Lerton, zmrużył oczy, ale po chwili uśmiechnął się lekko.
- Historia z blasterami, mówicie...
***
YT-1300. Ferron zastanawiał się, czy ten statek będzie używany wiecznie, czy może kiedyś będzie możliwość zamienienia go na lepszy model. Wiedział jednak, że Henerfain był zwolennikiem pewnych, skutecznych i silnie zmodyfikowanych statków. Cała seria YT idealnie podpadała pod tę kategorię. Szczególnie zaś ta maszyna - była jednym z najlepszych statków jakie miało HenerTrans, a po starciu z Huttami i kilku innych krótkich misjach, właśnie Ferron tutaj dowodził. "Gwiezdna Róża" służyła mu doskonale i była jednym z najszybszych statków transportowych służących rosnącemu w siłę HenerTrans.
Ryk jego drugiego pilota oznajmił mu, że zaraz wychodzą z nadprzestrzeni. Wookiee, Kevashank, był niegdyś niewolnikiem jednego z pomniejszych oficerów Imperium zajmującego się ochroną pałacu Imperialnego na Coruscant. Gdy Sojusz uwolnił stolicę, Kevashank wyleciał stamtąd szczęśliwie unikając zarażenia Krytosem. Zatrudnił się u Henerfaina żeby zarobić na rodzinę, którą niedługo po powrocie do swojej ojczyzny założył.
- Tutaj frachtowiec YT-1300 "Gwiezdna Róża", przesyłka HenerTrans, prosimy o pozwolenie na lądowanie w Mos Eisley.
- Lądujcie w doku H-283C - odpowiedź była zbyt szybka - Jesteście oczekiwani.
Piloci wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami. Owszem, bywało że niecierpliwi klienci czekali na nich od razu w porcie, by dostać swoje towary, ale rzadko kiedy witano ich już w taki sposób kontaktując się z wieży. Lerton poprawił nerwowo swoje gogle i poprowadził statek do lądowania.
- Witam w swoich skromnych progach! - dość otyły Twi'lek w bogatych szatach przywitał ich już na lądowisku. Ferron kazał Kevashankowi zostać na pokładzie, a wyszedł do klienta sam. Chociaż ten miał obstawę dwóch weequayów.
- W czym moge pomóc?
- Przybyłem po towar w imieniu mojego pana, hutta Garrby.
Tego się obawiał. Faktycznie, przesyłka była mała, zaadresowana do hutta Garrby, jednak nie było mowy o pośrednictwie. Miał nadzieję, że zaniesie tą przesyłkę do jego knajpy, ktoś podpisze mu papiery i będzie mógł uciec z tej zapyziałej dziury szybciej niż zdoła powiedzieć "interesy z mafią". Niestety jak zwykle los pokazał, nic nie idzie zgodnie z planami, chociażby nie wiadomo jak bardzo byśmy tego chcieli.
- Przesyłka do rąk własnych, panie...?
- Och, to musi być jakieś nieporozumienie... - Twi'lek zignoował pytanie - Jestem pełnomocnikiem pana Garrby.
- Więc niech mnie pan do niego zaprowadzi i oszczędzimy sobie kłopotów - Ferron wlepił w niego swoje zielone spojrzenie. Przez chwilę był pewien, że jego rozmówca pęknie, nie spodziewając się wcześniej takiego oporu, ale po chwili milczenia tylko wzruszył ramionami.
- Tylko niech pan weźmie przesyłkę.
Po chwili szli już ulicamy Mos Eisley. Na małej repulsorowej platformie leżała niewielka zapieczętowana skrzynka. Ferron położył na niej służbowy datapad i prowadząc platformę wpatrywał się w niego, ale tylko robił wrażenie, że się nim zajmuje. W rzeczywistości miał złe przeczucia i skupiał się na swoim otoczeniu, jak zawsze...
Intuicja go nie myliła. Nagle poczuł za sobą jakiś ruch i uchylił się lekko, ale pałka zamiast uderzyć go w głowę, uderzyła go w ramię. Krzyknął z bólu, ale odskoczył natychmiast w bok.
- Głupcy! Szybciej, bierzcie go!
Jeden z ochroniarzy Twi'leka stał z pałką w ręce, zaskoczony unikiem, a drugi już sięgnął po blaster. Odruch jednak był szybszy, a on... On zresztą zazwyczaj był szybszy. Wyciagnął blaster i strzelił z biodra. Trzy razy. Obcy padł, a Twi'lek spojrzał na trupa jeszcze bardziej zaskoczony niż on. Lerton wycelował w ostatniego uzbrojonego, ale ten tylko rzucił broń i rzucił się do ucieczki.
- Ty parszywy oszuście - alderaanianin spojrzał na żółtoskórego nadal spokojnie, ale głos lekko mu drżał. Fałszywy pełnomocnik hutta wyraźnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
- Zabiłeś go!
- I jest ryzyko, że to samo stanie się z tobą - Ferron chwycił się za ramię w które został uderzony... Bolało jakby ugryzł go rancor - jeśli nie zaczniesz gadać.
- Nie pracuję dla Grabby! Mam dobrego hakera, podłącza się do systemów komunikacyjnych portu, wyłapuje sygnatury statków transportowych i sprawdza ich przeznaczenie! To przypadek! Naprawdę!
- Spieprzaj stąd... Po prostu stąd idź - powiedział i nawet nie patrząc na uciekającego oszusta kucnął przy martwym weeqayu...
Lerton opadł na fotel obok Kevashanka. Wookiee spojrzał na niego podejrzliwie.
- <Wszystko w porządku?>
- Wystąpiły pewne komplikacje... - mężczyzna nadal trzymał blaster, wpatrując się tępo w swoję konsolę - Ale zaniosłem towar huttowi. Możemy odlatywać...
- <Na pewno...>
- Tak, na pewno Kev. Na pewno.
***
- Wiem, że może spodziewaliście się czegoś innego, ale... Tak, moja pierwsza śmierć to oszust, który najprawdopodobniej też by mnie zastrzelił. Dręczyłem się z tym przez dobre kilka miesięcy, ale ostatecznie zrozumiałem, że po prostu walczyłem o życie. Od tamtego czasu zabijanie przychodziło mi łatwiej, ale nigdy tego nie lubiłem. Po prostu czasem trzeba, prawda?