Content

Opowiadania

Konsekwencje

Image

Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 21 Lip 2010, o 22:08

KONSEKWENCJE


Image

część I



- Chyba już powiedziałam ! Nie życzę sobie obłapywania!
- Hehe..maleeeńka
– wysapał rosły Twi'lek. – Nie podnoś głosu tylko nastawiaj tyłek raz jeszcze. Muszę go bliżej poznać. Klient wasz pan, co nie ?!
Rubaszny śmiech dudnił w głowie młodej kelnerki. Zacisnęła zęby, odwróciła się na pięcie i szybko ruszyła ku zapleczu. Chciała coś powiedzieć temu obleśnemu Twil’ekowi, ale wiedziała, ze jak to zrobi może mieć kłopoty.
Nie pierwszy raz zresztą.

***

Wycieńczająca, cowieczorna walka pomiędzy tym, czy ratować pozostałości honoru i broniąc go, przygadać co poniektórym. Ale to zazwyczaj kończyło się konsekwencjami – klient szedł do właściciela i naskarżył. To jeszcze mogła przeżyć. Gorzej, jak donośnie, tak by wszyscy słyszeli, obraził i wyzwał. To bolało ją najbardziej. Drugim wyjściem było zaciśnięcie zębów, schowanie gdzieś głęboko dumy kobiecej i tłumienie w sobie złości i bezradności. Lecz potem, zatopione gdzieś tam w niej, wylewały niczym kanalizacja ze studzienki. Dosłownie. Ciecz śmierdząca, pod ciśnieniem i niepotrzebna, potrafiąca wywołać mdłości. A potem trzeba było się tego pozbyć, posprzątać.. Przecież nie zasługiwała na taki los. Tak uważała.

A wszystko zaczęło się wcześniej, w roku 16 ABY. Ogólnie zapowiadało się na to, że życie przepchnie tak, jak sobie zaplanowała. A planowała praktycznie wszystko. Mało spontaniczna, jednak wolała, by prewencyjnie wszystko sobie przygotować. Nawet dokonując jakiegokolwiek wyboru brała pod uwagę czarny scenariusz i pozytywne zakończenie sprawy. Zawsze znajdowała rozwiązanie na sytuację, która mogła, choć nie musiała się wydarzyć. Inaczej nie potrafiła.
Pomimo, że była bardzo atrakcyjną dziewczyną nie układało się w związkach. Po części było to spowodowane jej zapałem do nauki i planowanym ułożeniem sobie kolejnych lat życia pod dyktando wykształcenia, a po części jej poczuciem wyższości nad innymi. Nad tymi, którzy w jej mniemaniu byli gorsi, bo mieli słabsze stopnie, albo lekceważące podejście do nauki. No i eliminowała na starcie osoby, które nie spełniały tych podstawowych warunków. Jej pierwszym zauroczeniem był chłopak z jej klasy, którym mogła się zainteresować. Osiągał naprawdę niezłe wyniki i raz podsłuchała jak rozmawiał z synem sławnego doktora, że widzi swoją przyszłość poprzez kształcenie się. „Taki młody, a taki dojrzały” – pomyślała wtedy. A do tego był ładny i tajemniczy. Choć miała tylko 10 lat jej emocjonalizm był na poziomie o wiele wyższym i odnosiła podobne wrażenie w stosunku do tego chłopaka.
Zbliżał się termin testów. Najważniejszy egzamin w jej dotychczasowej nauce skutkujący przyjęciem do średniej szkoły. Wiedziała, ze musi przygotować się do nich o wiele bardziej, aniżeli do tych wcześniejszych. A tu niespodziewanie pojawia się „on” wraz z młodym Reytal’em i…podsuwa jej tematy będące rzekomo na tym właśnie egzaminie! Nie mogła w to uwierzyć. Niestety, ekscytacja i naiwność pozwoliły poprowadzić ją ścieżką, która niebawem miała okazać się dla niej zgubna…

Kilka dni przed jednym z najważniejszych testów, Yarin Lanex, chłopak, w którym podkochiwała się młodzieńczo Xzara, przedstawił pomysł koledze ze swojej klasy, aby przekazać jej błędne tematy na pisemny test podsumowujący wiedzę zdobytą ze wszystkich przedmiotów podczas dotychczasowej nauki. Tą osobą był Nomiri Reytal, syn przyjaciela rodziny Lanex’ów, doktora Grey’a Reytal’a. Zastępca szpitala był bratem jednego z w-ce dyrektorów uczelni i te rodzinne powiązanie miało uwiarygodnić Xzarze wymyślone tematy przygotowane na test. Z początku Nomiri opierał się tłumacząc, iż Xzara się na nich pogniewa, a co gorsza – może mieć potem problemy w szkole poprzez niepełne nieprzygotowanie do egzaminu. Yarin przekonywał młodego Reytal’a, że to tylko niewinny żart i nic złego stać się nie może. O dziwo, pomimo świadomości ewidentnie niedobrego zakończenia tego poważnego uczynku, z którego syn doktora zdawał sobie sprawę, Nomiri uległ namowom kolegi. Xzara, której bardzo zależało na jak najlepszych wynikach tego testu, z ogromną naiwnością i wdzięcznością przyjęła informacje o pewnych tematach. Finał tego wydarzenia nie mógł być inny. Xzara L’Staoni przygotowała się jedynie z treści otrzymanych od kolegów i z trzydziestu pytań udało się odpowiedzieć jedynie na siedem, co skutkowało powtarzaniem całego poprzedniego roku.
Tłumaczenia młodej L’Staoni nie przekonały władz uczelni i krótko po podtrzymaniu decyzji i braku zaliczenia opuściła szeregi uczniów.

***

Rękawy były wręcz przesiąknięte łzami. Poczucie przygnębienia i rozczarowania potęgował deszcz z furią siekający okna, który niemiłosiernie od 5 dni próbował wedrzeć się do jej pokoju.
„Nie mogę w to uwierzyć! Jaka była głupia. Teraz wszystko jest skończone” – wmawiała sobie poprzez płacz. Jej plany runęły. Rodzice były wstrząśnięci – pomimo jej wieku, nad wyraz dojrzała i mądra córka zrobiła takie głupstwo poprzez swoją naiwność i „pójście na łatwiznę”.
Od tej pory między nią, a matką i ojcem coś pękło.

Kolejne miesiące i lata mijały praktycznie na swoistej bezczynności ze strony młodej dziewczyny. Nie dostając się do szkoły średniej, ani z braku zatrudnienia prywatnego nauczyciela przez rodziców, którzy czuli nadal urazę do swojego dziecka, starała sama pochłaniać wiedzę. Mając dostęp do sieci i biblioteki nie było to szczególnie trudne. Potrzebowała tego. Dzięki pasji w postaci nauki rozkwitała niczym rośliny łapczywie wchłaniające wodę. Mozolnie otrząsnęła się z porażki, jak nazywała to wydarzenie sprzed paru lat. Odcisnęło to na niej piętno odludka, cichej, szarej myszki nie mającej w latach dojrzewania zapewnienia wsparcia i miłości ze strony rodziców. Znajomych praktycznie nie miała wcale, jedynie online kilku pasjonatów wiedzy różnego rodzaju.

W dniu jej siedemnastych urodzin rodzice zaskoczyli solenizantkę czymś, czego nie spodziewała się nawet biorąc pod uwagę ich oschłość i odwrócenie się od niej.
Oznajmiając, ze są zawiedzeni jej postawą, brakiem naprawienia tego, co kilka lat temu zrobiła, dali do zrozumienia dziewczynie, że została wyklęta z rodziny. O dziwo nie uroniła ani kropli łzy, podobnie jak rodzice. Ale doświadczona wcześniejszymi przeżyciami postanowiła, zamiast zamykać się w sobie i rozpaczać z tego powodu, podjąć jakieś działanie. Spontanicznie, jak nigdy wcześniej. Nazajutrz spakowała kilka rzeczy i opuściła rodzinny dom. Długo spacerowała, aż zatrzymała się w pubie blisko doków. Koronet miał wiele tego typu miejsc, a to nie wyróżniało się niczym specjalnym. Chciała poznać coś nowego. Przeżyć ekscytację tętniącym życiem miejscem, w którym zbierało się wiele różnej maści osobowości.
Nie spodziewała się, że zagości tam na dłużej.

Na tyle mądra, by wiedzieć, że do przeżycia potrzebne są kredyty przyjęła propozycję pracy jako kelnerka od właściciela kantyny o nazwie „Na skraju drogi”. Choć miała niecałe 18cie lat, wyglądała na starszą i dlatego poczciwy Lorenc ją przyjął. Szczupła, niewysoka brunetka o filigranowej budowie. Piersi i pupa posiadały wręcz idealny kształt i wielkość. Kosmyk krótko obciętych włosów nieznacznie nachodził na prawą część twarzy. Oczy koloru nieba w ciepłe popołudnie były bystre, a jej wzrok powodował w płci przeciwnej (i nie tylko) szybsze krążenie krwi. Nocowała w małym pokoju nad knajpą i po pracy sypiała do popołudnia, a potem oddawała się swojej pasji, która nie przygasła. Wieczorem schodziła na dół, ubierała się w skromny, ale nie obsesyjny strój i pracowała do rana. I tak dzień za dniem, wieczór za wieczorem.

***

Xzara L’Staoni czując jeszcze na swoim ciele obleśne łapska Twi'leka wyszła tylnym wyjściem przez zaplecze. Oddychała głęboko. Czuła się zmęczona po dość ciężkim tygodniu. Opierając się o słup spoglądała na drogę. Pojazdy sunęły po niej gładko świszcząc na wszystkie strony. Zaczął ogarniać ją spokój i już miała wejść powrotem do knajpy, jednak jedna z taksówek przykuła jej uwagę. A dokładniej pasażer. Pojazd zatrzymał się przed innym i w tym momencie Xzara zobaczyła jego twarz. Twarz chłopaka, w którym się zadurzyła, a przede wszystkim, przez którego jej życie uległo diametralnej zmianie. Po krótkiej chwili taksówka ruszyła, a dziewczyna jak zahipnotyzowana stała na zewnątrz patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdował się chłopak. W ułamku sekundy otrząsnęła się z tego szoku, którego kompletnie się nie spodziewała.
„Yarinie Lanex. Daję słowo, że odwdzięczę Ci się za to, co mi zrobiłeś” – obiecała Xzara ruszając w stronę doków.


część II



- Masz tutaj 30 kredytów. To i tak za dużo jak na ten twój Staff Jake– wymamrotał otyły, niewysoki osobnik.
- Ależ Robb…zrzędzisz, jak twoja kobieta, gdy już jej mówię po trzecim razie: dość! – odpowiedział z uśmiechem. – A sami doskonale ty i twoi kompani wiecie, że to najlepszy towar, jaki możesz znaleźć w dokach i okolicach. A teraz spadaj sobie ulżyć, bo już mam dość oglądania tego twojego spasionego bebzuna.
Jego wzrok i ton były stanowcze, jednak klienci Jake’a wiedzieli, że często miewa tego typu żarty. Jego dziwny humor nieraz był nieakceptowany i prowadził do wielu nieporozumień, które potrafiły pozostawić po sobie ślady.
Jakieś trzy lata temu dokonywał transakcji, jak miał to w zwyczaju nazywać, z kilkoma zabrakami. Po kilku minutach przebywania z tymi osobnikami uznał, że jest nudno i postanowił trochę „poluzować” atmosferę. Zażartował, że dorzuci jeszcze coś ekstra jeśli każdy z nich odda mu jeden ze swoich rogów i razem je wytatuują.
Przyzwyczajony do zbywania go dziwną miną lub obelgą za tego typu niestosowne żarty, nie spodziewał się, że właśnie tą sytuację zapamięta na bardzo długo. Blizna pod lewymi żebrami po pchnięciu nożem, nieraz dająca o sobie znać podczas wysiłku fizycznego, była wręcz niespodziewaną pamiątką po reakcji zabraków. Byli szybsi od niego, więc nie miał szans, aby skorzystać z prezentu swojego kuzyna – blastera DL44.
Tłuścioch obrócił się zniesmaczony i chowając pod kurtkę zakup, ruszył w stronę jednej z uliczek. Gdzieś w zakamarku jej mroku dostrzec można było dwa niekształtne cienie…

Jake, któremu wredny uśmieszek zszedł już ze spoconej twarzy, stał nadal w tym samym miejscu. Drapiąc się poniżej pasa myślał, co dziś wieczór jeszcze zrobić. Zarobił całkiem niezłą sumkę, prawie tygodniówkę kogoś legalnie pracującego w dokach, więc mógł pójść się rozerwać. Mógł zabawić się w knajpie „Small Roll” albo zaglądnąć do „Sfery Petery” – w końcu to tam znał najwięcej ludzi. Tam czuł się swobodnie. Ostatnio słyszał o kantynie niedaleko doków o nazwie „Na skraju drogi”, jednak postanowił ją odwiedzić kiedy indziej. Dzisiejszego chłodnego, jak wysłużona stal, wieczoru uznał, że musi coś się wydarzyć w jego powtarzającym się z dnia na dzień, nudnawym już życiu.
Splunął po siebie i chcąc odwrócić się w prawą stroną upadł na ziemię. Coś z impetem uderzyło go w lewy bok. Blisko trzyletnia rana odezwała się, kłując niemiłosiernie. Poczuł nieprzyjemny prąd płynący do góry w stronę ramienia. Nawet gdyby chciał zerwać się na nogi, zwyczajnie nie mógł.
- Co jest do jasnej chole… - odwróciwszy głowę w stronę impetu uderzenia przerwał. To, co zobaczył wręcz natychmiastowo pomogło mu zapomnieć o bólu.
Błękit nieba spoglądał na niego z góry z wyrazem przerażenia i zagubienia. Jake wpatrywał się prosto w oczy młodej dziewczynie i podświadomie opróżnił swoje myśli, pozwalając wlać do swojego wnętrza nieznany lazur. Poczuł lekkie, acz bardzo przyjemne ukłucie w brzuchu.
Młoda kobieta, jakby znieruchomiała na chwilę obserwując reakcję tego, na którego wpadła. Po chwili podniosła się i odchylając kosmyk włosów z twarzy bliżej przyjrzała się chłopakowi. Miał dwadzieścia kilka lat. Czarnoskóry, ubrany raczej niemodnie, ale schludnie. Posiadał naturalne rysy twarzy, a dość głęboko osadzone oczy były przenikliwe i śmiałe. Dopiero po chwili wpatrzenia się w nie zauważyła, że jedno oko ma ciemnoniebieskie, a drugie brązowe.

Jake stanąwszy na równe nogi nie wiedział co powiedzieć. Zawsze wygadany, wręcz wyszczekany, a teraz? Jakby usta w niezgodzie z nim samym zamilkły.
Dziewczyna nerwowo spoglądała za niego i chcąc ponowić swój pościg, została zatrzymana przez nieznajomego.
- Hola, hola panienko. Gdzie uciekasz? Potrąciłaś mnie, stara rana mi się otworzyła, boli jak jasna cholera. Żądam wynagrodzenia w tej kwestii! – szarmancko uśmiechnął się do rozmówczyni. Pomimo pełnego zauroczenia jej osobą, dopiero teraz do niego doszło, jak bezsensownie się odezwał.
Xzara wyrwała się z niezbyt mocnego uścisku Jake’a. Przez te przypadkowe zderzenie nie miała już szans, by dogonić pojazd, za którym biegła. Wściekła na sytuację odezwała się groźnym tonem:
- I co, jesteś z siebie zadowolony?!
- Heh..jeszcze mi nie dałaś ku temu okazji, mała.

W mgnieniu oka chłopakowi na twarzy pozostał ślad prawej, otwartej dłoni. Jake potarł lekko palący policzek i z uśmieszkiem wyrażającym zakłopotanie powiedział stanowczo i miło:
- Eee…to było strasznie głupie. Wiesz, to co powiedziałem. Nie gniewaj się. Proszę
Jego wzrok utkwił w jej spojrzeniu. Xzara nie miała już siły. Wiedziała, że nie zdoła dobiec do miejsca przeznaczenia podróży Yarin’a. Straciła na to szansę. I nadzieję. I to przez głupi przypadek z chłopakiem, który okazuje się być taką samą świnią jak większość klientów z kantyny, w której pracowała.

Wzięła głęboki oddech, poprawiła spódniczkę i z niepohamowaną złością rzekła:
- Należało ci się. Nie dość, że przez Ciebie nie zdążyłam, to jeszcze raczysz mnie tekstami, które porównać można jedynie do rzadkich odchodów banthy.
- Zamilknij, bo coraz bardziej mnie podniecasz
– Jake obrócił całą sytuację w żart.
Nagle zapadła niezręczna cisza. Chłopak oczekiwał na reakcję dziewczyny na jego, jak zwykle niesmaczny żart. Xzara chciała już wybuchnąć i ubliżając z klasą, odejść, jednak wyczuwała w tym chłopaku coś, co ją niezręcznie intrygowało.
- Skrajnie humorystyczna riposta na moją obelgę. Twoja twarz powinna zachować balans w nowej ozdobie, w postaci dłoni na drugim policzku. Nie sądzisz? – zaczepnie spytała dziewczyna.
- Nie, nie sądzę – odezwał się już pewniej chłopak. Wyczuł, ze sytuacja z jej złością została, przynajmniej na jakiś okres czasu, zażegnana. Postanowił kontynuować, jak tylko potrafił. Z jedną różnicą: zrobi to na poziomie. – Myślę, że odpowiednią formą przeprosin z twojej strony, za przygniecenie mnie do tego paskudnie cuchnącego podłoża, będzie ujawnienie swoje imienia, które zapewnie jest równie ekscytujące, jak ty.
- No proszę. Elokwencją i komplementami starasz się zatrzeć obraz czternastoletniego, rozwydrzonego dzieciaka, którego widziałam przed momentem? – przekornie zapytała rozmówcę wyczekując jego reakcji. Nie było żadnej. Jak stał, tak stał i wpatrywał się w nią. – Jestem Xzara – dodała po chwili.
- A to rzadkie imię…ale bardzo oryginalne, a co za tym idzie – ekscytujące! – szybko poprawił się chłopak. – Wiedziałem, że będzie ekscytujące. Mów mi Jake – ze szczerym uśmiechem rzekł chłopak wyciągając rękę do dziewczyny.
Jednak ona odwróciła się, rzuciwszy jedynie zalotny uśmiech w kierunku Jake’a, i ruszyła przed siebie. Chłopak zdębiał. Stał z wyciągniętą ręką jeszcze przez moment i odprowadzał wzrokiem śliczną brunetkę.

Minęło kilkanaście sekund, gdy Jake oprzytomniał .Nie podjął się poznania bliżej tajemniczej kobiety. Sam był zdziwiony tą decyzją. Nie potrafił sobie tego logicznie wytłumaczyć. Zawsze rozmowa z potencjalnymi kandydatkami do nocnych przygód była prowadzona bez wysiłku, jednak z Xzarą było inaczej. To było coś innego. Uderzył pięścią w otwartą dłoń i zmienił zdanie. Odwrócił się z zamiarem pójścia za nią, gdy zauważył coś, czego w sumie mógł się spodziewać w tej okolicy.
Xzara poszła w uliczką, którą wracał tłusty Robb. Nie zauważyła, jak dwa cienie wyrastają z mroku i ruszają ku niej. Brak reakcji na mocny cios w głowę , gwałtownie powalił ją na ziemię. Spod jej krótkich włosów mozolnie tworzyła się coraz to większa, szkarłatna plama.

Jake, sięgając po swój blaster, pobiegł się w stronę ciemnej uliczki.



część III




Z nieukrywanym westchnieniem starszy mężczyzna włączył dzwoniący komunikator:
- Taaa? … A któż by inny? … Tak … Oczywiście … Może być za trzy dni. Myślę, że uda mi się wykonać ten zabieg, byśmy byli wszyscy zadowoleni. Dobra … a ja nie życzę miłego dnia, bo mój był paskudny – tymi słowami lekko zgarbiona postać w kitlu, który kiedyś na pewno był biały, zakończyła rozmowę.
Dan Lewis przysiadł na wysłużonym, ulubionym fotelu i wspomniał, jak jeszcze sześć lat temu mógł spokojnie zapalić papierosa. Na Coruscant, dzięki jednemu z elektronicznych wynalazków szalonego Weighta, rozkoszował się dymem tytoniowym. W specjalnej komorze, która była tak skonstruowana, by napełniać płuca starego nałogowca specyficzną substancją, obniżającą poziom negatywnego wpływu trującego tytoniu na stare i schorowane ciało Lewisa, doktor odpoczywał po ciężkich dniach w klinice. Lecz teraz, drapiące gardło i niepohamowany tik wydymania ust, jak przy zaciąganiu się papierosem, niemiłosiernie go irytowały.
Ale doktor sam sobie jest temu winien.

Oprócz jednego nałogu miał też drugi, bardziej zgubny od tytoniu. Sabak. Okropnie wciągająca gra, która pozbawiała resztki racjonalności Lewisa. Gdy tylko jego uszu dobiegał szelest błądzących na stole manierek czy klepek, stawał się maszyną, która nastawiona jedynie na zwycięstwo, nigdy nie zdobywała się na hamulec i ewentualnie wycofanie się z gry. Bo tak naprawdę Danowi nie chodziło o kredyty, a o sam fakt wygranej. Z początku logika i wyrachowanie, małymi krokami ustępowały miejsca podnieceniu i lekceważeniu. Ten, jakby zapisany i całkowicie zgubnie działający wzór wydarzeń, powtarzał się cały czas i nijak nie można było zatrzymać tego szaleństwa. Inną sprawą jest to, czy Lewis rzeczywiście chciał je powstrzymywać.
Ale przecież gry hazardowe mają w sobie nie tylko jeden niebezpieczny czynnik, jakim jest uzależnienie, ale także kolejny, być może groźniejszy. Kredyty. Nikt nie gra w sabaka bez obstawiania. Bo tak naprawdę ilu znajdzie się graczy w całej Galaktyce, którzy graliby nie dla kredytów, nie dla samej radości z grania, a dla czystej satysfakcji zwycięstwa? Cóż, doktor Lewis był jednym z nich. Żeby móc oddać się swojej chorej pasji zwyciężania musiał wykładać kredyty. Na samym początku nie było z tym problemów: jeden z najbardziej zdolnych chirurgów organicznych w wyższych partiach miasta Coruscant nie musiał się martwić o środki płatnicze. Jednak starszy człowiek nie zauważał jednego, istotnego szczegółu. Nie szło mu za dobrze. Było to raczej spowodowane czystym pechem, aniżeli brakiem umiejętności. Gdy już wszystko szło po jego myśli i wyczuwał, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki, karta zawsze się odwracała. I jego tok myślenia był taki, że skoro był już tak blisko, to zapewne kolejnym razem mu się uda. I tak w kółko, zapętlając się w obsesyjną pasję. Gdy już zaczął wpierw zapożyczać się u przyjaciół, a następnie u podejrzanych osobników narzucających niemały procent zwrotu, nikt nie potrafił go zawrócić z tej drogi. On sam nawet o tym nie myślał.
W końcu stało się.
Pozbawiony, przez kilka naprawdę głupich błędów w trakcie zabiegu, praktyki lekarskiej na swojej rodzimej planecie, stracił źródło finansowania sabaka, jak i spłacania pożyczkodawców. Jedynie dzięki słabości do niego jego asystentki, Dan Lewis zdołał opuścić Coruscant i zawitał na Korelii, notabene, stolicy hazardu. Tam po kilku miesiącach wykonywania różnych zajęć, znalazł swoje małe mieszkanie w dzielnicy doków.

Wspomnienia czasów spędzonych na Coruscant przerwały głośne uderzenie w stare drzwi od jego mieszkania. Powoli wstając ze swojego ulubionego fotela, Lewis ruszył w ich stronę. Nacisnął przycisk i ku jego zdziwieniu zauważył dwie postacie. Czarnoskóry chłopak trzymał na rękach nieprzytomną, śliczną dziewczynę. Jego wzrok i mimika wyrażały przerażenie i zagubienie.
- Pomóż nam…proszę – wysapał chłopak wpatrując się w starca.
Nic nie odpowiadając doktor pomógł obcemu młodzieńcowi wnieść towarzyszkę. Zaprowadził go do niewielkiego pokoju, który okazał się być amatorsko urządzonym gabinetem. Jake omotał wzrokiem salę i nieznacznie uśmiechnął się:
- Jesteś doktorem? Niesamowite. Może uda się ją uratować – jego usta poszerzyły się jeszcze bardziej ukazując białe zęby pokryte nieznacznymi śladami krwi.
- Co .. co się stało? – zająknął się wciąż zaskoczony Lewis.
- To, co musisz teraz wiedzieć doktorku, to jedynie informacja, żebyś zobaczył jej głowę. Kiedy ją znalazłem straciła mnóstwo krwi, wylewającej się z jej głowy – odpowiedział chłopak, coraz pewniejszy i spokojniejszy, pocierając prawe ramię. Dopiero teraz doktor zauważył, że krwawi ono powyżej łokcia. – Zajmij się nią dobrze, a dużo zapłacę – zakończył
Lewis, jakby chwilę rozważał jego propozycję, po czym odpowiedział:
- Od razu się tym zajmę, ale w trakcie oględzin wszystko opowiesz, zrozumiałeś?
- Niech i tak będzie, tylko pospiesz się – przystał na propozycję Jake.
- Połóżmy ją tutaj – wskazał stół po prawej stronie od okna. – Więc? – zaczął myjąc swoje ręce. – Jak to się stało, że ona straciła przytomność i chyba dużo krwi, a ty jesteś ranny w ramię zapewne od strzału z blastera?
Kiedy Jake opowiadał ze szczegółami moment spotkania z Xzarą, doktor obejrzał głowę dziewczyny. Specjalistycznym sprzętem zaczął szperać w miejscu, gdzie zapewne znajdowała się rana, co wzbudziło niepokój chłopaka.
- Na pewno wiesz, co robisz? – zapytał niepewnie Jake. Dopiero teraz sobie uświadomił, że starzec może być chirurgiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ręce trzęsły mu się co jakiś czas, co zapewne było oznaką jego absolutnej starości. Lewis zauważył wzrok chłopaka, spojrzał na niego i powiedział:
- Nie dziw się tak, młodzieńcze. Niektórzy w tym wieku po prostu mają talent. A teraz kontynuuj.
- No więc… Kiedy Xzara pobiegła w stronę jednej z uliczek, spoglądając w tamtą stronę, zauważyłem dwie rosłe postacie czające się jej zakamarku. Tych jaszczuropodobnych kreatur nie można pomylić z żadnym innym ścierwem – mówiąc to, dało się wyczuć obrzydzenie i pogardę w głosie Jake’a. – Wyciągając blaster podbiegłem w tamtą stronę i gdy już byłem blisko, zauważyłem Xzare leżącą na ziemi, podczas gdy ci dwaj Trando z ogromna satysfakcją przyglądali się jej. Jeden z nich pochylił się nad nią i chciał ją dotknąć, ale nie zdążył. Moja ręka była szybsza, niż jego łuskowate kończyny. Padł od razu – satysfakcja w głosie chłopaka wręcz drażniła Lewisa, który mozolnie sprawdzał ranę na głowie dziewczyny. – Niestety, drugi z tych gadów miał blaster w pogotowiu i w ostatniej chwili wykonałem przewrót i jedynie drasnął mnie w ramię. Ponownie wycelowałem i trafiłem drugiego w nogę. Ten zawył z bólu, upadł, wiec zdążyłem do niego doskoczyć i dobić. Spanikowany nie wiedziałem co dalej, więc wziąłem Xzarę na ręce i, pomimo bólu w ramieniu, kilkanaście metrów dalej zobaczyłem jedne z nielicznych palących się świateł. I pieprzone szczęście sprawiło, że trafiłem na ciebie doktorku – zakończył ze szczerą i nieukrywaną radością Jake.
Doktor pokiwał głową na znak, że rozumie, odłożył narzędzia i podszedł do młodzieńca.
- Wszystko będzie porządku, ale naprawdę mocno oberwała. Oczyściłem jej ranę i zaszyłem. Na pewno pozostanie ślad, a gdy się przebudzi, bóle głowy nie ustąpią przez kilka dni. Może też w przyszłości mieć migreny – przerwał na chwilę i spojrzał na ramię Jake’a. - Ty też potrzebujesz opatrzenia. – Chwycił młodzieńca za ramię i lekko ścisnął, aż tamten wysyczał z bólu. – Definitywnie musze powstrzymać krwawienie. Poczekaj. Dam Ci środek znieczulający. Bez niego możesz pobudzić połowę doków.
Doktor odwrócił się i sięgnął do jednej z szuflad i wyjął strzykawkę oraz małą, bladożółtą buteleczkę.
- Zaboli i stracisz czucie w całej ręce, będąc cały czas świadomy...
Po chwili, gdy napełnił płynem igłę, wbił ją w ramie chłopaka, który lekko wzdrygnął się i zacisnął wargi. Po dwóch minutach obraz zaczął mu się nieznacznie zamazywać i nie mógł nic powiedzieć. Wszystko widział jakby w zwolnionym tempie, nie mogąc się ruszyć. Ostatnia rzeczą, jaką dostrzegł przed omdleniem, było to, jak doktor Lewis kilka metrów dalej włączył projektor i zaczął rozmawiać z jakąś postacią, migającą na jasnoniebiesko.

Gdy Jake ocknął się, nie był przygotowany na to, co zobaczył. Cały pseudo gabinet doktora wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado, a sam starzec leżał na podłodze twarzą do ziemi. Nie ruszał się. Bardzo powolnym ruchem głowy, na tyle, ile pozwalał mu obecny stan, spojrzał w stronę stołu, na którym leżała Xzara. To co dostrzegł wyzwoliło w nim chęć zwymiotowania. Cały jej brzuch został rozpruty, stół był całkowicie zalany jej krwią oraz częściami ciała. Jakby ktoś wyrwał jej wnętrzności, pozostawiając niewielkie strzępy wokoło. Chciał krzyknąć, jednak tylko powietrze wydostało się z jego ust.
- Oho. Obudził się. Zobacz jego przerażenie. Biedaczysko – usłyszał kpiący głos dobiegający z wyjścia na korytarz.
Po chwili dwójka mężczyzn podeszła do ciągle niemrawo ruszającego się chłopaka. Nie mógł wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Obolałe mięśnie jedynie pozwalały mu, na bezradne przyglądanie się całej sytuacji.
- To twoja znajoma? Przykro mi stary. W sumie niezła laska, co nie Bax? – odezwał się niższy z nich. Miał krótko obstrzyżone, rude włosy i nosił okulary w cienkich oprawkach. – Pewnie nie masz zielonego pojęcia co się stało? Może to i dobrze…
- Co…co zrobiliście Xzarze? – wydukał Jake.
- My? Absolutnie nic. To ten doktorek-hazardzista. Był nam winien mnóstwo kredytów, więc skontaktował się z naszym szefem, że ma, jak on to powiedział? – zapytał rudzielec drugiego mężczyzny.
- Dodatkową możliwość spłacenia długów – dokończył znudzony kompan.
- No właśnie. Tak powiedział. A że szef zajmuje się nie tylko pożyczkami, to chętnie przystał na jego propozycję. Wiesz, niełatwo teraz o zdrowe, młode organy ludzkie w tych czasach.
Jake’a na dźwięk tych słów całkowicie sparaliżowało. Doktor Lewis okazał się chirurgiem, który zajmuje się pobieraniem żywych organów i sprzedawaniu ich na czarnym rynku. Jednak chłopak nie miał szczęścia trafiając akurat do tych drzwi.
- To niemożliwe – szepnął wyraźnie zdruzgotany. Po jego policzkach popłynęła niewielka łza.
- Nie dziw się tak. Takie czasy. No ale, gdy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że skoro te organy to pierwsza liga, doktorek żądał umorzenia całego długu. Ale nie tego chciał Mr John. Więc już po doktorku. Te organy, które widzisz tutaj – wskazał ręka na trzy mini zamrażarki, które stały koło wielkiej, przewróconej szafy – pokryją straty spowodowane przez Lewisa i pozwolą zarobić dużo kredytów.
- Skurwysyny. Pożałuje… – dwa strzały z blastera przerwały słowa Jake’a.
Ciało chłopaka opadło na podłogę. Kompan rudzielca zapalił papierosa, wyciągnął komunikator i powiedział:
- Szefie. Wszystko załatwione. Wracamy.
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Harvos » 22 Lip 2010, o 12:20

Wyrzucili ją z domu/wydziedziczyli ("na urodziny"!) za ściąganie na egzaminie...? Po przeczytaniu szkoda mi się zrobiło tej dziewczyny... nikt nie zasługuje na takie traktowanie i taki los z takiego błahego powodu.
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 22 Lip 2010, o 12:40

W zamyśle rodzice bardzo byli wymagający w sprawie wykształcenia.
No fakt - ostro ją potraktowali, skoro wywnioskowała, że moze równie dobrze jej nie być...
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Fenn Mereel » 22 Lip 2010, o 13:04

Tylko nie zrób jej krzywdy w tych dokach ;) Szkoda mi jej trochę.
Postacie aktualne:
Rayleigh Silvano - Gwiezdny podróżnik

Poprzednie postacie:
Jac Randall - Hapanin; Starszy Szeregowy w 165 Grupie Do Zadań Specjalnych, Grupa Operacyjna "Mgła" - KIA
Desmond Ivey - Pół-Echani; Uczeń Jedi - zginął podczas bombardowania Coruscant
Fenn Mereel - Mandalorianin; Łowca Nagród, aalor klanu Mereel - ash'amur (poległ)
Krusk Sel'thar - Bothanin; Kapitan Floty Nowej Republiki, Republic Class Star Destroyer "Invincible" - KIA

Aldo Cohl - Mirialanin; Mechanik - zginął zastrzelony przez Imperialnych
Awatar użytkownika
Fenn Mereel
Gracz
 
Posty: 624
Rejestracja: 6 Lut 2010, o 12:59
Miejscowość: Warszawa

Konsekwencje

Postprzez Peter Covell » 26 Lip 2010, o 12:16

Okay, przeczytałem - doczepić się nie ma do czego, co było oczywiście przewidywalne w tym wypadku ;) No, może poza tym, że nie lubię zapisu typu "17tych" zamiast "siedemnastych", ale to już moje osobiste widzimisię.
Mam nadzieję, że pojawi się jakaś kontynuacja, bo ten tekst świetnie się sprawdza w roli wstępu do czegoś dłuższego - mamy przedstawioną postać, jej sytuację i w skrócie historię, która do niej doprowadziła - brakuje jedynie akcji - zawiązana już jest (dziewczyna rusza do doków), ale chyba wszyscy są ciekawi jak to się skończy ;)
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 26 Lip 2010, o 13:27

Peter - poszedłem na łatwiznę z tym 17tych itp. - będe pisał "normalnie" - tak będzie lepiej :) co do akcji - fakt, praktycznie jej tam nie ma, ale pisałem tą historię ze względu na palącą potrzebę...pisania ;) no i taki mały myk, by połączyć tą historię z moją postacią - myślałem, że bedzie ciekawie :lol:
ale nutka zaciekawienia losami Xzary widzę, ze jest - a to już dla mnie malutki sukcesik ;)
pewnie pociągnę jej sprawę dalej :)
dzięki
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 1 Sie 2010, o 00:12

Część druga KONSEKWENCJI w pierwszym poście poniżej pierwszej :)
Zapraszam do lektury oraz, oczywiście, do wyrażania swoich opinii...
Miłego czytania. :)
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Harvos » 1 Sie 2010, o 00:41

Teraz mi szkoda Xzary jeszcze bardziej. Nic tylko wiecznie jakiś wypadek, niepowodzenie, napaść... czy świat SW naprawdę jest taki niebezpieczny?
Sama opowieść bardzo dobra, nawet gdybym chciał i się znał, to nie wiedziałbym, co tutaj wytknąć. Oby tak dalej, liczę na jakieś szczęśliwsze zakończenie kiedyś... Ale najpierw, rzecz jasna - kontynuuj same części opowiadania. Jednego stałego czytelnika już masz ;)
POSTAĆ GŁÓWNA
Image
Awatar użytkownika
Harvos
Gracz
 
Posty: 922
Rejestracja: 12 Paź 2008, o 18:11
Miejscowość: Беларусь

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 1 Sie 2010, o 00:44

Dzięki Harvos - naprawdę..
To mnie tylko zmotywuje do dalszego pisania..
No ta Xzara ma pecha normalnie.. ;) Zobaczymy, co dalej :D
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 7 Lis 2010, o 23:40

Dopisana trzecia i ostatnia część, zamykająca historię.
W pierwszej dodałem trochę historii z KP Yarina, byście nie musieli odnosić się bezpośrednio do niej.

Zapraszam do lektury i oceny / wytykania błędów itp. ;)

p.s. Dzięki Kelan za grafikę.
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Tzim A'Utapau » 8 Lis 2010, o 00:52

Przed przejściem do konkretu, zaznaczę, że nie przepadam za czytaniem opowiadań jako zamkniętych krótkich form pisanych amatorsko, stąd podchodzę do nich surowo. Nawet swoich własnych nie czytam :mrgreen:
Zajrzałem tu z ciekawości i przeczytałem pierwszą część (i tylko do niej póki co się odniosę).
Moje zastrzeżenia mają charakter czysto, że tak powiem/napiszę, sugestywny. Nie chcę ani udawać mentora ani oceniać w innym celu niż zwrócenie uwagi na konkretne zjawiska przy amatorskim pisaniu podobnych prac. I nie jest to żaden łagodzący wstęp do jakiejś ostrej krytyki, bo pierwszy fragment mi się podobał, choć nie trafił w gust dość bym z niecierpliwością sięgnął po drugi (ale tego nie wykluczam). Sam szczerze się raduję, gdy ktoś wytyka mi błędy, ale dziś to robić aż strach przy przeczuleniu na nietykalność i poprawność polityczną ;)
Tak czy inaczej gratuluję pomysłu i chęci, bo od tego się zaczyna drogę sławy. Na sam koniec jeszcze zaznaczę, że patrzę na ten tekst jak na właściwy beletrystyczny, a nie fragment z pbfa czy w ogóle sesji rpg. Jeśli popełniłem błąd odróżniając te dwie sprawy, to mi powiedzcie.

*
Po pierwsze ponoć dobrą manierą jest konsekwentne stosowanie w tekstach liczebników. Jeśli chodzi o prozę rzekomo najlepiej trzymać się zapisu słownego. W przypadku liczebników porządkowych zapis cyfrą w tekście ciągłym wygląda dziwnie, bo wymaga kropki. Na przykład według uzusu wzorcowego w języku polskim napisanie
W dniu jej 17tych urodzin rodzice
powinno wyglądać: W dniu jej 17. urodzin. Końcówki literkowe przy cyfrach to zmora polonistów, czasami przez to nie sypiają :lol:

Inną sprawą jest decydowanie się na jeden rodzaj wyróżnienia w tekście danego fragmentu. Wszyscy na przykład na pbfie popełniamy błąd zapisu (w tym ja), bo z reguły wypowiedzi bohaterów od myślników dodatkowo wzmacniamy boldem albo kursywą. Tak samo tu:
„Yarinie Lanex. Daję słowo, że odwdzięczę Ci się za to, co mi zrobiłeś”

Wystarczy jedno wyróżnienie, a tak naprawdę użycie i kursywy i cudzysłowu jest niepożądane. Ale to, jak wspomniałem, w warunkach zwyczajowych. Być może tu konsekwentnie się trzymałeś "zasad" pbfa.

Co do bardziej fabularnego podejścia, moje odczucie jest takie, że przydałoby się więcej akcji, ale nie rozumianej jako strzelaniny i pościgów, tylko dynamizm w opisach. Opowiadania gatunkowo charakteryzują się właśnie tym, że dominuje w nich właśnie 'opowiadanie' jako element narracji w opozycji do opisu. Historia jest ciekawa, tylko troszeczkę sucha w swej konkretności (utrzymana niemal w stylu historii postaci takich, jakie są składane w ramach podań na tego pbfa)

przekornie zapytała rozmówcę wyczekując jego reakcji. Nie było żadnej. Jak stał, tak stał i wpatrywał się w nią. – Jestem Xzara – dodała po chwili.


To wydaje mi się troszkę poważniejszym zgrzytem. Czytam, czytam, jest nieźle i nagle ten fragment mnie zatrzymał.

*
Mam nadzieję, że choć część z tych uwag ma jakąś wartość i, że pomogą Ci na przyszłość. A poza tym: pisz, pisz, pisz, jak mawia Pilipiuk ;)
Xzara mnie do siebie przekonała, choć chętnie poznałbym ją też w mniej skrajnych dla jej życiorysu i niezwykłych sytuacjach. Przyciąga, tylko nie ma kontrastu pomiędzy jakimś normalnym jej trybem, a wydarzeniami (bądź co bądź z założenia ważnymi) zmieniającym jej rzeczywistość. Sam nie wiem jak to jeszcze inaczej ująć.

Pozdro dla literata.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Konsekwencje

Postprzez Yarin Lanex » 8 Lis 2010, o 11:35

No, no Sate - naprawdę chcesz, by któryś z MG Cię już teraz usmiercił :P :P
A tak serio - dzięki za opinę.
W dniu jej 17. urodzin.

Wcześniej mi Peter wypomniał zapis, w kwestii 17tych urodzin - dupa ze mnie, że znów przegapiłem, poprawienie tego.
„Yarinie Lanex. Daję słowo, że odwdzięczę Ci się za to, co mi zrobiłeś”

Przyznaję rację.

Z tego co zdążyłem zrozumieć, nie przeczytałeś całości? Cóż, zrób to, bo w III części akcja jest storpedowana, nie miało być wzrostu akcji ze zdania, na zdanie, lecz właśnie w takiej formie, jaką sobie wymyśliłem ;) Wiesz, Urojenia amatora ;)
Postać główna:
Image
Postaci poboczne:

ImageImage
Image
__________________________________________________


..najważniejsze jest to, by nigdy nie zawieść samego siebie..
Awatar użytkownika
Yarin Lanex
Gracz
 
Posty: 720
Rejestracja: 2 Lip 2010, o 20:33
Miejscowość: Gdynia

Re: Konsekwencje

Postprzez Tzim A'Utapau » 9 Lis 2010, o 16:52

No, no Sate - naprawdę chcesz, by któryś z MG Cię już teraz usmiercił
Na wszelki wypadek zacząłem pisanie drugiej KP. Serio :D

Cóż, zrób to, bo w III części akcja jest storpedowana, nie miało być wzrostu akcji ze zdania, na zdanie, lecz właśnie w takiej formie, jaką sobie wymyśliłem


Twoje prawo, ale nie o to mi chodziło. Nie zrozumieliśmy się przez mój skrót myślowy. Po przeczytaniu pierwszej części (czyli pewnej zamkniętej całostki kompozycyjnej) brakowało mi dynamizmu narracyjnego, a nie fabularnego. Dobrze jest do tego się zorientować czym w teorii literatury różni się opis od opowiadania (rozumianego jak podstawa narracji a nie gatunek epicki, bo znaczenia tego słowa niestety rzadko są rozróżniane choć to ważna sprawa). Innymi słowy, fabuła byłaby przyjemniejsza w odbiorze przy mniejszej swobodzie piszącego ;)
Dobrym zobrazowaniem jest sięgnięcie to mistrzów krótkiej formy (nadal w obrębie fantastyki): Zajdel z tej samej objętości co "Konsekwencje" zrobiłby dwa albo i pełne trzy opowiadania. Gdybyś próbował dokonać tego samego ze swoją pracą, tekst byłby zbyt statyczny. Oczywiście prawem piszącego jest dobrać sobie własną ilość tekstu, trzeba tylko pamiętać o zasadzie ekonomii słów.

No, ale jak wspomniałem, to odczucia człowieka uczulonego na awangardową swobodę XXI wieku. Nie mam dystansu do tych spraw i czasami jak przeczytam coś neolingwistycznego to potem dwa dni boję się wyjść z pomieszczenia, żeby mnie nic więcej nie skrzywdziło :mrgreen:

Wiesz, Urojenia amatora


A tego nie ocenię, dopóki nie przeczytam całości. Jeśli jest jak twierdzisz, to zdecydowanie dobrze, bo w każdym opowiadaniu akcja powinna się rozwijać wokół danego wątku ;)
Jeszcze tylko coś na zachętę: pisać umiesz, więc to rób.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34


Wróć do Opowiadania

cron