Content

Opowiadania

Skutki śmierci

Image

Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 7 Cze 2010, o 23:21

Pamiętasz?
Mówiłeś że to dziwne, że powinni zostawić tak, jak było. Ale zaraz potem śmiałeś się, że przecież wtedy nie byłoby *nas*... Pamiętasz, co odpowiedziałam? Że ucieklibyśmy, gdyby celibat zabraniałby być nam razem. Wtedy myślałam, że to szczyt romantyczności... głupie, prawda?
Ale miałeś rację, że zadawałeś tyle pytań. Byłam jeszcze za młoda i nie wiedziałam, jak na nie odpowiadać, ale próbowałam. Dopiero teraz rozumiem sens twoich ciągłych pytań o to, dlaczego mi tyle wolno, skoro u Jedi "nie ma emocji, jest spokój". Rozumiem dopiero teraz, że *to* uczucie dawało mi właśnie ten *spokój*. Dopiero teraz, gdy ten spokój utraciłam...


Tanoya Shawkrie stała nad skromnym nagrobkiem swojego narzeczonego, który zginął w bitwie. Był to jeden z nielicznych momentów od czasu obu tragedii (wcześniej zginął też jej młodszy brat), gdy miała na tyle sił, by tu przyjść.
Przyszła, i stała chyba od dwóch godzin; od rana padał deszcz, a jej szata i kaptur zdążyły zrobić się już bardzo ciężkie od wody. To niby dziwne, skoro mogła przecież użyć Mocy, by stworzyć wokół siebie otoczkę, chroniącą przed zmoknięciem - ale jednak nie było w tym nic dziwnego... zostawiła bowiem Moc z chwilą, gdy pogrążyła się w największej rozpaczy swojego życia. Tanoya czuła, że poświęcony Mocy rozdział jej życiorysu został brutalnie zakończony i nie ma już do czego wracać. Nie chciała wracać.
Czuła się strasznie winna. Przede wszystkim dlatego, że niszczy w ten sposób dotychczasowe życie swoich uczniów. Miała wrażenie, że jej rozpacz leje się i na nich, na tą ostatnią dwójkę osób na świecie, którym dała wszystko i dałaby jeszcze więcej.
Wiedziała, że zawiodła... w kwestii, w której zawsze chciała być wzorem.

Nie ma emocji - jest spokój, właśnie o to tyle pytałeś. I mówiłam tobie to samo, co swoim uczniom. Że *emocja* to nie to samo, co *uczucie*, że emocja to wielka, gwałtowna siła, która spada na nas wtedy, gdy potrzebny jest *spokój*. I że chodzi tu o zło, którym jest ta siła. Gniew. Nienawiść. Rozpacz. Szaleństwo... zło w sensie dosłownym, i w sensie skutkowym. Ale najważniejszą częścią tego nauczania było *uczucie*. Nie jesteśmy zwierzętami, ani robotami... Jesteśmy istotami rozumnymi, z duszą i z sercem. Z sercem pełnym uczuć, duszą, która jest wyjątkowa. Nie wolno porzucać tej duszy. Trzeba się opanować, gdy potrzebujemy *spokoju*, ale musimy żyć *uczuciem*. By nie stać się bezduszni, by nie stać się podobni do tych, którzy są po Ciemnej Stronie. By - to uważałam za kwintesencję tego punktu kodeksu Jedi - by po prostu...
...być dobrym.
Dobra nie można ogarnąć przez formułkę. Dobru trzeba się oddawać. *Dobro* jest w *uczuciach*, w sercu, w duszy. Dlatego nie wolno porzucać uczuć, zamiast tego trzeba uważać na emocje, które mogą nami pomiatać wtedy, gdy potrzeba *spokoju*.
Ot - to wszystko. To właśnie o tym dyskutowałam z innymi Mistrzami, tego uczyłam swoich uczniów. Właśnie, pamiętasz? O nich też często pytałeś. A ja się chwaliłam, jakby to były moje własne dzieci. Bo... byliśmy jak rodzina.
Byliśmy...


Mistrzyni Jedi obróciła nieznacznie twarz, by spojrzeć na skromną sylwetkę kilkadziesiąt metrów stąd. Osoba ta najwyraźniej niedawno przybyła tu małym, repulsorowym pojazdem - właśnie po nią. Jej uczniowie wiedzieli, że Tanoya sama nie da rady opuścić żadnego miejsca, w którym jakoś się znajdzie - nie w tym stanie, w jakim była.

O, widzisz, to mały Raphie... Pamiętasz, jak o niego pytałeś? Nie lubi latać czymkolwiek, chyba miał nawet jakiś lęk przed tym wszystkim... a i tak po mnie przyleciał. Mówiłeś, że to dziwny chłopak, zbyt uczynny, zbyt dobry. A ja się wtedy oburzałam, jakby to mnie obrażono - bo on nigdy się nie oburzał, nawet, gdy Shana robiła mu jakieś dziwaczne psikusy. Ale miałam się za co oburzać, pamiętasz?
Bo jak mogłeś mówić, że ktoś jest zbyt dobry?
Gdyby ktoś był zbyt dobry, to byłby wyłącznie jego problem, że okrutny świat tego nie doceni. Ty powinieneś mówić raczej, że gdybyś spotkał *zbyt dobrą* dziewczynę (raczej nie mnie...), to byś chronił ją z całego serca, by było chociaż na tym okrutnym świecie o jedną *zbyt dobrą* osobę więcej. Gdyby wszyscy byli choć trochę bardziej dobrzy, po prostu dobrzy...
...wtedy może nie stałabym tu nad twoim grobem.


Łzy wymieszały już się z deszczem. Tanoya nie ocierała nawet z nich twarzy, bo nie było sensu - nie potrafiła powstrzymać lawiny cichej, lecz wzbierającej się cyklicznie rozpaczy. Właśnie miała za sobą jeden z gorszych momentów... więc teraz dała radę sama podejść do repulsorowego pojazdu, którym podleciał Raphael. Nie powiedziała nic.
Czuła, że nie ma czelności, by powiedzieć cokolwiek. Młody Jedi był jej nieuzasadnionym poczuciem winy tak przytłoczony, że sam nie mógł powstrzymać słabych łez, które przeszkadzały mu w pilotowaniu pojazdu.
Bardzo chciał jej pomóc, ale Tanoya nie była w stanie tej pomocy przyjąć. Aura miażdżącego smutku, towarzysząca jej każdemu ruchowi, zdawała się krzyczeć "przytul mnie", ale Mistrzyni Jedi po prostu nie potrafiła poprosić o coś, czego potrzebowała.
Jedyne, co teraz widziała wokół, to bezpowrotnie rozpadający się świat.


- Dzięki - powiedziała do Raphaela Shana, gdy chłopak niezbyt zgrabnie, ale skutecznie postawił pojazd (należący do niej) w lądowisku - zajmę się nią...
Okazało się, że Tanoya podczas podróży zwyczajnie zasnęła. Wyglądała teraz jak biedne dziecko, nie Mistrzyni Jedi.
- Proszę... dopilnuj, niech nic nie pije - odpowiedział Yuui, wiedząc, że teraz może mówić o takich rzeczach, gdy Uzdrowicielka ich nie słyszy - ...zrobi sobie krzywdę. Już ją sobie robi...
- Spróbuję... ale wiesz, jaka może być - Shana wydawała się znacznie bardziej spokojna od swojego współucznia, ale w głębi duszy odczuwała to wszystko prawdopodobnie jeszcze mocniej, gdyż Tanoya była jednocześnie jej ciotką i były praktycznie nierozłączne. Razem przenieśli Mistrzynię do jej pokoju i pozwolili jej w spokoju spać.
Tyle mogli zrobić.
- Ty też powinieneś odpocząć - powiedziała młoda Jedi, odprowadzając Raphaela korytarzami Świątyni - gdyby Mistrzyni mogła, na pewno podziękowała by za przejęcie jej papierkowej roboty, ale ty już wyglądasz niewiele lepiej od niej...
...i niewiele lepiej się czujesz, dodała w myślach.
Chłopak nie odpowiedział nic - gdy tylko dotarli na miejsce, otworzył drzwi swojego pokoju magnetyczną kartą i odwrócił się do Shany.
- Dobranoc - powiedział cicho.
- Trzymaj się... - odpowiedziała, i już miała wracać w swoją stronę, gdy w połowie ruchu obróciła się ponownie do młodego Jedi - ...nie, nie zniosę tego...! Chodź...
Dwójka uczniów Tanoyi nagle przytuliła się do siebie, niemal równocześnie wybuchając cichym, długim płaczem. Raphael najpierw sam zdziwił się tym gestem, ale już chwilę później po jego zaczerwienionych policzkach zaczęły płynąć strumienie łez. Z pewnością nie było to wszystko codziennym widokiem w Świątyni, nawet jeśli miało to miejsce w osobistych pokojach...
Tyle mogli dla siebie zrobić, by jakoś podnieść się na duchu, ale przede wszystkim, wypłakać wszystkie te niechciane emocje, bóle, troski i inne problemy, jakie zaczęły wzbierać w duszach uczniów Mistrzyni Jedi od chwili, gdy ona sama popadła w nieludzką rozpacz. Ich dotychczasowe życia właśnie się rozpadały, i jedynym winnym był tutaj okrutny los. Poddali się emocjom, bo byli tylko ludźmi, a to wszystko było zbyt wielkim ciężarem. Nie było tu krawędzi upadku na Ciemną Stronę.
Był to po prostu zwykły odruch wrażliwych serc.

*

Mistrzyni Thane otworzyła oczy, przerywając w ten sposób spokojną medytację z dwójką adeptów.
- Czujecie to, uczniowie młodzi? - zapytała - wiele... wiele smutku w murach Świątyni czuć dziś. Łez wylanych wiele...
- Czy tak powinno być wśród prawdziwych Jedi? - zapytał jeden z adeptów
- Hmm... Jedi być to cierpienie znosić. Płacz, gdy płakać trzeba; cierpienia uniknąć nie da się. Kto rady nie da spokoju utrzymać, usilnie hamować się nie może. Walka wewnętrzna ból zmienia, chaos budzi. Na Ciemną Stronę to cię sprowadzi... płakać lepiej.



***

To taka kontynuacja - co prawda chronologicznie odległa - poprzedniego opowiadania ;) Mam nadzieję, że takie "wykorzystanie" nieżyjącej już Mistrzyni Thane przejdzie :D
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Dagos Bardok » 8 Cze 2010, o 16:28

Dziwnie się poczułem po przeczytaniu tego. Ma niesamowity klimat, ale też smuci. Dobra robota...
Awatar użytkownika
Dagos Bardok
 
Posty: 1017
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 18:42

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 8 Cze 2010, o 21:27

Dzięki. To dobrze, że tak to odebrałeś, bo chciałem, by właśnie tak wyszło ;) Chyba dzisiaj lub w innym, najbliższym czasie napiszę coś jeszcze.
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Fenn Mereel » 9 Cze 2010, o 15:44

Smutne, smutne, smutne. Chylę czoło ;) Też chciałbym tak pisać :)
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: Skutki śmierci

Postprzez Kelan Navarr » 9 Cze 2010, o 16:19

Bardzo dobry tekst. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu niż ten konkursowy. Spokojne, nastrojowe i pokazujące, że nie trzeba wcale gnającej na złamanie karku, by przykuć czytelnika.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 9 Cze 2010, o 23:01

Dziękuję wam bardzo :D A oto taka jakby kontynuacja.



Tanoya zasnęła jeszcze w repulsorowym pojeździe osobistym XVR-Cer, sunącym się niespiesznie w stronę Świątyni Jedi. Nie zasnęła dlatego, że była śpiąca. Była wyczerpana swoją ciągła rozpaczą - jak dziecko. Ale nawet w takim stanie śniła.
Sen o przeszłości. Teraz te czasy zostały już tylko w nocnych marzeniach...

*

...nie tak - pouczała ledwie siedemnastoletniego Raphaela w sali treningowej, gdzie ćwiczyli szermierkę na ćwiczebne miecze świetlne - gdy idzie z góry, musisz się obniżyć. Opadać razem z ciosem. Grałeś kiedyś w piłkę, nie? To tak, jakbyś przyjmow...
[Nie, to nieprawda, wiedziałam, że nie grałeś w piłkę]
Jej mało wyrafinowane porównanie parowania ciosu do podwórkowych sportów zostało przerwane przez otwierające się szeroko, z charakterystycznym szurnięciem, automatyczne drzwi.
- No proszę, Mistrzyni Shawkrie, zwarta i gotowa do nauczania! - Jason Manten widocznie był dziś w dobrym humorze - nie zapomniałaś jednak czasem, jaki jest dzisiaj dzień?
[Pamiętałam, ale nie chciałam jeszcze kończyć nauki, jak prawdziwa Mistrzyni]
Tanoya wyłączyła swoje treningowe ostrze, a jej uczeń zrobił to samo. Stanął z boku swojej Mistrzyni, a właściwie trochę za nią - jakby chciał się za nią schować. Wesoły Mistrz Manten był czasem bardziej niepokojący niż Poważny Mistrz Manten.
- Jaki jest dzisiaj dzień? - ponowił pytanie Jason, szczerząc zęby - Bren, powiedz jej, jaki jest dzisiaj dzień.
- Że też dałem się na to namówić... - westchnął Mistrz Laike z kwaśną miną - ...Tanya, dziś jest piątek. Czternastego. Urodziny blondasa po mojej prawej.
[Przesadzali]
Kobieta nie spuszczała wzroku z twarzy jej gości. A był to kamienny wzrok; wyglądała tak, jak większość osób, gdy ktoś inny powie im nieśmieszny i nieodpowiedni dowcip.
- Bren, nie mów do mnie Tanya. Jason, miło, że przyszliście nieoficjalnie i jesteś taki gadatliwy, ale jesteśmy na sali treningowej. W środku moich zajęć... chyba coś mówiłam.
[...ja też]
- No, nie bądź już taka poważna - odpowiedział Mistrz Manten przesadnie uspokajającym tonem - ...przegrałaś wtedy zakład. A co za tym idzie: na moich najbliższych urodzinach fundujesz wszystkim... - spojrzał kątem oka na Raphaela - ..."jedzenie i picie".
Mistrz Jason Manten nie był oczywiście jakimś nagminnym imprezowiczem, ale ta okazja była bardzo nieoficjalna...
- Ale umowa była taka, że JA po was przyjdę - odparła Tanoya - co to za prezent, o który się upominasz? Nie poznaję cię, *Mistrzu Manten* - dodała ze złośliwym uśmieszkiem.
[Dałam się wciągnąć, to niby nic, wesoła pogawędka, ale...]
- Dobrze już, dobrze - Mistrz Jedi podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad czymś - zrobimy tak. Ćwiczyłaś z uczniem walkę na miecze, prawda? To niech mały sparing rozstrzygnie, kto stawia.
- W porządku - odpowiedziała od razu tysiąc razy bardziej żywym, podejrzanie bojowym tonem kobieta - zobaczysz, że kolejne urodziny ci nie służą, staruszku!
[...ale to był dla ciebie taki wrażliwy temat, nie powinnam do tego dopuścić, był wrażliwy też przeze mnie...]
Jakąś chwilę później zderzające się treningowe miecze świetlne rozniosły się po sali charakterystyczne odgłosy pojedynku.
- Poważni Mistrzowie tłuką się o to, kto będzie fundował drinki - skomentował to wszystko Bren Laike, obserwując walkę - ...młody, jesteś pewien, że nadal chcesz kontynuować swoją karierę Jedi? To czasem dom wariatów, a nie świątynia... a ode mnie wymagają powagi. Ja się pytam, jaki... e, młody?
Laike zorientował się dopiero teraz, że Raphael już jakiś czas temu opuścił salę.
[...przeze mnie, bo musiałeś patrzeć też na mnie, na to co wyprawiam...
Śniło ci się kiedyś - byłam tak pijana, że wypadłam przez okno baru, coś mnie potrąciło i zabiło
Obrywałam od Rady i innych ostro za imprezowanie, ale żadna kara, żadna mnie tak nie uświadomiła, jak strach w dziecięcych oczach i drżący głos, płacz, jakbym naprawdę umarła... Jaka Mistrzyni doprowadza do tego swojego ucznia?!]
[...zawsze byłam beznadziejną nauczycielką, byłam i jestem beznadziejna]

[Nie chcę się budzić...]


*

Pierwszym obrazem, jaki zobaczyła Tanoya po słabym uniesieniu powiek, była twarz Shany. Smutna, pochylona nad nią twarz, która samym swoim wyrazem wystarczała za jakiekolwiek słowa empatii.
Dopiero po jakiejś chwili Uzdrowicielka Jedi zorientowała się, że nie ma na sobie ciężkich butów, w których była nad nagrobkiem narzeczonego, ani mokrego płaszcza przeciwdeszczowego, ani mokrej szaty. Była przykryta ciepłym kocem, a na jej czole leżał mały, mokry ręczniczek. Spróbowała unieść głowę, ale zabolało. I - było jej mimo przykrycia zimno. Okropnie się przeziębiła.
Mistrzyni Jedi z rezygnacją zamknęła oczy, by spróbować chociaż trochę zebrać myśli. Miała gorączkę, ale mogło być gorzej, bo nie stoi się dwie godziny na lodowatym deszczu, by mieć tylko gorączkę. Mogła dostać zapalenia płuc i poważnie zachorować, na dodatek tego wszystkiego, przez co przechodziła. A jednak, ktoś się nią zajął, gdy nawet nie była tego świadoma. Dla kogoś się jeszcze liczyła... kogoś, kto nigdy jej nie zostawiał.
- Shana... - powiedziała słabo, niemal szeptem. Jej uczennica - i siostrzenica zarazem - była tym bardzo zaskoczona. Tanoya nie powiedziała do nich ani słowa od wczorajszego ranka. Ani jednego... nie była wstanie, a teraz jednak wypowiedziała jej imię.
- Mistrzyni...? - odpowiedziała ostrożnie dziewczyna.
- Ja... nie wiem... powinnam coś mówić, ale... nie wiem, co - kobieta mówiła z pewnym zmęczeniem i wysiłkiem w głosie, nie wiedzieć, czy duchowym, czy fizycznym - ...dziękuję, że ze mną jesteście... że jeszcze próbujecie mnie z tego wszystkiego wyciągnąć, ale... jest za późno, już za późno, prawda? Nie potrafię już być tym, kim byłam, ja... Mistrzyni Jedi, która tak się dała... własnym emocjom, własnej słabości, a sama próbowałam tego nauczać. Shana... nie chcę was ciągnąć za sobą w dół.
- Ale tak właśnie to robisz...! - młoda Jedi złapała Tanoyę za rękę i ścisnęła jej dłoń, jakby chcąc w ten sposób rozładować jakiś impuls, który nią targnął - nie możesz się obwiniać, nie tłumacz sobie tak tego wszystkiego, bo to działa zupełnie odwrotnie...
- Nie wiem... nie wiem już nic - powiedziała powoli i z rezygnacją Mistrzyni Jedi - próbowałam czegoś nauczyć, a teraz sama w tym zawodzę... Czemu nie ma nikogo, kto powiedział by mi, co mam robić... nikt już nie nauczy mnie życia...?
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Fenn Mereel » 10 Cze 2010, o 14:58

Kolejna część wzorem poprzedniczki powala na kolana atmosferą smutku i tęsknoty za zmarłymi bliskimi. Piękne ;)
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 10 Cze 2010, o 18:50

Znów dzięki - cieszę się, skoro ktoś to czyta i mu się podoba, więc może "kolejnych części" będzie więcej :D
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Fenn Mereel » 10 Cze 2010, o 18:51

O! To dobrze, bo bardzo mi się podoba :)
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Re: Skutki śmierci

Postprzez Peter Covell » 17 Cze 2010, o 01:16

Oba teksty zdecydowanie nadawałyby się na reklamę Mgławicy pod tytułem "tak piszą nasi najlepsi użytkownicy" ;) Świetnie budujesz klimat - nie jakieś pozbawione sensu, przepełnione "beznadziejnością świata" przemyślenia współczesnych Werterów, niezrozumiałych przez nikogo emo-bloggerów czy innych równie "ambitnych" autorów. Zgrabnie poruszasz te struny u czytelnika, które odpowiedzialne są za odpowiednie w danej chwili emocje - smutek, współczucie czy nawet wstyd za postępowanie upijającej się Jedi.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 17 Cze 2010, o 16:32

Przesadzasz :D Ale dziękuję bardzo, bo właśnie obawiałem się, że wyjdzie zbyt "emo"... jednak jeśli mówisz, że tak nie jest, to zapewne jeszcze będę tą "opowieść" kontynuował :D
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 24 Lip 2010, o 01:10

Trochę późno po ostatnich "częściach" i trochę późno w nocy, ale dodałem kolejny fragment.



- Obudź się...

Mrugnęła parę razy powiekami, ale nie, nie chciała jeszcze wstawać. Tanoya nie była jedyną osobą, która śniła o minionej, tak dobrej przeszłości... Shana chciała pozostać w krainie snów jeszcze trochę. Wiedziała, że gdy się obudzi, powita ją rzeczywistość wirująca wokół pogrążającej się Mistrzyni - a miała taki dobry sen... taki, w którym rozmawiała z nią jeszcze wtedy, gdy wszystko było w porządku. Oczywiście, że życie nie było kompletną sielanką, Jedi zawsze mają problemy - ale jednak...
...to były prawdziwie szczęśliwe czasy, w porównaniu z teraźniejszością.

***

- ...na pewno nie zrobi sobie krzywdy? - zapytała Tanoyę, gdy miała jeszcze niewiele ponad szesnaście lat, siedząc z nią na murku i ze znacznej odległości obserwując, jak Raphael próbuje manewrować między siedmioma zdalniakami. Młody Jedi mimo pełnego skupienia i gracji wyćwiczonych ruchów, był zwyczajnie niezdarny; właściwie jednak musiałyby się przyznać, że tylko czekały właśnie na ten moment, gdy potknął się on o własną nogę i wywraca jak małe dziecko. Itan, stojący znacznie bliżej współucznia natychmiast wyłączył droidy, Shana zaś razem z Mistrzynią wybuchnęły serdecznym śmiechem.

- ...nie, radzi sobie dzisiaj całkiem nieźle! - odpowiedziała Tanoya, uśmiechając się od ucha do ucha i patrząc, jak Raphael, podniesiony przez kolegę, próbuje jeszcze raz tych trudniejszych manewrów w Soresu - ...wiesz, gdy zaczynał, trzeba go było czasem przywracać do przytomności.
- Ale to urocze, prawda? - zapytała ją uczennica, wesoło machając nogami.
- Z pewnością - odpowiedziała Uzdrowicielka, lecz zaraz spoważniała, dodając: - ...ale wiem, że lata temu nikt tak na to nie patrzył... i nikt nie śmiał się z tego tak, jak my teraz.

"Jeszcze raz, proszę", powiedział Raphael, przywołując się do porządku i przyjmując postawę. Itan przygotował zdalniaki i po raz szósty razem starali się, by opanował ten jeden, konkretny manewr. Tanoya i Shana patrzyły na to z tej samej odległości co wcześniej, nic się nie zmieniło - lecz teraz uśmiechy znikły z ich twarzy. Odbijanie boltów i piruety z mieczem świetlnym były teraz tylko rozmytym tłem dla rozmowy.

- Tyle wiesz o swoim uczniu - pierwsza odezwała się podopieczna Uzdrowicielki, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć - skąd?
- Wiedziałam, że kiedyś to zauważysz... - odpowiedziała Tanoya - to proste. Nie ma nikogo innego, komu mógłby wszystko mówić.
- Nie rozumiem...
- Pewni ludzie potrzebują osoby, której mogliby się z wszystkiego zwierzać - próbowała wyjaśnić Mistrzyni Jedi - a dla Raphiego tą osobą jestem ja, bo wie, że jestem jego opiekunką. Próbowałam go przekonać, by się otwierał odkąd tylko znalazłam go na Taris, kilka rzeczy wiedziałam już wtedy. Ale dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że nie można ośmielić go do rozmowy z wami, a jedynie mogę sprawić, by zaufał mi i zawsze, gdy ma jakiś problem... lub gdy ściga go przeszłość, wiedział, że może mi o tym powiedzieć. Nauczył mnie właśnie tego, kolejnej z ról, jaką mają Mistrzowie wobec swoich uczniów. Zapamiętaj to, Shana, na czas, gdy będziesz miała swoich podopiecznych. Nie będziesz jedynie przekaźnikiem wiedzy i dziennikiem postępów. Prawdziwa relacja mistrz-uczeń to też relacja między dwoma zwykłymi osobami, z których jedna zapewnia opiekę, a druga jej potrzebuje. Rozumiesz...?
Shana była nieraz zadziwiona, jak szybko Tanoya potrafiła przechodzić od żartów i błahych spraw do prawdziwych, mądrych wywodów, jak zręcznie doprowadzała rozmowy do punktu, w którym wszystko staje się jasne. Mistrzyni była tak swobodna, że nie wiadomo było, kiedy jest potężną Jedi, a kiedy żartobliwą panną. Zdawała się łączyć te światy, co niekoniecznie się każdemu podobało - ale na dziewczynie zawsze wywierało to niezwykłe wrażenie i budziło podziw.
- Chyba tak - odpowiedziała po dłuższym milczeniu - ...ale to nie znaczy, że lepiej mieć za ucznia kogoś, kto potrzebuje tego wszystkiego, wysłuchania, pocieszenia?
- Nie, wręcz przeciwnie, to wielka odpowiedzialność - odpowiedziała Mistrzyni - to oznaczałoby, że musisz znać nie tylko sztuki Jedi, ale i sztuki życia. By łagodzić czyjeś cierpienie, trzeba najpierw samemu je znać i zwyciężyć...

***

Mistrzyni była wtedy taka silna... a teraz, jak na jakąś ponurą ironię, to ona została zwyciężona przez swoje cierpienie. I niczym podług bezwzględnej analogii - pogłębiała cudze. Gdyby tylko mogła spotkać dawną siebie...

- Obudź się... proszę, przeziębisz się, Shana...
Dziewczyna nawet nie zauważyła, że zasnęła tuż obok wentylatora klimatyzacji, zamontowanego nisko w pokoju Tanoyi, którą sama niedawno uratowała przed cięższą chorobą. Mistrzyni co prawda spała jak zabita i była wyraźnie wyczerpana, ale jej uczennica powinna dbać też o siebie - zwłaszcza, że Raphael, który słabym szturchnięciem w ramię ją obudził, przyszedł dopiero późnym rankiem, co oznaczało, że Shana była wystawiona na chłodzenie przez całą noc. Prosto w plecy.
- To ty... - mruknęła zmęczonym głosem, zerkając na Rycerza Jedi pochylającego się nad nią z iście dziecięcym zmartwieniem w swoich dużych, szklistych oczach; kaszlnęła parę razy i dodała - ...mówiłam ci, żebyś nie siedział przy tej robocie całą noc. Nie spałeś, prawda...?
Nie myliła się - miał mocno podkrążone, nawet jak na siebie, oczy i mrugał powiekami ciężko co jakiś czas.
- Przepraszam... nie mogłem zasnąć, więc... stwierdziłem, że nie będę marnował czasu...

Mały głupku, pomyślała, czas już się skończył.
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Peter Covell » 26 Lip 2010, o 12:29

Ta część wydaje mi się nieco różnić od poprzednich dwóch, dodając nieco świeżości do opowiadania, dzięki czemu kolejne "odcinki" nie są do siebie tak podobne. Scena, kiedy Raphael uczy się machać mieczem jest naprawdę sympatyczna, a i nieco nostalgiczna, gdy spojrzy się na nią z perspektywy wydarzeń z historii tej Jedi. Dobra robota ;)
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 26 Lip 2010, o 13:34

Dziękuję :D Mam nadzieję, że kiedyś wezmę się na następną część i uda się tak, by nie była ona odgrzewanym kotletem, jak to mówią ;)
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 13 Paź 2010, o 00:15

"Smutne, takie smutne.
Cholernie smutne..."


Patrzyła w unoszącą się za oknem panoramę Coruscant, czekając, aż winda wjedzie bezszelestnie na lądowisko. Wszystko było zbyt spokojne i ciepłe. Tu, w środku, nie wiał najmniejszy wiatr, nie było ani chwili chłodu... ale gdy Uzdrowicielka Jedi znalazła się na miejscu, a drzwi rozsunęły się, wróciła do rzeczywistości, z której na sekundę uciekła w szklane objęcia wspomnień.

Deszcz.

Siwe niebo zrzucało na cały świat miliony małych łez. Zupełnie jak wtedy, gdy zdarzyły się wszystkie te tragedie. Dziś też kończyło się życie osób dla niej ważnych. Ale wiedziała - że tym razem, to ona jest winna. Winna słabości, podczas gdy powinna być podporą.
"Nie ma emocji, jest spokój...?
Nie jestem Jedi."

Nie było spokoju. Jej dłonie drżały, gdy poprawiała przeciwdeszczowy płaszcz. Emocje były. Nawet nie tyle jej własne - czuła aurę tego, czym promieniowało to jedno dziecko, które zostawiała na pastwę demonów przeszłości. Niebo płakało, bo było smutne. Od tamtego dnia - gdy tylko padało - wspomnienie tego dnia i tego dziecka wracało, jakby ulewa, wżynająca się między nieszczelne okna. Gdy padał deszcz - był jego dzień.
"Nie ma ignorancji... jest wiedza...?
...nie jestem Jedi."

Zobaczyła swoich uczniów znacznie dalej, na przeciwległym placyku, pełnym ozdobnej roślinności.
- ...i to jest właśnie to - Shana brzmiała całkiem pewnie, ale głos i tak nieznacznie jej się łamał - ...myślałam nad tym cały czas, ale... nic z tego nie będzie. Ona już postanowiła...
Raphael nie przerywał jej nawet pisknięciem. Raz - nie śmiał. Dwa - nie miał sił, by wydobyć z siebie jakąś składną odpowiedź na cokolwiek. Trzy - nawet, gdyby ją wydobył, nie byłoby to nic więcej jak płaczliwe pojąkiwanie. Wpatrywał się w dziewczynę wielkimi jak spodki od jakiegoś niemego przerażenia oczami, z których jakby niepewne, malutkie krople i strużki łez mieszały się z deszczem na płonących policzkach. Patrzył tak, trochę z dołu - bo siostrzenica Tanoyi była całkiem wysoka, a on w zestawieniu z nią wyglądał jak coś bardzo drobnego i skulonego - i przyjmował do siebie wiadomość: Mistrzyni razem z Shaną opuszczają Zakon na zawsze, już nigdy ich nie zobaczy. Już nigdy nikt nie poprowadzi go za rączkę, nie pokaże co i jak, nie będzie go chronił. Oczywiście, że nie żył w raju - ale to życie i tak było jak raj. Lepsze niż ciemność, z której wyciągnęła go Tanoya Shawkrie, a w której teraz go zostawiała.
- Ja wiem... - zaczęła mówić dalej uczennica Uzdrowicielki - ja naprawdę wiem, wszystko...
Widocznie Raphael chciał coś powiedzieć, ale jedynie jego usta lekko zadrżały w jakimś niemym szepcie.
- ...naprawdę... przykro mi. Ale... będziemy musieli zapomnieć... i żyć. Nie umieraj, jasne? Jeśli zrobisz sobie coś, znajdę cię po "tamtej stronie", i nie wybaczę.
"Będziemy musieli zapomnieć". Proste zdanie. Ale jakikolwiek jego kontekst by nie był - to było niemożliwe. Nie mógł zapomnieć o jedynych dobrych chwilach - jedynym dobrym życiu - bo co by wtedy zostało? Niestety, to nie opowieść o wspaniałych, wielkich Jedi, którzy przeciwności losu pokonują bez mrugnięcia okiem. To przede wszystkim ludzie, dzieci, zagubione istoty, z których szata została w duchu zdarta już po pierwszej śmierci...
- Trzymaj się... pa, mały.
Shana odwróciła się i ruszyła w kierunku stojącej daleko, za pojazdami, Mistrzyni.
Zabawne, "mały" zwrotem wobec rówieśnika. Bardzo zabawna ironia losu.

"Tak, los przeszedł w ironii samego siebie. Cholerny los!
Słabi i dobrzy zawsze dostają największe razy. To my, silni... powinniśmy dźwigać cierpienie, i schodzić na dno, jeśli nie podołamy, ale nie ciągnąć innych za sobą.
Co to za piekielny świat?
Małe i biedne istoty szukają opieki. Wiążą się z innymi przez to bycie pod opieką, nie mówiąc o tym, jak bardzo tego potrzebują.
A teraz, nawet, jeśli już powiedzą - i jeśli cała prawda o tym, co silni i typowi nazywają słabością, wyjdzie z męką ust przyzwyczajonych do milczenia na zewnątrz - to nic się nie zmieni.
Świat będzie miał to gdzieś.
Jesteśmy strażnikami pokoju w Galaktyce.
Ale co, jeśli Galaktyka nie chce tego pokoju?
A co, jeśli o niego walczyłam, gdy go nawet nie było?
Może to tylko iluzja wśród całej bezmyślnej masy kreatur, świń i prymitywów?
Nie wiem. Nie mam siły, by wiedzieć. Już nie, już dość.
Już nie jestem Jedi.

...niech przynajmniej niebo płacze, jeśli świat nie potrafi pocieszyć"


Pojazd ruszył, zostawiając lądowisko bez prawie ani jednej żywej duszy. Tanoya uciekła, zostawiając całe dotychczasowe życie, wierząc, że "wolność" pomoże jej wrócić do świata. Jeśli nie potrafi udźwignąć się z tego, jak zawiodła w byciu Mistrzynią Jedi - i z całego cierpienia, które powinna umieć znosić i uczyć znosić, to chciała zacząć od nowa w inny, zwyczajny do bólu sposób. Uleczyć ranę przez wolność.

"Ale, koniec końców, byliśmy uwięzieni w tej samej klatce... w wolności."
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Skutki śmierci

Postprzez Kaailene Shëno » 17 Paź 2010, o 14:47

Dobrze, zacznijmy od początku. Pierwsza część, przyznam się szczerze, nie poruszyła mnie ani trochę. Może to dlatego, że mam za sobą tyle tego rodzaju powieści, iż kolejna nie zrobiła na mnie najmniejszego znaczenia... Możliwym jest też pewien fakt - sama lubię pisać poruszające do głębi teksty, czerpiąc 'wenę twórczą' z czystych, niczym nie zmąconych bólów własnego życia. Nie wiem, ale to już nie jest ważne. Tak, nie jest, ponieważ z każdym następnym zdaniem drugiego 'odcinka', opowiadanie coraz bardziej mi się podobało. Coraz bardziej wciągało w swój niesamowity klimat, będący także jednym z ulubionych mojej osoby (a któż nie lubi tego wiszącego w powietrzu stanu melanchollii?). Ostatecznie powiem ci, żeś wykonał swoje zadanie i przełamał tą moją barierę dystansu do takich tworów, bo bardzo mi się podoba ;) Szczególnie ostatnia część.
A, jeszcze jedno! Piszesz poprawnie, więc błędy nie niszczyły nastroju tegoż 'fanficka', za co z góry masz wielki plus! :)
Postać główna:
Image
Awatar użytkownika
Kaailene Shëno
New One
 
Posty: 73
Rejestracja: 8 Maj 2010, o 18:04

Re: Skutki śmierci

Postprzez Harvos » 19 Paź 2010, o 22:23

Oh. Dziękuję bardzo bardzo :D Cieszę się, że te opowiadania nie zostały skreślone jako "płaczki emo-Jedi", bo szczerze mówiąc cały czas bałem się, że ten "cykl" może tak być odebrany :D
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь


Wróć do Opowiadania

cron