Korriban, przed dwudziestoma pięcioma mileniami znany jako Pesegam, pożegnał kroczących ścieżką Ciemnej Strony jak zwykł to robić od zawsze - błyskiem czerwonej, jałowej ziemi, ziemi wypalonej gorącymi jak wiązki lasera promieniami pomarańczowej gwiazdy.
Transportowiec zdawał się względnie ciasny na wcale niekrótką podróż, ale taka właśnie cena była konieczna do zapłacenia za możliwość podróżowania niezauważonymi. Prędkość nadświetlna rzuciła jednostką przez miliardy kilometrów kosmobrazu. Nawet Moc w takich chwilach zdawała się drzemać, bo choć wszechobecna, podobnie jak materia we wszechświecie kupiła się w danych punktach z większym bądź mniejszym zagęszczeniem według nieznanego istotom rozumnym schematu... a może i bez niego w parodii teorii nieoznaczoności. Przychodziła więc falami, raz odczuwalna, a później milknąca, Hiperprzestrzeń była Dla Sithów jak narzucona odgórnie medytacja. I o ile dla Jedi mogła oferować wyciszenie, dla użytkowników Ciemnej Strony oznaczała chaos dźwięków, smaków, obrazów oraz dowolnego zestawienia wrażeń zmysłowych poza klasyczną percepcją. Gdy za durastalowym kadłubem drobinki wielkości okruchów chleba zdolne były przenieść dość energii do zniszczenia czołgu, Yarin, Amon i Nalan, a każde przez pryzmat własnych doświadczeń, odczuwali w sposób całkowicie niezrozumiały dla osób nieczułych na Moc opuszczenie Sektora Esstran.
Korriban został daleko za jaźnią, czasem i wrażeniem miejsca (wszak sami pasażerowie transportowca nie przebywali w konkretnym miejscu), by wreszcie przeciążenie szarpnęło wewnętrznymi organami trojga mieszkańców Świątyni.
- Oto i jesteśmy w przestrzeni imperialnej - oznajmił kapitan Urlan z głośnika. - Za chwilę drugi skok z nowym wektorem, będziemy blisko Dantooine, dokąd dolecimy w podświetlnej. Pozostały czas podróży to niecała godzina. Czy mam szukać lądowiska, czy będzie to transport dziki? Jeśli mogę wyrazić własną ocenę, najdogodniejszym i najmniej narażającym na spotkanie z patrolami Imperium byłoby podejście do Dantooine od nocnej obecnie strony.
Kapitan mówił spokojnie, ale między Amonem a Yarinem jak zaszczute zwierzę skakały jego wątpliwości. Wiedział, kogo miał za pasażerów. I uchybienia bał się bardziej niż spotkania z gwiezdnym niszczycielem.
Ostatnie instrukcje dla transportowca i wasze przygotowania, dalej już znajdziemy się na planecie... zapewne.