przez Leo Resharr » 17 Lip 2011, o 16:49
Młoda twi'lekańska kelnerka zbierała właśnie pojedyncze, pozostawione przez nielicznych jeszcze klientów kubki, gdy drzwi do kantyny, obok których przechodziła, rozsunęły się z cichym sykiem. Spojrzała przez ramię na gościa i pierwsze wrażenie sprawiło, że cicho pisnęła i wypuściła tackę z ręki. Wkraczający do środka wyglądał jak włochata bestia przebrana za człowieka i choć kręciły się tutaj różne szumowiny z całej galaktyki, takiego czegoś jeszcze nie widziała. Obcy schylił się i zręcznie zebrał wszystkie kubki i położył na tackę, którą podał kelnerce. Zaraz potem wykonał paskudny grymas szczerząc kły i warknął:
- Proszę bardzo. - przestraszona kelnerka wzięła szybko tackę i uciekła w głąb sali.
Leo zamyślił się chwilę i zanotował w głowie: Zapamiętać: Nie próbować uśmiechać się jak ludzie - to nie wychodzi. Zaraz spróbował trochę rozluźnić mięśnie wokół oczu, żeby jego spojrzenie wyglądało choć trochę bardziej przyjaźnie i ruszył dziarsko do baru.
Usiadł pewnie na jednym z podwyższonych krzeseł przy jednym z mniej popularnych pośród pięciu barów i zaraz przy nim znalazł się urzędujący tego popołudnia barman.
- Co podać? - wysapał gospodarz zwracając świdrujące oczka na przybysza.
- Na razie szklankę czegoś słodkiego i... - Leo urwał, szukając odpowiednich słów - jakąś opowieść. Myślę, że powinieneś znać takich wiele, skoro pracujesz w takim miejscu.
Barman spojrzał na Cathar'a ze zdziwieniem, zastanawiając się, czy głupi, czy po prostu nowicjusz.
- Informacja kosztuje - powiedział, przygotowując słabego drinka.
- Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś - charkotliwie powiedział gość - nie interesują mnie informacje... Poszukuję opowieści. Anegdoty. Historyjki z życia wziętej.
Barman wzruszył ramionami.
- Wybacz kolego, jestem barmanem, a nie bajarzem.
Leo milcząc wziął do ręki podanego drinka. Upił łyczek i mruknął z zadowoleniem. Spojrzał swoimi ciepłymi pomarańczowymi ślepiami na rozmówcę.
- Ciekawy dobór słów, jak na barmana. Bajarz... Niezbyt często słyszy się takie słowo, szczególnie w takim miejscu.
Gospodarz wzdrygnął się i spojrzał jeszcze bardziej podejrzliwie. Gość zaczynał go irytować i jednocześnie... fascynować.
- Pochodzę z ludu, który bardzo sobie ceni takich bajarzy. Skończyłeś już z tym przesłuchaniem?
- Proszę, opowiedz mi o swoim ludzie! - warknął Leo, wyciągając cyfronotes. Nie było groźby w jego głosie, a raczej zaciekawienie.
- A co Cię to obchodzi, kociaku? - z uśmieszkiem odpowiedział barman, spoglądając tylko, czy nie pojawiają się nowi goście. Było jednak nadal popołudnie, więc klienci jeszcze nie zaczęli się pojawiać.
- Po prostu lubię słuchać. Jestem pewien, że historia Twojego ludu mi się spodoba. I może kiedyś, jeśli tylko się zgodzisz, opowiem ją kiedyś komuś innemu.
Barman rozpromienił się wyraźnie. Taki klient to miła odmiana, nigdy bowiem nie spotkał nikogo, kto prosiłby o coś tak niecodziennego. Jednocześnie, czuł dumę ze swojego pochodzenia i nie widział problemu w tym, aby opowiedzieć temu dziwnemu Catharowi kilka historyjek.
Klienci, którzy z kolejnymi godzinami zaczęli się pojawiać w knajpie, zauważyli, że przy jednym z barów siedział cały czas dziwny gość, cały futrzasty, z przejęciem opowiadający coś zasłuchanymi w jego historyjkach barmanowi i młodej kelnerce. Czasem, któryś podszedł bliżej, żeby posłuchać. Kiedy wracał do stołu, wracał z myślą w głowie "co wydarzyło się dalej?"
"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."