Gwiżdżąc cicho pod nosem Nidon wparował do knajpy. Szybko się rozejrzał po całym lokalu, a stwierdziwszy że nie widzi nikogo kto miałby go zamiar poszczuć psami i pogonić kijami, po czym usadowił się tuż przy ladzie. Prawie naprzeciw samego barmana.
- Koreliańską. Najlepiej butelkę od razu - rzucił do właściciela, nie starając się nawet ukryć poirytowania które mocno dźwięczało w jego głosie. Nim zamówienie dotarło przed jego nos, zdołał dokładniej przyjrzeć się bywalcom kantyny. Same zakazane gęby, ale kogo innego by się spodziewać w takim miejscu. Nikt nie rzucał się w oczy lecz może trafniej byłoby powiedzieć że każdy rzucał się w oczy w takim sam sposób, co sprawiało że nikt nie wydawał się wystarczająco interesujący w jego oczach. Ostatnie zlecenie otrzymał dawno, ponad miesiąc temu, a kredyty miał taki paskudny zwyczaj kończyć się w nieodpowiedniej chwili. Miejscowe "podatki", opłacone, części i paliwo, zakupione, teraz czekać na jakiegoś najemnika chcącego sprawić sobie unikatową broń. Ale i to trzeba było brać pod uwagę, że ktoś taki się może nie zjawić, i trzeba będzie zarobić na życie jak najzwyczajniejszy w świecie banita - blasterem.
W tej chwili jednak mógł tylko zalewać swoje smutki alkoholem, do czego też z chęcią przystąpił.