Słońce wyszło zza horyzontu a z nim nastał nowy dzień. Światło słoneczne, usadowione było tak nisko, że cień miał po kilka metrów długości. Widok był piękny, a mieszkańcy tej malowniczej okolicy pewnie podziwiali majestat tego zjawiska.
Jednak tubylczy osadnicy nie byli w dobrych humorach, jako mieszkańcy okupowanej planety wcale nie śmiali się z myśli o nowym dniu, dniu, w którym znów będą zapierdalać jak niewolnicy. Imperium wykorzystywało ich do ciężkich robót, sprzątania wciąż płonących pogorzelisk, które były dobitnym przykładem udręki każdego Twi'leka.
Bramy miasta ponownie otwarły się, garnizon Imperialny powiększył się po buncie małej grupy tubylców. Mimo, że grupa tak była stosunkowo niewielka, zdołała stawić opór najeźdźcy przez kilka dobrych dni. Jednak w końcu wszyscy zostali wybici a entuzjazm innych mieszkańców zgasł. Chwile te były cholernie ciężkie i ich końca nie było widać. Każdy z mieszkańców mieściny, nie widział już żadnej nadziei. Jednak był ktoś, nie Twi'lek, ale Togrutanin. Osobnik tak tajemniczy, że pogłoski mówiły o kilkunastu największych wojownikach Galaktyki, którzy przebierały się za tę samą osobę i podróżowali z planety na planetę, aby wyzwalać okoliczne ludności, spod jarzma Imperium. Jednak w pogłoskach tkwiło najmniej prawdy. A prawdę, o Togrutaninie znało tylko kilka osób. Jednym z nich był Twi'lek, imieniem Omar'phann. Chłopiec z biednej rodziny, która musiała posyłać do pracy dzieci, aby przetrwać.
W takie dni Omar, przestawał rozmyślać, by nie zatonąć w smutku. Dopiero co pogrzebali brata, który był w grupce buntowników. Dla Omara był wszystkim, więc to on zdecydował się zaśpiewać pieśń pożegnalną, której słowa jeszcze tkwiły mu w głowię.
Jednak tubylczy osadnicy nie byli w dobrych humorach, jako mieszkańcy okupowanej planety wcale nie śmiali się z myśli o nowym dniu, dniu, w którym znów będą zapierdalać jak niewolnicy. Imperium wykorzystywało ich do ciężkich robót, sprzątania wciąż płonących pogorzelisk, które były dobitnym przykładem udręki każdego Twi'leka.
Bramy miasta ponownie otwarły się, garnizon Imperialny powiększył się po buncie małej grupy tubylców. Mimo, że grupa tak była stosunkowo niewielka, zdołała stawić opór najeźdźcy przez kilka dobrych dni. Jednak w końcu wszyscy zostali wybici a entuzjazm innych mieszkańców zgasł. Chwile te były cholernie ciężkie i ich końca nie było widać. Każdy z mieszkańców mieściny, nie widział już żadnej nadziei. Jednak był ktoś, nie Twi'lek, ale Togrutanin. Osobnik tak tajemniczy, że pogłoski mówiły o kilkunastu największych wojownikach Galaktyki, którzy przebierały się za tę samą osobę i podróżowali z planety na planetę, aby wyzwalać okoliczne ludności, spod jarzma Imperium. Jednak w pogłoskach tkwiło najmniej prawdy. A prawdę, o Togrutaninie znało tylko kilka osób. Jednym z nich był Twi'lek, imieniem Omar'phann. Chłopiec z biednej rodziny, która musiała posyłać do pracy dzieci, aby przetrwać.
W takie dni Omar, przestawał rozmyślać, by nie zatonąć w smutku. Dopiero co pogrzebali brata, który był w grupce buntowników. Dla Omara był wszystkim, więc to on zdecydował się zaśpiewać pieśń pożegnalną, której słowa jeszcze tkwiły mu w głowię.
Ryloth, Ryloth ojczyzną mą jest,
Ryloth, Ryloth rzeczą cenną jest,
Myśmy są jej dziećmi,
a Ona naszą Matką!
Matko, Matko ukochana,
Przebacz nam swe grzechy,
Pójdźmy za twą chlubą,
I czyny złote nasze zapamiętaj na długo!
Nie płacz, nie płacz,
Niech twe serce będzie ciepłe,
By nasze dzieci miały Matkę.
Ryloth, Ryloth rzeczą cenną jest,
Myśmy są jej dziećmi,
a Ona naszą Matką!
Matko, Matko ukochana,
Przebacz nam swe grzechy,
Pójdźmy za twą chlubą,
I czyny złote nasze zapamiętaj na długo!
Nie płacz, nie płacz,
Niech twe serce będzie ciepłe,
By nasze dzieci miały Matkę.
Na twarzy chłopca pojawiły się gorzkie, głębokie łzy, które były efektem śmierci bliskiej mu osoby. Nie chcąc ujawniać swej słabości wytarł twarz i nos w rękaw. Smarkając, przypomniał sobie o Togrutaninie, którego kryjówkę znał dobrze. W końcu to Omar go tam zaprowadził.
Rozglądnąwszy się, otwarł drzwi i sprintem pognał za bramę. Był tylko jeden problem. Mianowicie strażnicy go nie wypuszczą, jednak on był nieugięty. Jako dziecko uwielbiał bawić się w kanalizach, które w jego wyobraźni były tunelami pełnymi wrogów. Nie zwlekając wszedł po kryjomu do pierwszego, lepszego włazu. Mimo ciemności szedł instynktownie przed siebie. Co kilkanaście metrów, do tunelu wpadało światło przez kraty, wbrew pozorom nie był to atut, lecz przeszkoda. Jego wzrok nie mógł przyzwyczaić się do ciemności. Mimo tych przeciwności, brnął dalej.
W końcu, jego oczom ukazało się światło, które wpadało przez grotę, służącą za odpływ ścieków. Omar nie byłby zadowolony, gdyby ktoś z miasta, właśnie teraz spuścił wodę.
Wydostawszy się z tunelu, wylądował na zaschłych odchodach, które śmierdziały na kilometr. Jednak nie to było prawdziwym zmartwieniem, bo gdyby zauważył go patrol, to momentalnie byłoby po nim. Chcąc uniknąć takiego losu, zaczął biec najszybciej jak umiał. Na jego szczęście, w porze tej odbywała się zmiana warty, dlatego nie wpadł w ręce Imperium.
W końcu oczom chłopca ukazała się grota, w której skrywał się Togrutanin. Była niewielka, w cieniu masywnego zbocza. W środku był niewielki strumień, z którego korzystali wędrowcy.
Omar zobaczył leżącą szatę, a zaraz obok niej coś, co określał mianem "żelaznej tuby". Togrutanin zaskoczył chłopca. Ubrany był tylko w spodnie i wysokie, skórzane buty. Klatka piersiowa, była doskonale wyrzeźbiona i mimo średniego wieku, jej posiadacza lśniła w blasku słońca.
Togrutanin zamknął oczy i rzekł spokojnym, wręcz obojętnym tonem.
- Twój brat został pochowany?-
Twi'lek zamknął oczy i smutno pokiwał głową. Zaraz po tym uniósł głowę do góry, zmarszczył brwi i zacisnął pięści
- Gdybym mógł, to załatwiłbym ich wszystkich. Dranie! -
Kiedy kopnął mały kamień, Togrutanin otwarł oczy i rzekł równie spokojnie co przedtem
- Nie pozwól aby emocje kierowały twoimi czynami, bo później będziesz żałował tych czynów. A w tym przypadku, stałbyś się takim samym draniem jako oni i nie mógłbyś zmyć krwi z rąk. -
Omar zaprzeczył
- Ale to oni są źli!-
- Młodzieńcze! Świat nie dzieli się na zło i dobro. Dzieli się zaś na poglądy, punkty widzenia i wyznania. Z punktu widzenia Imperium, to oni są dobrym narodem a wy złym. Zaś wy postrzegacie to na odwrót.-
- Czyli to my jesteśmy źli? To głupota!-
- Chyba jesteś za mały, aby to zrozumieć. W ogóle to ile masz lat?-
Omar zawęził usta i chwilę odsapnął od chodzenia w kółko.
- Ja...mam 14.-
Togrutanin uśmiechnął się i sapnął
- Co takiego? Haha...nie wyglądasz nawet na dziesięć. Masz może 8, jeśli nie 7.-
Twi'lek odwrócił wzrok zawstydzony i usiadł na desce, po czym przegarnął leżący popiół.
- Tsyyyy! Gorące!- jęknął
- A teraz posłuchaj! Chciałbym rozmawiać z kimś dorosłym, kimś kto jest już bardzo duży i ma dar przekonywania....-
Omar podniósł głowę i wtrącił
- Może być Ferh'ghaan? Ma coś około dwóch metrów i pracuje w oborach. Czy jest wystarczająco bardzo duży?-
Togrutanin klasnął dłonią w czoło.
- Nie!- podszedł do leżącej bluzy i ubrał ją - Kim jest twój ojciec?-
- Mój? Jest tym, no...zarządza w sklepie z częściami do statków. Ma wielu znajomych.-
- No! To już jest dobry przykład, więc słuchaj uważnie! Upewnij się, że nikt Cię nie widzi i wróć do domu. Kiedy będziesz miał czas, porozmawiaj z ojcem o mnie. Jeśli się zgodzi, to przyprowadź go do mnie i wtedy porozmawiamy. Czy wszystko jasne?-
Omar pokiwał energicznie głową
- No to możesz już iść! Spotykamy się jutro.-
Rozglądnąwszy się, otwarł drzwi i sprintem pognał za bramę. Był tylko jeden problem. Mianowicie strażnicy go nie wypuszczą, jednak on był nieugięty. Jako dziecko uwielbiał bawić się w kanalizach, które w jego wyobraźni były tunelami pełnymi wrogów. Nie zwlekając wszedł po kryjomu do pierwszego, lepszego włazu. Mimo ciemności szedł instynktownie przed siebie. Co kilkanaście metrów, do tunelu wpadało światło przez kraty, wbrew pozorom nie był to atut, lecz przeszkoda. Jego wzrok nie mógł przyzwyczaić się do ciemności. Mimo tych przeciwności, brnął dalej.
W końcu, jego oczom ukazało się światło, które wpadało przez grotę, służącą za odpływ ścieków. Omar nie byłby zadowolony, gdyby ktoś z miasta, właśnie teraz spuścił wodę.
Wydostawszy się z tunelu, wylądował na zaschłych odchodach, które śmierdziały na kilometr. Jednak nie to było prawdziwym zmartwieniem, bo gdyby zauważył go patrol, to momentalnie byłoby po nim. Chcąc uniknąć takiego losu, zaczął biec najszybciej jak umiał. Na jego szczęście, w porze tej odbywała się zmiana warty, dlatego nie wpadł w ręce Imperium.
W końcu oczom chłopca ukazała się grota, w której skrywał się Togrutanin. Była niewielka, w cieniu masywnego zbocza. W środku był niewielki strumień, z którego korzystali wędrowcy.
Omar zobaczył leżącą szatę, a zaraz obok niej coś, co określał mianem "żelaznej tuby". Togrutanin zaskoczył chłopca. Ubrany był tylko w spodnie i wysokie, skórzane buty. Klatka piersiowa, była doskonale wyrzeźbiona i mimo średniego wieku, jej posiadacza lśniła w blasku słońca.
Togrutanin zamknął oczy i rzekł spokojnym, wręcz obojętnym tonem.
- Twój brat został pochowany?-
Twi'lek zamknął oczy i smutno pokiwał głową. Zaraz po tym uniósł głowę do góry, zmarszczył brwi i zacisnął pięści
- Gdybym mógł, to załatwiłbym ich wszystkich. Dranie! -
Kiedy kopnął mały kamień, Togrutanin otwarł oczy i rzekł równie spokojnie co przedtem
- Nie pozwól aby emocje kierowały twoimi czynami, bo później będziesz żałował tych czynów. A w tym przypadku, stałbyś się takim samym draniem jako oni i nie mógłbyś zmyć krwi z rąk. -
Omar zaprzeczył
- Ale to oni są źli!-
- Młodzieńcze! Świat nie dzieli się na zło i dobro. Dzieli się zaś na poglądy, punkty widzenia i wyznania. Z punktu widzenia Imperium, to oni są dobrym narodem a wy złym. Zaś wy postrzegacie to na odwrót.-
- Czyli to my jesteśmy źli? To głupota!-
- Chyba jesteś za mały, aby to zrozumieć. W ogóle to ile masz lat?-
Omar zawęził usta i chwilę odsapnął od chodzenia w kółko.
- Ja...mam 14.-
Togrutanin uśmiechnął się i sapnął
- Co takiego? Haha...nie wyglądasz nawet na dziesięć. Masz może 8, jeśli nie 7.-
Twi'lek odwrócił wzrok zawstydzony i usiadł na desce, po czym przegarnął leżący popiół.
- Tsyyyy! Gorące!- jęknął
- A teraz posłuchaj! Chciałbym rozmawiać z kimś dorosłym, kimś kto jest już bardzo duży i ma dar przekonywania....-
Omar podniósł głowę i wtrącił
- Może być Ferh'ghaan? Ma coś około dwóch metrów i pracuje w oborach. Czy jest wystarczająco bardzo duży?-
Togrutanin klasnął dłonią w czoło.
- Nie!- podszedł do leżącej bluzy i ubrał ją - Kim jest twój ojciec?-
- Mój? Jest tym, no...zarządza w sklepie z częściami do statków. Ma wielu znajomych.-
- No! To już jest dobry przykład, więc słuchaj uważnie! Upewnij się, że nikt Cię nie widzi i wróć do domu. Kiedy będziesz miał czas, porozmawiaj z ojcem o mnie. Jeśli się zgodzi, to przyprowadź go do mnie i wtedy porozmawiamy. Czy wszystko jasne?-
Omar pokiwał energicznie głową
- No to możesz już iść! Spotykamy się jutro.-