócił się do zebranych. - Jeśli ktoś ma uwagi bądź chce o coś zapytać, jest to ostatnia ku temu sposobność. Za chwilę poznacie nasze decyzje. Ale wcześniej chcemy poznać waszą opinię. Chcemy poznać także punkt widzenia młodych. Można powiedzieć, że teraz wszyscy jesteśmy Radą Jedi. Wszyscy tu zebrani, w tej sali, zadecydujemy o przyszłości Zakonu.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 30 Wrz 2012, o 16:50

Wchodząc do auli miała nadzieję że zaraz wszystko stanie się jasne i proste. Jednak wszystko co usłyszała szybko wybiło jej tę nadzieję z głowy. Pozostało jedynie wrażenie szerzącego się wokoło chaosu. Nikt nic nie wiedział, nic niebyło pewne. Może po za przeczuciem nadchodzącej katastrofy…
Dorośli mówili, że główna bitwa rozegra się w przestrzeni, nie na powierzchni. W tym wypadku na pewno nie wyślą ich do walki. Ale w takim razie gdzie ich przydzielą? Wiedziała że cokolwiek zdecydują dorośli, na pewno będzie starać się wywiązać z przydzielonego zadania jak najlepiej. Tylko… Niechciała by rozdzielono ją z przyjaciółmi. Dla Shiris rzeczywistość chwiała się w posadach, póki Feng i Frock byli razem z nią czuła się pewniej. Bała się, że jeśli ich rozdzielą, to więcej już ich nie zobaczy.
Jedyne co mogła zrobić w zaistniałej sytuacji to siedzieć cicho, czekać na decyzje dorosłych i wykorzystać ten czas by opanować galopadę myśli.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Nikh » 30 Wrz 2012, o 19:27

W auli było pełno Jedi. Nikh pierwszy raz widział tak wielu Rycerzy, Mistrzów i uczniów zebranych w jednym miejscu. Słowa Wielkiego Mistrza sprawiły że po plecach zabraka przebiegł dreszcz niepewności. A więc jednak... Wojna dotarła na Coruscant... Nikh poczuł że tu może zakończyć swoje życie. Poczuł strach, jednak po chwili opanował nerwy tak jak ćwiczył na treningach.

Każdy z Jedi którzy będą bronić świątyni zostanie przydzielony do jednej trzech grup. Pilot z Nikh był raczej kiepski, był kurierem ale nigdy nie pilotował myśliwca. Do opieki nad młodzikami powinno skierować tych z najkrótszym stażem. Nikh nie bał się walki. Śmierci jednak już tak. Wiedział jednak że jego obowiązkiem jest walka z agresorem i zapewnienie bezpieczeństwa najmłodszym oraz obywatelom Republiki. Teraz pozostało tylko czekać na decyzje mistrzów co ma robić.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez David Turoug » 1 Paź 2012, o 00:46

Mimo żartu Corrana Horna, Turoug nie uśmiechnął się. Sytuacja była zbyt poważna, by poddawać się humorystycznym nastrojom, choć wiedział, że przesadna powaga nie była cechą typową dla Korellian. Przed wstąpieniem do Zakonu David był świetnym pilotem, jednak od blisko dziewięciu lat wsiadał za stery stosunkowo rzadko, a jeżeli już to robił, to tylko jako pilot transportowców i średnich frachtowców. Minęła dekada od kiedy nie pilotował myśliwca. Sprawy nie poprawiała "świeża" lewa dłoń, która jeszcze nie była tak doskonała jak ta z którą się urodził, choć Moc zapewne pozwoliłaby mu zrekompensować tą niedyspozycję.
Dyplomacja i rozmowy z politykami nie były ulubioną sferą zainteresowania Turouga. Natomiast ewakuacją mogli zając się Jedi słabiej czujący się w walce i potrafiące opanować lęki i strach młodych adeptów. Wśród pomocników Luka Skywalker'a na pewno świetnie dałby sobie radę Jae Tev oraz 65-letni Robert Duine.
Najkorzystniejszą opcją wykorzystania Mistrza Turouga było oddelegowanie go pod dowództwo Kyle'a Katarna. Zadanie niezwykle odpowiedzialne ale i ryzykowane. W przypadku opanowania większej części Świątyni przez Imperium, możliwości ucieczki byłyby tylko iluzoryczne. Mimo to były podopieczny Dagosa Bardoka oraz Gyar-Thana Hadyyka czuł, że Moc jest z nim. Chętnie u swojego boku widziałby Petera Covella, ale istniało spore prawdopodobieństwo iż ten uda się z Mistrzem Bro Booną na orbitę, by walczyć z najeźdźcą w przestrzeni.
- Mistrzu Skywalker myślę że nie ma co zwlekać z decyzją. Każdy niech zaufa Mocy i przystąpi do zadań, w których będzie czuł się najmocniejszy. Musimy wykorzystać nasze indywidualne atuty, które będziemy mogli złączyć z naszymi towarzyszami. - rzekł David Turoug, jako pierwszy przerywając ciszę po słowach założyciela Nowego Zakonu - Powstaje tylko jedno pytanie, co z Jedi będącymi z dala od Coruscant? W chwili obecnej raczej nie przebiją się przez flotę Imperium. Czy powinni kontynuować swe zadania w dużej mierze na Zewnętrznych Rubieżach czy może zebrać się w naszej enklawie w tamtym rejonie?
Każda upływająca minuta działała na niekorzyść Nowej Republiki. Należało podjąć decyzję jak najszybciej. Turoug zwracając się do zgromadzenia wodził wzrokiem głównie po członkach Najwyższej Rady Jedi. Nie ominął jednakże innych mistrzów, w tym Gyar-Thana Hadyyka oraz Petera Covella. W tłumie nie zauważył swego pierwszego mentora Dagosa Bardoka. Z tego co wiedział Twi'lek został już oddelegowany do ochrony kanclerza.

Jedi na pewno mają gdzieś ukrytą placówkę. Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, to na Zewnętrznych Rubieżach mogą być Victoria Healey i Tal Vapor, choć w stu procentach pewny nie jestem.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Andy Calius » 4 Paź 2012, o 10:45

Calius wreszcie opuścił szpital. Medycy Jedi zdołali szybko naprawić mu nos, i kciuka ale rehabilitacje potrwała trochę dłużej. W końcu jednak udało mu się przekonać opiekę, że jest w pełni sprawny. Kolejne wolne dni spędzał na ćwiczeniach szermierczych bo doświadczenie na Kashyyku kazało mu opanować lepiej tą sztuke Jedi. Wiadomość, że został Rycerzem była dla niego szokująca, zwłaszcza, że czuł iż na nią nie zasłużył, zwłaszcza po opuszczeniu Mistrza. Niestety nie mógł skupić się całkowicie ćwiczeniach gdyż właśnie rozległ się wybuch, jakby odległy i przygasły a zaraz potem wybuchło zamieszanie na korytarzu. Ze słów innych uczniów wyglądających z sal ćwiczebnych musiało dojść do jakiegoś ataku. Andy czuł że nad całą świątynią zaległ jakiś cień, nie aż tak potężny jak na lesistej planecie, ale zmysły wyczulone po ostatniej przygodzie dokładnie dawały znać, że znowu przyjdzie mu walczyć. Opuścił sale i opanowując emocje zaczął szukać swojego Mistrza. Niestety nie znalazł go, a zapytawszy jakiegoś Rycerza Jedi w korytarzu, dowiedział się, że Peter jest na naradzie. Udał się więc przed salę najwyższej rady i niecierpliwie czekał na Mistrza. Wybuchy były coraz głośniejsze, i miał nadzieję, że osłony zaczną działać niebawem. Wiedział, że bombardowanie może doprowadzić do wielu ofiar, a i samo oddanie Coruscant, stolicy i symbolu Republiki nie mogło wchodzić w grę. Jedi musieli szybko działać, jeśli mają pomóc Armii i Flocie Republiki.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Peter Covell » 5 Paź 2012, o 15:05

Peter był niezłym pilotem, a kontakt z Mocą sprawił, że jego szybkość reakcji stała się jeszcze lepsza niż za czasów, gdy jako przemytnik przemierzał galaktykę wraz z Yves Cinn, której nie dorastał do pięt. Nawet dysponując umiejętnościami Jedi. Zarówno Nowa Republika jak i Zakon Jedi mieli wielu lepszych pilotów od niego - poza tym, nie pamiętał ile to lat temu latał bojowo.
Nie, zdecydowanie lepiej sprawdzi się broniąc Świątyni. Jeśli dojdzie do walk na powierzchni, był wart wiele więcej tutaj niż w kabinie pilota myśliwca. Spodziewał się, że David Turoug również będzie wolał pozostać na ziemi. Razem stanowiliby trudny do powstrzymania duet, więc rozdzielanie się byłoby utratą siły, jaką dysponowali walcząc ramię w ramię.
-Domyślam się, że będziesz chciał wsiąść za stery myśliwca - powiedział do Andy'ego podchodząc do swojego byłego ucznia. - Jakiejkolwiek decyzji byś jednak nie podjął, postaram się ją poprzeć przed Radą. O ile będzie to miało znaczenie...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Andy Calius » 5 Paź 2012, o 16:58

Calius rzeczywiście zapragnął zasiąść ponownie za sterami myśliwca, jak wtedy gdy jeszcze zanim dołączył do Zakonu był pilotem Nowej Republiki. Mimo tego dawno nie siedział chociażby za sterami symulatora lotu a rok spędzony na służbie w eskadrze piorun nie dały za dużo doświadczenia, no chyba że do awaryjnego lądowania. Wychodziło jednak na to że potencjalnie nadaje się na to lepiej niż niektórzy inni Jedi. Obrona Świątyni Jedi była jednak powinnością dla każdego. Doskonalona od pewnego czasu technika Soresu dużo lepiej się nadawała do walki na ziemi z siłami Imperium niż w przestrzeni, mimo że wypracowany refleks pomagał w unikaniu beltów z myśliwców TIE. Świeżo upieczony Rycerz Jedi podjął więc decyzję.
-Mistrzu Peterze, tak wolałbym wziąć udział w walce powietrznej, jeśli jednak Rada zdecyduje, że tutaj przyda się każdy miecz to pozostanę.- Odezwał się Andy wiedząc, że nawet teraz nie będzie pewne co go czeka, ale pogodził się już na Kashyyku z myślą, że zginie prędzej czy później oddając życie w imię zasad Jedi.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Gyar-Than Hadyyk » 5 Paź 2012, o 20:05

Mistrzowie Jedi milczeli, jak zaklęci. Tyczyło się to również Hadyyka.
Stał wyprostowany, nawet nie przysłuchując się nieśmiałym rozmowom, które dało się słyszeć dookoła niego. Pamiętał, że kilka lat temu, podczas poprzedniej bitwy nad Coruscant wyglądało to inaczej - mniej było strachu, a samej bitwie nie towarzyszyły te dziwne, nieodgadnione zachowania Mocy dookoła nich. Wciąż miał wrażenie, że ona drży, jak przestraszone zwierzątko, którego nie był w stanie uspokoić nawet najmilszy dotyk. Hadyyk wiedział, że nawet w tej sali nie było ciężko znaleźć Jedi, którym odnalezienie spokoju przychodziło równie ciężko.
Wszyscy, jedni świadomie, inni nie oczekiwali na słowa Luke'a Skywalkera. Hadyyk spojrzał na niego, obserwując, jak rozgląda się po komnacie. Miał wrażenie, że w pewnym momencie spojrzenia się przecięły, a choć nie padły żadne słowa, nawiązała się rozmowa.
Hadyyk skinął głową. Nie nadawał się do walki na orbicie. Teraz, kiedy nie znano nawet rozmiarów zagrożenia, zarówno Świątyni, jak i samemu miastu przyda się każdy zdolny do walki Jedi. Zostanie razem z nimi, wspomagając ich swoim mieczem i doświadczeniem.
Awatar użytkownika
Gyar-Than Hadyyk
Gracz
 
Posty: 549
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 19:04

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Mistrz Gry » 22 Paź 2012, o 12:50

- Luke! - odezwał się nagle głos Corrana Horna - jeden z transportowców Imperium przełamał się przez obronę górnych partii miasta!
Ostrzeżenie koreliańskiego mistrza i tak dotarło do Jedi później niż sygnał w Mocy. Gwałtowny skok napięcia przetoczył się wśród mistrzów, rycerzy i uczniów. Jasna Strona zadrgała w samych atomach.
Ostrzał laserowych dział rozsypał hartowaną ścianę ze szkła w transplastalową kanonadę. Odłamki strzeliły w zebranych jak z magnetycznego akceleratora, płaszcze wielu zakonników zamieniły się w sita. Niektórzy odruchowo sięgnęli po miecze. Shiris poczuła, jak ostre drobinki przecięły jej skórę na policzkach.
Szklany pył nie zdążył jeszcze opaść, gdy na niebie zawisła sylwetka złowroga jak drapieżny ptak. Imperialny transportowiec skończył swoje zadanie w przestrzeni pod planetarną tarczą, teraz pędził prosto na Świątynię. Pilot znał się na rzeczy, wymanewrował dwa coruscańskie myśliwce, obrócił się bokiem, by w samobójczym akcie uderzyć w siedzibę Jedi najwytrzymalszą częścią poszycia.
Strzelił po raz drugi w stronę auli, lecz spudłował. Przyśpieszył. Wiedział, że nie ma dużo czasu. Albo wbije się w Świątynię znienawidzonych Jedi ku chwale Imperium, albo ktoś go zestrzeli. Choć pędził setki kilometrów na godzinę, jego emocje były wyraźne, wyskakiwały z kabiny strumieniami i odbijały się od ścian auli z jeszcze większą prędkością niż wyciągały silniki samobójczej maszyny.
Wykonać zadanie, wykonać zadanie, wykonać zadanie.

***


Ci, którzy znali Wielkiego Mistrza, wiedzieli, że nie korzysta z Mocy często. Luke Skywalker dawno porzucił rolę aktywnego działacza na rzecz mentora w akademii. Ale wciąż był najpotężniejszym żyjącym użytkownikiem Mocy w całej Znanej Galaktyce. Jeśli ktoś miał okazję już kilkukrotnie zobaczyć Skywalkera sięgającego po Moc, mógł z całą pewnością stwierdzić, że robi to na dwa sposoby.
Albo tak, jakby się jej bał, co było związane z cieniem zostawionym na jego duszy przez Ciemną Stronę Mocy.
Albo tak, jakby nie istniały dla niego ograniczenia.
Gińcie psy Jedi!, wrzasnęły myśli pilota.
Luke uniósł rękę w spokojnym geście, nieznacznie ściągnął brwi w skupieniu. Repulsorowy napęd transportowca zawył jak zarzynana Bantha. Oczom Jedi ukazała się scena, którą trudno było sobie wyobrazić, w którą trudno było uwierzyć nawet w niej uczestnicząc. Statek zatrzymał się tuż przed aulą, jak gdyby napotkał na swej drodze ścianę lub został pochwycony w promień ściągający niszczyciela. Wisiał tuż przed framugami rozbitej szklanej ściany, na wysokości dłoni Wielkiego Mistrza. Silniki zawyły po raz kolejny, transportowiec chciał się uwolnić z sideł. Pilota chwyciła desperacja, dał pełną moc na napęd i ostatecznie zrobił to, czego można się było spodziewać - przeciążył silniki. Transportowiec wybuchł.
Ale nie spadł. Wisiał w powietrzu jako wrak.
- Wielkość nie ma znaczenia, co? - powiedział Kyle Katarn, kręcąc głową by poukładać sobie to, co zobaczył. Nawet członkowie Najwyższej Rady, wszyscy razem, nie byliby w stanie powtórzyć wyczynu Wielkiego Mistrza.
Luke odstawił tlący się wrak kilka pięter niżej, na plac przed Świątynią, gestem równie spokojnym co wcześniej.
- Tej walki nie wygramy tutaj - powiedział cicho. Nie było po nim widać wysiłku, a jedynie złość. Nie, nie taki gniew, jaki się zdarzał w przypływie emocji. To było bardziej niezadowolenie. Bunt przeciwko niesprawiedliwości. Jedi czuli od pilota zwykłą nienawiść. Od Skywalkera czuło się wyłącznie spokojną, ale stanowczą i surową niezgodę.
- Cokolwiek się dziś wydarzy - powiedział jeszcze Wielki Mistrz - Jedi nie będą angażowali się w dalszą wojnę. Dziś bronimy Coruscant, bo jest to nasz dom. Ale konflikt polityczny nie jest naszym konfliktem. Mistrz Katarn przejmuje zwierzchność nad Świątynią. Zebranie uważam za zakończone. Niech Moc będzie z wami.

***


Wielki Mistrz opuścił Świątynię, szeregi zebranych malały. Większość szykowała maszyny do startu, pozostali ruszyli wspomóc Nową Republikę na powierzchni i przygotować ewentualną ewakuację młodzików. Kyle stanął przed tymi, którzy pozostali, by pod jego dowództwem zabezpieczyć Świątynię.
- Luke... to znaczy Mistrz Skywalker, wiele czasu spędził wśród polityków i dyplomatów. Ale ja przez większość życia byłem prostym najemnikiem i na język prostego najemnika przetłumaczę wam jego słowa. - Kyle uśmiechnąłby się chytrze, gdyby miał nastrój na uśmiech. - Jedi walczą ze wszystkimi przejawami Ciemnej Strony, a dziś każdy myśliwiec TIE, każdy szturmowiec i każda osoba ze znakiem Imperium na ramieniu jest właśnie takim przejawem. Ci, którzy zostają ze mną, walczą do końca. Bez względu na to, jak będzie wyglądała sytuacja w innych miejscach Coruscant, nie możemy porzucić Świątyni, tak jak nie możemy ewakuować wszystkich cywilów z planety. Jeśli ktoś zdezerteruje, zostanie wykluczony ze Świątyni. Mówiąc krótko: z dumą możecie się nazywać ostatnim bastionem Zakonu Jedi.
Kyle postawił kilka kroków, rozbite szkło kruszyło mu się pod butami. W auli zostało już tylko trzydzieścioro Jedi. Nikt z obecnych nie pamiętał, by Świątynia kiedykolwiek była tak pusta. Shiris została rozdzielona od przyjaciół, była sama. Kyle przydzielił jej za zwierzchnika mistrza Covella, Nikha zaś mistrzowi Turougowi. Andy za to trafił pod komendę Bro Bony i jego sił myśliwskich. Do jednej eskadry aż z dwojgiem Solo - Anakinem i Jainą.
- Podzielcie się na grupy...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Andy Calius » 22 Paź 2012, o 14:33

Andy'emu zaparło dech w piersiach na widok wyczynu Wielkiego Mistrza. Zdawał sobie sprawę z potęgi Mocy ale nadal był zadziwiony. Tym bardziej jednak zaskoczyła go decyzja Luka Skywalkera o ewakuacji Świątyni i nie mieszaniu się w wojnę. Jedak Mistrz Katarn dał im wyraźne instrukcję, będące lepszym wyznacznikiem co kto ma robić. Po jego słowach odwrócił się i wyszedł z grupką innych Jedi w stronę hangaru. Co by się nie działo - myślał Andy będzie wierny Mocy. Kochał oczywiście Nową Republikę ale nauczył się, że jest nadal skorumpowana i jej mieszkańcy nie zawsze są żīczliwi i sprawiedliwi. Mimo to jeśli miałby opuszczać Coruscant to jedynie gdyby mógł dalej walczyć.
Grupka Jedi wkroczyła do jednego z hangarów Świątyni, gdzie stały nowe X wingi XJ, oraz nieco starsze A-wingi. Widocznie Świątynia nie ujednoliciła jednostek dla Jedi, bo widać było też sporo starszych jednostek, i bardziej wymyślnych jak stare Delty 7b.
Andy niestety już dawno pozbył się swojego X-winga ale znał tą maszynę najlepiej, chociaż zawsze kusiło go siąść za wolantem A-winga, najzwinniejszej maszyny Nowej Republiki.
Mistrz Bro Sona zapytał go o preferencje myśliwca i Calius rozważnie wybrał A-winga. Zaletą była dużo większa zwrotność i prędkość maszyny, a także fakt że miał zakłócanie namierzania przez wrogie maszyny. Obsługę na szkoleniu w Centrum republikańskim miał i nie odbiegała ona znacząco od X-winga, którym miał okazję dłużą chwilę we Flocie latać. Na komendę podobnie jak inni Jedi-piloci wsiadł do kokpitu gdzie rozległo się podniecone popiskiwanie astrodroida. Obserwował jeszcze przez chwilę rodzeństwo Solo jak wsiadają do swoich maszyn i wprowadził procedury startowe do komputera. Jeden myśliwiec po drugim uruchamiał silniki i odrywał się od powierzchni hangaru, w ostatnim bastionie Jedi. Calius westchnął zastanawiając się czy widzi ten budynek ostatni raz. Rozgległ się cichy pomruk za plecami Rycerza i jego statek poszybował za pozostałymi.
Postać główna
Image

Postacie poboczne

Nax Vardo MC 004
Louis Carbon
Etan Kovalsky

Postacie nieaktywne
Marcus Climek
Bal kote, darasuum kote, Jorso’ran kando a tome. Sa kyr'am nau tracyn kad, Vode an
Awatar użytkownika
Andy Calius
New One
 
Posty: 554
Rejestracja: 10 Lut 2009, o 20:54
Miejscowość: Warszawa

Re: [Bitwa o Coruscant] Obrona Świątyni Jedi

Postprzez Lilith Blindshoter » 23 Paź 2012, o 00:57

Im bardziej starała się uspokoić skupić na Mocy, tym silniej czuła przytłaczający ja chaos. Wydawało jej się nawet, że słyszy setki tysięcy głosów, choć nie umiała rozróżnić słów. Czuła się jakby znalazła się wewnątrz ogarniętego panika tłumu. I nagle przez ten niezrozumiały jazgot do jej umysłu wdarł się obraz. Oczy Shiris rozwarły się szeroko, właśnie w chwili gdy olbrzymi okno z hartowanego szkła rozprysło się w pył. Szklane odłamki uderzyły ją w twarz, ale Shris nie zwróciła na to uwagi, nawet nie zasłoniła oczu. Jej umysł wypełniły obce myśli, dzikie, krwawe myśli. Ból zadany bez prawdziwego powodu i bez zrozumienia. I nie było już Jedi, auli, pędzącego transportowca. Shiris widziała tylko mężczyznę podnoszącego pałkę najeżoną kolcami. Widział krew na jego rekach…
Potworny obraz, makabryczne wspomnienie, zniknęło w gwałtownym wybuchu. To eksplodowały przeciążone silniki transportera. Dziewczynka powróciła do rzeczywistości. Stała w auli, w Świątyni Jedi. Ranki na policzkach krwawiły, oczy łzawiły od szklanego pyłu i gryzącego dymu. Ale tym co teraz przykuło jej uwagę, był wrak imperialnego transportera unoszący się przed aulą. Buzia otwarła jej się ze zdumienia. Zdziwienie i ciekawość zepchnęły na chwilę w czeluście niepamięci obraz, który jeszcze niespełna sekundę temu nawiedził jej myśli. To była prawdziwa Moc, spokojna a zarazem nieposkromiona siła, przywodząca na myśl oczyszczającą oceaniczną falę.
Nagle zniknęła atmosfera ponurego oczekiwania. Nie było już na co czekać. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Rozkazy Mistrza Skywalkera, potem zarządzony przez Mistrz Katarn’a podział zadań. Shiris żałował, że nie mogła zostać z przyjaciółmi, ale rozkaz, to rozkaz. Nie było też czasu na pożegnania, zdążyła tylko szepnąć przyjaciołom „Powodzenia”. I to wszystko, już ich nie było. Znów nawiedziła ja myśl, że może było to ostatnie słowo jakie od nie usłyszeli. Potrząsnęła główką, starając się o tym nie myśleć.
Została przydzielona pod opiekę Mistrza Covella na szczęście wiedział dokładnie, który to. Dość wysoki mężczyzna o czarnych włosach. Podeszła do niego troszkę nie pewnie i skłoniła się (weszło jej to już w nawyk).
-Pprzepraszam?- zaczęła- Mistrzu Covell? Przydzielono mnie do Mistrza, wiedzieć chciałam zapytać : Co mam robić?
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Następna

Wróć do Bitwa o Coruscant

cron