[Stolik ten może zawierać nieprawdziwe lub przeinaczone daty, terminy, miejsca lub charaktery, które pojawiły się na łamach MM. Każdy chętny do dołączenia, proszony jest o wcielenie się w wybraną dla siebie postać.]
Impudent whelp. I will enjoy slaying you.
Tavion
Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego?!
Gdy w końcu udało mi się zerwać łańcuchy... Ja wciąż czuję ich obecność.
Darth Devisticious
20ABY, Korriban
Prawdziwa siła wywodzi się ze złości. Takie oto dobitne stwierdzenie widniało na jednym z granitowych filarów Akademii Sith. Wyryte zostało w tak widocznym miejscu, by każdy z przechodzących głównym korytarzem musiał je zauważyć. Co jakiś czas przystawał ktoś starając się zanalizować słuszność tej tezy, lecz po paru chwilach jego wątpliwości zostawały rozwiane. Najczęściej poprzez ból. Tak, ból w świecie opanowanym przez Sithów nosił zupełnie inne znamiona niż w pozostałych częściach galaktyki. Tutaj cierpienie było na porządku dziennym. Nieprzyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy szybko się wykruszali nie pozostawiając nic co mogłoby świadczyć o ich istnieniu we wszechświecie. Jednak udręka nie była jedynie karą. Otrzymanie od Lorda Sith choćby jednego ciosu uznawano za duży zaszczyt. Bardzo rzadko jednak osobnik denerwujący w jakikolwiek sposób tego najwyższego rangą mrocznego wojownika uchodził z życiem. Przy pełni szczęścia ostawał z obciętymi kończynami, lecz Darth Taerus najczęściej pozbywał się tych, którzy ośmielili się go zezłościć.
Darth Devisticious wszedł w wielką bramę prowadzącą do głównego korytarza Akademii. Był tu po raz pierwszy i nie potrafił się oprzeć, by nie spoglądać raz na lewą, to na prawą stronę. Ogólnie panująca ciemność nadawała temu miejscu prawdziwie złowrogiego klimatu. Każdy kolejny krok dodawał nutki przerażenia, posmaku niebezpieczeństwa, które wzmagane niestabilnością własnych uczuć bardzo niepokoiły byłego Jedi. Tacy jak on byli tutaj dobrze przyjmowani. Strażnicy pokoju, którzy zstąpili ze ścieżki światła często okazywali się prawdziwie utalentowanym nabytkiem na Sitha. Dlatego właśnie, gdy Jedi nazywany Dagosem Bardokiem poprosił w mękach o bycie uczniem Mistrza Taerusa, ten nie namyślał się zbyt długo. Kim jednak był Dagos Bardok? Na pierwszy rzut oka można było ujrzeć rosłego twi'leka o biomechanicznym tchinie (prawym głowoogonie), ciągle uśmiechniętego i radosnego, będącego jednym z Mistrzów Jedi w Światyni na Coruscant. Jednak pod powłoką zadowolenia, gdzieś w głębi duszy czaiła się bestia. Bestia, która pragnęła potęgi. Nie w sensie terytorialnym czy finansowym, lecz potęgi nad innymi istotami. Gdy po raz pierwszy, jeszcze jako młody Jedi, Bardok skrzyżował klingę swojego miecza z wyznawcą Sith, to co wtedy usłyszał na zawsze pozostało w jego pamięci.
Through victory, my chains are broken.
The Force shall free me.
Kodeks Sith
Słowa te dotknęły go do żywego. Od tamtej chwili pragnął, nie tyle stać się złym, co poczuć większą władzę nad swoim ciałem i duchem. Postanowił, że pewnego dnia przekona się kto ma rację. Czy rzeczywiście Ciemna Strona Mocy doda mu siły?
Były Jedi idąc głównym korytarzem z daleka zauważył słowa wyryte na jednym z filarów. Nie patrząc na innych stanął tuż przed nim i wczytał się w treść. Reszta nowo przybyłych do Akademii na Korriban szybko uciekła od twi'leka bojąc się złości, ze strony Darth Taerusa.
- Jakieś wątpliwości? - gruby, donośny głos w jednej chwili rozległ się zza filaru, a po chwili ukazał się sam Lord Sith wpatrując się w świeży jeszcze nabytek wprost z Coruscant.
- Powinny być? - odpowiedział pytaniem na pytanie Devisticious nie okazując strachu.
Wbrew oczekiwaniom nie rozległ się szum włączanego miecza, ani żaden krzyk, który mógłby potwierdzić złość Taerusa. Wręcz odwrotnie, ten uśmiechnął się złowieszczo, podszedł do swojego nowego ucznia i położył mu rękę na ramieniu. Cała ta sytuacja, oglądana z boku wydawała się otoczona pewną dozą majestatyczności. Parę osób westchnęło z oburzeniem widząc, że Lord Sith łaskawie potraktował nowego. Takie sytuacje nie zdarzały się często, dlatego właśnie było to tak przejmujące.
- WRACAĆ DO SIEBIE! - wydarł się nagle Taerus, traktując grupkę zgromadzonych Mocą Pchnięcia. Kilkadziesiąt osób jak jeden mąż poszybowało w tył nie zdążywszy nawet zaprotestować. – JESZCZE JAKIEŚ PYTANIA!?
Obserwatorzy rozbiegli się natychmiast gubiąc po drodze przedmioty i przewracając się o własne nogi. Nikt jednak nie odważył się wrócić po straconą rzecz lub by pomóc towarzyszowi z Zakonu. Przewodził nimi strach. Strach wywoływany przez silniejszego, a ten operując nim stawał się jeszcze potężniejszy. Czy wyłącznie krzywdą można było zaprowadzić tu porządek?
Chwilę później Mistrz Devisticiousa złapał go telekinetycznie za gardło i podniósł na metr w górę. Krótkotrwałą cisze przerwał równomiernie wzrastający kaszel byłego Jedi. Charczał i krztusił się, lecz Taerus nawet na niego nie spojrzał, utkwiwszy wzrok gdzieś w podłodze.
- Nigdy więcej się nie zastanawiaj – rozkazał złowrogim szeptem robiąc ruch ręką i odrzucając twi'leka na ścianę.
- Tak jest, Mistrzu – odpowiedział nowo przyłączony Sith.
Tavion
Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego?!
Gdy w końcu udało mi się zerwać łańcuchy... Ja wciąż czuję ich obecność.
Darth Devisticious
Ka'ta Ch'sei
20ABY, Korriban
Prawdziwa siła wywodzi się ze złości. Takie oto dobitne stwierdzenie widniało na jednym z granitowych filarów Akademii Sith. Wyryte zostało w tak widocznym miejscu, by każdy z przechodzących głównym korytarzem musiał je zauważyć. Co jakiś czas przystawał ktoś starając się zanalizować słuszność tej tezy, lecz po paru chwilach jego wątpliwości zostawały rozwiane. Najczęściej poprzez ból. Tak, ból w świecie opanowanym przez Sithów nosił zupełnie inne znamiona niż w pozostałych częściach galaktyki. Tutaj cierpienie było na porządku dziennym. Nieprzyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy szybko się wykruszali nie pozostawiając nic co mogłoby świadczyć o ich istnieniu we wszechświecie. Jednak udręka nie była jedynie karą. Otrzymanie od Lorda Sith choćby jednego ciosu uznawano za duży zaszczyt. Bardzo rzadko jednak osobnik denerwujący w jakikolwiek sposób tego najwyższego rangą mrocznego wojownika uchodził z życiem. Przy pełni szczęścia ostawał z obciętymi kończynami, lecz Darth Taerus najczęściej pozbywał się tych, którzy ośmielili się go zezłościć.
Darth Devisticious wszedł w wielką bramę prowadzącą do głównego korytarza Akademii. Był tu po raz pierwszy i nie potrafił się oprzeć, by nie spoglądać raz na lewą, to na prawą stronę. Ogólnie panująca ciemność nadawała temu miejscu prawdziwie złowrogiego klimatu. Każdy kolejny krok dodawał nutki przerażenia, posmaku niebezpieczeństwa, które wzmagane niestabilnością własnych uczuć bardzo niepokoiły byłego Jedi. Tacy jak on byli tutaj dobrze przyjmowani. Strażnicy pokoju, którzy zstąpili ze ścieżki światła często okazywali się prawdziwie utalentowanym nabytkiem na Sitha. Dlatego właśnie, gdy Jedi nazywany Dagosem Bardokiem poprosił w mękach o bycie uczniem Mistrza Taerusa, ten nie namyślał się zbyt długo. Kim jednak był Dagos Bardok? Na pierwszy rzut oka można było ujrzeć rosłego twi'leka o biomechanicznym tchinie (prawym głowoogonie), ciągle uśmiechniętego i radosnego, będącego jednym z Mistrzów Jedi w Światyni na Coruscant. Jednak pod powłoką zadowolenia, gdzieś w głębi duszy czaiła się bestia. Bestia, która pragnęła potęgi. Nie w sensie terytorialnym czy finansowym, lecz potęgi nad innymi istotami. Gdy po raz pierwszy, jeszcze jako młody Jedi, Bardok skrzyżował klingę swojego miecza z wyznawcą Sith, to co wtedy usłyszał na zawsze pozostało w jego pamięci.
Through victory, my chains are broken.
The Force shall free me.
Kodeks Sith
Słowa te dotknęły go do żywego. Od tamtej chwili pragnął, nie tyle stać się złym, co poczuć większą władzę nad swoim ciałem i duchem. Postanowił, że pewnego dnia przekona się kto ma rację. Czy rzeczywiście Ciemna Strona Mocy doda mu siły?
Były Jedi idąc głównym korytarzem z daleka zauważył słowa wyryte na jednym z filarów. Nie patrząc na innych stanął tuż przed nim i wczytał się w treść. Reszta nowo przybyłych do Akademii na Korriban szybko uciekła od twi'leka bojąc się złości, ze strony Darth Taerusa.
- Jakieś wątpliwości? - gruby, donośny głos w jednej chwili rozległ się zza filaru, a po chwili ukazał się sam Lord Sith wpatrując się w świeży jeszcze nabytek wprost z Coruscant.
- Powinny być? - odpowiedział pytaniem na pytanie Devisticious nie okazując strachu.
Wbrew oczekiwaniom nie rozległ się szum włączanego miecza, ani żaden krzyk, który mógłby potwierdzić złość Taerusa. Wręcz odwrotnie, ten uśmiechnął się złowieszczo, podszedł do swojego nowego ucznia i położył mu rękę na ramieniu. Cała ta sytuacja, oglądana z boku wydawała się otoczona pewną dozą majestatyczności. Parę osób westchnęło z oburzeniem widząc, że Lord Sith łaskawie potraktował nowego. Takie sytuacje nie zdarzały się często, dlatego właśnie było to tak przejmujące.
- WRACAĆ DO SIEBIE! - wydarł się nagle Taerus, traktując grupkę zgromadzonych Mocą Pchnięcia. Kilkadziesiąt osób jak jeden mąż poszybowało w tył nie zdążywszy nawet zaprotestować. – JESZCZE JAKIEŚ PYTANIA!?
Obserwatorzy rozbiegli się natychmiast gubiąc po drodze przedmioty i przewracając się o własne nogi. Nikt jednak nie odważył się wrócić po straconą rzecz lub by pomóc towarzyszowi z Zakonu. Przewodził nimi strach. Strach wywoływany przez silniejszego, a ten operując nim stawał się jeszcze potężniejszy. Czy wyłącznie krzywdą można było zaprowadzić tu porządek?
Chwilę później Mistrz Devisticiousa złapał go telekinetycznie za gardło i podniósł na metr w górę. Krótkotrwałą cisze przerwał równomiernie wzrastający kaszel byłego Jedi. Charczał i krztusił się, lecz Taerus nawet na niego nie spojrzał, utkwiwszy wzrok gdzieś w podłodze.
- Nigdy więcej się nie zastanawiaj – rozkazał złowrogim szeptem robiąc ruch ręką i odrzucając twi'leka na ścianę.
- Tak jest, Mistrzu – odpowiedział nowo przyłączony Sith.