Czarodziej miał sen. Śniło mu się, że przyszedł do niego do gospody mężczyzna. Thirac znał go ale nie potrafił nic o nim powiedzieć. Czuł, że łączy go z nim jakaś więź i jednocześnie nie potrafił określić charakteru tej relacji. Nieznajomy był mu wrogiem? Przyjacielem? Nauczycielem? Krewniakiem? Mógłbyć każdym.
Nieznajomy usiadł przy wygaszonym palenisku. Jego sylwetka zlewała się z ciemnością i tylko twarz była względnie widoczna. Twarz i szkliste jasne oczy.
- Thiracu. Nie uciekaj proszę. Wróć do nas, co? Psujesz nam wszystko. Poza tym jak widzisz nie uciekniesz daleko. Odszukałem cię szybciej niż się spodziewałem. Nie było to szczególnie trudne prawda?
Czarodziej przypomniał sobie ból. Chciał się zerwać i uciec.
- Ah, zaczynasz sobie przypominać, tak? Dobrze. A wiesz? Twoja ucieczka jest nawet zabawna. Pozwolę Ci się jeszcze trochę nią nacieszyć, co Ty na to? Miła rozrywka przyznam. Pozwolę Ci jeszcze trochę pouciekać. Potem jednak wrócisz do mnie. Jesteś mi potrzebny.