Gdy Gand razem z pomocą dziennikarza, po chwili z sukcesem dorwał się do komunikatora o szerokim zasięgu, natarczywie próbował połączyć się ze Świątynią. Mijały minuty, podczas których nie nadchodziła żadna odpowiedź. W Świątyni coś musiało pójść nie tak... Dopiero po 15 minutach, jedyne instrukcje jakie otrzymał Gand były mówiąc delikatnie niesprecyzowane... "Róbcie co możecie w miejscu w którym się znajdujecie".
- Połącz mnie z wojskiem - wydusił spokojnie Gand, jak gdyby nic się nie stało.
- To nie możliwe - wzruszył ramionami Adiren - do tego potrzebna jest oficjalna i atestowana stacja odbiorczo-nadawcza o szyfrowaniu niedostępnym cywilom. - stwierdził
- Masz chociaż podsłuch? - naciskał Gand
- Oczywiście, że nie! to nielegalne! - wyrzucił
- Stolica Republiki została zaatakowana, teraz nie masz się czego obawiać - stwierdził spokojnie.
Po chwili mieli podsłuch wojskowych łączy komunikacyjnych, a po następnych kilku chwilach sytuacja wyglądała krytycznie...
- Planeta upadnie - powiedział spokojnie Oto'reekh
Dziennikarz wyprostował się i spojrzał tępo na Rycerza Jedi - na pewno da się jeszcze coś zrobić!
- Nad Świątynie Jedi leci gromada bombowców, nad północnym biegunem trwa regularny desant wojskowy, bitwa kosmiczna nie daje nadziei na zwycięstwo. Coruscant jest stracone, czy nam się to podoba czy nie. - zrobił przerwę i namyślał się, przez całe swoje życie nie musiał podejmować takich decyzji, nigdy nie decydował o życiu innych, jedynie ścigał istoty wyjęte spod prawa, lub spełniał żądania Jedi. tym razem było inaczej, tym razem poczuł odpowiedzialność na własnych barkach, tym razem musiał pokazać, ze nikt na jego rodzimej planecie nie otrzymuje własnego imienia bez powodu.
- Vussen - odezwał się do kobiety inaczej niż zwykle, pomimo tego, że wokabulator miał problemy z przekazywaniem emocji. - Jestem za Ciebie odpowiedzialny, ale prawdopodobnie Jedi jakich znamy teraz, mogą nie istnieć już całkiem niedługo, więc nie proszę Cię dokładnie abyś poszła za mną. - urwał i zwrócił się do dziennikarza. - Nie ryzykuj i nie wychylaj się, chyba że masz kontakty pod miastem. Przyszły ruch oporu będzie potrzebował osób takich jak ty, ale tym czasem nie możesz z nami pójść. - rzekł i ruszył na zewnątrz gdzie zostawił kobietę z kotem i drioda, który mógł mieć potencjał obronny, w końcu kto widział takiego robota w takim miejscu?
Gand nie chciał tłumaczyć swojej decyzji dwa razy, więc była Sithka nie miała wyboru i poszła za nim na zewnątrz. Tam zorientował się w sytuacji poprosił kobietę z kotem i podszedł do drioda. Winien był im chociaż wytłumaczenie sytuacji.
- Przykro mi jest w tym momencie zostawiać was samym sobą, ale po wysłuchaniu komunikatów wojskowych oraz instrukcji ze Świątyni, muszę działać w sposób, który mi wydaje się najodpowiedniejszy. Prawdopodobnie planeta zostanie zdobyta przez Imperium, tak naprawdę pozostała nikła matematyczna szansa na inny wynik tego starcia. Jeśli chcemy, aby Republika nie upadła musimy ocalić jej głowę, a tą głową czy nam się podoba czy nie są senatorowie, którzy w tej chwili są odcięci w senacie. Jeśli Moc pozwoli, spróbujemy chociaż kilku z nich wyciągnąć i ukryć przed Imperialnymi rękami, dlatego też nie mogę was prosić o dalszy udział. Dobro cywilów jest najważniejsze. - spojrzał na BE3R-a - Droidzie, nie wyglądasz na model bojowy, jednak nie wyglądasz też na zwykłą maszynę, jeśli chcesz mozesz podążać za nami. Vussen - odezwał się do świeżej Jedi - teraz jest moment na decyzję, jeśli chcesz pójść za mną potrzebujemy transportu...
***********************************
Alanis pomimo trudności w postaci szalejącej paniki, udało się oddalić od lądowisk i złapać środek transportu, który kierował ją w pobliże własnego domu. Po kilku minutach spaceru, miała już swój dom w zasięgu wzroku, wszystko wydawało się w porządku, prócz chaosu na ulicach i okolicznych słupów dymu dookoła. Gdy nieco skróciła dystans zauważyła policyjne blokady, coś w pobliżu musiało pójść nie tak...
Zaledwie kilkadziesiąt metrów od jej lokacji, grupa imperialnych komandosów, zwanych "operatorami" przedzierała się pod ciężkim ogniem do strefy ewakuacyjnej. Nagle w powietrzu nad głowami wszystkich pokazała się flara sygnalizacyjna, a kilka chwil później kobieta spostrzegła nie małą jednostkę z wyraźnym napisem na kadłubie Black Water. Nie mogło oznaczać to nic dobrego, na szczęście dom Ortonównej znajdował się na granicy strefy zamkniętej i kobieta mogła swobodnie do niego dotrzeć...