Content

Opowiadania

[Devaron] Nie wszystko złoto, co się świeci II

Image

[Devaron] Nie wszystko złoto, co się świeci II

Postprzez Zaahr Dromrahk » 29 Paź 2019, o 17:32

71 ABY, Devaron, ruiny świątyni Eedit, tydzień przed wydarzeniami z [Devaron] Nie wszystko złoto, co się świeci.

Czy wspominałem wcześniej jak ważna w życiu jest reputacja? Tak? W takim razie pozwolę sobie zaznaczyć: nie ma ważniejszej rzeczy w życiu od reputacji. I to bez względu na to czy jesteście twi'lekańską prostytutką czy devaroniańskim draniem. To co o was mówią zawsze przysporzy wam klienteli, która ma ochotę pozbyć się swoich kredytów. Trzeba opowiadać historie, które są niczym innym jak wersją demonstracyjną ukazującą wasze metody pracy i waszą skuteczność. Tej historii akurat nikomu nie opowiadałem. Głównie dlatego, że sam nie wiem co o niej myśleć. Poza tym wydaje mi się, że opowiadanie jej zamiast klientów gotowych zapłacić za moje usługi raczej ściągnie bardzo nieprzyjemnych panów z Inkwizycji, którzy jak powszechnie wiadomo są kompletnymi nudziarzami. Nie lubią grać w karty ani obstawiać na wyścigach. Za to lubią inne zabawy za którymi z kolei ja nie przepadam...

***


Było południe. Skąpana w blasku słońca dżungla wręcz pożerała ruiny świątyni, starając się dostać do niej ze wszystkich stron. Jednak mimo upływu czasu, nie udało jej się nigdy sforsować głównego wejścia do budynku. Do wejścia prowadziło trzydzieści zarośniętych mchem schodów a przed nimi była otwarta przestrzeń odgrodzona dziurawym już, ledwo stojącym murkiem. Mimo że bluszcz i mchy atakowały skały postawione zapewne przez istoty należące do zapomnianej już sekty, to drzewa jakby w respekcie wciąż trzymały się od nich z daleka. Dwaj młodsi bracia Lugrulc i Zaahr siedzieli na ledwo trzymającym się murku przed głównym wejściem do ruin. Najstarszy z braci Zauc i drobna, gęsto wytatuowana devaroniańska kobieta klęczeli nieopodal i grzebali przy sondzie zwiadowczej. Humor dopisywał trójce braci.
- A znacie ten? - Lug spytał - co mówi bith po nieudanym koncercie? - spauzował wypowiedź potęgując napięcie - Smacznego! - Bracia wybuchli śmiechem jakby to był najśmieszniejszy żart na świecie. Lug i Zaahr niemal nie spadli z murka. Krótko obcięta devaronianka o śniadej cerze nie wytrzymała i energicznie odwróciła się w kierunku członków zespołu siedzących na murku. Miała w reku blaster E-11 zmodyfikowany do prowadzenia ognia pulsacyjnego. Wycelowała w nich trzymając broń w jednej ręce.
- Możecie robić coś konstruktywnego, łajzy? Nie chcę spędzić tutaj całego dnia!
- A co, Iskierka? Umówiłaś się? - zadrwił Zaahr. Iskierka podeszła i prawie przyłożyła mu karabin do czoła. Lug wstał, miał lekko uniesione ręce chcąc uspokoić towarzyszkę.
- Nigdy nie ogłuszyłam nikogo z tak bliskiej odległości. Powiesz mi jak było...
- Czekaj. Zaahr właśnie chciał opowiedzieć o tym jak dostał to zlecenie - Lug starał się jakoś rozluźnić atmosferę.
- Co tu dużo opowiadać. Grałem z gościem w karty i...
- Chciałeś powiedzieć "oszukiwałem z gościem w karty"... - Iskierka przerwała mu odkładając broń na bok.
- A co to za różnica? - Zaahr odpowiedział unosząc barki.
- Taka, że tym razem wszyscy wolimy usłyszeć prawdę - Zaahr westchnął ciężko. Prawda bywała tak nudna...

***


Młody, brodaty mężczyzna w długich kruczoczarnych włosach otworzył oczy. W rozległym pomieszczeniu panował półmrok. Jego ręce były skute i wygięte do tyłu. Prawie całkowicie zdrętwiały. On sam siedział na scenie, oparty o drążek do tańca. Minęło trochę czasu zanim rozpoznał miejsce w którym się znajdował. Była to kantyna w której się zatrzymał. Sądząc po wszechogarniającym mroku to miejsce było już zamknięte. Pamiętał, że przyszedł się tu napić, doszło do jakiejś awantury między nim i kilkoma devaronianami, whiphid z ochrony ich rozdzielił, mężczyzna następnie usiadł w rogu i zamówił drinka. Sądząc po mętliku w głowie musieli dosypać do niego jakiś narkotyk. Nagle coś poruszyło się. Humanoidalna postać siedziała na krześle i opierała nogi o jeden ze stolików.
- Zadarłeś ze nieodpowiednimi devishami - postać powiedziała. Jej twarz zbliżyła się nieco do snopów słabego światła. Mężczyzna dostrzegł czerwone oczy świecące w ciemności. I ten ohydny uśmiech.
- Ale nie martw się. To twój szczęśliwy dzień. Dasz mi jedenaście tysięcy za ten gadżet ze świątyni - devaronianin powiedział i pokazał mężczyźnie jego własny datapad.
- Nic ci nie dam, wypuść mnie.
- Wypuszczę cię, jak dobijemy targu. Czemu tak bardzo chcesz ryzykować... w świątyni jest mnóstwo pułapek. Mogę odwalić brudną robotę - mężczyzna nie odpowiedział. Rogacz postanowił przedstawić jeszcze jeden argument wpływający na jego decyzję:
- Nie główkuj się tak. To propozycja nie do odrzucenia. Domyślam się, że Imperium nie może się o tym dowiedzieć. Wyślę te dane moim kumplom z floty Devaronu. Będą wiedzieli co z tym zrobić jeżeli coś by mi się stało...

***


- Czyli wcale nie dostałeś zlecenia - powiedział Lug oskarżycielskim tonem poprawiając się na murku.
- A co to za różnica? Znajdujemy kostkę i dostaje przelew. Wszystko będzie jak przy pierwszej lepszej robocie.
- No nie wiem. Na razie jesteś dziesięć tysięcy w dupę. Jak rozwalicie kolejną sondę to nie wyjdziecie już na plus - wtrącił Zauc. Miał na głowie specjalne gogle, na które przekazywały mu dane z sondy. Długość korytarzy, pułapki - wszystko.
- Robota okazała się być cięższa niż sądziłem. Dlatego mój pracodawca będzie musiał dorzucić spory bonus... albo nakablujemy na niego Impom. Instynkt mówi mi, że jest w stanie dać za ten artefakt o wiele więcej niż na początku sądziłem. Powinno starczyć dla naszej czwórki - powiedział Zaahr. Cała trójka devishów odwzajemniła jego uśmiech. Plan brzmiał lepiej niż dobrze.
- Dobra, sprawa wygląda tak. Pogrzebałam trochę przy tym droidzie. Udało mi się zwiększyć sygnał. Cokolwiek opóźniało przesyłanie danych nie powinno już stanowić problemu. Dodatkowo sonda będzie w stanie tworzyć mapę tego miejsca w czasie rzeczywistym z uwzględnieniem zasypanych korytarzy. Dane będą wysyłane bezpośrednio na mój datapad i do HUDa Zauca. Jeżeli ten cały artefakt tam jest to znajdziemy go - droid odbił się od podłoża i podleciał do prawicy Zauca. To był sygnał do wymarszu. Lugrulc zeskoczył na nogi i wziął w umięśnione łapska swój ciężki karabin blasterowy, który do tej pory opierał się o jedną ze skał. Zaraz za nim wstał Zaahr. Cała czwórka ruszyła po schodach by zaraz zniknąć w mrocznych korytarzach świątyni.

Idąc po zakurzonej posadzce słyszeli tylko swoje kroki. Szli powolutku, częstwo zwalniając i omijając przewrócone kolumny lub oderwane elementy sklepienia. Mijali coraz to kolejne posągi zakapturzonych postaci. Rzadko który posąg jednak nie był zniszczony: co drugiemu brakowało głowy albo ręki. Droid w kształcie dysku z doczepioną prowizoryczną antenką i talerzem prowadził, za nim szła Iskierka i Zauc. Na końcu szedł Zaahr i Lug, obydwoje z resztą postanowili zabrać dobre humory do świątyni opowiadając sobie dowcipy. Korytarz zwężał się i dalej skręcał w prawo i w górę po schodach. Idąc nimi czasami mijali rozdwojenia w korytarzach jednak większość była zasypana. Było też trochę min laserowych jednak nie miały one szans z podrasowanym droidem, który wyczuwał je z dwudziestu metrów.
- Geonosian, Ewok i Arkanianka wchodzą do kantyny... - mówił Zaahr gdy zbliżali się do skrzyżowania.
- Korytarz na wprost jest zawalony. Korytarz z lewej prowadzi do dużego pomieszczenia w całkiem dobrym stanie. Na prawo mamy sieć korytarzy... ciężko określić dokąd prowadzą, póki co nie widzę żadnych wyłomów - zraportował Zauc.
- Powinniśmy się rozdzielić - dodała Iskierka.
- Zauc, bierz droida. Zbadamy te korytarze. Lug i Iskierka: poszukajcie kostki w tym większym pomieszczeniu. Uważajcie na pułapki - zarządził Zaahr. Jako że nikt nie miał lepszego pomysłu to wszyscy postanowili się podporządkować do planów najmłodszego z braci.

Dwójka Dromrahków szła ciasnym korytarzem, Zauc nagle zatrzymał się.
- Tutaj straciliśmy pierwszą sondę. Wybuch zasypał jedno z przejść. Musimy iść w prawo - powiedział Zauc, ostrożnym krokiem omijając stopioną metalową powłokę droida leżącą na ziemii.
- Oj przestań. Znowu chcesz płakać za tamtym droidem? - droczył się z nim Zaahr.
- Nie. Po prostu mówię, że wasz błąd odciął nam jedną z możliwych dróg.
- A ja po prostu mówię, że jesteś największym sztywniakiem jakiego znałem - Zaahra sytuacja zaczęła bawić jeszcze bardziej. Zauc zatrzymał się i spojrzał na młodszego brata.
- Natomiast ty jesteś łajza i złodziej! Kiedyś myślałem, że jesteś szanującym się najemnikiem, ale przestałeś się kompletnie starać. Co to za akcja z tym twoim pracodawcą co? Nawet nie wiesz kim on jest i kto za nim stoi - Zaahr dawno nie widział najstarszego brata w takim stanie. Owszem, pilot Floty Devaronu był trochę "inny" od reszty rodziny, ale nigdy nie wytykał swojej inności reszcie rodziny.
- A co cie obchodzi jak załatwiam swoje sprawy, pilnuj swojego nosa - Zaahr uderzył go w gogle, które spadły my z głowy na ziemię.
- Narażasz nas na niebezpieczeństwo! Zawsze! - Zauc wymawiając ostatnie słowo uderzył Zaahra z pięści w twarz. Rogacza przyjmującego cios odrzuciło w tył kilka metrów jednak udało mu się zachować równowagę...
- Pojebało cie? - w momencie gdy Zaahr zadawał to retoryczne pytanie zobaczył Zauca sięgającego po blaster przy pasie. Widząc to szybko rzucił się w klincz. Zauc zdążył jednak wycelować i strzelić. Czerwony bolt mignął Zaahrowi koło ucha gdy ten łapał go za rękę trzymającą broń, drugą ręką trzymając starszego brata za szyję.
- Zabije cię! - wywrzeszczał Zauc jeszcze kilka razy naciskając za spust. Zaahrowi jednak udało się przesunąć jego rękę w górę. Laserowe bolty błysnęły nad ich głowami, a z sufitu spadł deszcz iskier.
- Matka nawet nie zapłacze za takim murglakiem jak ty... - Zauc wycedził przez zęby, cofnął się kilka kroków żeby zrobić sobie miejsce na kopniaka w brzuch. Siadło. Zaahra znowu odrzuciło w tył. Zanim zdążył zareagować Zauc wpadł w niego z impetem łapiąc w go pasie i podnosząc do góry. Biegł tak ze swoim młodszym bratem przez korytarz dopóki nie zatrzymali się na jednej ze ścian. Zaahr aż jęknął czując jak jego kręgosłup spotyka się z twardą skałą. Jednak nie było czasu. Szybko przełożył jedną z rąk, tak aby głowa jego oponenta znalazła się pod jego pachą i założył mu duszenie. Zaucowi jeszcze kilka razy udało się wstać i uderzyć bratem o ścianę jednak ten nie odpuszczał chwytu. Za trzecim razem jego nogi go zawiodły i upadł z wciąż uwieszonym na nim Zaahrem. Czuł jak traci siły jednak nie był w stanie się uwolnić, obraz powoli zamazywał się.
- Wrócę po ciebie, jak znajdę kostkę - powiedział Zaahr gdy Zauc tracił przytomność. Gdy mięśnie oponenta całkowicie straciły napięcie, Zaahr wstał trzepiąc ubranie z kurzu. Zastanawiał się, czy jego brat rzeczywiście chciał go zabić.

Czyżby Zaahr aż tak go wyprowadził z równowagi, żeby ten zapomniał nastawić blaster na ogłuszenie? Wyglądał na kogoś kto bardzo chciał trafić. Rogacz podszedł do gogli, podniósł je z ziemii i założył je. Postanowił dalej ruszyć przez korytarz. Wkrótce jednak spotkał się z kolejnym skrzyżowaniem. Już miał skręcić w jedyny, niezasypany zakręt (w lewo) kiedy zauważył gnijące już rozerwane zapewne od wybuchu ciała trzech devishów. Po oględzinach doszedł do wniosku, że byli to ci sami rogacze, których wynajął do tej roboty niecały tydzień temu. Sam natomiast skrzyknął Luga i czekali na nich przed wejściem z zamiarem odebrania im kostki i usunięciu niepotrzebnych świadków ze świata żywych. Śniadanie rogaczowi cofnęło się do gardła mimo że nigdy wcześniej nie czuł obrzydzenia na podobny widok. Ot, zwykła trójka devishów, jednemu brakuje ręki, drugiemu nogi. Zaahrowi zajęło troszkę czasu zanim przyznał przed sobą, że zaczyna czuć się coraz gorzej. Czuł jak chłód przeszywa jego ciało, które mimo tego uczucia zaczęło produkować lepki pot. Nagle jeden z trupów złapał go za nogę i pociągnęła ją do siebie. Zaahr przewrócił się i zobaczył jak beznogi devaronianin wspina się po jego nodzę w kierunku jego twarzy. Jego oczy i większość skóry na twarzy była już w większości zeżarta przez robale.
- Dromrahkowie! Jesteście przeklęci! - wykrzyczał trup. Zaahr poczuł jak ręka kolejnego zombie, koło którego się przewrócił łapie go za głowę i przysuwa zasuszony korpus w jej kierunku.
- Doprowadziłeś do naszej śmieci! Bądź przeklęty! - słyszał kolejny głos. Czuł jak halucynacja zaczynała panować nad jego psychiką a świat w koło wirował. Czuł jak traci nad sobą kontrolę. Musiał się jednak postawić... nie dane było mu tu umrzeć. Nie tutaj i nie teraz...

***


Droid Zauca nie kłamał. Pomieszczenie rzeczywiście było całkiem dobrze zachowane. W jego centrum był okrąg i wokół niego znajdowały się świecę.
- To chyba jakieś miejsce do modlitw - stwierdził Lug.
- Raczej medytacji... - poprawiła go Iskierka. Uwagę jej przykuł posąg w rogu pomieszczenia. Ten również był bez głowy. Był dużo większy od tych, które spotkali po wejściu do ruin. U podstawy rzeźby znajdowała się tablica z wyrytą inskrypcją jednak ta była całkowicie zarysowana.
- Impy chyba bardzo chciały żeby wszyscy zapomnieli o tym miejscu - powiedziała klękając przy tablicy, jednak nie pofatygowała się aby spojrzeć na swojego rozmówcę. Po krótkich oględzinach stwierdziła, że za tablicą znajduje się pusta przestrzeń.
- No, no. Nie wypinaj się tak - powiedział Lug z uśmiechem na twarzy.
- Zamknij się, próbuje pracować... - puknięcie paliczkiem w tablicę wydawało charakterystyczny odgłos... ściana nie była gruba. Iskierka wstając z kolan zmieniła pozycję w siad i uderzyła podeszwą w tablicę u stóp posągu. Jej oczom ukazała się ukryta kieszeń a w niej świecąca na niebiesko kostka, zaledwie wielkości dłoni.
- Czujesz to? To zapach forsy, którą weźmiemy od Zaahra w zamian za kostkę. Mam zamiar się z nim potargować - powiedziała uśmiechając się chytrze. Wzięła artefakt do ręki i schowała go do swojej torby. W końcu się odwróciła. Usłyszała strzały w korytarzu.
- Ty też to słysza...
- Ja czuje co innego... - Lug stał przed nią, zahipnotyzowany. Wydawał się nie być zainteresowany ani ich nowym znaleziskiem ani dźwiękami wokół.
- Też to czujesz? - powiedział i zrobił mały krok w jej stronę.
- Lug... co chcesz zrobić? Przerażasz mnie... - spytała, czuła się zagrożona.
-Te strzały... to Zaahr i Zauc. Musimy im pomóc - już go mijała kierując się korytarza, którym tu przyszli gdy ten złapał ją za rękę i szarpnął w swoim kierunku.
- Nic nie musimy... tutaj będzie nam dobrze - mocnym uchwytem trzymał ją za przedramię, a drugą rękę kierował w stronę jej biustu. Dziewczyna zareagowała momentalnie. Kopnęła go w krocze co spowodowało zwolnienie chwytu. Nie czekając uwolniła rękę i zrobiła kilka kroków w tył.
- Popierdoliło cię? - szybko schowała się za filar. Wiedziała, że w tak bliskim spotkaniu nie miała z nim szans. Złapała za blaster. Nie chciała go używać, ale jaki miała wybór?
- Taka jesteś niedostępna, hę? Nie dasz mi po dobroci to dasz mi po złości! - wykrzyczał idąc powoli w jej kierunku. Wydawał się już zapomnieć o wcześniejszym kopniaku. Nagle poczuł jak wszystkie mięśnie w jego ciele na moment skurczyły się, a elektryczny impuls powalił go na ziemię. Gdy się odwrócił zobaczył sondę zwiadowczą, a za nią Zaahra ciężko oddychającego i celującego do niego z broni.
- Jeszcze raz... - Zaahr wydał rozkaz robotowi. Droid zaczął generować kolejny impuls, a Lug z zaskakującą prędkością wstał z zamiarem przeprowadzenia frontalnego ataku na brata. Robot lekko podleciał w górę schodząc mu z drogi i uwolnił wygenerowany impuls o większej sile niż poprzedni. Lug upadł na ziemię, jęcząc. Był przytomny i o wiele potulniejszy niż wcześniej. Zaahr podszedł do niego ostrożnie.
- Zaahr... co ja zrobiłem... - wymamrotał tylko głosem pełnym żalu i wyrzutów sumienia.
- Iskierka, wszystko gra? - dopiero, gdy usłyszała jego słowa wychyliła się zza filara. Miała łzy w oczach i cała się trzęsła. Lug już wcześniej startował po pijaku, ale myśl, że wieloletni przyjaciel mógł posunąć się do takiej rzeczy paraliżowała ją.
- On chciał...
- Nie był sobą - stanowczo uciął Zaahr po czym dodał:
- Nie powinniśmy tu być. Musimy się stąd zabierać albo zaraz wszyscy się pozabijamy.
Image
Awatar użytkownika
Zaahr Dromrahk
Gracz
 
Posty: 130
Rejestracja: 7 Cze 2018, o 17:42
Miejscowość: Toruń/Gdańsk

Wróć do Opowiadania

cron