Content

Bitwa o Coruscant

[Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Jack Welles » 5 Sty 2013, o 14:39

Czas decyzji - czy faktycznie postanowi robić to co do Jedi należy, czy zrezygnować z tego i żyć na własną rękę... Druga opcja była bardzo kusząca, lecz Vuusen bała się samotności... Bała się, że przez nią ponownie nad jej sercem zapanuje Mrok i nie wiedziała czy tym razem udałoby jej się od niego uwolnić.
- Pójdę z tobą Oto'reekhu - rzekła kierując swoje ślepe oczy w dal. - Może mój wzrok nie może przebić mgły zasnuwającej przyszłość, ale wyczuwam, że nasze losy są w niej splątane - dodała uśmiechając się blado.
- Nieopodal stąd widzę stanowisko taksówek - bez trudu zdołamy zmieścić się w jednej z nich. Problemem jest jedynie to, że padło ich połączenie z centralną SI i stoją "martwe". Myślę, jednak, że nasz nowy kolega posiada zdolności umożliwiające uruchomić je - rzekła, uśmiechając się blado.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Axis » 6 Sty 2013, o 12:03

Deirdre stała obok droida, który wjechał na port ładujący i się podłączył. Gdyby Axis miała lepszy humor, to w ramach żartu zwróciłaby uwagę, że jej blaszana puszka w nieodpowiednim momencie wzięła się za uprawianie seksu z ulicznicą, z której może skorzystać każdy. Nie miała nastroju, bo jaszczurka wydająca rozkazy zachowała się nie tak jak powinna. Axis się nie ignoruje.
W pierwszym odruchu uznała, że powinna go uderzyć, nie była jednak pewna, czy osobnik nie weźmie tego jako jakiejś propozycji, brakowało jej tez odpowiedniego sprzętu w postaci metalowej rury. Ostatecznie zostało jej jedno rozwiązanie - zelżenie słowne tej zmutowanej ośmiornicy.
- Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek spotkam większego idiotę od starego dobrego Rutwella, ale widać się pomyliłam. Masz tendencje samobójcze, co jest dość oczywiste zważywszy, że najprawdopodobniej jesteś jedi - jej głos był zimny i spokojny, nie przypuszczała jednak, żeby ta poczwarka mogła zwrócić na to uwagę. - Szanse powodzenia tej misji i przeżycia są równe procentowi możliwości spacerowania po powierzchni słońca. Ponadto próbujesz dogadać się z blaszakiem, który ma nie tylko marne wymiary, ale też jest zobowiązany podążać za mną - zrobiła pauzę dla złapania oddechu. - Jak jedyna, która zdaje się potrafi odpowiednio ocenić sytuację powiem tylko, że mam nadzieję, że po waszej chwalebnej śmierci nie traficie do słoika z formaliną.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez BE3R » 6 Sty 2013, o 13:57

Droid odłączył się od ładowarki, z pełną baterią czuł się zdecydowanie lepiej. Słowa wypowiedziane przez patolożkę były wyjątkowo sensowne, w przeciwieństwie do słów chitynowca.
Sensor droida zaczął dziko migotać, a po chwili maszyna wypluła z siebie informację.
- Szanse na zrealizowanie twojego planu istoto wynoszą 2. Nie jest to wartość dla której warto ryzykować. Mogę wam pomóc uruchomić pojazd ale nie pomogę wam w samobójczym przedsięwzięciu. - maszyna stanęła obok Axis z opuszczonymi manipulatorami, po czym spojrzała do góry na kobietę - Mamy zamiar dalej targać ten kontener?
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Mistrz Ind'yk » 7 Sty 2013, o 03:21

- Cóż poradzić, reporterski obowiązek wzywa - rzucił z szarmanckim uśmiechem Adrien, patrząc w stronę pesymistycznie nastawionej do akcji Axis. Zawsze marzył o genialnym materiale, takim, który przyniesie mu sławę w historii. Miał szansę go w końcu zdobyć. - Kto nie ryzykuje, ten nie ma - powiedział do Ganda, który pewnie i tak tego nie zrozumiał. Jego zachowanie sprawiało wrażenie, jakby podczas awaryjnego lądowania w kosmoporcie doznał jakiejś poważnej kontuzji głowy. Tym większa szykowała się sensacja dla samego Herroha, który już snuł wstęp do swojej relacji.
A poza tym, tego dnia czuł, że szczęście mu sprzyja.
Awatar użytkownika
Mistrz Ind'yk
Gracz
 
Posty: 1735
Rejestracja: 21 Cze 2011, o 12:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Oto'reekh » 15 Sty 2013, o 23:02

Gand przychylił się do propozycji Vuusen i poprosił droida o pomoc ze środkiem transportu. Jak to jednak bywa w przypadku tego Jedi, zapomniał dodać ile pojazdów ma być przełączonych w tryb manualny, tak więc po kilku minutach BE3R wrócił oznajmiając, że wszystkie trzy pojazdy są gotowe do drogi...
- Chciałbym wam podziękować za pomoc i asystę, ale tam gdzie zmierzamy jest zbyt niebezpiecznie dla cywili. Pani doktor i jej droid mają rację Adrienie. to robota dla Jedi. Żegnajcie! - ukłonił się nisko i nie czekając na odpowiedź ani reakcje Vuusen ruszył do pierwszego pojazdu.
Gdy podszedł do taksówki zatrzymała go Vuusen.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - zapytała, jakby w jej głowie tliła się myśl o ukryciu się pod miastem
- Jedyny - odpowiedział Gand i spojrzał jej prosto w oczy. Jedyne co dostrzegł przez swoje niezbyt, przynajmniej dla człowieka, doskonałe oczy to zaćmę. Przez chwile pomyślał jak ona w ogóle nie wpada na różne przedmioty...
- Ja prowadzę! - powiedział głośno, otworzył drzwi i zajął miejsce za kierownicą.

Oto'reekh i Khaylia przenoszą się do: [Bitwa o Coruscant] Budynek Senatu

Macie otwarte pole manewru, jeśli żaden MG was nie zechce to mogę wami jakoś tam pokierować. Indyk jeśli koniecznie chcesz śledzić Jedi masz jeszcze jedną takse...
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Mistrz Ind'yk » 18 Sty 2013, o 23:37

Patrząc na oddalającą się taksówkę z szalonym Jedi i jego towarzyszką, Adrien poczuł się dość dziwnie. Nie rozumiał za bardzo, po co Gand prowadził całą tę rozmowę, skoro i tak potem zabrał swoją mroczną koleżankę i zostawił ich na ulicy. No cóż, pomyślał dziennikarz, nie wszyscy muszą działać logicznie i zgodnie z planem.
Gdy taksówka zniknęła za rogiem, odwrócił wzrok do stojących obok niego. Chwilę zastanawiał się, jak odezwać się do cynicznej pani doktor i dziwnego robota. W końcu uznał, że nie ma co zbyt kombinować.
- Będę leciał nad górnymi dzielnicami, mogę was gdzieś podrzucić - powiedział, ruszając w stronę taksówki. - Tutaj i tak nic nie zdziałacie.
Nie czekając na odpowiedź usiadł za sterami i rozejrzał się po konsolecie. Na szczęście rozpoznał wszystkie najpotrzebniejsze systemy. Gdy już miał ruszać, do środka wsiadła także dziwna para.
- No cóż, to lecimy poszukać jakiejś sensacji! - i ruszył gwałtownie z miejsca, znów nie czekając na odpowiedź. To był jego dzień.

Cała trójka przenosi się do: Górnych Partii Miasta
Awatar użytkownika
Mistrz Ind'yk
Gracz
 
Posty: 1735
Rejestracja: 21 Cze 2011, o 12:42

Re: [Bitwa o Coruscant] Lądowiska Westport

Postprzez Alanis Orton » 16 Mar 2013, o 19:16

Panna Orton już widziała swój dom, był prawie na wyciągnięcie ręki. Lecz w momencie, w którym zdecydowała pokonać dzielącą ją od niego odległość, została oślepiona błyskiem światła, zaś podmuch eksplozji rzucił kobietą na ścianę pobliskiego budynku. Alanis zapadła się w ciemność.
Po odzyskaniu przytomności czekała na nią całkowita dezorientacja i oszołomienie. Wokół błyskały postacie, biegające sylwetki rozpływały się w przestrzeni. Wszystko oblepione wieloma barwami. Nie mogła wykonać jakiegokolwiek ruchu. Gdy receptory nerwowe ponownie dostały możliwość odbierania bodźców z otoczenia, obraz w mózgu wyostrzył się. Najpierw postanowiła przyglądać się własnemu ciału. Tym, co od razu musiało zwrócić jej uwagę, była jedna z nóg. Kończyna została najwyraźniej przygnieciona przez fragment ściany, który prawdopodobnie odpadł w wyniku eksplozji. Właściwie co wybuchło? Nie miała zielonego pojęcia. Rozglądnąwszy się po okolicy stwierdziła, iż prawie wszyscy przechodnie uciekli i została niemalże sama, oparta plecami o resztki budynku. Gdzieś w pobliżu Mirialanin pochylał się nad zwłokami zapewne bliskiej mu kobiety, która nie miała tyle szczęście co Alanis. Po chwili zaczął wykrzykiwać jakieś plugawe słowa w ojczystym języku. Nie ma drugiego takiego języka. Są w nim odpowiedniki wszystkich grubych słów z basica, a ponadto inne wyrażenia, używane tylko na planetach, gdzie bluźnierstwo idzie w parze z surowością religii.

- Ty! - przemytniczka wściekała się na siebie. - Ach ty! Ty przeklęta idiotko! Ty skończona, cholerna idiotko! Zachciało Ci się powrotu do domu, to masz za swoje. Musiałaś trafić między młot, a kowadło... Och, pieprzę Imperium i całą tę oszukańczą, pieprzoną Republikę i wszystkich pieprzonych głupców po jednej i po drugiej stronie! Odwieczne przepychanki... Niech ich ogary kath porwą! Niech zginą wszyscy. Niech szlag trafi ich egotyzm i samolubstwo, i zarozumialstwo, i zdradliwość! Niech ich cholera weźmie, zanim wszyscy zginiemy. I potem, jak już zginiemy też...
Jej wściekłość zaczęła stygnąć, w miarę jak wpadała w coraz większą przesadę i rozciągała swą pogardę i złość tak szeroko i niesprawiedliwie, iż sama przestawała w to wierzyć. Nie mogła znieść myśli, że jest niesprawiedliwa. Nienawidziła niesprawiedliwości tak samo jak okrucieństwa, leżała więc ogarnięta pasją, która ją zaślepiała, aż gniew stopniowo przycichł, a oślepiająca, mordercza furia odeszła i w końcu poczuła, że umysł jej jest tak spokojny, pusty, trzeźwy i chłodny, jak umysł istoty pokonującej właśnie trasę na Kessel.
- Przestań i uspokój się – powiedziała do siebie. - Wpadłaś jak śliwka w gówno. Ale opanuj się, ochłoń ze złości i daj spokój z tym tanim lamentowaniem niczym pod jakąś cholerną ścianą płaczu. Możesz się jakoś z tego wygrzebać.
Zaczynało się ściemniać, a nadejście mroku zawsze budziło w Alanis uczucie samotności. Dzisiaj czuła się tak samotna, że aż ją coś drążyło w środku niczym głód. Dawniej mogła na to zaradzić odmawianiem modlitw, jednakże od śmierci Cartha Zaisa nie pomodliła się ani razu. Brakowało jej tego, ale uważała jednocześnie, że odmawianie ich byłoby czymś nieuczciwym i nieszczerym. Nie chciała prosić o żadne łaski ani o inny los niż ten, który czekał wszystkich.
- Ach, psiakrew, chciałabym, żeby Wujek tu był. Chociaż godzinę. On wiedziałby co zrobić.. Mogłabym dalej uczyć się od niego wszystkiego tego, czego nigdy nie nauczył mnie ojciec. Nigdy nie zapomnę, co się ze mną działo, kiedy po raz pierwszy zrozumiałam, że tatuś był zwyczajnym łajdakiem. Łatwiej jest, jak się to już raz powie, i nigdy nie ma sensu określać łajdaka jakimś gładkim terminem. Ale ojciec nie był łajdakiem. Był po prostu tchórzem, a to jest najgorsze nieszczęście, jakie może spotkać człowieka. - kiedy po raz pierwszy usłyszała to od Wujka, była oburzona, że ktoś może źle się wyrażać o tej postaci, która w kurcie ze skóry, z rozwianym blond włosem i blasterem w garście stała otoczona na dantooińskim wzgórzu... Zandar miał po prostu ogromną zdolność do wkopywania się w ciężkie sytuacje, a potem wygrzebywania się z nich. Ale raz wkopał się tak głęboko, że już nie mógł się wygrzebać.

W końcu postanowiła uwolnić ciało spod gruzów. Mogła się poruszyć, a nawet przesunąć w prawo. Przypomniała sobie, że w tylnej kieszeni powinna znajdować się mała flaszka i pomyślała: „Pociągnę sobie dobry łyk, a potem spróbuję się przekręcić”. Ale gdy pomacała kieszeń, nie znalazła w niej butelki. Wtedy poczuła się jeszcze bardziej samotna, bo wiedziała już, że nie będzie nawet tego.
- Zdaje się, że na to liczyłam.- powiedziała do siebie. - No dalej Alanis, przekręcamy się.
Chwyciła obiema rękami lewą nogę i położywszy się pod fragmentem ściany, o który się wcześniej opierała plecami, odciągnęła ją mocno do tłu, ku stopie. Potem leżąc płasko na wznak, i odciągając nogę, żeby złamany koniec kości nie przebiła ciała na udzie, zaczęła powoli okręcać się wkoło na krzyżu. Trzymając oburącz nogę, przycisnęła mocno prawą podeszwą lewą stopę od strony wewnętrznej i przekręciła się, zlana potem, na twarz i piersi. Podniosła się na łokciach, lewą nogę odsunęła od tyłu obiema rękami i mocnym, wytężonym pchnięciem prawej stopy, i już była gotowa. Pomacała palcami lewe udo i stwierdziła, że wszystko w porządku. Kość nie przebiła skóry, a złamany koniec tkwił teraz głęboko w mięśniu.
- Musiało rzeczywiście zmiażdżyć duży nerw, kiedy to dziadostwo zwaliło mi się na nogę. - pomyślała. - Naprawdę wcale nie boli. Tylko przy niektórych zmianach pozycji. Wtedy, jak kość coś nakłuwa. Widzisz? - powiedziała do siebie. - Widzisz co to znaczy mieć szczęście? Wcale nie trzeba koreliańskiej whisky.
- Poczekam, popatrzę. - przeleciało jej przez myśl, jako że nie miała na razie wystarczająco siły, aby ruszyć się z miejsca. Czuła się wewnętrznie pusta, wydrążona i wyczerpana po tym wszystkim.
Image
GG: 13812847
Awatar użytkownika
Alanis Orton
Gracz
 
Posty: 226
Rejestracja: 8 Wrz 2010, o 01:00

Poprzednia

Wróć do Bitwa o Coruscant

cron