przez Mistrz Ind'yk » 28 Lut 2016, o 21:11
Stojący z tyłu grupy leśnik przez dłuższy czas się nie odzywał. Wpatrywał się w każdy ruch Szachraja, każdą sztuczkę i każde słowo. Wyglądał na zafascynowanego, jak małe dziecko, które wpatruje się w ruchy taniego iluzjonisty. Gdy Szachraj zabawiał się kosztem innych członków drużyny, wydawało się, że nawet lekko się uśmiechnął. Nie w złośliwy czy wredny sposób, raczej taki, w jaki uśmiecha się człowiek do ciepłych promieni słońca. W końcu jednak przyszła kolej i na niego, musiał odpowiedzieć skaczącemu Cwaniakowi.
Uważnie przysłuchiwał się temu, co mówił dzielny rumak księcia i po jego słowach wydał się całkowicie przekonany.
- Sława i niesława na jednym jada wózku, twoje zapewnienie o bezpieczeństwie królewny pewnie razem z nimi - powiedział cicho do konia. - Jeśliby ktokolwiek z was kiedykolwiek na jakiekolwiek polowanie na cokolwiek się wybrał, to wiedziałby jedno. Nie ma co sobie robić samemu niebezpieczeństw, bo i tak będziecie mieli ich dość od życia w prezencie podarowanych. Jestem tutaj z księciem, nie sława jest ważna, a zdrowie i ratunek królewny, trza iść do niej najszybciej, jak się da. I tak nas po drodze bajka zatrzyma nie raz.
Tymi słowami skończył swój wywód i zaczął wpatrywać się w Szachraja, który teraz spoglądał uważnie na Błazna. Na Machiavellim spoczął więc los wyprawy. Jak to wcześniej powiedział do niego magiczny Cwaniak: a może tak, a może nie?
- O tym jak rozpoznać rzeczy ważne przy wyborze chciałbym wam opowiedzieć krótką historię, może też zadowoli ciebie ona, mości Cwaniaku - powiedział Błazen, rozsiadając się na pobliskim pieńku i wyjmując ludzką czaszkę z torby. Złapał ją niczym pacynkę, wsadził palec w odpowiednie miejsce i zaczął opowiadać, poruszając szczęką śmiertelnej zabawki. - Były sobie niegdyś, całkiem niedawno temu, dwie wiedźmy. I obie miały oczywiście koty, bo co to za wiedźma bez kota! Były już dość podstarzałe i bały się, że nie poznają swoich kotów, jeśli kiedyś zaczną się bawić razem. Dlatego też jedna postanowiła wpadła na pomysł:
- Utnę swojej niecnocie ogon, będzie widać różnicę! - zakrzyczała czaszka piskliwym głosem.
- I jak pomyślała, tak poczyniła - kontynuował Machavelli z pełnym oddaniem opowieści. - Minął czas jakiś, a druga wiedźma uznała, że kot bez ogona to... no, jakiś taki lepszy kot. I też ucięła ogon, co oczywiście sprowadziło na nie stary problem.
- A niech mi tam - rzuciła czaszka głosem pierwszej wiedźmy. - utnę swojemu cwaniakowi przednie nóżki, poradzi sobie bez nich, a nam to pomoże!
- I jak pomyślała, tak uczyniła - Machavelli wydawał się rzeczywiście smutny z powodu straty kota. - Jednak znowu druga zrobiła się zazdrosna. A wiecie jak jest z zazdrosnymi wiedźmami, szybciej robią, niż myślą. Miały więc wiedźmy dwa koty bez ogonów i przednich nóżek, a problem wisiał w powietrzu.
- Jeśli trzeba, to trzeba - czaszka rzuciła głosem bardziej kreatywnej wiedźmy. - Niech mój kot pozbędzie się i tylnych łapek!
- I znowu wiedźmy mogły rozpoznać swoje pociechy, jednak znowu nie trwało to długo. Druga wiedźma nadgoniła szybko pierwszą i problem wrócił...
- Czy obcięły im też uszy? - zapytał z autentycznym zaciekawieniem Szachraj, który z uwagą przysłuchiwał się opowieści Błazna.
- Oczywiście! - rzekła czaszka w rękach Machavelliego.
- Obie oba? - zaskoczenie Szachraja naprawdę robiło wrażenie.
- Obie oba niestety - zawód czaszki także mógł chwycić za serce. - Miał więc wiedźmy dwa magiczne koty bez ogonów, przednich nóżek, tylnych łapek i uszu. Znowu jednak ta pierwsza, bardziej cwana, wpadła na pomysł.
- Mam pomysł! - czaszka krzyknęła naprawdę głośno, trzeba przyznać, że był Machavelli brzuchomówcą pierwszej klasy. - Ja wezmę tego białego, ty tego czarnego. W ten sposób nigdy ich nie pomylimy!
Konsternację i zniesmaczenie, które ogarnęło większość drużyny zagłuszył głośny i perlisty śmiech Szachraja.
- Ah te wiedźmy, zawsze zrobią coś niesamowitego - śmiał się Cwaniak, trzymając za brzuch i leżąc na gałęzi. - Dostaniesz ode mnie tytuł Niebywałego Kuglarza, niech każda bajka i baśń pamięta o tej opowieści.
I tak Błazen Machiavelli Niebywały Kuglarz zyskał przydomek, który miał zostać z nim na zawsze w każdej opowieści. Tytuł od Szachraja to nie byle co, można by powiedzieć, że nawet sprawa bardzo ważna. Czekała jednak Niebywałego Kuglarza jeszcze jedna decyzja, więc postanowił załatwić sprawę od razu:
- A drogę wybieram nam krótszą, gdyż bawi mnie sytuacja, w której postawiła się wiedźma. W ten sposób jest na jej i nie na jej, a jednocześnie pozbywamy się tej brzydkiej - tutaj wykonał gest królewskiego obrzydzenia. - szczęki z naszej opowieści.
- A więc POSTANOWIONE! - zakrzyknął Szachraj tak głośno, że słychać go było w kilku innych opowieściach. - Możecie iść. - dodał ciszej, po czym odwrócił się od drużyny i zupełnie stracił nią zainteresowanie. Wszystkie postacie czekały jeszcze chwilę na jakąś inną reakcję, jednak Szachraj zupełnie o nich zapomniał.
Odwrócili się więc i poszli. Nie wiedzieli do końca, która ścieżka jest tą wybraną przez nich, jednak czuli wewnątrz siebie, że gdzie by nie poszli, to znajdą się na wybranej przed chwilą drodze. Ruszyli więc i po chwili wrócili do swoich normalnych zajęć. Koń i książę wrócili do sprawy lancy, choć doprawili ją jeszcze swoimi poglądami na wybór drogi. Grajek układał rymy, choć szło mu to jeszcze trochę opornie, jakby Szachraj wyprowadził go z równowagi. Leśnik znów rozglądał się nieobecnym spojrzeniem, jakby chciał zobaczyć coś, co znajdowało się wiele gór od nich. Błazen Niebywały Kuglarz ochoczo ostrzył nóż do podrzynania gardeł żabom, a czarownica znowu była taką samą czarownicą, jaką była zwykle. Tylko idący na końcu czarny kot czarownicy spojrzał w tył, przypominając sobie słowa Szachraja.
A Szachraj nic sobie nie zrobił z przygody, która przed chwilą go spotkała. Podniósł tylko monetę rzuconą przez Grajka, pochuchał na nią, wytarł o rękaw i podrzucił mocno w powietrze. Izar nie zobaczył już, gdzie spadła, gdyż zniknęła w promieniu słońca. Następnie magiczny Cwaniak wskoczył na znak, gdzie siedział przed przyjazdem drużyny i spojrzał w stronę zbliżającego się chłopa z wozem siana.
- Witam cię, mój kochany podróżny! Zmierzasz bardzo blisko, do swojej farmy, jak mi się zdaje. Pytanie mam więc do ciebie i to zasadnicze...
Tyle zdążył jeszcze usłyszeć Izar, zanim drużyna weszła na ścieżkę jeszcze dłuższą i prostszą, niż mogłoby się wydawać. Ścieżka ta prowadziła ich do zachodu słońca i końca dnia pierwszego, więc nie ma po co jej opisywać. Zdarzyło się na niej tylko jedno wydarzenie godne uwagi. Na najbliższym postoju, gdy wiedźma chciała zjeść coś smacznego, zobaczyła, że w jej kieszeni nie ma już przegranej szczęki.
Zakłady z Szachrajem to poważna sprawa.