Content

Archiwum sesji

Bajśń o miłości. Dzień pierwszy: Zapoznania

Sesje zakończone/zamknięte.

Re: Bajśń o miłości. Dzień pierwszy: Zapoznania

Postprzez Axis » 26 Lut 2016, o 23:09

Czarownica mruknęła coś niewyraźnie, spojrzała tylko na swojego kota, chwyciła się pod boki i burknęła złowrogo.
- Tyś mój kot i bede cie wołać jak mi się tylko chce. Jeśli problem to dla ciebie, to masz pecha, bo znaczy to dla mnie tyle ile słowa tego gościa - wskazała paluchem na królewskiego błazna. - A tera przydaj się na co i zapoluj na jakiego szczura.
Zmieniła straciła zainteresowanie zwierzęciem i skupiła całą swoją uwagę na Szachraju. Zmierzyła go od stóp do głowy i uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje imponujące braki w uzębieniu.
- Używam w porze obiadu. Jeszcze na to wcześnie.
Patrzyła na niego z zainteresowaniem. Szybko podjęła jednak decyzję, splunęła na swoją rękę i wyciągnęła ją w kierunku Szachraja.
- Jak wybierzem krótką droge to me zęby twoje, a jak tamci zdecydują się na trudniejszą to twe wąsy należą od mnie. Choć jak mówiłam, jam stara, wole czasu sobie zaoszczędzić. Znam jednak młode umysły, jam pewna tego co się stanie.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: Bajśń o miłości. Dzień pierwszy: Zapoznania

Postprzez Renno Tresta » 27 Lut 2016, o 18:15

Oszustwa piękne i życiowe. Kto by pomyślał.
Serrault już szykował się, by wygarnąć amoralnemu pokurczowi, co myślał o całej tej jego zwichrowanej filozofii, lecz jak na złość Szachraj wyparował, zaniósł się śmiechem-echem i, zmieniwszy umiejscowienie, przystąpił do mieszania w głowach pozostałym członkom drużyny. Ewidentnie bardziej niż na udzieleniu pomocy niezdecydowanym podróżnikom zależało mu na zabawianiu się ich kosztem, książę postanowił więc zaniechać zaszczycania przydrożnego hochsztaplera dozą uwagi większą, niż uprzejmość wymagała. Bard, rozsądny człek, również dość miał magicznych krotochwil i monetę zaklętą odrzucił, co uwadze błękitnokrwistego nie uszło. Pochwalał taką decyzję.
Potem, odezwał się koń. Jan Jakub jak zwykle przestał zwracać uwagę na potok desperackich rymów już po pierwszych dwóch, trzech zdaniach. Monolog nasączony był, klasycznie, nienawiścią, ślepą brawurą i bezmyślnym, zwierzęcym pożądaniem. Dziedzic zdawał sobie sprawę, że lepiej wytrenowanego i zbudowanego rumaka pod słońcem nie było, lecz ostatnio coraz częściej zastanawiał się, czy niebywałe osiągi warte były psychologicznych katuszy. Ileż można było takich uciążliwych wywodów dziennie wysłuchiwać? Ale, znając złośliwość losu, nawet, jakby znaleźć sobie nowego, milczącego czworonoga i starego przerobić na kiełbasę, to mięsne pęto też by pewnie bez opamiętania na stole gadało.
- Krótsza droga będzie tą odpowiednią. - nie ustępował młodzieniec. Końskie argumenty do niego nie trafiły. - Racz ją wskazać, przyjacielu, jeśliś łaskaw, a jeśli nie jeśliś, pożegnajmy się i oddalmy, gdzie nas potrzeba. I bez ciebie damy radę trakt jakiś obrać, choćby nie taki, jaki nam się marzy. Ot, podróżnicze ryzyko.
Image
Postać archiwalna:
Renno Tresta
Awatar użytkownika
Renno Tresta
Gracz
 
Posty: 575
Rejestracja: 3 Kwi 2010, o 14:30

Re: Bajśń o miłości. Dzień pierwszy: Zapoznania

Postprzez Mistrz Ind'yk » 28 Lut 2016, o 21:11

Stojący z tyłu grupy leśnik przez dłuższy czas się nie odzywał. Wpatrywał się w każdy ruch Szachraja, każdą sztuczkę i każde słowo. Wyglądał na zafascynowanego, jak małe dziecko, które wpatruje się w ruchy taniego iluzjonisty. Gdy Szachraj zabawiał się kosztem innych członków drużyny, wydawało się, że nawet lekko się uśmiechnął. Nie w złośliwy czy wredny sposób, raczej taki, w jaki uśmiecha się człowiek do ciepłych promieni słońca. W końcu jednak przyszła kolej i na niego, musiał odpowiedzieć skaczącemu Cwaniakowi.
Uważnie przysłuchiwał się temu, co mówił dzielny rumak księcia i po jego słowach wydał się całkowicie przekonany.
- Sława i niesława na jednym jada wózku, twoje zapewnienie o bezpieczeństwie królewny pewnie razem z nimi - powiedział cicho do konia. - Jeśliby ktokolwiek z was kiedykolwiek na jakiekolwiek polowanie na cokolwiek się wybrał, to wiedziałby jedno. Nie ma co sobie robić samemu niebezpieczeństw, bo i tak będziecie mieli ich dość od życia w prezencie podarowanych. Jestem tutaj z księciem, nie sława jest ważna, a zdrowie i ratunek królewny, trza iść do niej najszybciej, jak się da. I tak nas po drodze bajka zatrzyma nie raz.
Tymi słowami skończył swój wywód i zaczął wpatrywać się w Szachraja, który teraz spoglądał uważnie na Błazna. Na Machiavellim spoczął więc los wyprawy. Jak to wcześniej powiedział do niego magiczny Cwaniak: a może tak, a może nie?
- O tym jak rozpoznać rzeczy ważne przy wyborze chciałbym wam opowiedzieć krótką historię, może też zadowoli ciebie ona, mości Cwaniaku - powiedział Błazen, rozsiadając się na pobliskim pieńku i wyjmując ludzką czaszkę z torby. Złapał ją niczym pacynkę, wsadził palec w odpowiednie miejsce i zaczął opowiadać, poruszając szczęką śmiertelnej zabawki. - Były sobie niegdyś, całkiem niedawno temu, dwie wiedźmy. I obie miały oczywiście koty, bo co to za wiedźma bez kota! Były już dość podstarzałe i bały się, że nie poznają swoich kotów, jeśli kiedyś zaczną się bawić razem. Dlatego też jedna postanowiła wpadła na pomysł:
- Utnę swojej niecnocie ogon, będzie widać różnicę! - zakrzyczała czaszka piskliwym głosem.
- I jak pomyślała, tak poczyniła - kontynuował Machavelli z pełnym oddaniem opowieści. - Minął czas jakiś, a druga wiedźma uznała, że kot bez ogona to... no, jakiś taki lepszy kot. I też ucięła ogon, co oczywiście sprowadziło na nie stary problem.
- A niech mi tam - rzuciła czaszka głosem pierwszej wiedźmy. - utnę swojemu cwaniakowi przednie nóżki, poradzi sobie bez nich, a nam to pomoże!
- I jak pomyślała, tak uczyniła - Machavelli wydawał się rzeczywiście smutny z powodu straty kota. - Jednak znowu druga zrobiła się zazdrosna. A wiecie jak jest z zazdrosnymi wiedźmami, szybciej robią, niż myślą. Miały więc wiedźmy dwa koty bez ogonów i przednich nóżek, a problem wisiał w powietrzu.
- Jeśli trzeba, to trzeba - czaszka rzuciła głosem bardziej kreatywnej wiedźmy. - Niech mój kot pozbędzie się i tylnych łapek!
- I znowu wiedźmy mogły rozpoznać swoje pociechy, jednak znowu nie trwało to długo. Druga wiedźma nadgoniła szybko pierwszą i problem wrócił...
- Czy obcięły im też uszy? - zapytał z autentycznym zaciekawieniem Szachraj, który z uwagą przysłuchiwał się opowieści Błazna.
- Oczywiście! - rzekła czaszka w rękach Machavelliego.
- Obie oba? - zaskoczenie Szachraja naprawdę robiło wrażenie.
- Obie oba niestety - zawód czaszki także mógł chwycić za serce. - Miał więc wiedźmy dwa magiczne koty bez ogonów, przednich nóżek, tylnych łapek i uszu. Znowu jednak ta pierwsza, bardziej cwana, wpadła na pomysł.
- Mam pomysł! - czaszka krzyknęła naprawdę głośno, trzeba przyznać, że był Machavelli brzuchomówcą pierwszej klasy. - Ja wezmę tego białego, ty tego czarnego. W ten sposób nigdy ich nie pomylimy!
Konsternację i zniesmaczenie, które ogarnęło większość drużyny zagłuszył głośny i perlisty śmiech Szachraja.
- Ah te wiedźmy, zawsze zrobią coś niesamowitego - śmiał się Cwaniak, trzymając za brzuch i leżąc na gałęzi. - Dostaniesz ode mnie tytuł Niebywałego Kuglarza, niech każda bajka i baśń pamięta o tej opowieści.
I tak Błazen Machiavelli Niebywały Kuglarz zyskał przydomek, który miał zostać z nim na zawsze w każdej opowieści. Tytuł od Szachraja to nie byle co, można by powiedzieć, że nawet sprawa bardzo ważna. Czekała jednak Niebywałego Kuglarza jeszcze jedna decyzja, więc postanowił załatwić sprawę od razu:
- A drogę wybieram nam krótszą, gdyż bawi mnie sytuacja, w której postawiła się wiedźma. W ten sposób jest na jej i nie na jej, a jednocześnie pozbywamy się tej brzydkiej - tutaj wykonał gest królewskiego obrzydzenia. - szczęki z naszej opowieści.
- A więc POSTANOWIONE! - zakrzyknął Szachraj tak głośno, że słychać go było w kilku innych opowieściach. - Możecie iść. - dodał ciszej, po czym odwrócił się od drużyny i zupełnie stracił nią zainteresowanie. Wszystkie postacie czekały jeszcze chwilę na jakąś inną reakcję, jednak Szachraj zupełnie o nich zapomniał.
Odwrócili się więc i poszli. Nie wiedzieli do końca, która ścieżka jest tą wybraną przez nich, jednak czuli wewnątrz siebie, że gdzie by nie poszli, to znajdą się na wybranej przed chwilą drodze. Ruszyli więc i po chwili wrócili do swoich normalnych zajęć. Koń i książę wrócili do sprawy lancy, choć doprawili ją jeszcze swoimi poglądami na wybór drogi. Grajek układał rymy, choć szło mu to jeszcze trochę opornie, jakby Szachraj wyprowadził go z równowagi. Leśnik znów rozglądał się nieobecnym spojrzeniem, jakby chciał zobaczyć coś, co znajdowało się wiele gór od nich. Błazen Niebywały Kuglarz ochoczo ostrzył nóż do podrzynania gardeł żabom, a czarownica znowu była taką samą czarownicą, jaką była zwykle. Tylko idący na końcu czarny kot czarownicy spojrzał w tył, przypominając sobie słowa Szachraja.
A Szachraj nic sobie nie zrobił z przygody, która przed chwilą go spotkała. Podniósł tylko monetę rzuconą przez Grajka, pochuchał na nią, wytarł o rękaw i podrzucił mocno w powietrze. Izar nie zobaczył już, gdzie spadła, gdyż zniknęła w promieniu słońca. Następnie magiczny Cwaniak wskoczył na znak, gdzie siedział przed przyjazdem drużyny i spojrzał w stronę zbliżającego się chłopa z wozem siana.
- Witam cię, mój kochany podróżny! Zmierzasz bardzo blisko, do swojej farmy, jak mi się zdaje. Pytanie mam więc do ciebie i to zasadnicze...
Tyle zdążył jeszcze usłyszeć Izar, zanim drużyna weszła na ścieżkę jeszcze dłuższą i prostszą, niż mogłoby się wydawać. Ścieżka ta prowadziła ich do zachodu słońca i końca dnia pierwszego, więc nie ma po co jej opisywać. Zdarzyło się na niej tylko jedno wydarzenie godne uwagi. Na najbliższym postoju, gdy wiedźma chciała zjeść coś smacznego, zobaczyła, że w jej kieszeni nie ma już przegranej szczęki.
Zakłady z Szachrajem to poważna sprawa.
Awatar użytkownika
Mistrz Ind'yk
Gracz
 
Posty: 1735
Rejestracja: 21 Cze 2011, o 12:42

Poprzednia

Wróć do Archiwum sesji

cron