Inygo, również chcący rzucić okiem na dane o ich celu, spostrzegł, że sprzęt wcale nie należał do Baaila, a do Delofa. Co gorsza - nie zawierał koordynatów potrzebnych łowcom, a znajomych gracza. Na nieszczęście dwójki dłużników, byli to wyłącznie mężczyźni, ich zdjęcia, adresy i krótkie komentarze co do ich upodobań.
I to nie w kwestii hazardu.
Zleceniodawca skontaktował się ze swoimi tymczasowymi pracownikami kiedy YT-1300 opuszczał doki stacji Zordo.
- Lecicie na Dantooine, co już mówiłem. Musicie, w dowolny sposób, odzyskać moje dziesięć tysięcy kredytów od Leo Cruza. Jedynym problemem jest jego brat bliźniak, kropla w kroplę identyczny, który ma z pewnym Huttem całkiem dobre stosunki. Ostrzegam lojalnie, jak hazardzista hazardzistę – jeśli włos z głowy spadnie Jattowi, będziecie mieli na głowie o wiele więcej niż moje zlecenie. I pewnie kilka myśliwców na ogonie. - Baail zarechotał, jakby wizja rozpadającego się w przestrzeni frachtowca była dla niego najśmieszniejszą rzeczą w znanej galaktyce.
Przesyłam odpowiednie koordynaty, powodzenia. Macie dwa tygodnie. - oświadczył mężczyzna i zakończył połączenie.
Po przedostaniu się przez atmosferę Dantooine, frachtowiec skierował się do punktu wskazywanego przez koordynaty. Okazało się nim lądowisko, wyglądające raczej na prowizoryczne i używane jedynie okazjonalnie, niż regularnie używany dok z odporną na uszkodzenia termiczne płytą i zatrudnianym na stałe personelem. Dookoła, w promieniu kilku kilometrów nawet najbystrzejsze oko nie dostrzegłoby zbyt rozwiniętej infrastruktury – ot, kilkanaście domów, lokalny bar, szachownica pól, pastwisk i rosnących na nich drzew, oraz wspomniane lądowisko pod nogami podróżnych.