2.Rasa: Człowiek/Mandalorianin
3.Profesja: Łowca nagród/pilot
4.Data urodzenia: 43 ABY Wayland
5.Usposobienie: Walka to jego żywioł, choć nie jest żądnym krwi bersekerem. Kieruje się w niej honorem, zawsze szanuje i nie lekceważy swojego wroga. Nie każdy zasługuje na jego litość, choć stara się działać według zasad moralnych. Nieubłagany dla osobników nieokazujących szacunku jego rodzinie, tacy przeważnie nie zdążyli dokończyć zdania. Ma lekkiego hopla na punkcie swojego honoru. Choć sprawia wrażenie ufnego, ufa wyłącznie sobie. Może śmiać się z twoich żartów, wypić z tobą drinka czy dwa, mając cały czas na oku czy, aby twój blaster nie wysuwa się z kabury, a nóż nie jest zbyt chętny by wyskoczyć. Nie przepada za ludźmi wynoszących się ponad to, co udało się im dokonać.
6.Wygląd: 1.90 metra wzrostu przy 85 kilogramach. Krótkie, czarne włosy z prawie zawsze postawioną grzywką, brązowe oczy. Lekko przecięta brew po jednym z przykrych incydentów.
Matthew często zdejmuje swój hełm, uważając że twarz ma po to, by ją pokazywać, przy okazji chełpiąc się bliznami, które uważa za równe medalom, choć nie dorobił się ich jeszcze za wiele. Ponadto jest dobrze zbudowanym mężczyzną.
Nosi Beskar’gam o kolorach: czarny (kirys, dzwon hełmu, rękawice) oraz pomarańczowy(obwódka hełmu, karwasze).
7.Umiejętności: Wprawny użytkownik blasterów, preferujący broń krótką, a gdy chwile tego wymagają posługuje się karabinami wyborowymi, lecz nie uznaje ich za swój ulubiony rodzaj broni. Ponadto walczy wręcz używając pięści i wyuczonych chwytów, w chwilach zagrożenia ratując się nożem. Pilot, obsługujący patrolowce i lekkie frachtowce, często zajmujący się majsterkowaniem przy swoim statku. Posługuje się basiciem równie dobrze jak mową ojczystą, po licznych odwiedzinach i zleceniach w sektorze Hutt’ów opanował ich mowę wystarczająco, aby się z nimi porozumieć.
8.Ekwipunek:
- cyfronotes
- blaster DL-44
- A280 blaster rifle
- mandaloriański Beskar’gam wykonany z durastali
- wibroostrze
9.Posiadany majątek/dobytek:
- 1000 kredytów – efekt skrupulatnego oszczędzania i sporych kosztów napraw „Marudera”.
Statek:
Maruder
Informacje ogólne
Właściciel : Matthew Skirata
Producent : Kuat Systems Engineering
Model : Firespray klasy 31
Klasa : Patrolowiec
Orientacyjna cena : 55 000cr
Opis : Statek został zakupiony za pieniądze otrzymane z zlecenia najemników, których celem było zarekwirowanie poprzedniego myśliwca Matthew’a za długi ostatniego właściciela pojazdu. Do reszty puli dołożyły się kredyty z wykonywanych zadań Skiraty. Maruder towarzyszył Manda’o od 20 roku życia. Od tamtego czasu był cały czas konserwowany po każdej z bojowych misji. Wiele razy doznawał uszkodzeń z pomocą piratów, łowców nagród jak i marynarki Imperium. Matthew przyzwyczaił się do podróży tym właśnie statkiem i z trudem przychodzi mu przemieszczanie się innym rodzajem transportów kosmicznych.
Informacje techniczne
Wielkość : Długość: 21,5m, wysokość: 21,3m, szerokość: 7,8m.
Napęd : Napęd jonowy F-42 drive engines(rozwój technologiczny)
Prędkość w atmosferze : 1000km/h
Hipernapęd (zapasowy) : 2(15)
Załoga (minimalna) 1
Pasażerowie: 4
Ładowność : 40t
Uzbrojenie i osłony :
- 2 działka blasterowe
- 1 wyrzutnia torped
-Novaldex DT9-0 (180 SBD) (rozwój)
Informacje dodatkowe :
Stan techniczny : W pełni sprawny
Kody identyfikacyjne : Legalny
Modyfikacje i moduły dodatkowe : Wymienione wyżej modyfikacje uzbrojenia, tarcz i ładowności.
10.Historia:
Urodził się na Wayland (przynajmniej tak uważa jego ojciec), w 43 ABY. Nie pamięta swojego dzieciństwa, wie jedynie tyle, ile wyciągnął z opowieści swojego opiekuna. Utrzymywał on, że jego biologiczny ojciec był inżynierem w okolicznych stoczniach. Mandalorianin Mork, który go adoptował ok. 50 ABY, był świetnym lecz też bardzo wymagającym wojownikiem. Przeniósł przybranego syna na jego nowy domu – Mandalore. Matthew od samego początku dostawał trudną szkołę od swojego rodzica. Gdy nadszedł czas na szkolenia, dzień zawsze kończył ze zdrętwiałym od zmęczenia ciałem i obolałymi mięśniami. Za najdrobniejsze przewinienia ojciec stosował surowe kary: całodzienne biegi aż do opadnięcia z sił, czy przymus stania na drewnianym balu przez kilka dni. Jego matka wiele razy starała się uprosić u męża łaskę, lecz jedyny efekt, jaki to przynosiło to zmoknięty i zmarznięty syn za oknem domu, starający się utrzymać na kołku w czasie rzęsistych ulew. Matthew zaczął nienawidzić swojego ojca. W pewnym momencie życia zaczął przypisywać mu każde swoje niepowodzenie, porażkę czy koszmar. To jednak motywowało go, do kontynuowania morderczego treningu, gdyż chciał pokazać, że to go nie złamie. Sytuacja nie zmieniała się przez długi czas. Od 10 roku życia zaczął również swój trening w posługiwaniu się bronią. Ciężkie i krótkie blastery, noże czy Bes’kad zastępowały mu dziecinne zabawki. Wiele razy zastanawiał się czy nie użyć broni przeciwko ojcowi. Coś jednak mu na to nie pozwalało.
Gdy młody wojownik osiągnął 12 lat, wszystkich poruszyła wiadomość o zjednoczeniu mandaloriańskich klanów i o nowym Mandalorze. Wielu ruszyło, aby dołączyć do formujących się wojsk Mando’a. Matthew nie osiągnął jednak pełnoletności by wziąć udział w ekspansji Mandalorian, do tego Mork stwierdził, że nie przeszedł jeszcze odpowiedniego przeszkolenia. Ojciec został zmuszony do pozostania w domu przez poważne rany odniesione podczas jednego ze zleceń. Do końca życia żałował, że nie mógł polec razem ze swymi braćmi.
Podczas powrotu do domu po ciężkim treningu ośmielił się zajrzeć do pokoju ojca, gdzie ujżał pewną skrytkę, o której istnieniu wcześniej nie miał pojęcia. Mork najwidoczniej zapomniał domknąć szafę, gdy opuszaczał pokój. Matthew zbliżył się i otworzył drzwi szafki. Ujrzał wtedy szarawą skrzynkę. Wrodzona ciekawość kazała mu od razu do nie zajrzeć. W środku znalazł wiele ciekawych przedmiotów, miedzy innymi pazury jakiegoś stwora, przedziurawiony hełm i tajemniczy, podłóżny przedmiot, przypominający rączkę Bes'kadu. Matthew naturalnie zainteresował się tym ostatnim. Wcisnął przycisk znajdujący się na rączce. Widok zaparł mu dech w piersiach, gdyż ujrzał niebieski promień wysuwający się z rękojeści. Przypomniały mu się opowieści o niejakich Jedi i wojownikach Sith'ów posługujących się taką bronią. Nagle coś runęło na jego prawe ramię i odrzuciło go w tył. Ojciec złapał za miecz, wyłączył go i wsunął do szafy.
- Co ty tu robisz !?- huknął Mork – Jak śmiesz!
- Ojcze ja… ja..ty..tylko, on po prostu jest piękny – odparł jąkając się chłopiec.
- Zamilcz! – wojownik nie ustępował. Jednak zastanowił się chwilę i spuścił z tonu – Czy wiesz, co to jest?
- Miecz Jedi – stwierdził Matthew.
Mork stał jeszcze chwilę nad chłopcem i uśmiechnął się po chwili, co dla chłopaka było rzadkim widokiem.
- Owszem, jeśli oceniać po kolorze. Czuję jednak, że nie wiesz za wiele o tych wojownikach.
Ojciec siadł przy synu i zaczął opowiadać mu Jedi, Sithach i innych korzystających z mocy. Wyjawił mu, że wszystkich tych rzeczy również dowiedział się od swojego opiekuna. Opowieść zmieniła również swój bieg sposób uzyskania broni przez dziadka Morka, potem już na przygody całej jego rodziny. Matthew wydawał się być nią zafascynowany.
- No to by było na tyle – skończył rodzic – a teraz pójdziesz przywitać się z palem i nie próbuj nigdy więcej zakradać się do mojej szafy! – wszystko zdawało się wrócić do normalności.
Chłopak po raz kolejny przystąpił do odbywania kary na drewnianym kołku. Teraz jednak wrogość do ojca zaczęło zastępować coś innego – szacunek. Od tej pory młodzieniec starał się ćwiczyć jeszcze bardziej intensywnie. Rozpoczął również trening pilotażu. Ojciec z czasem pozwalał mu kierować swoim Dunelizardem. Zawsze podczas lotu fascynował go świat pod stopami. Latał także dla rozrywki, gdyż zawsze uważał to za ciekawe zajęcie. Gdy razem z Morkiem odwiedzał jego znajomych, zawsze prosił o lot ich maszynami, choć niewielu się zgadzało. W wolnym czasie młody pilot lubił również majsterkować przy statku, często bez zgody rodziców. W końcu Mando’a po latach treningów fizycznych spostrzegł, że wcześniejsze kary ojca robią na nim coraz mniejsze wrażenie. Codzienne biegi, z krótkimi postojami kończył o czasie, a pal nie był tym jego dawnym miejscem tortur. Treningi jednak dalej potrafił dać w kość. Kilkugodzinne biegi w całym opancerzeniu, omijanie przeszkód ustawianych przez opiekuna, miejsca, w których musiał stoczyć z nim walkę na pięści, następnie kolejne kilometry i tarcze, w które miał trafić po wykonaniu półobrotu, przewrotów i skoków. Wystarczyło tylko jedno słowo „Błąd!”, aby rozpocząć cały maraton od nowa, nieważne czy to deszcz, śnieg, trzęsienie ziemi czy inne globalne kataklizmy. Ojciec też zadbał o umysłowe nauczanie. Gdy mięśnie odmawiały posłuszeństwa Matthew ćwiczył umysł. Gdy okazał się chłonnym wiedzę uczniem, ciekawym historii, otrzymał od ojca medalion ze znakiem Mandalorian – czaszką Mythozaura.
W dzień swych 13 urodzin otrzymał od rodzica to, czego najbardziej do tej pory marzył – beskar’gam. Cały dzień po jego otrzymaniu spędził na jego doglądaniu i czyszczeniu. Po tym ojciec często zabierał go ze sobą na polowania, również na ludzką zwierzynę.
Jako szesnastoletni chłopak był świadkiem zagłady własnego domu. Wydarzenie to dokładnie wyryło ślad w jego pamięć. Razem z rodziną musiał opuścić planetę i udać się na Wayland, do jego poprzedniego życia. Od tego czasu ojciec całkowicie oddał się szkoleniu młodego wojownika. Uznał, że po klęsce Mandalorian tylko wyszkolenie następcy trzyma go jeszcze na tym świecie. Stracił chęć na wykonywanie kolejnych zleceń.
W wieku 17 lat w wolnym czasie odwiedzał pobliską kantynę. Pił tam drinki ze znajomymi oraz grał z nimi w sabaka, lecz robił to dla rozgrywki nigdy nie dla pieniędzy. Pewnego razu tamtejszy bywalec wyzwał go na partyjkę.
- Ej ty młody może się skusisz? – zawadiaka starał się Matthew’a wciągnąć do gry.
- Dobra, ale nie gram dla pieniędzy, tata za to pozbawiłby mnie klejnotów.
- Ty chyba żartujesz!? Zaczniemy od małych sum, co ty na to?
- Już mówiłem.
- No nie bądź banthem! Dawaj tu.
- Nie rzucam słów na wiatr, zjeżdżaj.
- Eh, ci młodzi za grosz honoru.
Po tych słowach coś drgnęło w umyśle Mando’a. Szuler uderzył w czuły punkt.
- Zmiana planów, pokażę ci jak grać – Matthew zasiadł przy stoliku.
Partia była zacięta. Początkowo na stole lądowały małe sumy kredytów. Później elementy ekwipunku od cyfronotesów po blastery. Na puli wylądował również medalion. Chłopak raz zyskiwał, raz tracił postawione przedmioty, lecz cały czas pozostawał w grze. W końcu doszło do tego, że przeciwnik, wydawało by się, nie ma już nic do zaoferowania. Nagle jednak z ponurą miną stwierdził:
- Stawiam mojego Z-95 HeadHunter’a.
Wśród widzów przebiegł cichy szum. Nadszedł czas by sprawdzić karty i…. Matthew wygrał!
Zwycięzca niezmiernie uradowany aż skoczył z radości. Dziwne wydawało się jedynie to, że przegrany nie wydawał się zbyt zrozpaczony po utracie statku. Na to jednak nowy właściciel nie zwrócił najmniejszej uwagi. Postanowił od razu obejrzeć swoją nagrodę. Gdy zadowolony dotarł do celu zauważył kliku typów kręcących się wokół patrolowca. Łącznie było ich pięciu. Dwóch z nich zajmowało się spisywaniem jakiś informacji, prawdopodobnie dotyczących maszyny, reszta zwiedzała jego wnętrze. Matthew ruszył w ich stronę.
- Co wy tu robicie? To mój statek! – stwierdził oburzony – uczciwie go wygrałem!
- No to można powiedzieć, że masz nieszczęście w szczęściu! – odparł jeden z drabów przy uradowanych minach pozostałych – Udało ci się wygrać statek, który zostanie zabrany za spore długi.
- Nie interesują mnie wasze pieprzone zadłużenia! – krew coraz szybciej buzowała w Mando’a – Zgłoście się do poprzedniego właściciela. Ten właśnie zalewa smutki w miejscowej kantynie, a od statku wara!
- Oj, niestety zamiast obić mu mordę, wolimy przywłaszczyć sobie jego, widać były już statek, tak więc lepiej spieprzaj gówniarzu.
Matthew w przypływie gniewu zaatakował rozmówcę. Prawym sierpowym postarał się o nowy wygląd dla jego twarzy. Kopniakiem w kolano i potężnym hakiem uśpił delikwenta obok. Jednak bandyci mieli przewagę liczebną i nieszczęsny atakujący szybko zawiązał bliższą znajomość z tutejszą ziemią. Zrozpaczony i poobijany wrócił do domu. Zdenerwowany wyjaśnił całą sytuację ojcu. Ten rzekł tylko:
- W niektórych sytuacjach atak frontalny jest przejawem idiotyzmu. Mądry napastnik umie wykorzystać też cienie.
Chłopak, choć trochę obrażony ze względu na pierwszą część wypowiedzi, zrozumiał jednak, co Mork ma na myśli. Tej nocy ojciec nie wymagał uczestnictwa w lekcjach. Matthew założył cały swój ekwipunek, i ruszył na odbicie swojej zdobyczy. Wcześniej dowiedział się, że statek został zaciągnięty na miejsce jednego z lądowisk. Wśliznął się do hangaru i skrył za pobliskimi ładunkami. Dostrzegł 5 znanych mu już delikwentów. „Gdzie jest mój statek? Może go przenieśli, ale dlaczego oni nadal tu są? Grzecznie się ich spytam.” Gdy nadarzyła się odpowiednia chwila, zaszedł jednego z drabów od tyłu. W ciszy rozległ się tylko trzask łamanego karku. Kolejnego spotkał podobny los. Dwaj pozostali poczuli jak to jest mieć roztapianą twarz za pośrednictwem pocisku z blastera. Matthew złapał ostatniego bandytę, z jeszcze niezagojoną szczęką. Pertraktując w trochę ostrzejszy sposób, zdobył interesujące go informacje.
- Aaaaa!! Jak mofleś odsiąść mi dloń!?
- Wierz mi byłem bardzo litościwy. Równie dobrze mogłem wysłać cię na herbatkę do mojego ojca. A teraz mów, bo nie skończy się na ręce.
- Stahek już zdą…zdązyliśmy s..sprzedaś, nie das ra..rady dogoniś kupsa. Mas pieniąse, to była n…nasa cęść po zleseniu!
W ręce Matthiasa wpadła ładna sumka, wynosząca 20 tysięcy kredytów. Delikwent swoją przygodę ze ściąganiem długów zakończył z odciętą dłonią i językiem. Po tej akcji Mando’a poczuł, że oprócz pieniędzy coś jeszcze do niego wróciło – stracony honor.
Razem z ojcem ruszał na akcje, aby zarobić na swój wymarzony statek. Podejmowali się różnych zleceń. Polowania na najdziksze stwory jak i nie wiele różniących się od nich piratów i przestępców, ściąganie długów, ciche likwidacje, niszczenie i przejmowanie statków i wiele innych zleceń, w których Matthew brał udział. W końcu jednak za pomocą zarobionych pieniędzy i drobnej zapomogi od rodziców kupił swój pierwszy statek – patrolowiec typu Firespray 31, za którego zapłacił 55 tysięcy w stanie używanym. Postanowił, więc opuścić rodzinny domu i ruszyć w pogoń za przygodą. Nie wiedział gdzie ruszyć, lecz jednak nasunęła mu się pewna myśl. „Może uda mi się znaleźć mojego biologicznego ojca? Tylko czy on jeszcze żyje? Ze znanych mi adoptowanych Mandalorian prawie wszyscy stracili swoje prawdziwe rodziny. Może tata nie chciał mnie tym nie pokoić?” Jego pierwszym celem były więc okoliczne miasta planety Wayland. Tam jednak nie dowiedział się nic więcej od tego, co aktualnie wiedział, lecz jedna z pogłosek kazała mu ruszyć w okolice Shusugaunt, gdzie miał znaleźć człowieka, który mógł by mu pomóc. Na miejscu jednak został zaatakowany przez bandę piratów, którzy jednak mieli znaczną przewagę liczebną. Być może wpadł w zastawioną pułapkę, lecz nie zastanawiał się nad tym długo. Szybko reagując skorzystał z dostępnego arsenału i zniszczył jeden z myśliwców wroga. Następnie przełączył większość mocy na przednie osłony i wleciał prosto przez zbiorowisko wroga. Potem już jak najszybciej chciał włączyć hipernapęd i znaleźć się z dala od agresorów. Popełnił jednak błąd – nie ustawił dokładnych koordynatów. Błąd ten mógł go zabić, mógł trafić w cień masy, ewentualnie gwiazdę jakiegoś układu. Jednak los zadecydował inaczej. Trafił w trasę imperialnego krążownika. Początkowo zaskoczony, jak najszybciej odpalił silniki by ominąć statek, następnie jak najszybciej wskoczył w nadprzestrzeń. Manewr na szczęście się udał, ale po potyczce z piratami nie obyło się bez większych uszkodzeń. Po tej przygodzie aktualnie dał sobie spokój z poszukiwaniem ojca.
Postanowił ruszyć do Zordo’s Haven. Tam też naprawil swój statek oraz nawiązał interesującą znajomość z niejakim Romeo. Zaczęło się w dość oryginalny sposób. Mianowicie Łowca nagród dostał na niego zlecenie od jednego z pomniejszych dilerów. Obserwując Zeltrona, dowiedział się o nim paru ciekawych rzeczy. „Przydałby się czasem taki typek”. W końcu złapał narkomana w jednej z uliczek. Nie chciał jednak ustrzelić go na miejscu. Chciał go przetestować. Nawiązała się walka, w której żaden nie zdobywał przewagi. W końcu jednak obaj stwierdzili, że nie ma to większego sensu, a współpraca dałaby więcej korzyści. Uznali więc, że aby przypieczętować nową znajomość upolują zleceniodawcę zabójstwa. Romeo postarał się o to, aby diler wybiegł z klubu w pogoni za nim. Gdy delikwent tylko przekroczył próg klubu, padł, trafiony na wysokości karku przez bliżej nieokreślonego strzelca. Jak się okazało Apollo był przydatnym kompanem ze względu na jego umiejętności wyciągania ofiar tam, gdzie Matthew tego chciał. Ponad to dokładał starań, aby wyprowadzić ich z równowagi. Po kolejnych wyprawach los doprowadził go do Aargau, jednej z planet Światów Jądra. Trafił na ciekawą ofertę jednego z tych burżuazyjnych chłoptasiów, za którymi nie przepadał, niejakiego Danta Vana. Zgodnie ze złożoną propozycja dostarczył osobnika na Tatooine. W czasie podróży okazało się, że on również był znajomkiem wcześniej już poznanego Romea. Po kilku miesiącach chłopak zgłosił się do Mandalorianina z prośbą o uczestnictwo w jednym z jego zleceń. Matthew stwierdził, że może wykorzystać potencjał Twi’leka w postaci mięsa armatniego. Podczas tej akcji towarzysz rzekomo zabił swojego pierwszego człowieka, przy czym zresztą Skirata nie krył zdziwienia.
Aktualnie w czasie przerwy między zleceniami Łowca nagród zawitał do jednej z kantyn na Tatooine. Spotkał tam już wcześniej poznanych kompanów – Romea i Danta Vana. „Mandalorianin, Zeltron i Twi’lek spotkali się w kantynie. Hymm, można by o tym układać kawały”. Myśl sama narzuciła się Matthew’owi.
Postacie graczy: Alex Zafist i Romeo Zdradov zostały użyte za zgodą twórców.