Content

Bitwa o Coruscant

[Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

[Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 15 Lut 2013, o 17:01

Tuż przed lądowaniem...
Pokład ISD klasy Imperial II "Bulwark"

Nathir Quinn stał wyprostowany wśród rzędu żołnierzy przygotowanych do desantu. Ich okręt matka "Bulwark" nie odniósł większych uszkodzeń i teraz był gotowy do przeprowadzenia desantu. Stali stłoczeni w hangarze daleko od podstawowych lądowników "Warlord" które przenosiły w całości kompanie i to nie tylko te należące do 112 samodzielnego batalionu pogranicznego, do którego dostał przydział Nathir. Ich uzbrojenie nie przypominało tego należącego do szturmowców. Posiadali zwykłe mundury, nie pełne hełmy, choć pocieszające było to, że przed bitwą wymieniono im pukawki z leciwych E-11 na nowsze E-15. W dodatku górna część munduru nosiła znaki opancerzenia, co dawało wątłą nadzieję na przetrwanie pocisku. Symbolem umieszczonym na ich mundurze była liczba 112 wpisana w godło Imperium trzymane przez ryczącego Rancora, natomiast mottem wbijanym do głowy przez zaciekłych sierżantów: "Ten się śmieje, kto jest sprytniejszy".
Nathir trafił do jednostki i został przeszkolony razem z innymi żółtodziobami, kilka miesięcy temu. Byli podstawowym wojskiem, któremu daleko było do szturmowców owianych mgłą elitarności, a którzy jednocześnie wyzywali ich od mięsa armatniego... Tak czy inaczej starszy szeregowy Nathir Quinn służył w 3 drużynie, 2 plutonu zabezpieczająco-rozpoznawczego, kompani Able w 112 samodzielnym batalionie pogranicznym, pod rozkazami kaprala Patricka Dixona, który dowodził 3 drużyną. Jego pozostałymi dwoma braćmi w niedoli byli szeregowy Daniel Sozonov oraz szeregowy Ewan Stephens.
Obok nich stały pozostałe trzy drużyny, oraz sierżant Max Connor i plutonowy Luke Coleman, którzy dowodzili plutonem, dalej rozciągały się pozostałe trzy plutony mające te same zadanie, w każdym służyło 18 ludzi, podział ten wynikał ze środka transportu, bardziej niż ze zdrowego rozsądku. Tak więc 72 ludzi i jak się okazało nie tylko ludzi, stało przed porucznikiem Scottem Rodgersem, który był zastępcą dowódcy kompani A. Cała reszta kompani Able oraz całego batalionu była skupiona wokół ponad stumetrowych lądowników klasy "Warlord"i przechodzili własnie odprawę z dowódcą batalionu pułkownikiem Malcolmem Shepardem.
- Żołnierze! - zwrócił na siebie uwagę porucznik Rodgers - Jako 4 plutony Z-R będziecie mieli zaszczyt być pierwszymi ludźmi - dziwnym trafem porucznik skoncentrował wzrok na Chissie -, którzy dotkną powierzchni północnego Coruscant własną stopą! Waszym zadaniem i obowiązkiem wobec Imperium jest lądowanie i zabezpieczenie strefy lądowania dla pierwszych "Warlordów". - na tablicy obok Rodgersa wyświetliła się mapa taktyczna pokazujące wybrane ulice megamiasta, ten korzystając ze wskaźnika oznaczył cztery strefy lądowania. - Każdy pluton zejdzie na ziemie i zajmie narożniki tego parku, który jest idealnym miejscem na lądowanie. Gdy tylko upewnicie się, że okolica jest czysta, przekażecie meldunek i rozpocznie się właściwa operacja desantowa. Cała akcja nie powinna wam zająć więcej niż kilkanaście minut, obrona powierzchni nie jest zorganizowana, a cała planeta tak ogromna, że nieprzyjaciel na pewno nie przewidzi miejsca lądowania!
- Mamy przejebane - Nathir usłyszał szept gdzieś za jego plecami
- Dlaczego? - zapytał drugi
- Bo nas uspokaja kretynie!
- Zamknijcie mordy! - dodał trzeci, najrozsądniejszy szept
- Wyruszacie za 15 minut! - kontynuował Rodgers - Jesteście do tego przygotowani trenowaliście desanty z pokładu IDT wielokrotnie. Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie swoich sierżantów, powinni odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości. Powodzenia i widzimy się na dole!
Porucznik opuścił cztery plutony kompani A i udał się w kierunku "Warlordów".

Jest to post wprowadzający, jak chcesz możesz opisać, wcześniejsze szkolenie, przemyślenia, lub po prostu zapytać czy odezwać się do kumpli z drużyny. W sumie nic na silę
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 15 Lut 2013, o 21:25

Lot monstrualnym ISD był nerwowy od samego początku, a mimo to Nathir czuł się dziwnie spełniony. Jego pierwszą misją miał być udział w bitwie o prawdopodobnie najważniejszą planetę w całej galaktyce, Coruscant. Na samą myśl o tym, że będzie mu dane uczestniczyć w tak wiekopomnym wydarzeniu, czuł dumę wypełniającą mu serce i umysł. Ponure twarze jego towarzyszy zdawały się mówić coś innego.
Żółtodziób był dumny, mimo że jeszcze niczego nie dokonał. Gdy inni zorientowali się jaki był powód jego zadowolenia, szybko uzmysłowili mu, że zanim wystrzeli choć raz ze swojego wypolerowanego E-15, będzie miał tysiąc okazji by zginąć. Żaden z nich nie znał strategii ani planu ataku, byli tylko zwykłymi żołnierzami, którzy w odpowiednim momencie mają za zadanie pociągnąć za spust i padać jak muchy, torując drogę dla bardziej elitarnych jednostek. Właśnie taka atmosfera panowała wśród żołnierzy. Nathir również to odczuwał. Napięcie, strach, niepewność co do swoich umiejętności. Postanowił poświęcić życie dla Imperium... nie miał jednak zamiaru robić tego tak szybko. Nie, nie na początku drogi.

Pierwsze spotkanie z wojną było doświadczeniem oszałamiającym, zapierającym dech w piersiach i niezwykle błyskawicznym. Wszystko działo się tak szybko, było tak gwałtowne, że Nathir ledwo nadążał z rejestrowaniem kolejnych wydarzeń. Ostrzeliwane statek trząsł się, od czasu do czasu opadał lub skręcał nagle, najpewniej robiąc unik lub szykując się do przyjęcia kolejnej pozycji bojowej. Nie wiedzieli dokładnie co się dzieje, mogli tylko zgadywać, niektórzy obstawiali czy ich ISD już został zestrzelony i opada w nicość kosmosu, czy nadal prze przed siebie, prosto na Coruscant. Od czasu do czasu wywołani, gasili pomniejsze pożary albo pomagali coś przenieść, jednak ich czas jeszcze nie nadszedł. Jako piechota, musieli to przetrzymać, popisywać mogli się wkrótce.

Quinn nie zdążył poznać swojej drużyny zbyt dobrze, ale kojarzył ich twarze i starał się zawsze być w ich pobliżu. Żadna samowolka nie wchodziła w rachubę, a drużyna, jako podstawowa jednostka piechoty, stanowiła klucz do skutecznego dowodzenia. Tak przynajmniej wydawało się chissowi, który podczas odprawy nie poruszył się ani na moment, wytrzymując w niewygodnej postawie na baczność, którą tak długo wpajano mu na szkoleniu.
Rozkazy wydawały się jasne, przerażające, lecz jasne. Mieli być pierwsi i zabezpieczyć teren. Naciąganym byłoby stwierdzenie, że byli szkoleni do takich misji. Jedyne co umieli, to wsiadać i wysiadać z IDT, strzelając przy tym na lewo i prawo. Nathir jednak wątpił, by na tym miało się skończyć. Gdy pozostawiono ich samych sobie, szeregowy zaczął od sprawdzenia całego swojego ekwipunku. Sprawdził czy jego buty, pas i hełm – lub to co hełm imitowało – są odpowiednio przytwierdzone. Ostatnie zbadanie broni. Nathir z zaskoczeniem stwierdził, że jego ręce się trzęsą, a skóra robi się bledsza. Instynktownie spojrzał na swoją drużynę, szukając w nich oparcia, którego bardzo pragnął, ale którego nie oczekiwał. Chciał coś do nich powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle.
- Powodzenia – rzucił, nieświadomie powtarzając słowa porucznika. Dopiero po chwili zrozumiał jak źle musiało to zabrzmieć i jakim dupkiem musiał się okazać, życząc im „powodzenia”.
Postanowił już nic nie mówić. Stał tylko z boku, w niedalekiej odległości od drużyny, ściskając nerwowo karabin. Czekał, a każda minuta była udręką.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 16 Lut 2013, o 15:38

„Nie ma znaczenia, co ludzie myślą o wojnie, odparł sędzia. Wojna przetrwa. Równie dobrze możecie zapytać ludzi, co myślą o kamieniu. Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek, już czekała na niego. Wojna to rzemiosło najwyższej rangi, czekające na swojego najznamienitszego rzemieślnika.”



W hangarze ISD „Bulwark” znajdowała się rzesza żołnierzy gotowa do uderzenia na planetę. Marynarka wykonała swoje zadanie i oczyściła drogę dla lądowników, teraz przyszła kolej na piechotę. Większość ludzi zgromadzonych w ogromnym pomieszczeniu obserwowała kilkudziesięciu ludzi zajmujących swoje miejsca w czterech niepozornych lądownikach, nie miały one więcej niż 17 metrów długości. Większość z nich im nie zazdrościła, myśleli, że będą pierwszymi, którzy dotknął stopą, o ile w ogóle dotrą w jednym kawałku, Coruscant, choć paradoksalnie nie była to najgorsza z możliwych sytuacji.
- Ruszać dupy! – dawało się słyszeć kaprali popędzających swoje drużyny.
Jednak oni jak i szeregowi nie wiedzieli jeszcze prawdziwej walki. Nigdy nie byli pod prawdziwym ostrzałem i nikt nie miał pojęcia jak zachowają się będąc pod nim. Wszyscy się bali, jednak nie był to ten sam strach, który towarzyszył nawet jednostkom specjalnym.
Plutony zajęły miejsca w swoich transporterach i czekały. Na pokładach cisza była tylko przerywana cichymi szeptami dochodzącymi od pilota i strzelca pokładowego. Czuć było napięcie, które tylko wzrosło, kiedy opuściły się wrota IDT. Nie posiadały one okien, więc żołnierzom w środku pozostał smutny, szary kolor wewnętrznego kadłuba, słabe, sztuczne niebieskie światło i twarze kolegów. Cześć z nich wyrażała niepewność, napięcie lub po prostu strach. Inni wydawali się spokojni i pewni.
Nagle sierżant Max Connor złapał się za słuchawkę i spojrzał na ludzi, za nim pilot zaczął potwierdzać własne meldunki i zwiększył obroty maszyny.
- „Nora” – rzucił do ludzi hasło oznaczające przystąpienie do operacji.
Cztery maszyny oderwały się od pokładu „Bulwarka” i ruszyły w kosmiczną próżnię. Nie byli sami, podobne zadania dostały także inne plutony w innych kompaniach. Chmary małych transportowców miały być pierwszą większą siłą Imperium na powierzchni planety. Każda z tych małych jednostek posiadała wsparcie w pojeździe kontroli operacji, oraz wsparcie elektroniczne odpowiedzialne za zagłuszanie fal na polu walki. Powinno poskutkować przynajmniej na jednostki cywilne. Dowództwo odbierało także obraz z wielu sond zwiadowczych trzymających się z dala od pola walki.
- Po powrocie zagramy w Pazzaka Chudy. – w radio odezwał się jeden z pilotów
- Z tobą? Masz jeszcze, co postawić? – odpowiedział drugi
- Zdziwiłbyś się!
- Przypominam o ciszy radiowej. – odezwała się kontrola bojowa
Piloci zawsze byli dobrymi duchami w wojsku, na co dzień nikomu to nie przeszkadzało, jednak ledwo wytrenowanej armii nie pomagało to w koncentracji. Stłoczeni ludzie najzwyczajniej się bali i byli zniecierpliwieni. Czuli się jak w pułapce, nie mieli żadnej kontroli nad tym, co się dzieje.
- Minuta do wejścia w atmosferę, może trochę szarpać – przekazał pilot
- Panowie pamiętajcie o swoim szkoleniu, trzymajcie się w grupie, a nic wam nie będzie, jasne? – odezwał się Connor, dowodzący plutonem. – Na dole może być gorąco, więc słuchajcie rozkazów.
Nim ludzie na dobre przyjęli te słowa, lądownikiem zaczęło szarpać.
- Zaczyna się – rzucił Sozonov, szeregowy z grupy Quinna
Przez kilka minut ludzie myśleli, że po prostu się rozbiją, kadłub mocował się z wytracaniem prędkości i nagrzewaniem. Zdawało im się, że trwa to w nieskończoność. Gdy nagle wibracje ustały wszyscy poczuli ulgę, udało im się. Po przekroczeniu górnych partii atmosfery, pojazd w dalszym ciągu wytracał prędkość, a pilot potwierdził test systemów komunikacyjnych.
- 3 minuty! – wrzasnął Connor
- Tutaj Romeo Sześć Siedem – zgłosiła się kontrola bojowa – do wszystkich jednostek. Lucy, Lucy, Lucy. – był to słowo kodowe oznaczające rozpoczęcie szturmu.
- Kilo Sześć Cztery. Zrozumiałem, Lucy.
- Barber Pięć jeden. Zrozumiałem, Lucy.
- Julia Sześć Cztery. Zrozumiałem, Lucy.
- Uniform Sześć Cztery. Zrozumiałem, Lucy.
- Wszystkie jednostki, Lucy.
Cztery IDT gwałtownie zanurkowały w stronę zabudowań, dalej poruszając się na wstecznym ciągu, co znacznie odczuli żołnierze znajdujący się w środku, jedni praktycznie leżeli na plecach, drudzy wisieli przypięci na pasach. Piloci już mogli rozpoznać sylwetki budynków i wyszukiwać znaków nawigacyjnych pozostawionych przez „pionierów” jak często nazywano tych ludzi…
- 3 minuty! – przekazał pilot – któremu na HUD-zie wyświetlił się znajomy punkt.

********************************

20 minut wcześniej
Powierzchnia Coruscant

W kluczowych miejscach przed desantem maszyny Lightstealth oraz TIE stealth przerzuciły niezauważenie na planetę „Pionierów”, pomijając wywiad i walczący od jakiegoś czasu SSWiM oraz BlackWater byli pierwszym militarnym personelem na ziemi. Byli to znakomicie wyszkoleni ludzie z powietrznych oddziałów specjalnych, przygotowani do umiejscawiania znaczników nawigacyjnych dla lądującego szturmu. Byli także ekspertami od oznaczania celów dla wsparcia powietrznego, kosmicznego i artyleryjskiego. Najczęściej dołączali do oddziałów desantowych, gdy te lądowały na miejscu, służąc swoim wszechstronnym wyszkoleniem.
Pionierzy w większości docierali do swoich celów i poprawnie umieszczali znaki nawigacyjne. Nikt się ich nie spodziewał i jedynie przypadek, mógł pokrzyżować im szyki. Stacje naziemne nie wykryły ich pojazdów, więc element zaskoczenia im sprzyjał. Czwórka z nich po rozstawieniu znacznika w parku, schroniła się i czekała na resztę sił, jedyne, co ich niepokoiło, to fakt, że odkryli baterie dział przeciwlotniczych, których na mapie nie umieścił wywiad. Gdy tylko to potwierdzili, przesłali tą informację do kontroli bojowej…

********************************

- Minuta! – krzyknął pilot Uniform Sześć Cztery
- Przygotować się! – dorzucił Connor
IDT lawirowały już między budynkami zbliżając się do swojego celu, wszystko szło zgodnie z planem.
- Romeo Sześć Siedem do grupy bojowej, mamy informację o baterii przeciwlotniczej w bezpośrednim sąsiedztwie, zachowajcie ostrożność.
Zanim piloci zdążyli odpowiedzieć turbolaserowe działa splunęły ogniem. Maszyny rozbiły szyk, i kanonierzy musieli wybrać pojedynczy cel.
- Pięć Jeden oberwał!
- Pięć jeden potwierdź stan maszyny! – kontrola podniosła głos
Jednak przez kolejne kilkanaście sekund nie nadeszła żadna odpowiedź, jeden z pocisków przeciwlotniczych rozerwał kokpit zabijając załogę na miejscu, drugi całkowicie zniszczył silniki.
Barber Pięć jeden powoli obniżał pułap i w dalszym ciągu pozostając pod ostrzałem wyrżnął w ziemię, gdy uderzył w ulice z prędkością ponad 200 km/h, wpadł w ślizg, który wzniecając mnóstwo iskier i wyrywając ścieżkę w durabetonie zatrzymał się w końcu, przewracając się na bok. IDT leżało jakieś 100 metrów od parku. Kilo Sześć Cztery nie tracąc czasu, wykorzystał uzbrojenie pokładowe i ostrzelał baterie dział. Jego 4 działka wystarczyły aż nadto, żeby poradzić sobie z jedną małą baterią wroga.
- Działo P-lot wyeliminowane – zameldował
- Kontynuujcie desant, niech plutony naziemne roześlą po jednej drużynie do ochrony narożnika Pięć Jeden.
Piloci IDT nie czekali już na nic innego tylko obniżenie lotu. Wyładowanie żołnierzy w ich miejscach nie nastręczało problemów. W ich stronę odzywał się tylko sporadyczny ostrzał z broni małokalibrowej. Jedno było pewne, wszyscy już wiedzieli o ich obecności.
- Wyłazić! – krzyknął Connor, który przeklinał w duchu utratę jednej maszyny – Ruszać się! – Gdy tylko dostrzegł swój narożnik, był zadowolony, że bariera odgradzająca park od chodnika dawała zadawalającą osłonę. – Za mną! Biegiem!
Drugi pluton szczęśliwie zajął wyznaczoną pozycję, na szczęście było dość spokojnie. Nie było jeszcze oznak zorganizowanego kontrataku.
- Drugi pluton melduje zajęcie pozycji, jest bezpiecznie! – przekazał do kontroli bojowej, podobne meldunki wpłynęły od pierwszego i czwartego plutonu, trzeci był w rozbitej maszynie.
- Dixon! – weź swoją drużynę i zabezpieczcie narożnik trzeciego plutonu, pozostałe dwie drużyny z jedynki i czwórki pewnie będą już na was czekać. Po przekątnej macie jakieś 150 metrów, uważajcie na ten pojedynczy ostrzał blasterowy.
-Tak jest! Sierżancie. – potwierdził i zwrócił się do swojej drużyny – Quinn, Sozonov, Stephens mamy robotę do wykonania!
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 16 Lut 2013, o 18:26

To było wręcz niedorzeczne, choć całkowicie realne. Pośród komend i meldunków, nerwowości i oczekiwania, Nathir zamiast skupiać się na misji, walczył ze swoim żołądkiem. W chwili gdy weszli w atmosferę planety, a transportowiec zmagał się z przeciążeniami, dla chissa nie mogło być nic gorszego, niż obrzyganie wszystkim butów. Sam do końca nie był pewien czy to przez nerwy czy przez to, co działo się ze statkiem, nie miało to jednak znaczenia. Przez cały czas, aż do wylądowania na powierzchni planety myślał tylko o rzyganiu. Wyobrażał sobie jak skulony wyrzuca z siebie imperialną rację żywnościową, a wszyscy śmieją się z niego lub spoglądają z politowaniem. Usłyszałby pewnie jakiś komentarz o tym, że obcy nie nadają się do takich rzeczy, a jego nowym przydomkiem na resztę wojny byłby „Rzyg” albo „Niebieski paw”.
Minuty upływały nieubłaganie choć wolno, a każda kolejna wydawała się dłuższa i bardziej męcząca. Zanim dotarli do celu Nathir czuł jak mundur klei mu się do spoconego ciała.

Z letargu wyrwały go dopiero krzyki i komendy by przygotować się do wysiadania. Wszystko co działo się na zewnątrz, to co do niego dotarło w postaci strzępów informacji, wydawało się nierealne, tak jak fakt, że oto wysiądzie zaraz na Coruscant i zacznie roznosić Republikę w pył. Uczucie snu zelżało, gdy uderzył go podmuch powietrza, a śluza IDT otwarła się szeroko, by wypuścić ich do akcji.
Wysiadłszy w pośpiechu, Nathir natychmiast przykucnął i uniósł swój karabin, skanując teren przed sobą. Gdy cała jego drużyna, z wrzeszczącym kapralem Dixonem za plecami włącznie, była już na zewnątrz, Nathir ruszył w skulonej pozycji, trzymając karabin wysoko przy ramieniu. Jego palec spoczywał na spuście, wyczuwając delikatny opór cyngla. Całkowicie tego nieświadomy, dyszał jak lokomotywa, a po czole ciekła mu cienka strużka potu. Ku jego zdziwieniu było mu zimno, a w uszach czuł bijące tętno.
Jego wzrok skupiał się teraz na dwóch rzeczach, szukał osłon i ewentualnego ostrzału. Nic innego nie było tak istotnego. Ufał, że drużyna porusza się wraz z nim, tak ich przecież szkolono. Przesuwał się do przodu, od czasu do czasu przystając za jakąkolwiek osłoną, którą udało mu się znaleźć.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 17 Lut 2013, o 02:55

Drużyna poruszała się poprawnie, żabimi skokami od osłony do osłony, pokonywali teren dość szybko. Jednak dystans 150 metrów podczas przeszkolenia wydawał się bardzo niski, teraz w stresie i pełnym rynsztunku skutecznie pozbawiał powietrza z płuc. Biegnąc przez środek parku nie napotykali oporu, kilku przestraszonych cywilów jak najprędzej schodziło im z drogi i próbowało wydostać się z piekła, w którym się znaleźli. Podobna sytuacja przedstawiała się gdy w końcu dobrnęli do narożnika.
Na ulicach przewijali się cywile, którzy widząc imperialne siły czym prędzej oddalali się od strefy zagrożenia, widać stąd było jak na dłoni rozbity Pięć Jeden, który leżał na boku jakieś 100 metrów od ich pozycji. Przy samym przyczółku spotkali dwie drużyny z pierwszego i czwartego plutonu.
- Dixon! Dobrze Cię widzieć - odezwał się kapral z jedynki
- Jak sytuacja? - zapytał Patrick
- Póki co spokój, rozbity Piec Jeden sprawia tylko upiorne wrażenie. Myślisz, że ktoś przeżył?
- Trudno powiedzieć. - rzucił od niechcenia i spojrzał na swoich ludzi. - Zajmijcie pozycję, pewnie chwilę tu posiedzimy. Ja połączę się z Connorem. Sierżancie jesteśmy na miejscu, narożnik zabezpieczony, powtarzam zabezpieczony. - przekazał i natychmiast podniósł broń kiedy zobaczył cztery sylwetki wyłaniające się z głębi parku.
- Grzmot! - krzyknął jeden z nieznajomych.
- Błysk! - odpowiedział Dixon, używając kodu rozpoznawczego, na tą operację.
- Wybieracie się do wraku? - zapytał jeden z potężnie zbudowanych mężczyzn, których sama obecność podnosiła na duchu. Ubrani byli w mundury przeznaczone do walki w zabudowaniach, byli oporządzeni podobnie do szturmowców, tyle że ich zbroje posiadały systemy częściowego kamuflażu. Na ramionach widoczne były emblematy jednostki, składające się z pochodni ze skrzydłami i z dolnym dopiskiem "Pathfinders" - "First In, Last Out"
- Mamy rozkaz utrzymać pozycję. - bez wahania odpowiedział Dixon
- W porządku - odpowiedział kolejny z nich, na piersi miał widoczny grawerunek z pseudonimem "Hoot" - dajcie nam chociaż dwójkę ludzi, a sprawdzimy ten wrak.
Dixon bił się z myślami, w teorii nie powinien "wypożyczać" swoich ludzi, ale była szansa, że w środku znajdą kogoś żywego.
- Sierżancie Connor, proszę o pozwolenie na zbadanie wraku, znajduje się jakieś sto metrów od naszej pozycji.
- Odmawiam kapralu, główne siły, dostały zielone światło i lądują za 13 minut, będą musieli poczekać.
- Mamy tu czwórkę pionierów, proszą chociaż o dwójkę ludzi. - spróbował ponownie
- Twoja decyzja Dixon, bez odbioru.
- Zrozumiałem, pośle z nimi dwóch ludzi, bez odbioru. - następnie spojrzał na swoich szeregowych. - Quinn, Sozonov, pójdziecie z nimi.
- Dziękuje bardzo kapralu. - odezwał się Hoot - Trzymajcie się nas, a nic wam nie będzie, musimy dotrzeć do lądownika i zwolnić zawór awaryjnego otwierania włazu, sprawdzimy czy ktoś przeżył upadek, jasne? - zapytał ich retorycznie
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 17 Lut 2013, o 12:52

Zanim Nathir dosłyszał kod, jego karabin był już wycelowany w stronę poruszających się postaci, gotowy by pociągnąć za spust i powalić pierwszych przeciwników. Na samą myśl o tym, na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. A jednak, gdy dotarł do niego „Grzmot”, natychmiast opuścił broń i z niedowierzaniem wpatrywał się w pionierów. Nieczęsto widuje się tą jednostkę, byli niczym duchy, a ich dokonania były wręcz legendarne. To właśnie dzięki nim możliwy był desant czy jakikolwiek inny atak z powietrza. Może i kompania A 112-stej miała wylądować na Coruscant jako pierwsza, przeprowadzić atak, ale oni...Pathfinderzy byli inną ligą. Innym światem. Nathir niemalże od razu zaczął się zastanawiać, jak sam poradziłby sobie jako pionier.

Na dźwięk swojego imienia niemalże podskoczył. Z niedowierzaniem najpierw odwrócił się w stronę Dixona, potem jednego z pionierów, a na końcu spojrzał na Sozonova, uśmiechając się krzywo.
- Tak jest – rzucił niezbyt głośno i wysunął się nieco w stronę komandosów.- Sozonov, to się teraz wykażesz – mruknął do kolegi z drużyny, po czym zwrócił się do Hoot'a. - Jakiś plan?
Nathir nie znał ich stopni wojskowych, w zasadzie nic o nich nie wiedział, więc uznał, że w warunkach misji, na polu walki, może pozwolić sobie na taki rodzaj spoufalenia.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 17 Lut 2013, o 23:23

- Sozonov i Quinn ruszajcie za nami i nas osłaniajcie. Jeśli uda się otworzyć właz do IDT będziemy musieli wydostać rannych, o ile jacyś w ogóle są. Będziemy na odsłoniętym terenie, więc uważajcie na siebie, zrozumiano? - wyjaśnił pokrótce i zwrócił się do reszty Pionierów. - Red, Static, Lynx Ruszamy, Red weź szpicę. - rozkazał, choć szybko można się było zorientować, że wśród nich tradycyjna hierarchia wojskowa nie istniała, tak samo jak pagony, wskazujące ich stopnie.
Trójka Pionierów po prostu pokiwała głowami i jako pierwszy ruszył "Red". Przeskoczył przez murek oddzielający park od reszty ulicy i zaczął biec w stronę wraku, jego sylwetka była pochylona, a wzrok czujny, za raz zanim wybiegli Static i Lynx.
- No szeregowi pora na nas...- rzucił Hoot i nie oglądając się przeskoczył murek
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 18 Lut 2013, o 17:08

Nathir przeskoczył murek zaraz za Hootem i bez wahania ruszył do przodu, lecz w pewnym momencie obrócił głowę, by upewnić się, czy Sezonov jest razem z nim. Jego punktem odniesienia były teraz jednak plecy Hoota, których nie miał zamiaru stracić z pola widzenia. Choć ulica nie dawała zbyt wiele ochrony, nie to było teraz najważniejsze. Ich priorytetem było dostać się do IDT i wydostać ocalałych...o ile ktokolwiek tam pozostał.

Sorry za taki post, ale nie umiałem nic wymyślić ciekawego jak tylko ruszać na przód.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 20 Lut 2013, o 23:16

Mieli przed sobą 100 metrów otwartego terenu, Pionierzy prowadzili sześcioosobową grupkę, która rozdzieliła się na 2 kolumny biegnące równolegle obok siebie. Nie było tu żadnych osłon, więc nie wiele mogło im pomóc, a zatrzymywanie się w miejscu oznaczało wyrok śmierci. Wszystko szło gładko, aż do 3/4 dystansu, gdy prowadzącym zostało 25 metrów do celu. Hoot za pobliskim zakrętem zauważył kilka ciężarówek repulsorowych należących do sił CSF, tylne drzwi wisiały niezamknięte na zawiasach i było to coś, co zapaliło mu alarmową lampkę w głowie. Pierwsze strzały rozpętały gwizd niczym na okręcie wzywającym na stacje bojowe.
Natychmiast czwórka pionierów zaczęła zygzakować, opuścili broń i przyspieszyli, oby tylko znaleźć się przy pojeździe dającym jakaś osłonę. Ostrzał był nieregularny i niezbyt celny, jednak niebezpieczny.
- Kurwa mać wstrzeliwują się! - pierwszy ciszę przerwał Lynx, któremu bolt prześlizgnął się po plecach zostawiając małą bruzdę na pancerzu.
Po chwili żołnierze, połączeni z trzech plutonów, otworzyli ogień w stronę sił CSF-u ukrytych na pierwszym piętrze pobliskiego budynku.
- Sierżancie napotkaliśmy opór! - Sozonov i Quinn usłyszeli swojego kaprala w słuchawkach. - Niezidentyfikowane siły otworzyły ogień, narożnik Pięć Jeden jest zagrożony!
- Kapralu uspokójcie się i utrzymajcie pozycje, desant ląduje za kilka minut.
- Przyjąłem - rzucił Dixon.
W tym czasie, CSF związał walką jeszcze dwa inne miejsca w parku, póki co nie było to niebezpieczne, nie zareagowała jeszcze republikańska armia.
Jakimś cudem grupka dobiegła do IDT, kadłub maszyny skutecznie chronił ich przed ostrzałem z budynku, jednak znajdowali się w pułapce. Budynek znajdował się dokładnie za wzdłużną osią transportowca, więc jeśli udałoby im się podnieść wrota, uszkodzonego pojazdu, tworzyłaby pionową tarczę.
- Static, Lynx, zajmijcie rufową stronę pojazdu i pokażcie im jak strzelają profesjonaliści, żołnierze - zwrócił się do Quinna i Soznova - zróbcie to samo od dziobu, ja z Redem spróbuje dostać się do środka.
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 21 Lut 2013, o 12:35

Biegł co sił w nogach, słysząc tylko swoje własne dyszenie. Odcinek nie był długi, ale prawdopodobny ostrzał znacznie komplikował sprawę. Wydawało mu się, że szybciej już nie może, ale przede wszystkim, nie musi. Wrak był już blisko, widział jego konstrukcję, detale...Pierwszy bolt przeleciał w powietrzu wybijając go z rytmu. Nogi prawie mu się poplątały, lecz zamiast runąć na ziemię, przyśpieszył tylko gnany pędem swojego własnego ciała. Biegł tak szybko, że docierając do celu zderzył się z twardym poszyciem IDT i niemalże się do niego przytulił. Głos kaprala docierający z komlinku był nerwowy. Jak na gust Nathira, zbyt nerwowy. I choć od jego składu dzieliło go zaledwie sto metrów, był teraz w innym świecie. Miał inne zadanie i na czym innym musiał się skupić.
Prawie na klęczkach przepełzł na stronę dziobu, po czym zerknął na Sezonova.
- Załatwmy skurczybyków – warknął Nathir, mrużąc swoje czerwone oczy, po czym wysunął się nieco zza konstrukcji IDT i oddał kilka strzałów w stronę wroga, niemalże na oślep. Chciał zobaczyć gdzie się chowają, jakie są ich pozycje i ilu ich jest. W następnej salwie użył przyrządów celowniczych, starając się zdjąć przynajmniej jednego z intruzów.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 27 Lut 2013, o 19:20

Ogień z narożnika Pieć Jeden oraz czwórki ludzi przy IDT, znacznie obniżył odwagę sił CSF zgromadzonych w budynku. Nathir nie był w stanie spostrzec, czy udało mu się kogoś trafić wewnątrz, ale doprowadziło to na pewno do przegrupowania sił wroga. W czasie gdy Hoot i Red wykorzystując swoją szansę wpełźli na bok przewróconej maszyny i nie zważając na ogień, szybko odnaleźli zawór bezpieczeństwa. Po odsłonięciu pancernych płyt, wystarczyło pociągnąć za odpowiednie dźwignie, służące do awaryjnego otwarcia wrót. Gdy te z wyraźnym sykiem ustąpiły i uniosły się wysoko w górę, tuż obok nich rozległa się eksplozja.
Sam podmuch rozgrzanego powietrza rzucił Reda do wnętrza maszyny, a Hoot wylądował na ziemi tuż obok chowającego się Lynxa.
- Co to kurwa było! - krzyknął przerażony Sozonov
- Małokalibrowy moździerz - odpowiedział spokojnie Static, pomagając Hootowi.
- Red jesteś cały? - krzyknął gdy dźwignął się na nogi.
- Tak, mamy tu kilku nieprzytomnych, trzeba będzie ich zabrać.
- Lynx wezwij medavac, sami im nie pomożemy. - dodał Hoot
- Uwaga! - krzyknął Static gdy następny pocisk zmierzał w ich kierunku. Eksplodował kilkanaście metrów przed nimi, nie wyczyniając żadnych poważniejszych szkód.
- Starszy szeregowy, widzicie tamte zabudowania? - zapytał wskazując na budynki znajdujące się po ich prawej stronie. - Pociski spadają po bardzo wąskiej paraboli, więc musieli rozłożyć się całkiem niedaleko. Osłonimy was przed ogniem z budynku na wprost, a dla pomocy rzucimy granat dymny. Weźcie ze sobą Sozonova i sprawdźcie czy nie namierzycie pozycji tej drużyny moździerzowej, następnie jak najszybciej wracajcie. Poczekajcie tylko, aż dym się rozprzestrzeni a my zaczniemy strzelać, acha i poinformuj swojego kaprala o sytuacji. - tłumaczył szybko i nie czekając na odpowiedź sięgnął po granat dymny.
Po kilku chwilach go wyrzucił, a Pionierzy zajęli odpowiednie pozycje. Gdy dym pokrył większość drogi miedzy rozbitym pojazdem, a zabudowaniami, Hoot krzyknął
- Ruszajcie!
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 27 Lut 2013, o 21:31

Huk wybuchu na chwilę ogłuszył Nathira, przez co nie dosłyszał wrzasku swego towarzysza z drużyny, a tylko obserwował, jak ten rozdziawia swe usta, marszcząc się przy tym żałośnie. Sam lekko zdezorientowany, dopiero po chwili zrozumiał, że są pod ostrzałem z moździerza i brakowało kilku metrów by spadł na nich jeden z pocisków. Całe szczęście ostrzał był nieprecyzyjny, a oni mieli okazję, by szybko stamtąd zniknąć.
- Tak jest! - Ryknął Nathir w odpowiedzi na polecenie Hoota, po czym odwrócił swą twarz w stronę Sozonova.
- Biegniemy i nie zatrzymujemy się, rozumiesz? Do budynku jest kawałek. Trzymaj się blisko i zachowaj ciszę. Spróbujemy ich zaskoczyć.
Nathir obejrzał się jeszcze kilka razy, zanim faktycznie cokolwiek zrobił. Choć nie był tego świadom, adrenalina dawała mu teraz silnego kopa. Był w swoim żywiole, czuł się...dobrze. Po raz pierwszy od dawna, czuł się naprawdę świetnie.
- Dixon, tu Quinn, odbiór? Mamy rannych, pionierzy czekają na medevac. - Nathir zauważył rzucony granat dymny i zaczął się wiercić- Dixon? Cholera. Dixon. Mamy ostrzał z moździerza, ruszamy sprawdzić teren, przyjąłeś?
Gdy chmura dymu urosła wystarczająco wysoko, zakrywając cały pas ulicy, szeregowy klepnął towarzysza i ruszył biegiem do pobliskich budynków, starając się jak najszybciej dobieg do ściany, a następnie do wnętrza budynku.
-Musimy zobaczyć czy za tym budynkiem nie ma jakiegoś kolejnego, cholernego placu. Idziemy korytarzem, na piętro, może stamtąd ich zobaczymy. Trzymaj lewą stronę, ja prawą, jasne?
Nisko na nogach, z karabinem przyciśniętym do barku Nathir ruszył przez korytarz, szukając przejścia na drugą stronę.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 4 Mar 2013, o 00:28

Walka na zewnątrz stawała się co raz bardziej intensywna, a użycie moździerzy wskazywało na przybycie pierwszych oddziałów armii. Park został związany walką na całej długości, jednak póki co, desant w dalszym ciągu był możliwy do przeprowadzenia i nikt nie zamierzał anulować lądowania, zresztą i tak było już za późno.
- Odmawiam! - krzyknął Dixon - macie jak najszybciej przegrupować się przy narożniku 5-1!
Jednak było już za późno, przy tej nawale ogniowej powrót z IDT i tak byłby samobójczym pomysłem. Kapral jednak nie chciał stracić swoich ludzi, przynajmniej z zasięgu wzroku. Pomyślał też o tym cholernym moździerzu...
-Jak tylko zlokalizujecie ten moździerz, macie wracać zrozumiano? - dodał po chwili.
Quinn i Sozonov podróżowali równolegle do siebie, póki korytarz był dosyć szeroki, jednak po kilku zakrętach lobby zamieniło się w przestrzeń biurową. Sozonov zszedł za Chissa i trzymał się wychylony po jego lewej stronie. Schody...
Sozonov poczuł dreszcz, nikt nie lubił pokonywać schodów kierując się ku górze, czający się napastnik ma o wiele lepsza pozycję. Szli powoli krok za krokiem, odgłosy walki pozostały odfiltrowane przez ich mózgi, a kroki i ich własne oddechy zdawały się głośne jak przelot myśliwca tuż nad ich głowami. Puls bił po uszach, sprawiajac wrażenie, że ucho wewnętrzne zaraz eksploduje, ale dwójka szeregowych powoli wspinała się ku górze. Nathir był obrócony tyłem, miał szukać przeciwnika na piętrze, Daniel ubezpieczał schody. Na szczęście było czysto. Przez drzwi przeszli bez problemów, powierzchnia była tym razem rozległa i praktycznie całą wypełniały boksy dla pracowników biurowych. Za jednym z okien Sozonov zobaczył błysk.
- Za mną! - rzucił i ruszył.
Gdy był zupełnie blisko pochylił się i zwolnił. Delikatnie wystawił głowę nad parapet i w pierwszej chwili zobaczył tylko krótki horyzont planety, osłonięty przez wielkie megabudowle. Niżej, jakieś kilka metrów pod nimi zauważył czwórkę rebelianckich żołnierzy obsługujących moździerz...
- Mamy go! - szepnął jak gdyby żołnierze na dole byli w stanie go usłyszeć. - Widziałem 4 żołnierzy - tłumaczył kucając pod oknem - Co robimy? - zapytał
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 11 Mar 2013, o 17:05

Musiał podjąć decyzję. Sytuacja i tak była już napięta, trzeba było działać szybko i precyzyjnie. IDT był pod ostrzałem, narożnik 5-1 stawał się powoli okopem imperialnych sił, a on stał nad czterema napastnikami, starając się wybrać jak najlepiej.
Sięgnął do pasa, by poczuć znajomy, okrągły przedmiot. Odpiął go powoli i wysunął przed siebie, pokazując Sozonovowi, w czym rzecz.
- Granat załatwi ich szybciej i przy odrobinie szczęścia rozwali moździerz. Nie mam zamiaru tu wracać znowu. Jak tylko go rzucę, policz do trzech i zacznij strzelać.
Chiss zaczekaj na porozumiewawczy gest kolegi, po czym wcisnął guzik i odbezpieczył granat. Wychylił się szybko by cisnąć nim w stronę moździerza, po czym wyszukał karabin i sam otwarł ogień wraz z Sozonovem.
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Imperium » 3 Kwi 2013, o 23:11

Pomysł z wykorzystaniem granatu był całkiem niezły, do tego pozycja jaką teraz zajmowali była idealna do tego celu. Nathir nie mógł się wiele pomylić, nawet ktoś bez gruntownego treningu, potrafiłby cisnąć granatem na taką odległość. Lecz zanim rozległ się wybuch, najpierw padły strzały.
Sozonov zaczął strzelać i udało mu się trafić jednego z republikańskich żołnierzy, następne pociski były niecelne. Republikanie nie zdążyli się odgryźć bo tuż koło ich, prawdopodobnie, martwego kolegi eksplodował granat. Na ich szczęście nie był to termodetonator, a zwykły granat odłamkowy. Fala wybuchu cisnęła dwójką z nich na boki, a chmura odłamków pozbawiła ich życia. Moździerz wypadł z podstawy i został poważnie uszkodzony. Nathir z Sozonovem, którzy przerwali ogień przez skutki wybuchu ponownie zajęli pozycje strzeleckie. Jeden ciężko ogłuszony i najpewniej ranny żołnierz zdołał się skryć za betonową osłoną, drugiego, mocno krwawiącego dobił Nathir. Był to jego, prawdopodobnie, pierwszy człowiek zabity bezpośrednio, a przynajmniej taki, który zginął od jego blastera i Quinn mógł podziwiać tego efekty...
Polowanie na ostatniego z przeciwników dość brutalnie przerwały im rozkazujące okrzyki oraz potwierdzenia niosące się z za podwórza na którym do niedawna ustawiony był moździerz. Z budynku na przeciwko odezwały się automatyczne blastery należące do republikańskiej drużyny wsparcia, które natychmiast zaczęły orać ściany budynku i okna koncentrując się na ich pozycji. Dwójka zanim przylgnęła do ziemi, zdążyła jeszcze zobaczyć jak drużyna piechoty wpada na podwórko udając się do ich budynku...
- Co robimy?! - krzyknął przerażony Sozonov ściskający karabin i posadzkę. Ogień blasterowych CKM-ów przybierał na sile, jeden z pocisków nawet przebił ścianę mijając głowy obu nieszczęśników...
Image
Image
Awatar użytkownika
Imperium
New One
 
Posty: 120
Rejestracja: 16 Mar 2010, o 17:08

Re: [Bitwa o Coruscant] Operacja: Torchlight

Postprzez Nathir » 4 Kwi 2013, o 14:33

Wszystko szło zgodnie z planem. Wybuch granatu wyrzucił w powietrze chmurę pyłu i odłamków, które poszarpały wroga na kawałki. Moździerz nie stanowił już problemu. Nathir w niemalże mechanicznym odruchu wystrzelił w stronę wciąż żyjącego żołnierza. Wiązka przeszła przez ciało bez większego problemu, uśmiercając wroga na miejscu. To, co się działo, dotarło do niego dopiero w chwili, gdy zobaczył bezwładne ciało i wykrzywioną w grymasie zaskoczenia twarz. Wyciągnięty język, uniesione brwi, oczy skierowane gdzieś w przestrzeń. Quinn na moment zamarł, lecz krzyki rozlegające się na placu wyrwały go z letargu.
- Osz kurwa! - zaklął, padając na ziemię, czując jak budynek drży od serii z ciężkiego karabinu. Zaskoczony, lekko zdezorientowany spojrzał na Sezonova.
- Spieprzamy stąd. Trzymaj się nisko, a potem biegiem do schodów.
Mieli teraz kilka powodów do zmartwień. Po pierwsze karabin, który w każdej chwili mógł zmienić ich w sito; po drugie drużyna piechoty, która szła w ich stronę; po trzecie nie mieli pojęcia jak sytuacja wyglądała na zewnątrz.
Quinn zastanawiał się jak rozwiązać sprawę piechoty, najbardziej naglącą w tej chwili. Czołgając się w stronę schodów, kryjąc się przed serią z kaema, myślał czy biec w górę czy w dół. Na górze mogło ich czekać...cóż, nic. Jedyną racjonalną opcją wydawało się zdjąć drużynę na schodach, gdzie mieli nieznaczną przewagę, a potem przedrzeć się do IDT i wrócić na plac, gdzie notabene za chwilę miały lądować siły imperialne. Ponaglając się w duchu, Nathir podniósł się na nogi po pokonaniu kilkunastu metrów na leżąco i zaczął biec co sił w stronę schodów.

Napisz mi proszę, czy stojąc na górze schodów jesteśmy osłonięci od CKM'a
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18


Wróć do Bitwa o Coruscant

cron