Content

Karty odrzucone

Stratis Krein

Stratis Krein

Postprzez Gość » 13 Kwi 2015, o 17:46

Name: Stratis Krein
Date: Monday 13-Apr-15 15:13:35 GMT
Subject: Stratis Krein

Has entered the following message into the contact form:
1. Nazwa postaci: Stratis Krein

2. Rasa:Człowiek

3. Profesja: Krein jest młodym łowcą nagród, który chwyta się niemal każdego, dobrze płatnego zadania. Nie należy do żadnej gildii, więc ma duże pole do popisu co pozwala mu bez skrupułów współpracować niemal z każdym kto będzie miał na tyle głęboką kieszeń by go zadowolić.

4. Data i miejsce urodzenia: 21BBY, Dantooine

5. Usposobienie (ukryte przed resztą graczy): Stratis Krein to typ twardego chaakara, który za nic ma obowiązujące zakazy i nakazy. Sam sobie wyznacza granice i jednocześnie próbuje je pokonywać by dążyć w całym swoim fachu do perfekcji. Mężczyzna wychowywał się wśród Mandalorian zatem doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak trudnym rzemiosłem jest wojaczka. W całej tej otoczce, która sprawia wrażenie jakoby Krein był postacią niedostępną, można znaleźć luki wyraźnie pokazujące, że nie unika kontaktów. Mężczyzna uwielbia żartować i wylewać swoje ogromne pokłady poczucia humoru zarażając wszystkich dookoła śmiechem. Prócz tego jest uważnym słuchaczem bo doświadczenie już parę razy pokazało, że to co się usłyszy można później wykorzystać, nie ważne czy Toś zdradził Ci to po głębokim kieliszku w kantynie, czy po prostu drogą szczerych wyznań. Mimo wszystko ze Stratisem nie należy, a wręcz nie można negocjować podczas gdy ten wykonuje zadanie, potrafi kroczyć do wyznaczonego celu choć by po trupach. Czasami łowca nagród wpada w pewnego rodzaju załamania nastrojów co może przynieść różne skutki. Czasami mężczyzna potrafi zbesztać i zrównać z ziemią najbliższe mu osoby, po czym przez kilka dni przeprasza je i sam się przeklina. Innym zaś razem może zamykać się godzinami w pokoju nie odzywając się zupełnie do nikogo. Przebywając w takiej samotni Krein zazwyczaj ćwiczy kontrolę pewnej (jak on to nazywa) umiejętności, która wśród łowców nagród jest raczej ewenementem. Stratis nie ma rodziny, a co za tym idzie nigdy sam szczerze nie kochał. Rodzina, która go wychowała nigdy nie była dla niego kimś na tyle bliskim by otwarcie obdarzyć ich uczuciem to też mężczyzna nie bardzo wie jak podchodzić do tego typu spraw. Często widząc olśniewającą nieznajomą chciał by spróbować szczęścia, ale nie wie nawet od czego zacząć. Gdyby ktoś przyłapał Kreina w takiej sytuacji, ciężko było by stwierdzić, że ten mężczyzna jest bezwzględnym łowcą nagród. Raczej można by powiedzieć, że jest zagubionym chłopakiem szukającym miłości w całej galaktyce, jak ona długa i szeroka. Jak na nieszczęście Stratisa, jest on obiektem westchnień wielu jednostek płci przeciwnej. Jego nieprzeciętna uroda mogła by być już istną legendą gdyby tylko mężczyzna bardziej rozwinął swoje umiejętności uwodzenia.

6. Wygląd:Jakże wyglądać może obiekt pożądania wielu kobiet? Z pewnością całkowicie odmiennie od reszty społeczeństwa. Takeda włosy ma koloru czarnego, są one wściekle postrzępione co wprowadza pewnego rodzaju nieład twórczy. Tors zawsze okryty jest białą koszulką na ramiączkach, a co ważne, nieco potarganą tak by klatka piersiowa była w sposób oczywisty eksponowana. Mimo wszystko Krein nie jest górą mięsa, jego sylwetka to okaz doskonałości męskiej rzeźby. Na myśli mam tutaj idealnie dobrane proporcje wagi co do wzrostu, a wszystko ubite i wyrzeźbione latami wojaczki i ciężkich ćwiczeń. Od pasa w dół Takeda przyodziany jest w czarne, materialne spodnie. Praktycznie zawsze są one ubrudzone jakimś smarem czy innego rodzaju specyfikiem. Twarz Stratisa jest lekko blada, ale zmienia się to gdy nadchodzi czas walki czy innych ważnych w jego życiu zdarzeń. Gdyby spojrzeć to na pierwszy rzut oka Stratis Krein wygląda jak osiemnastolatek wchodzący dopiero co w dorosły świat. Mimo tego iż jest wojownikiem niemal od najmłodszych lat swojego życia, to nie widać na jego ciele żadnych śladów walki, wielu mówi, że jest to spowodowane tym iż nigdy jeszcze nie dał się zranić swojemu przeciwnikowi.
Ubiór zawodowy ( : D): Stratis Krein jak każdy szanujący się Mandalorianin nosi beskar’gam o szaro czerwonym zabarwieniu. Każdy element pancerza idealnie przylega i pasuje do reszty co wygląda jak pełna i uszczelniona zbroja. Hełm ma metaliczny odcień, a wizjer wygląda jak nieco nagięta litera Y o czerwonym zabarwieniu szkła. Pod zbroją Stratis nosi specjalny czarny kombinezon odporny na ogień co wiele razy pozwoliło mu uniknąć paskudnych oparzeń ciała. Biodra okala skórzany pas gdzie znajdują się podstawowe bronie, ampułki z bactą czy inne niespodzianki, które Statis Krein lubi aplikować swoim ofiarą. Jednak najciekawszą rzeczą która znajduje się przy pasie jest cylindryczny kształt, którego nie da się pomylić absolutnie z niczym. Owym kształtem jest miecz świetlny,którego podobno mężczyzna nawet używa.

7. Umiejętności (ukryte przed resztą graczy): Stratis Krein jak każda istota żywa ma swoje wady i zalety, te pierwsze na okrągło stara się zwalczać by dążyć do doskonałości, a te drugie zaś wykorzystywać w jak najlepszy sposób. Największym atutem mężczyzny jest umiejętność odnajdywania się w sytuacji i szybkiego reagowania, niektórzy uważają, że mężczyzna ma wszczepiony jakiś stymulant czy też wrodzony 6 zmysł, a może to po prostu szczęście? Idąc dalej nie sposób pominąć jego wybornych umiejętności strzeleckich, potrafi mistrzowsko obsługiwać zarówno wszelkiego rodzaju karabiny snajperskie, jak i laserowe „szybkostrzały”. Nieco gorzej radzi sobie z materiałami wybuchowymi, co wynika z tego, ze woli swoją robotę wykonywać po cichu (co zresztą rzadko kiedy mu się udaje).Krein jak na wojownika jest niezwykle inteligentny, potrafi szybko poskładać do kupy otrzymane informację i zanalizować je na miejscu, od dziecka interesował się elektroniką, więc komputery i zabezpieczenia nie są dla niego problemem. Czasami żeby zdobyć jakieś informacje nie musi się nawet ruszać z fotela swojego wygodnego statku. Prócz tego jest całkiem niezłym pilotem i negocjatorem.

8. Ekwipunek (ukryte przed resztą graczy): Mandaloriański beskar’gam, nóż, karabin blasterowy BlasTech E-11, Cyfronotes,Komunikator,próbniki komputerowe, karabin snajperski, bsekarowe ostrze, miecz świetlny

9. Widoczny ekwipunek: Beskar'gam

10. Majątek (ukryte przed resztą graczy):

11. Historia (ukryte przed resztą graczy):

Dantooine – 21 BBY


-Ogień zaporowy na prawą flankę, Krein i Zolt ruszacie na mój znak. – głos dowódcy operacji niósł się po polu walki podnosząc morale niemal każdego mandalorianina, który brał udział w operacji. W zasadzie nie wiedzieli czemu Mandalorowi tak bardzo zależało na jej spopieleniu. Nie mniej królowie wojaczki już dobrze wiedzieli jak się o to zatroszczyć. Ibris Krein i Tark Zolt ruszyli gdy tylko dostali znak, ogień zaporowy stosowany przez ich ziomków dał czas by sprawnie przemieścili się z polowego centrum dowodzenia do małego skupiska domów kilkadziesiąt metrów dalej. Krein przywarł do jednego z nich plecami i ustawił swój E-11 pionowo. Chwilę później zjawił się przy nim Zolt zezując na prawo i lewo czy aby na pewno są bezpieczni.
-Shab… wieśniaki, ale jakoś dobrze uzbrojeni. Śmierdzi mi to na odległość. – mruknął niepocieszony Zabrak wciąż zezując nerwowo na prawo i lewo. Ibris spojrzał na niego z wyrzutem i grzmotnął pięścią w jego pancerz.
-Weź się w garść ner’vod… i zacznij w końcu nosić kubeł bo kiedyś odstrzelą ci ten twój pusty łeb. Bierzesz lewą stronę, a ja prawą. Załatwmy to na tyle szybko żeby potem nie lamentować nad tym kogo ustrzeliliśmy. – Zolt spojrzał nieco nieprzytomnym wzrokiem na swojego kamrata i pokręcił przez chwilę głową z niedowierzaniem.
-Poważnie chcesz ich wszystkich odstrzelić? Przecież to wioska , ludzie pozamykali się w środku, są bezbronni. Nie możemy ich od tak zabić. – Ibris Krein wzruszył jedynie ramionami i odchylił się nieco w prawą stronę, by zobaczyć czy ma czystą drogę.
-Rozkazy to rozkazy Tar’ika. My jako Mandalorianie musimy je wykonać. Oya, ruszamy! – nie patrząc na reakcję brata mężczyzna wystartował przed siebie i kryjąc się z kolejnymi lukami rozpoczął ostrzał. Widać nie wszyscy zdołali się schronić w domach. Niektórzy zbierali jeszcze dobytek swojego życia biegając nerwowo między uliczkami. Krein nie czekał, nacisnął spust i ustrzelił pierwszą kobietę. Na oko mogła mieć ze 30 lat, upadła na ziemię upuszczając kosz, który niosła w ręce. Dalej była już tylko rutyna, kolejne strzały kładły na ziemię bogu winnych mieszkańców.
-*Parszywy z ciebie Shabuir…* – pomyślał Krein zaciskając na chwilę powieki.

***


Kilkadziesiąt minut później było już po wszystkim. Ibris i Tark rozmawiali z dowódcą pośród wymordowanego miasteczka wskazując mu obszary, które zdołali już przeszukać. Zbierali wszystko co mogło im się przydać, nie mieli jakoś specjalnie wysokiego budżetu planetarnego, więc trzeba było sobie radzić. Pozostało jeszcze kilka budynków do przeszukania, więc robotę tę dowódca nakazał dokończyć Kreinowi i Zoltowi. Mężczyźni nie protestowali, ruszyli przed siebie rozmawiając o całek ł akcji już na trzeźwo. W pewnym momencie, z drzwi jednego z domów doszedł ich płacz. Zdecydowanie należał on do małego dziecka, które wręcz zanosiło się ze strachu. Zolt, który wyzbył się już wszelkich skrupułów wyważył drzwi prostym kopnięciem i wpadł do środka. Krein wszedł tuż za nim i usłyszał, jak jego kompan oddaje da strzały. Mimo wszystko płacz dziecka nie ucichł. Na podłodze leżeli kobieta i mężczyzna, musieli być rodzicami malca, a oprawcą został Zabrak… parszywe życie.
-Popatrz Krein co teraz zrobię. Mówiłeś, że muszę się wziąć w garść i się wziąłem. Sprzątnę tego malca tak jak sprzątnąłem jego rodziców i innych mieszkańców tej planetki. – Zolt przeładował baterię i wymierzył w malca. Dziecko przestało płakać, patrzyło teraz szklistymi oczyma na Kreina jak gdyby chciało mu coś przekazać. Mandalorianin zamyślił się na chwilę, a później już coś w nim pękło. Odsunął lufę karabinu Zabraka i podszedł do malca, po czym wziął go na ręce.
-Oszalałeś Krein!? Mieliśmy zlikwidować wszystkich, nie weźmiesz go ze sobą, mam zamiar wykonać zadanie. Ty wymię kasz, ty, który tyle prawił mi o naszym zawodzie! – Zabrak krzyczał już niezwykle głośno, Ibris odłożył malca na miejsce i pogładził jego główkę.
-Niektóre rzeczy nigdy nie zostały by nam wybaczone, to właśnie dlatego zabieram malca ze sobą, zostanie moim synem, będzie Mandalorianinem. – Zabrak nie wytrzymał, prychnął tylko i rzucił się na Kreina chcąc go uderzyć kolbą karabinu. Ibris zwinnie zanurkował i wyjął zza pasa nóż, który gładko przejechał po szyi Zolta. Trysnęła krewi mężczyzna upuścił swój E-11 charcząc i śliniąc się. Zaraz potem w konwulsjach upadł z szeroko otwartymi oczyma.
-A mówiłem ci ty stary chaakarze, że któregoś dnia odbije ci się to twoje ignorowanie kubła. Nadszedł ten dzień… – mruknął żołnierz i znów wziął malca na ręce.
-Chodź mały, lecimy do domu, na Mandalorę. – chłopczyk spojrzał poważnie na mężczyznę i uniósł zaciśniętą pięść do góry (chodź mogło być to dziełem przypadku).
-Bu! Bu! – zawyrokował dzielnie.

Mandalora – 16 BBY


Mały chłopczyk o kruczoczarnych włosach biegł zawzięcie po szczerym polu. Przed nim biegła inna postać wysokiego mężczyzny o ostrych rysach twarzy. Nie zwracał on uwagi na próby spowolnienia tempa czy prośby o zrobienie krótkiego postoju.
-Buir, Buir! Tylko chwilkę, proszę! Nie mam już siły! – krzyczał chłopczyk potykając się o własne nogi, ale mimo to biegł, nie śmiał się zatrzymać bez pozwolenia. Mężczyzna biegnący przed nim pozostał niewzruszony, przyspieszył tempa zmuszając syna do jeszcze większego wysiłku co dla tak młodego i niewydajnego organizmu mogło się skończyć tragicznie.
-Ja już nie mam siły, muszę się zatrzymać! Proszę! – krzyknął Stratis łapiąc oddech jak tylko mógł. Ojciec obrócił twarz i nie zaprzestając biegu warknął.
-Udessi Strat’ika. To co mówisz to kawał osik! Oczywiście, że możesz biec. Masz siłę, tylko wmawiasz sobie co innego i dlatego jesteś słaby, to powód, który sprawia, że nie możesz utrzymać tempa. Musisz sobie wmówić, że potrafisz. Zobaczysz, że zadziała. – Stratis spojrzał na swojego ojca z wyrzutem, ale nie odezwał się. Uwaga uraziła młodego Mando do tego stopnia, że sam przyspieszył tempa i mimo, że czuł potężne kłucie w klatce piersiowej, to nie zwolnił już do samego końca. Był Mando, a to do czegoś zobowiązywało. Ojciec szkolił go już od roku, być może było to zbyt wcześnie nawet jak na Mandalorian, ale widocznie musiał upatrywać w tym jakiś cel. Oboje dotarli do domu dwie godziny później. Ojciec był zmęczony, ale Stratis wiedział, że nie pokaże tego po sobie. Przeszli do obszernego pomieszczenia składowego, a Buir rzucił mu sporej wielkości mandaloriański nóż.
-Dalej, atakuj. Przypomnij sobie wszystkie podstawy jakich cię nauczyłem. Jeśli dobrze ci pójdzie, kupimy trochę słodyczy w Keldabe. – Stratis złapał ostrze nieco pewniej i zamachnął się na ojca. Ten jedynie odsunął się w bok, a malec runął na ziemię. Podniósł się jednak szybko i pchnął w okolicę brzucha. Ibris odskoczył i zbił ostrze malca w dół. Malec nie wypuścił go z rąk, wręcz przeciwnie zanurkował pod nogi ojca i ciął zbroję w okolicach kostki tak, że poleciało kilka iskier. Ibris Krein zamrugał zdezorientowany, a zaraz potem uśmiechnął się szeroko.
-Widzę, że wykorzystujesz swoje gabaryty do niecnych zagrywek ad’ika. Nie będę cię już dzisiaj męczył, chodź kupimy parę smakołyków. – Stratis jednak nie odłożył noża, schował go za swój mały pas i chwycił ojca za rękę. Wiedział już kim chce być w przyszłości i nawet jeśli nie darzył ojca i matki miłością, to wiedział, że będzie taki jak oni.

Mandalora – 11 BBY


Stratis Krein stał na ciasnej arenie. W ręce miał tylko nóż, a jego ciało okalał płytki Beska-gam. Patrzył w oczy swojemu przeciwnikowi, mógł mieć ze 12 lat, więc tylko rok starszy od niego. Dziecięce bitwy na arenach cieszyły się niezwykłą popularnością, a dla samych dzieci były zaszczytem bo mogły one pokazać jak dobrze wyszkolili ich ojcowie. Ibris, buir chłopaka stał tuż przy arenie i uśmiechał się szeroko. Wiedział, że syn nie musi mu udowadniać nic więcej, mierzył się teraz o prawo walki w finale z ubiegłorocznym triumfatorem. Zaszedł już niezwykle daleko, ale chciał więcej i przede wszystkim wiedział, że może więcej. Zapaliło się zielone światło i obaj ruszyli na siebie. Stratis zanurkował pod poprzeczny cios wyprowadzony przez przeciwnika i grzmotnął go pięścią pod żebro. Oponent stęknął, ale zdołał uskoczyć przed drugim ciosem, który mógł by już być śmiertelny gdyby ostrze dotarło do celu. Widownia zawyła z zachwytu i nagrodziła Kreina brawami. Chłopak nie zamierzał czekać, zrobił wypad do przodu i pchnął krótkim ostrzem na klatkę piersiową, przeciwnik odchylił się w tył ile mógł, a wtedy Stratis przykucnął i podciął mu nogę. Chłopak zwalił się na ziemię, a Krein wbił nóż w okolicę pachwiny. Widownia znów wzniosła wiwat na część młodziana, ale ten nie reagował na takie zachęty. Był zbyt wyrachowany mimo swego wieku by ulec emocją. Oddalił się i pozwolił wstać przeciwnikowi. Widać było, ze z raną nie może się już tak sprawnie poruszać, ale mimo to zaatakował kilka razy. Krein sprawnie uniknął tych ciosów i zamarkował kopnięcie, po czym wyprowadził cios pięścią w twarz. Oponent nie zdążył się wyratować i po uderzeniu upadł na ziemię tracąc przytomność, tym samym chłopak został zwycięzcą. Powolnym krokiem zszedł do pomieszczeń medycznych, gdzie jedynie odkaził skórę. Ibris czekał już na niego.
-Chłopcze, dziś pokazałeś, że jesteś wspaniałym Mando w tak młodym wieku. Jestem z ciebie dumny, nie wiedziałem, że aż tak się rozwiniesz przez te wszystkie lata. Mimo wszystko podjąłem decyzję, że nie będziesz walczył w finale. – chłopak drgnął lekko, nie spodziewał się takiej decyzji ojca. Mimo wszystko nie sprzeciwił się, kiwnął jedynie głową i odpowiedział.
-Jak sobie życzysz buir, to twoja decyzja. Ja zrobiłem wszystko co chciałem, nic nie musze udowadniać. – Ibris uśmiechnął się i poklepał chłopaka po ramieniu.
-Chodź, mam dla ciebie jeszcze pewną niespodziankę. – gdy wyszli z terenów Areny na ulicach Keldabe panował duży ruch. Mimo to chłopak od razu dostrzegł swój prezent, niedaleko stała jego matka, a zaraz obok pełen beskar’gam o niebieskim zabarwieniu. Podarowanie mu przez ojca czegoś takiego oznaczało, że ten akceptuje go jako pełnoprawnego Mando. Chłopak spojrzał na ojca i matkę, a później pobiegł by ubrać się w swój pancerz. Ibris zaśmiał się i teatralnie nagrodził go oklaskami.
-No no Strat’ika! Teraz wyglądasz na 2 lata starszego! Beskar’gam pasuje do ciebie jak do nikogo innego, będziesz wielkim wojownikiem ad’ika, jestem tego pewien! – Stratis też to wiedział, zawsze coś pomagało mu podczas walki… pewnie to szczęście, zawsze podpowiadało mu w stresowych sytuacjach co powinien zrobić.
-Dziękuje buir.

Taris – 6 BBY


Grupa uderzeniowa Mandalorian wdarła się bezpardonowo do centrum dowodzenia systemami zbrojeniowymi Taris. Na czele grupy kroczyły dwie postacie, jedna w czerwono szarym pancerzu, a druga w zielono czarnym. Zaraz za nimi weszła reszta grupy. Na oko było ich może dziesięciu. Ochrona stacji otworzyła natychmiastowo ogień, ale Mandaloriańscy wojownicy byli na to przygotowani. Mężczyzna zielono czarnej zbroi wskazał kierunek.
-Stratis, zajmij się systemami uzbrojenia. Im mniej wieżyczek będzie nam zawracało głowę tym lepiej. My zatrzymamy tu tych natrętnych shabuirów. – Stratis kiwnął głową i rzucił się do przeciwległego wejścia. Wtaczając się wykonał przewrót w przód i niemal natychmiast ustrzelił dwóch ochroniarzy, którzy nawet nie zdołali zareagować. Trzymając nisko głowę nastolatek dopadł konsoli i zaczął wstukiwać odpowiednie kody obejścia systemu. Zaraz potem zdjął hełm i podpiął mikroobwód. Po chwili stacja nie miała dla niego żadnych tajemnic, sprawnie dezaktywował wieżyczki bojowe i usłyszał bojowe nawoływania jego ojca „Oya, Mando’ade! Oya! Ruszamy!”. Wiedział już, że zrobił co miał do zrobienia. Założył swój hełm i schował cały sprzęt biegnąc z powrotem do drzwi. Ruszył za resztą swoich ziomków strzelając niemal jak by był w transie. Nie patrzył specjalnie na to, czy ci do których strzela mają w ogóle broń. Nie mogli zostawić zbyt wielu świadków, to zawsze działało na ich niekorzyść.
-Shab, imperialcy nie dali nam zbyt wielu wskazówek. Podobno zakwaterowali go gdzieś we wschodnim bloku, to teoretycznie ten korytarz w prawo, ale wszystkie cele są otwarte, zatem istnieje obawa, że nam zwiał. – mimo iż mieli hełmy, to Stratis wiedział, że jego ojciec się denerwuje bo słyszał jego przyspieszony oddech w komunikatorze. Chłopak wychylił się zza ściany i spojrzał na otwarte cele. Coś podpowiadało mu, że ich cel nadal tam siedzi, tylko próbuje ich zmylić. Cały ten bałagan mógł być jego sprawką.
-Idę Buir, na wszelki wypadek sprawdzę czy wszystko tam jest ładnie wysprzątane. – Ibris chciał zatrzymać syna, ale ten zrobił już pierwszy krok. I wtedy pojawiło się to dziwne uczucie strachu, chłopak odwrócił się i spostrzegł jak białe ostrze miecza świetlnego wbija się w kark członka ich oddziału uderzeniowego. Wszyscy Mando rozpierzchnę li się na boki i otoczyli jedi. Rycerz miał białe włosy do ramion spięte w kitkę, na oko mógł mieć 40 lat i wyglądał na kogoś, kto od dawna mieszkał wśród marginesu społecznego. Stał teraz z zapaloną klingą i omiatał spojrzeniem wszystkich mandalorian.
-Proszę proszę… mandalorianie egzekwujący rozkazy imperium? Dużo wam musieli zapłacić, że zdecydowaliście się podjąć próbę zlikwidowania mnie.
-[i]A może po prostu nikt z imperialnych żołnierzy nie potrafił tego dokonać? My potrafimy, zapewniam cię.
– mruknął Ibris i przeładował baterię. Jedi szarpnął mocą dwoje mandalorian i rzucił nimi w stronę reszty grupy. Kilkoro wpadło na siebie z impetem i polecieli ogłuszeni na dusrtalowe ściany. Stratis nie czekał, zareagował instynktownie. Rzucił się w stronę rycerza i grzmotnął go kolbą karabinu w żebra. Obaj potoczyli się po posadzce i spadli z balkonowej nadbudówki poziom niżej. Krein grzmotnął o posadzkę, ale beskar’gam zdołał przyjąć obrażenia na siebie. Jedi potrząsnął głową i podniósł się, ale chłopak nie zamierzał dać mu czasu na odnalezienie się w sytuacji. Strzelił serią blasterowych błyskawic w przeciwnika. Ten odbił je zgrabnie i zaczął biec po ścianie w jego stronę. Krein strzelał, ale wiedział, że przyjdzie moment w którym będzie musiał przeładować baterię, wtedy też będzie praktycznie bezbronny. Chłopak odrzucił broń na bok i wyciągnął z otworu na plecach wibroostrze. Było ono wykonane z beskaru, zatem nadawało się do walki z jedi. Problem jednak leżał w tym, że chłopak nie był jedi i ciężko będzie mu nadążyć za poczynaniami przeciwnika. Białowłosy uśmiechnął się kpiąco i ciął z góry, Stratis zblokował cios i inteligentnie przetoczył się za plecy przeciwnika. Jedi jednak widać znał tę sztuczkę i od razu cofnął ostrze tnąc na wskroś. Zaskoczony Krein cudem obrócił swoje ostrze i zablokował cios odskakując nieco dalej. Ostrze świetlne nie ważyło nic, natomiast broń z beskaru owszem, i to całkiem sporo. Nie był w stanie tak szybko obracać swoim orężem jak jedi, musiał coś wymyśleć. Wspomagając się mocą przeciwnik jednym susem znalazł się przy Stratisie i wykonał dwa cięcia na krzyż. Krein nie wiedział jak zdołał ich uniknąć, to musiało być to jego wrodzone szczęście o którym krążyły już legendy. Jedi odskoczył na chwilę i przyjrzał się chłopcu z niedowierzaniem w oczach.
-Ty… nie, to jest… – moment zawahania musiał zostać wykorzystany. Chłopak cisnął stronę oponenta nożem, a zaraz potem rozbił w pół dystansu do niego bombę dymną. Usłyszał jak jedi krztusi się i próbuje wydostać z dymu. Młody Mando przestawił swój komunikator na zewnętrzny i postanowił porozmawiać z jedi.
-To nic osobistego, po prostu potrzebujemy kredytów, a że nikt nie potrafił sobie z tobą poradzić… cóż, oto jesteśmy. Zabiłeś jednego z moich vode, a tego się nie przebacza. Jeśli nie ja, to ktoś inny z naszej grupy by cię zlikwidował. – jedi wciąż kasłał w chmurze białego dymu, słychać było jego urywane strzępki słów.
-Nie, ty nic nie rozumiesz! Posłuchaj, jesteś…! – Ale Stratis nie słuchał. Chwycił za swój E-11, przeładował baterię i zalazł chmurę dymu gradem strzałów. Usłyszał przeraźliwy krzyk i głuchy łomot świadczący o tym, ze ciało upadło na durstalową posadzkę. Gdy już dym opadł, ciało białowłosego jedi leżało bez życia na posadzce. Krein przeszukał go i zabrał wszelkie dokumenty i pieniądze. W ostatniej chwili dostrzegł jeszcze zaciśnięty w dłonie cylindryczny kształt. Po chwili namysłu i jego wyciągnął przypinając do pasa. Po chwili usłyszał brawa. Ojciec i jego vode stali klaszcząc i składając mu gratulację, poczuł się dziwnie, jak kilka lat wcześniej na arenie.
-Powiedziałem ci kiedyś synu, że będziesz wielkim wojownikiem… – rzekł Ibris Krein patrząc na syna z podziwem.
-Też to wiedziałem buir, od zawsze. No dobra, a teraz jak to mówią ci jetiise… niech moc będzie z tobą, a kredyty z nami. – cała grupa zaśmiała się zabierając ciało jedi ze sobą. Cóż, przyczynili się do czystki, ale czegóż nie robi się dla kredytów.

Coruscant – 4 ABY


Stratis Krein siedział w jednej z kantyn popijając trunek, którego nazwy nawet nie kojarzył. Czekał tutaj na swojego zleceniodawcę, który podobno miał dla niego całkiem ciekawą ofertę. Cóż, kredyty liczyły się dla niego bardziej niż cokolwiek inne, w końcu nie wyżył by bez nich. Dawno też nie odwiedzał swojego buira, odkąd w wieku 18 lat postanowił zostać łowcą nagród. Postanowił, że kiedyś będzie trzeba przelecieć się na Mandalore, miejsce w którym spędził niemal całe swoje życie, ale to mogło poczekać. Do jego stolika dosiadł się mężczyzna ubrany w czarną koszulę. Spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się przebiegle.
-A więc jesteś łowca nagród…
-Najlepszym. – skwitował twardo mężczyzna i przeszli do interesów.


12. Plotki: Czuły na moc.
Gość
 

Re: Stratis Krein

Postprzez Kelan Navarr » 13 Kwi 2015, o 17:49

http://www.mglawicamocy.pl/viewtopic.php?f=132&t=920
oraz ta sama karta skopiowana już trzy lata temu na Cytadeli:
http://cytadela.eu/viewtopic.php?f=8&t=269

Pomijam już nawet fakt braku jakiejkolwiek znajomości kalendarium forum.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13


Wróć do Karty odrzucone

cron