Content

Opowiadania

Ludzie burzy

Image

Ludzie burzy

Postprzez Namredib » 21 Paź 2010, o 15:54

Zewnętrzne Rubieże, planeta Ryloth.

Słońce wyszło zza horyzontu a z nim nastał nowy dzień. Światło słoneczne, usadowione było tak nisko, że cień miał po kilka metrów długości. Widok był piękny, a mieszkańcy tej malowniczej okolicy pewnie podziwiali majestat tego zjawiska.
Jednak tubylczy osadnicy nie byli w dobrych humorach, jako mieszkańcy okupowanej planety wcale nie śmiali się z myśli o nowym dniu, dniu, w którym znów będą zapierdalać jak niewolnicy. Imperium wykorzystywało ich do ciężkich robót, sprzątania wciąż płonących pogorzelisk, które były dobitnym przykładem udręki każdego Twi'leka.
Bramy miasta ponownie otwarły się, garnizon Imperialny powiększył się po buncie małej grupy tubylców. Mimo, że grupa tak była stosunkowo niewielka, zdołała stawić opór najeźdźcy przez kilka dobrych dni. Jednak w końcu wszyscy zostali wybici a entuzjazm innych mieszkańców zgasł. Chwile te były cholernie ciężkie i ich końca nie było widać. Każdy z mieszkańców mieściny, nie widział już żadnej nadziei. Jednak był ktoś, nie Twi'lek, ale Togrutanin. Osobnik tak tajemniczy, że pogłoski mówiły o kilkunastu największych wojownikach Galaktyki, którzy przebierały się za tę samą osobę i podróżowali z planety na planetę, aby wyzwalać okoliczne ludności, spod jarzma Imperium. Jednak w pogłoskach tkwiło najmniej prawdy. A prawdę, o Togrutaninie znało tylko kilka osób. Jednym z nich był Twi'lek, imieniem Omar'phann. Chłopiec z biednej rodziny, która musiała posyłać do pracy dzieci, aby przetrwać.

W takie dni Omar, przestawał rozmyślać, by nie zatonąć w smutku. Dopiero co pogrzebali brata, który był w grupce buntowników. Dla Omara był wszystkim, więc to on zdecydował się zaśpiewać pieśń pożegnalną, której słowa jeszcze tkwiły mu w głowię.


Ryloth, Ryloth ojczyzną mą jest,
Ryloth, Ryloth rzeczą cenną jest,
Myśmy są jej dziećmi,
a Ona naszą Matką!
Matko, Matko ukochana,
Przebacz nam swe grzechy,
Pójdźmy za twą chlubą,
I czyny złote nasze zapamiętaj na długo!
Nie płacz, nie płacz,
Niech twe serce będzie ciepłe,
By nasze dzieci miały Matkę.


Na twarzy chłopca pojawiły się gorzkie, głębokie łzy, które były efektem śmierci bliskiej mu osoby. Nie chcąc ujawniać swej słabości wytarł twarz i nos w rękaw. Smarkając, przypomniał sobie o Togrutaninie, którego kryjówkę znał dobrze. W końcu to Omar go tam zaprowadził.
Rozglądnąwszy się, otwarł drzwi i sprintem pognał za bramę. Był tylko jeden problem. Mianowicie strażnicy go nie wypuszczą, jednak on był nieugięty. Jako dziecko uwielbiał bawić się w kanalizach, które w jego wyobraźni były tunelami pełnymi wrogów. Nie zwlekając wszedł po kryjomu do pierwszego, lepszego włazu. Mimo ciemności szedł instynktownie przed siebie. Co kilkanaście metrów, do tunelu wpadało światło przez kraty, wbrew pozorom nie był to atut, lecz przeszkoda. Jego wzrok nie mógł przyzwyczaić się do ciemności. Mimo tych przeciwności, brnął dalej.
W końcu, jego oczom ukazało się światło, które wpadało przez grotę, służącą za odpływ ścieków. Omar nie byłby zadowolony, gdyby ktoś z miasta, właśnie teraz spuścił wodę.
Wydostawszy się z tunelu, wylądował na zaschłych odchodach, które śmierdziały na kilometr. Jednak nie to było prawdziwym zmartwieniem, bo gdyby zauważył go patrol, to momentalnie byłoby po nim. Chcąc uniknąć takiego losu, zaczął biec najszybciej jak umiał. Na jego szczęście, w porze tej odbywała się zmiana warty, dlatego nie wpadł w ręce Imperium.
W końcu oczom chłopca ukazała się grota, w której skrywał się Togrutanin. Była niewielka, w cieniu masywnego zbocza. W środku był niewielki strumień, z którego korzystali wędrowcy.
Omar zobaczył leżącą szatę, a zaraz obok niej coś, co określał mianem "żelaznej tuby". Togrutanin zaskoczył chłopca. Ubrany był tylko w spodnie i wysokie, skórzane buty. Klatka piersiowa, była doskonale wyrzeźbiona i mimo średniego wieku, jej posiadacza lśniła w blasku słońca.
Togrutanin zamknął oczy i rzekł spokojnym, wręcz obojętnym tonem.
- Twój brat został pochowany?-
Twi'lek zamknął oczy i smutno pokiwał głową. Zaraz po tym uniósł głowę do góry, zmarszczył brwi i zacisnął pięści
- Gdybym mógł, to załatwiłbym ich wszystkich. Dranie! -
Kiedy kopnął mały kamień, Togrutanin otwarł oczy i rzekł równie spokojnie co przedtem
- Nie pozwól aby emocje kierowały twoimi czynami, bo później będziesz żałował tych czynów. A w tym przypadku, stałbyś się takim samym draniem jako oni i nie mógłbyś zmyć krwi z rąk. -
Omar zaprzeczył
- Ale to oni są źli!-
- Młodzieńcze! Świat nie dzieli się na zło i dobro. Dzieli się zaś na poglądy, punkty widzenia i wyznania. Z punktu widzenia Imperium, to oni są dobrym narodem a wy złym. Zaś wy postrzegacie to na odwrót.-
- Czyli to my jesteśmy źli? To głupota!-
- Chyba jesteś za mały, aby to zrozumieć. W ogóle to ile masz lat?-
Omar zawęził usta i chwilę odsapnął od chodzenia w kółko.
- Ja...mam 14.-
Togrutanin uśmiechnął się i sapnął
- Co takiego? Haha...nie wyglądasz nawet na dziesięć. Masz może 8, jeśli nie 7.-
Twi'lek odwrócił wzrok zawstydzony i usiadł na desce, po czym przegarnął leżący popiół.
- Tsyyyy! Gorące!- jęknął
- A teraz posłuchaj! Chciałbym rozmawiać z kimś dorosłym, kimś kto jest już bardzo duży i ma dar przekonywania....-
Omar podniósł głowę i wtrącił
- Może być Ferh'ghaan? Ma coś około dwóch metrów i pracuje w oborach. Czy jest wystarczająco bardzo duży?-
Togrutanin klasnął dłonią w czoło.
- Nie!- podszedł do leżącej bluzy i ubrał ją - Kim jest twój ojciec?-
- Mój? Jest tym, no...zarządza w sklepie z częściami do statków. Ma wielu znajomych.-
- No! To już jest dobry przykład, więc słuchaj uważnie! Upewnij się, że nikt Cię nie widzi i wróć do domu. Kiedy będziesz miał czas, porozmawiaj z ojcem o mnie. Jeśli się zgodzi, to przyprowadź go do mnie i wtedy porozmawiamy. Czy wszystko jasne?-
Omar pokiwał energicznie głową
- No to możesz już iść! Spotykamy się jutro.-
Image
Awatar użytkownika
Namredib
Gracz
 
Posty: 279
Rejestracja: 23 Maj 2010, o 11:10
Miejscowość: Gostyń

Re: Ludzie burzy

Postprzez Dagos Bardok » 26 Paź 2010, o 15:26

Fabuła pisana trochę chaotycznie, ale da się ogarnąć. Jedynym mankamentem, który mnie zniechęcił są dialogi. Nie treść, ale sposób ich pisania do mnie nie przemawia. Zobaczymy co będzie dalej.
Awatar użytkownika
Dagos Bardok
 
Posty: 1017
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 18:42

Re: Ludzie burzy

Postprzez Peter Covell » 13 Lis 2010, o 02:12

Zwróć szczególną uwagę na przecinki, bo z interpunkcją słabo. Żeby daleko nie szukać - drugie zdanie: pierwszy przecinek jest zupełnie niepotrzebny. Nie zrozum pytania jako złośliwości, bo nie taki jest zamiar, ale na podstawie jakiej reguły go tam umieściłeś?

Chaosu nie ma, natomiast widać nieco nieporadności przy składaniu zdań, co nieco wytrąca z rytmu czytania, ale na szczęście nie zniechęca do niego. Moim zdaniem jest to dobra podstawa do pracy nad stylem i nabierania wprawy, więc w żadnym wypadku nie przestawaj pisać. Całkiem umiejętnie wychodzisz z sytuacji, gdy trzeba coś czytelnikowi wyjaśnić: zamiast tworzyć zawiłe zdania, które bez odpowiedniej interpunkcji, byłyby zupełnie niezrozumiałe, tworzysz krótsze sięgając po "koło ratunkowe" jednego podmiotu. Jednocześnie jednak nie przypomina to wszystko telegrafu, co się chwali. Tak czy inaczej, nie bój się zdań złożonych :mrgreen:

Żeby moje słowa nie były bez podparcia, trzy przykłady:

Światło słoneczne, usadowione było tak nisko, że cień miał po kilka metrów długości.

Światło samo w sobie nisko nie było "usadowione" (w dodatku nie jest to najlepsze ze słów, jakie można było wybrać), zaś zwrot, że "cień miał po kilka metrów długości" nie bardzo trzyma się kupy. Cień mógł mieć kilka metrów długości lub też cienie mogły mieć po kilka metrów - żadnych miksów tych dwóch opcji. Jak zatem, moim zdaniem, mógłby brzmieć początek?
Na Ryloth nastał nowy dzień, którego początek obwieściło wyłaniające się zza horyzontu słońce. Zawieszone na niebie nisko nad ziemią, rzucało długie, kilkumetrowe cienie, co stanowiło widok zarazem piękny i majestatyczny.
Jeśli przeczyta to Kai, Kelan albo Yarin pewnie i tak mnie poprawią, więc niespecjalnie się do mojej wersji przywiązuj ;)

Jednak tubylczy osadnicy nie byli w dobrych humorach, jako mieszkańcy okupowanej planety wcale nie śmiali się z myśli o nowym dniu, dniu, w którym znów będą zapierdalać jak niewolnicy.

Przekleństwa w prozie IMO dają się znieść jedynie w dialogach oraz narracji mającej wyraźne cechy punktu widzenia jednego z bohaterów. Neutralny, wszechwiedzący narrator nie powinien używać słowa "zapierdalać", lecz "harować" czy "pracować". Co innego, gdy przez jakiś czas piszesz o przygodach np. kobiety panicznie bojącej się robaków - "schodząc do jaskini spostrzegła, że jej dno pokryte jest wijącymi się, obślizgłymi robalami. Cholerne bezkręgowce były dosłownie wszędzie". Co prawda nie wiem czy wije, stonogi, dżdżownice i im podobne diabelstwa to bezkręgowce, strunowce czy jeszcze co innego, ale to nie jest akurat najważniejsze w tym momencie ;)
Chcesz używać przekleństw - poczytaj np. Kinga i zobacz w jaki sposób on wplata je w tekst. W tej kwestii dość klasycznym przykładem byłby też Sapkowski, który słynie z mocnego, wulgarnego języka - choć przekleństwa idą tam w tysiące, ich użycie jest, co by nie mówić, uzasadnione.

Jednak nie to było prawdziwym zmartwieniem, bo gdyby zauważył go patrol, to momentalnie byłoby po nim.

"Nie było to jednak jego największym zmartwieniem, gdyż o wiele bardziej bał się ryzyka spotkania patrolu, który natychmiast by go zabił".
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem


Wróć do Opowiadania

cron