Dantooine - 71 ABY
Dantooine - niewielka, rolnicza planeta położona w sektorze Raioballo, na trasie z Anx Minor na Angor. Michael Stardust po miesiącach przemyśleń opuścił Kashyyyk, który przez kilka ostatnich lat był jego domem. Mężczyzna nie do końca był pewny swojej decyzji, jednak w jej podjęciu pomogli mu przyjaciele z Krainy Cieni oraz
Ktoś kogo tam spotkał. Bezimienny zastanawiał się czy dobrze zrobił przecinając swą ścieżkę losu z legendarną w Galaktyce postacią, o której od lat nikt nie słyszał. Teraz nie miało to większego znaczenia, gdyż postawił swój pierwszy krok w zaniedbanym kosmoporcie rolniczego świata. Mimo niewielkiego znaczenia planety, w porcie panował spory ruch, spowodowany okresem żniw. Tysiące ton plonów było ładowane na transportowce, by wyżywić nieurodzajne światy w pobliskich sektorach.
Stardust raźnie ruszył przed siebie wtapiając się w tłum. W brązowej kurtce-pilotce wyglądał jak jeden z wielu pilotów oczekujących na koniec załadunku towaru. Przemierzając szare, durastalowe korytarze minął kantynę, zwalczając wielką ochotę na skosztowanie lokalnej wersji nophixa. Tuż przed wyjściem podszedł do terminala, aktywując jednocześnie interaktywny interfejs. Przez moment miał zamiar podłączyć swój datapad celem zgrania mapy i najważniejszych informacji, jednak zrezygnował z tego pomysłu, uznając że może pozostawić po sobie niepotrzebne ślady. Tak jak się spodziewał, nie znalazł żadnej wzmianki o pozostałościach dawnej Enklawy Jedi. To właśnie ona była jego celem podróży. Według otrzymanych informacji właśnie tam miał odnaleźć coś co pozwoli mu doskonalić swoje umiejętności i znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Był w końcu synem Jedi.
***
Pięć długich dni obserwacji, rozpytywania i gromadzenia informacji. Okazało się, że ruiny Enklawy Jedi są ogrodzone i niedostępne dla zwykłych istot. Co prawda Stardust nie zauważył na przylegających do niej terenów szturmowców, jednak wokół kręcili się ludzie w cywilnych ubraniach. Z ich wyglądu i zachowania jednoznacznie ustalił, że są to dobrze wyszkoleni, czujni żołnierze, pełniący stałą służbę patrolową. Co gorsza oba wejścia do lokacji były zaspawane i zastawione olbrzymimi głazami, natomiast górna część Enklawy była chroniona polem siłowym, które jednocześnie maskowało wnętrze budowli. Jedyną możliwość dostania się do środka, była droga podziemna. Sęk w tym, że Stardust nie miał najmniejszego pojęcia gdzie można znajdować się takie przejście i czy w ogóle istnieje. Na trop naprowadził go jeden z twi'lekańskich kupców, opowiadając legendę o zaginionej jaskini pełnej kosztownych kamieni szlachetnych i innych minerałów. Niestety nadzieja jak szybko się pojawiła, tak szybko zgasła. Bezimienny jeszcze tego samego wieczora udał się we wskazane miejsce, jednak znalazł tam tylko spory lej, częściowo usłany skałami i nadtopionym żwirem. Tam gdzie zachowała się ziemia, podłoże było przykryte nienaturalnie fioletową trawą. Choć podziemna część groty mogła się zachować, to dostanie się do niej, mogło odbyć się tylko przy udziale ciężkiego sprzętu. Michael chwilę stał nieruchomo, wdychając charakterystyczne, słomiane powietrze Dantooine. Choć była noc, a wiatr poruszał źdźbłami wysuszonej nieco trawy, nie odczuwał chłodu. Bezimienny kucnął by dotknąć jeden z przepołowionych kamieni. Niespodziewanie otoczenie zmieniło się, choć przebywał w tym samym miejscu, to czas i okoliczności były zupełnie inne. Padał rzęsisty deszcz, a niebo przeszywane było raz po raz błyskawicami. Wejście do jaskini było całe, jednakże obstawione przez dwa, może trzy plutony szturmowców. Nieopodal leżały dwa ciała, najprawdopodobniej ludzkie, choć Stardust nie mógł dostrzec ich twarzy. Dowódca żołnierzy ważył w ręku szary, podłużny cylinder, który zapewne był rękojeścią miecza świetlnego.
- Sir, wszystko zaminowane. Straciliśmy przy tym dwóch ludzi, wewnątrz rozpanoszyły się bestie. Im szybciej to wysadzimy... - zaczął meldować jeden ze szturmowców.
- Wiem co do nas należy. Wrzucić truchła do środka, wycofać się, a saperzy niech kończą robotę. - odparł zimnym głosem oficer - Nie mam zamiaru moknąć na tym zadupiu.
- Tak jest, sir!Ludzie w charakterystycznych, białych pancerza krzątali się jeszcze parę minut, by następnie bezceremonialnie i bez żadnego szacunku wrzucić zwłoki do wnętrza groty. Wszyscy poczęli się wycofywać na bezpieczną odległość. Mimo woli Stardust również cofnął się, stając w połowie drogi między żołnierzami, a pieczarą. Po raz ostatni spojrzał ku nienaruszonemu wejściu, by sekundę później zmrużyć oczy przed żółto-jaskrawym błyskiem, który pogrzebał grotę pod setkami ton ziemi i kamieni. Mężczyzna zasłonił oczy dłonią przed opadającymi odłamkami, choć był to tylko podświadomy gest, gdyż grudki przelatywały przez Stardusta jakby go tam nie było.
<<Za intuicją podążać musisz...>>Bezimienny wybudził się z letargu, mimo iż przeniósł się w przeszłość na parę chwil, był wyczerpany. Technika Śladu Mocy wymaga niezwykle silnej więzi z Mocą, a Michael miał świadomość, iż nie jest mistrzem w jej wykorzystaniu. Sam zaryzykowałby nawet stwierdzenie, iż umiejętność ta ujawnia się kiedy jej się podoba, a nie kiedy Jedi tego potrzebuje. Ostatecznie oba czynniki zgrały się w jeden moment. Stardust podniósł się z ziemi i zorientował się, że nie jest sam. Wokół niego stały trzy rosłe ogary kath. Zwierzęta musiały być już po nocnym żerowaniu, gdyż nie zachowywały się agresywnie. Delikatnie wysondował ich umysły, odkrywając że są raczej zaciekawione obecnością człowieka w tym miejscu. Bestie stały jeszcze przez chwilę, by leniwie ruszyć przed siebie. Kilkukrotnie ostatni z osobników, obracał łeb ku obcemu.
Stardust powrócił myślami do tajemniczego głosu, który wyraźnie wyartykułował cztery słowa. Niestety nie potrafił zidentyfikować do kogo należał owy głos. Przez głowę przeszedł mu jego ojciec Tal Vapor, a także mistrz jego taty Laertes Basai, którego Michael nigdy nie widział. Po raz kolejny z rozmyślań wyrwał go pomruk ogarów, które jakby czekały na dwunożną istotę. Jedi skarcił się w myślach, że zbyt długo zabawił w jednym miejscu i zaniechał niezbędną ostrożność. Wbrew zdrowemu rozsądkowi ruszył za zwierzętami. Te przyspieszyły kroku, kierując się ku niewielkiemu gajowi, obrośniętemu wysoką trawą i drzewami. Tuż przed nim ogary skręciły wzdłuż drzew, zwiększając dystans do Bezimiennego. Michael miał zamiar przyspieszyć, jednak coś tchnęło go, by wejść do osobliwego lasku. Decyzja wydawała się nieco irracjonalna, ponieważ niewysokie drzewa rozrastały się maksymalnie na sto metrów wzdłuż i wszerz. Gdzieniegdzie zamiast ziemi ułożone były podłużne, płaskie kamienie, na których swe piętno odcisnął duch czasu. Uroczysko wydawało się świetnym miejscem na spotkanie z ukochaną, a nie lokacją, która miała przynieść Stardustowi odpowiedzi na wiele pytań. Mocowładny schylił się, dotykając ziemi, jednak nic się nie wydarzyło. Zrezygnowany postanowił przemierzyć gaj w całości, po 30 minutach i dwukrotnej, wnikliwej obserwacji, zatrzymał się przy jednym z głazów. Wokół niego roiło się od zwykłych mrówek, które pojawiały się i znikały pod skałą. Po raz kolejny znak dały mu zwierzęta. Michael przymknął oczy, wyciągając przed siebie dłoń. Walka z kilkusetkilogramowym kamieniem trwała dłużej niż się spodziewał. W końcu odstawił go około metra od pierwotnego miejsca. O dziwo nie zauważył żadnej wnęki, ani dziury. Jedynie mrówki korzystały ze swych mikrokanalików, by przechodzić do niższych poziomów. Jedi westchnął i postawił stopę gdzie jeszcze przed chwilą lężał głaz. Ziemia była miękka, jednak nie ustąpiła pod nogą człowieka. Stardust podwoił swe wysiłki i po prostu skoczył na obrane miejsce. Gleba zapadła się, a Jedi ugrzązł na wysokości ud. Gdyby jakikolwiek Mistrz Jedi widział tą komiczną sytuację, na pewno pokręciłby z dezaprobatą głową. Mimo to Bezimienny osiągnął swój cel.
***
Przygotowania do wyprawy trwały dwa dni. Stardust wiedział, że nie ma sensu brać plecaka. Wszystko co było mu potrzebne musiał mieć na sobie. Decyzja okazała się trafna, gdyż przemierzał teraz na klęczkach wąski, ziemiany tunel, którego wysokość nie przekraczała metra. Był on rozświetlany przez niewielką latarkę, zawieszoną na szyi. Utrudnieniem był także spory spad oraz wszechobecne robactwo które starało się bronić swojego podziemnego królestwa. Lina którą Jedi pozostawiał za sobą, skończyła się po około 100 metrach, jednak nie był to obecnie palący problem. Zapierając się o górną krawędź tunelu, kontynuował długą i męczącą drogę. Z gaju do Enklawy Jedi był spory kawał drogi, niejeden podróżnik straciłby rachubę czasu i z wyczerpania zaniechał dalszego marszu. W końcu naturalny kanał zaczął się poszerzać, by zakończyć się dwumetrową, ziemistą komorą... bez wyjścia. Wyglądało to jak jakieś legowisko, choć jego mieszkaniec już dawno musiał z niego zrezygnować. Ciężkie krople potu spłynęły Bezimiennemu po czole, by zrosić czarną ziemię. Mężczyzna z trudem sięgnął po saperkę by rozpocząć mozolną pracę przekopywania podłoża, uważając by nie zasypać sobie drogi odwrotu. Po paru godzinach pracy i przerw, durastal uderzyła o twarde podłoże. Nie był to inny metal, a kamienne sklepienie. Choć Jedi starał się nie zostawiać po sobie charakterystycznych śladów, tym razem nie mogło obyć się bez użycia miecza świetlnego.
***
Skórzane buty wzbiły dokoła kurz, który pokrywał kamienną podłogę jednej z podziemnych kondygnacji Enklawy Jedi. Nim postawił drugi krok, wysondował otoczenie, jednak nie wykrył żadnych żywych istot. Powietrze miało lekko wilgotny posmak, choć wszechobecny kurz jakby zaprzeczał temu odczuciu. Specyficzny mikroklimat wnętrza, a może atmosfera tego miejsca, wpływała na Bezimiennego kojąco. Dopiero teraz doszło do niego, że być może od setek lat nikt nie przemierzał niższych poziomów dawnej siedziby Jedi. Cisza jaka tu panowała była głośniejsza niż jakiekolwiek słowa. Stardust nie musiał korzystać z techniki Śladu Mocy, by wiedzieć, co wydarzyło się tu przed mniej więcej 45 standardowymi latami. Bezwzględny but Imperium dokonał eksterminacji ukrywających się tu Rycerzy, nie okazując łaski nawet wobec najmłodszych adeptów. Następnie zabezpieczono wszelkie wartościowe przedmioty i nośniki danych, by potem zburzyć i tak zrujnowana enklawę do końca. Pozostawione, zewnętrzne ruiny miały stanowić metaforę grożącej ręki, z wyciągniętym palcem. By tego było mało, otoczenie było permanentnie obserwowane i nadzorowane, tak żeby nikt nie spróbował dostać się do środka legendarnej Enklawy. W całym nieszczęściu, pośpiech szturmowców okazał się łaskawy dla najniżej położonych kondygnacji, które przetrwały zarówno eksplozje materiałów wybuchowych jak i znak czasu.
Syn Tala Vapora ruszył korytarzem, zostawiając za sobą ślad solidnego, skórzanego buta. Mimo to jego kroki nie bezcześciły mistycznej ciszy. Jedi skręcił za róg i w odległości około 20 metrów dostrzegł leżący na ziemi pomnik. Marmurowa figura przedstawiała nieznanego mu Mistrza, jednak nie to przykuło jego uwagę. Tuż obok potrzaskanego monumentu leżała okrągła część sufitu, która mogła zostać wycięta tylko jednym narzędziem. Jedno spojrzenie w górę, pozwoliło potwierdzić, iż ktoś dostał się tutaj w podobny sposób co Stardust. Od tego momentu musiało minąć sporo czasu, gdyż ślady były już praktycznie niewidoczne. Przez kilkanaście minut Michael krążył po korytarzach, jednak nie znalazł niczego czego się spodziewał. W miejscach gdzie kiedyś stały terminale, zostały po jedynie wsporniki, a z sal ćwiczebnych zionęła pustka. Przejście na wyższy poziom było dostępne, jednak wychodziło z niego tylko jedno wyjście do większej sali, a kolejna kondygnacja niestety nie była już dostępna. Możliwe, że po odgruzowaniu schodów dałoby się spenetrować kolejne piętro, jednak Jedi wolał nie ryzykować swoim życiem.
Wrócił niżej i opierając się o zimną, kamienną ścianę ciężko westchnął. Intuicja jednak go zawiodła, nie tego spodziewał się po wizycie w dawnej Enklawie Jedi na Dantooine. Właściwie czego oczekiwał? Przez długi czas wahał się czy w ogóle powinien podejmować podróż w celu znalezienia odpowiedzi na liczne pytania. Mógł zostać na Kashyyyku i wykorzystywać nauczone techniki z holokronu swojego ojca, do pomocy Wookieem. Jednak w Krainie Cieni spotkał kogoś, kto powiedział mu że warto walczyć i mieć nadzieję. O co w końcu chciał walczyć? O jakieś wyższe wartości? O pamięć o ojcu? O odbudowę Zakonu Jedi? Czy może o odnalezienie własnego celu? A może w każdym z tych pytań znajdowała się cząstka tego, o co warto i należało walczyć? Niestety holokron jego ojca, Tala Vapora nie był doskonały. Był świetnym materiałem szkoleniowym i zapisem minionych lat. Był świadectwem działalności członków Zakonu po tragedii z roku 27ABY. Niestety holokron nie odpowiadał na pytanie jak należało działać w obecnych czasach. 44 lata po ataku na Świątynię Jedi, na Coruscant, gdzie śmierć poniosło setki Jedi. Mściwa i bezwzględna doktryna Imperium dosięgnęła także tych, którym udało się uciec z matni i ukryć na nieuczęszczanych szlakach Galaktyki. W 59ABY roku siły imperialne dopadły fregatę typu Corona - "Nostalgię", którą dowodził jego ojciec Tal Vapor, natomiast w 68ABY dowiedział się, że w Dzikiej Przestrzeni zlokalizowano wrak takiej samej jednostki, którą dowodziła Mistrzyni Sara Terago, jednej z ostatnich członkiń Najwyższej Rady Jedi, na czele której stał sam Wielki Mistrz Luke Skywalker. Od tego momentu na swojej drodze spotkał tylko dwóch rycerzy, schorowanego 60-letniego Sai Yan-Yina oraz 85-letniego Chissa Marilla Verg`iss`tea, który w obliczu pogromów użytkowników Mocy, porzucił swoją dotychczasową ścieżkę. Czy w obliczu tych wszystkich wydarzeń można było mieć jeszcze jakąś nadzieję? Stardust do tego momentu chciał w to wierzyć i pewnie właśnie dlatego ruszył na Dantooine. Wszystko co jednak odnalazł, to jakiś stary ślad po mieczu świetlnym. Widocznie ktoś, podobnie jak on, starał się znaleźć kierunek w jakim należało podążać. Czy go znalazł?
Stardust wyrwał się z rozmyślań, gdy doszło do niego, że zamiast odpowiedzi, znajduje co raz więcej pytań i niejasności. W zwykłym ludzkim odruchu, kopnął w klasyczne, dwuskrzydłowe drzwi. Futryna głośno zatrzeszczała, a zawiasy skrzypnęły przerywając ciszę. Bezimienny skarcił się w myślach za swoje nieprzemyślane zachowanie, które pokazywało, że mimo nadnaturalnych umiejętności, nie był pozbawiony typowych ludzkich wad. W końcu był człowiekiem.
Skoro narobił już hałasu, a drzwi do wielkiej, okrągłej sali stanęły przed nim otworem, postanowił obejrzeć ostatnie z pomieszczeń, do którego miał dostęp. Wewnątrz nie było żadnych tablic, monumentów czy terminali. Na środku znajdowało się kilka marmurowych siedzisk, w różnej kondycji. Jedne były praktycznie nienaruszone, a jedynie przyprószone pyłem, inne pęknięte na pół z licznymi zarysowaniami. Michael głęboko westchnął w geście zrezygnowania i rozczarowania. Przemierzył kilka systemów, by odnaleźć cel bądź przynajmniej drogę do tego celu. Zamiast tego w jego głowie zrodziły się kolejne pytania bez odpowiedzi. Jedi ściągnął z szyi latarkę i przestawiając górną część zmienił jej właściwość na lampkę, którą postawił w centralnej części sali. Następnie spoczął na jednym z siedzisk, by zastanowić się nad powrotną drogą. Na Dantooine spędził ponad tydzień, w kantynie barman wiedział już że zawsze zamawia nophixa, a piloci oczekując na zlecenie pozdrawiali go skinieniem głowy. Nie mógł pozwolić sobie na dalsze pozostanie, na tej rolniczej planecie. Po opuszczeniu ruin Enklawy, ruszy do kosmoportu i skorzysta z pierwszego lepszego transportu na... No właśnie dokąd miał lecieć? Wrócić na Kashyyyk? A może spróbować szczęścia w innej lokacji, związanej z działalnością Jedi? Bezimienny przez natłok pytań, poczuł się mocno znużony. Lekko przymknął oczy by poddać się medytacji. Wydawało mu się, że ciężkie powieki przysłoniły jego zmysł wzroku jedynie na parę sekund, jednak gdy je otworzył, zauważył że stojąca na środku latarka świeci bardzo słabym światłem. Gdy do niej podszedł urządzenie zupełnie zgasło, na szczęście Jedi miał przy sobie zapasowe ogniwo energetyczne. Nim jednak je wymienił w sali zrobiło się jaśniej, a źródło blasku dochodziło z drzwi. Michael momentalnie odrzucił latarkę i sięgnął po miecz świetlny, którego niebieska klinga również rozświetliła część okrągłej sali.
- Nerwowy jesteś, spięty. Pytań wiele, odpowiedzi brak, tak sądzę. - rzekło źródło światła, wchodząc do pomieszczenia.
Stardust dopiero teraz ujrzał postać, a może raczej pewien byt, emanujący ciepłym, jasnym światłem. Twór mierzył nie więcej niż 70 standardowych centymetrów i był ubrany w charakterystyczną szatę Jedi. W pierwszej chwili zaniemówił, nie wiedząc jak zareagować, dopiero po kilkunastu sekundach wydusił z siebie jedno słowo, jakie mu się skojarzyło.
- Yoda?
- Wielkim Mistrzem był on, być może największym. Miecz swój odłożyć możesz, krzywdy nikt wyrządzić ci nie chce. - odparł pogodnie byt, wdrapując się na jedno z siedzisk. Osłupiały mężczyzna dostrzegł iż istota posiada długie włosy i jest płci żeńskiej. Minęło jeszcze parę sekund, nim wyłączył swój miecz świetlny.
- Byt Mocy... nieśmiertelność. Kim jesteś? - wydukał dalej zaskoczony człowiek.
- W pełni Mocy oddać się musisz. Zaskoczonym być nie możesz! Nieśmiertelność, phi! Moc, to Moc! Pytasz kim jestem? Myślałam, że bardziej ważkie pytania nurtuję cię. Wsłuchaj się w Moc, uspokój umysł, emocji za wiele odczuwasz. - powiedziała nieco karcąco istota, by dodać -
Mistrzyni Thane, jeśli to ci pomóc ma i wątpliwości rozwiać twe.- Thane, Thane, hmm tak... W holokronie ojca jesteś wspomniana. Mówił o tobie z wielkim szacunkiem. Tylko czemu Dantooine? Czy...?
- W zamierzchłą przeszłość zanurzasz się! O historii należy pamiętać, jednak zapomnieć o teraźniejszości i przyszłości nie można. Tego co było zmienić nie możesz, na to co będzie wpływ masz. - odpowiedział cierpliwie Duch Mocy -
Na Dantooine połączyłam się z Mocą. Pojedynek fizyczny przegrać to nie wstyd, Moc jednak wygrać mi pozwoliła, oto jestem.- Zginęłaś tu? Pojedynek? Co..?
- Pytania rodzisz jak młodzik. Wieczności z tobą siedzieć nie będę. Uległam ciemnej Valkirianie, jednak przez to potężniejsza stałam się, oto jestem. - wyjaśniła Mistrzyni Thane, tłumacząc przyczyny swojego bytu w ruinach Enklawy Jedi na Dantooine. Duch Mocy miał jednak rację, że Stardust wciąż zadaje pytania nie do końca związane ze swoją wyprawą w to miejsce.
- Mój ojciec, czy on...? - znowu zaczął pytaniem, jednak nie dane mu było skończyć.
- Tal Vapor Mocą jest, a Moc jest nim. Szlachetnym Rycerzem był, odpowiem jednak, iż porozmawiać z nim tak jak ze mną nie zdołasz. Głos jego usłyszeć możesz, w Moc musisz wsłuchać się. Podobnym do niego jesteś, on pytań wiele zadawał. Cierpliwy był mistrz Laertes Basai szkoląc go. Twoje myśli są głośniejsze niż słowa! O Sarę Terago zapytać pragniesz, tęskno ci do bliskich. Mistrzynią ona twoją była. Tak potężną wojowniczką była, Moc jest nią, a ona jest Mocą.Michael tym razem zamilkł próbując zrozumieć sens słów, wypowiadanych przez istotę. Przestawny szyk oraz często powtarzane te same frazy bywały delikatnie irytujące, jednak Jedi nie chciał urazić czy też spłoszyć Mistrzyni Thane. Miał już zamiar zapytać co decyduje o tym, że ktoś pozostaje na tym świecie jako Duch Mocy, a ktoś inny odchodzi na zawsze, ale ugryzł się w język. Przybył tu szukać odpowiedzi, wskazówek, holokronów, datakronów i tym podobnych, a zastał coś czego się nie spodziewał. Pytanie czy to działo się tylko w jego głowie czy była to jednak rzeczywistość.
- W Galaktyce narasta bunt, co raz większe społeczności starają się walczyć o wolność. Jedni przystępują do otwartej walki, inni angażują się w walkę słowem, dywersją. Niektórzy starają się łączyć w ugrupowania. Jednej z nich przewodniczy Jaina Solo, są też tacy którzy działają na własną rękę. Powinni się zjednoczyć, prawda?
- Na tory właściwe rozmową sprowadziłeś. Pamiętać musisz, iż wojna nikogo wielkim nie czyni. Uciśnieniu przeciwstawić się jednak należy. Siła w jedności i zdecydowaniu. Wiedzieć musisz iż w totalnej walce zatracić się nie można! Nienawiść, śmierć narzędziami ciemnej strony są. Szukać musisz, intuicji zaufaj.- Szukać?
- Odpowiedzialności boisz się, choć nie powinieneś. Szukasz kogoś kto drogę wskaże ci, pomocną dłoń wyciągnie. Skomplikowane twe myślenie. Samotni szukasz będąc pośród ludzi, a będąc sam towarzyszy oczekujesz. Pamiętaj, biernie patrząc, wskórać nic nie zdołasz. Działać musisz.- Ktoś tu był przede mną... - kontynuował rozmowę Stardust, jednak i tym razem nie dane było mu skończyć.
- Tysiące Jedi przed tobą było, na tacy podane wszystko byś chciał. A co będzie po tobie? Wpływ na to masz. Szansę dać innym możesz, działać musisz! - powiedział zdecydowanym tonem byt Mocy, przeszywając mężczyznę ciepłym spojrzeniem.
- Gdzie powinienem zacząć szukać? W pojedynkę mimo wszystko łatwiej się przemieszczać, a w grupie... Przecież Zakonu i tak sam nie odbuduję.
- Wielkie cele przychodzą same! Zakon trwa póki Jedi istnieją, inni zająć się tym powinni. Pytasz gdzie zacząć, choć już początek za tobą. Cienka jest granica między jasnością, a ciemnością. Natomiast ciemność z jasnością dzieli przepaść, choć czasem przeskoczyć się ją da. Intuicji ufać musisz, nieoczekiwanego spodziewać się trzeba. Pomoc często nadchodzić może, gdy nie spodziewamy jej się. - odparł zagadkowo Duch Mistrzyni Thane.
- Sugerujesz, że pomoc otrzymam od kogoś, kto był po przeciwnej stronie? Podwójnych agentów w dzisiejszych czasach jest od groma. Nie można im ufać. - rzekł nieco już zirytowany Stardust - W HoloNecie pojawiają się wzmianki o tajemniczych magach, nie będę sprawdzał każdej lepianki na Tatooine czy szałasu na Endorze. Wiesz kim jest Jon Antilles?
- Emocje swe uspokój. Cierpliwość z której tak słyniesz, uleciała ci? Osobę Antillesa pozostaw, celem twojej drogi on nie jest, nie teraz. W podróż dalszą wyruszyć niezwłocznie musisz, na Dantooine wracać nie powinieneś. - rzekł byt, podnosząc się z siedziska -
Ktoś kto poznał ścieżkę ciemności i wrócił z niej czeka. Choć Jedi nie był, pomóc może. Niech wiek jego cię nie zwiedzie. Na Alderaan udać się musisz.- Jak mam się z kimś spotkać, skoro nie wiem o kogo chodzi. Alderaan? Nie istnieje od dziesiątek lat. Mistrzyni, potrzebuję konkretnych wskazówek. - Bezimienny starał się zachować spokój, jednak z rezonu wybił go fakt, iż Duch Mocy ruszył ku wyjściu.
- W przeszłość patrzeć lubisz. Holokron ojca uważnie przejrzeć musisz. Listę członków Zakonu Luke'a Skywalkera studiować polecam. Z Alderaanu pochodził David Turoug, oddanym i mądrym Jedi był on.- Był, czyli nie żyje. Sama mówiłaś Mistrzyni, że mam działać teraz i myśleć o przyszłości, a nie o zamierzchłych czasach. Idąc tym tropem może powinienem udać się na Dagobah gdzie żył Yoda? - odparł krnąbrnie Stardust, postępując parę kroków ku odchodzącej istocie, by zapytać o całą zaistniałą sytuację - Czy to wymysł mojej głowy czy jednak to się dzieje tu i teraz?
- A czy żyję ja czy nie? Mocą jestem, a Moc mną. Głowy twej wymysł rzeczywistym być nie może? Bądź czy rzeczywistość w twej głowie mieścić się nie może? Moc jest z tobą, młody Jedi. - rzekła cicho Mistrzyni Thane, na chwilę odwracając się i wskazując palcem w swego rozmówcę -
Za intuicją podążać musisz...***
Stardust otworzył oczy i nerwowo rozejrzał się po sali. Był cały zlany potem. Okrągła sala była rozświetlana przez rozłożoną na środku lampkę, obok której leżało najprawdopodobniej zużyte ogniwo energetyczne. Michael odruchowo spojrzał ku drzwiom, gdzie jeszcze przed chwilą duch Mistrzyni Thane wskazywał na niego palcem. Nikogo tam jednak nie było. Bezimienny bez zbędnej zwłoki zabrał urządzenie wraz z wyczerpaną baterią i ruszył na niższy poziom, skąd miał zamiar wyruszyć na powierzchnię. Powrót okazał się bardziej karkołomny niż podróż w drugą stronę, jednak dzięki swym umiejętnościom i znajomości wąskiego tunelu, obyło się bez przykrych niespodzianek. Choć w jego głowie kłębiło się jeszcze więcej pytań, to po mistycznych doświadczeniach z ruin Enklawy Jedi, wracał także z kilkoma odpowiedziami. Wydostając się na powierzchnię w gaju, usiadł na ściółce i wziął głęboki oddech, charakterystycznego, słomianego powietrza Dantooine. Bezimienny w końcu podniósł się, by ruszyć ku kosmoportowi, gdzie miał nadzieję znaleźć środek transportu w okolice Nowego Alderaanu. Na niebie piętrzyły się ciemne chmury, z których po chwili zaczął padać rzęsisty deszcz. Piorun dwukrotnie uderzał gdzieś w oddali, rozjaśniając okolicę. Stardust nim doszedł do miasteczka był cały przemoknięty, choć nie stanowiło to dla niego problemu. Tuż przed wejściem do strefy doków, spojrzał na nieboskłon, gdzie zza chmur przedostał się jasny promień Diny - lokalnej gwiazdy systemu Dantooine.